Bezdroża nowej herezji.doc

(41 KB) Pobierz
Bezdroża nowej herezji

Bezdroża nowej herezji

Jeden z naszych największych krytyków literackich Jan Emil Skiwski wyraził kiedyś bardzo intrygującą myśl na temat filozofii Fryderyka Nietzschego. Skiwski analizując pisarstwo niemieckiego ateusza stwierdził, iż gdyby nie duch protestancki, który ukształtował spojrzenie Nietzchego na całe chrześcijaństwo, przeszedłby on może do historii jako jeden z największych apologetów wiary katolickiej mogący równać się nawet z de Maistre'm czy Donoso Cortes'em. Wydaje się, że to dość mocna i ryzykowna opinia o filozfie, który głosił publicznie światu bluzniercze "Gott ist tot". Skiwski jednak pisze: "właśnie formalizm katolicki, tkwiące w nim poczucie potrzeby dyscyplinowania życia duchowego, rezerwa w stosunku do sentymentalizmu religijnego, mocny instynkt polityczny - mógłby, gdyby Nietzsche zetknął się bliżej ze światem katolickim, wywrzeć decydujący wpływ na jego filozofię". Jest to niezwykle trafna myśl. Nietzsche znał chrześcijaństwo i budował o nim swoją opinię jedynie na podstawie doświadczeń ze swojej protestanckiej ojczyzny i obserwacji życia swoich protestanckich rodziców. Ponieważ nie zetknął się z Prawdą lecz z czystą i ohydną herezją widział w chrześcijaństwie słabość i tchórzliwy sentymentalizm. Niestety, dziś pod wpływem modernizmu, który przeniknął po II soborze watykańskim w mury Kościoła katolickiego wielu wartościowych ludzi prawicy, popada w dokładnie tą samą pułapkę co Nietzsche. Nie poznawszy gruntownie podstaw naszej świętej Wiary, nauki Katechizmu, starych papieskich encyklik zaczynają patrzeć na Kościół przez pryzmat dominującego dziś progresizmu, który jak najbardziej słusznie wydaje się im wstrętny, pełen sprzeczności oraz obrzydliwie sentymentalny i uczuciowy. Nieszczęsną jednak tego konsekwencją jest, że coraz mocniej zaczynają dystansować się od Wiary katolickiej, porzucają życie sakramentalne, regularną modlitwę i uczestnictwo w Ofierze Mszy świętej. Przyczyna tego tkwi właśnie w tych samych zródłach dla których znamy dziś filozofię Nietzschego jako jeden bezlitosny atak na Pana Boga. Modernizm jest bowiem niczym innym jak próbą sprotestantyzowania Kościoła katolickiego. Jego grot zawiera tą samą truciznę w wyniku której niemiecki filozof widział w chrześcijaństwie jednynie kult słabości i chory sentymentalizm. Modernizm angażuje w sferze wiary człowieka jedynie wolę odrzucając rozum. Rozum odrzuca ponieważ przy poznaniu rozumowym wiary cały modernizm traci sens i widać w nim jedynie same sprzeczności. Dlatego też moderniści koncetrują się i sprowadzają wiarę do uczuć, sentymentów bez jakiegokolwiek zaangażowania intelektualnego.

Warto więc bliżej zatrzymać się na tym problemie, ponieważ właśnie tak fałszywy obraz wiary jest w pojęciu autora głównym zródłem wrogości niektórych środowisk prawicy do naszej wiary katolickiej. Mówić więc będziemy o herezji starej jak świat, ponieważ pojawiła się ona już w czasach wczesnego chrześcijaństwa a została uroczyście potępiona przez Kościół katolicki i określona mianem "fideizmu". Niestety dziś została wskrzeszona przez posoborowy modernizm siejąc duchowe spustoszenie i wypaczając ludziom obraz Pana Boga.

Wiara katolicka jest religią intelektualną i dlatego jest jedyną prawdziwą wiarą. Trójjedyny Bóg jest miłością - Deus caritas est. Ponieważ Bog jest miłością sam pragnie naszej miłości. Bóg żąda od nas abyśmy Go kochali całym swoim sercem i całą swoją duszą. Aby Boga pokochać musimy najpierw go poznać, gdyż bez poznania miłość nasza będzie jedynie uczuciem czyli czymś niezwykle ulotnym i płytkim. Już starożytni Rzymianie mówili: ignoti nulla cupido - czego człowiek nie zna, tego i nie pożąda. Poznać Boga możemy angażując nasz rozumu i serce, więc koniecznym jest zaagażowanie całego naszego intelektu. Ks. prof. M.Poradowski ujął to w następujący sposób: "Bóg żąda aby człowiek wierzył całym swoim jestestwem, a więc przede wszystkim zobowiązał swój umysł, swoje władze intelektualne, swą wolę i swe serce, ale także i dlatego, że jest religią daną przez Chrystusa Pana i że Chrystus, Bóg-Człowiek jest jej istotą, treścią i to intelektualną, bo jest absolutną Prawdą, jako iż mówi o sobie Ego sum Veritas". Jak poucza nas Katechizm zródłem zarówno naszej wiary jak i rozumu jest sam Bóg. Wiara choć rozum przewyższa nie może być z rozumem sprzeczna, ponieważ obie wypływają z tego samego zródła. Katolik nie może ograniczyć się do wierzenia, że Bóg po prostu jest - musi pragnąć Go zrozumieć. Nasz rozum ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z własnej ograniczoności i nie może przeniknąć wszystkich tajemnic wiary, z radością więc otwiera się na Objawinie Boga zawarte w Tradycji i Piśmie świetym. To cudowne zespolenie łączące prawdę naturalną i prawdę nadprzyrodzoną stało się fundamentem filozofii tomistycznej. Wiara koniecznie wymaga zaangażowania rozumu, gdyż bez niego nie będziemy w stanie dać odpór żadnej herezji czyli negacji lub fałszowaniu prawd wiary jakie Bóg dał nam o Sobie w Objawieniu. Sredniowieczna filozfia chrześcijańska zawarła sens naszej drogi do Boga w słynnej formule fides querit intellectum, intellectus querit fidem - czyli wiara poszukuje oparcia w rozumie, zaś rozum pragnie mieć oparcie w wierze. Kościół przez wieki dzięki tej właśnie zdrowej filozofii tomistycznej bronił depozytu wiary przed wszelkiej maści herezjami. Zasada ta stanowiła bowiem prawdziwy młot na heretyków. Słynna maksyma mówi "gdy rozum śpi rodzš się demony". Dlatego wszystkie ruchy heretyckie starały się uderzyć w tą świętą zasadę. Pragęły znisczyć rozum lub go wypaczyć. Marcin Luter w swoich kazaniach pogardzał rozumem, wiarę starał się ograniczyć do samej woli wierzenia. Zajął więc postawę czysto fideistyczną i antyintektualną. Ponadto odrzucił autorytet Magisterium Kościoła zastępując go autorytetem Biblii. Zrodziło to w konsekwencji chory sentymentalizm protestancki i niezależność sumienia od obiektywnej Prawdy. Ponieważ samej wierze przypisywał środek zbawczy, odrzucił konieczność dobrych uczynków na drodze zbawienia, wyrzeczeń, ascezy i heroizmu. Takim chrześcijaństwem słusznie brzydził się właśnie Fryderyk Nietzsche widząc w nim jedynie kult słabości i jedno wielkie nagromadzenie sprzeczności. Popatrzmy więc z tej perspektywy na pożal się Boże tzw. "posoborowych katolików". Wiarę sprowadzają wyłącznie do sfery uczuć, sentymentalizmu, ohydnej czułostkowości zaś zdrową lekturę przedsoborowych encyklik zastępują sobie czytaniem Biblii i nawiedzonych "objawień" współczesnych pseudomistyczek, od których aż roi się w dzisiejszym chorym aż do szpiku kości świecie. Wypisz wymaluj - Marcin Luter. Demony przeszłości powracają w pełnej krasie! Angielski pisarz katolicki Gilbert Chesterton dość komicznie ujął stan ich ducha: "Moderniści, jak zawsze sentymentalni, odmieniają słowo 'miłość' przez wszystkie przypadki, aż świat dostaje odruchu wymiotnego na sam dzwięk tego najwspanialszego z ludzkich słów."

Jednak czy w prawdziwej wierze jest miejsce na uczucia? Oczywiście tak, jednak muszą być one poddane kontroli zdrowego rozsądku, zasadom naszego rozumu. Modernizm sprowadza pojęcie miłości do uczuć.To czysty fałsz i herezja, gdyż prawdziwa miłość czasami wymaga zanegowania i przeciwstawienia się uczuciom. Przykładem może być tutaj współczesny ekumenizm, który właśnie pod diabelskim płaszczykiem uczucia, sugeruje aby nie ranić przekonań innowierców i nie starać się ich nawracać. A prawdziwa miłość do nich polega właśnie na czymś dokładnie odwrotnym gdyż wymaga od nas abyśmy ze wszystkich sił starali się ich narwócić. Dlaczego? Ponieważ Bóg dał nam objawienie i ono jest niezmienne. Bóg jest jeden a więc jest tylko jedna prawda. Skoro prawda jest jedna a Pan Bóg chce aby człowiek go poznał i pokochał to nie moze być ta prawda jednocześnie u nas i u protestanckich heretyków. Jeśli prawda byłaby tu i tam oznaczałoby to ze w Bogu jest sprzeczność, co jest niemożliwe. Na tym prostym przykładzie widać zgubny wpływ uczucia. Szatan doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a ponieważ uczucia są bardzo zmienne w człowieku, dlatego diabeł starannie się nimi posługuję, walcząc o potępienie naszych dusz. Prawdziwa miłość nie ma wiele wspólnego z uczuciami. To ewentualnie dodatek, jak przyprawy do do dań. Miłość to Ofiara. Chrystus dokonał ofiary doskonałej na Krzyżu. Każdego dnia Zbawiciel powtarza tą doskonała Ofiarę podczas prawdziwej Mszy świętej. Jest ona sercem i szańcem naszej wiary dlatego tak bezlitośnie została zaatakowana przez modernistów, czego skutkiem jest dzisjeszy nowy ryt Mszy (Novus Ordo Missae) - będący kalką rytu kalwińskiego, zaprzeczeniem katolickiej teologi Mszy świętej jak jednoznacznie stwierdził strażnik wiary kard.Ottaviani - prefekt św.Officium.

Posoborowy sentymentalny i antyintelektualny modernizm poszedł jednak o krok dalej, przyjmując kolejną dawkę protestanckiej trucizny. W wyniku odrzucenia zdrowych zasad rozumu i tomistycznej filozofii przyjął nauczanie Immanuela Kanta zawarte w jego dziele "Krytyka czystego rozumu". Filozofia Kanta jest całkowitym zaprzeczeniem filozofii katolickiej. Sw.Tomasz z Akwinu pisał, że "prawda to zgodność przedmiotu z rozumem" - adequatio rei et intellectus. Kant ogłosił rzecz dokładnie odwrotną - twierdził,że to rozum sam kreuje przedmiot - zaprzeczył tym samym obiektywnej Prawdzie, czyniąc wszystko subiektywnym i względnym. Kant poszedł więc dalej niz heretyk Luter, gdyż podważył nawet autorytet samej Biblii. W ten sposób subiektywnizm Kanta utorował drogę oświeceniowemu racjonalizmowi "kultowi rozumu" oraz marksizmowi. Wszystkie te herezje niestety przeniknęły do posoborowego Kościoła i obecnie podważają główne fundamenty wiary katolickiej. Wyrażają się one m.in w głoszeniu historyczności prawdy, czyli to co wczoraj było błędne, może dzisiaj być słuszne! Tym sposobem m.in moderniści na II soborze watykanskim podważyli nauczanie papieży potępiających wolność religijną i ekumenizm. Dziś trudno mówić w przypadku modernizmu nawet w ogóle o teologii, gdyż nauka posoborowych heretyków wedle wskazań Karla Rahnera dokonała "zwrotu w kierunku człowieka" więc punktem odniesienia nie jest dla niej już Bóg lecz grzeszny człowiek. Tak wiec jest to bardziej antropologia niż teologia jak zauważa ks.Poradowski.

W obliczu zarysowanego dramatu jedynym środkiem zaradczym jest powrót do zdrowej teologii opartej filozofii św. Tomasza z Akwinu - niezniszczalnej twierdzy, przez wieki chroniącej nieskażony depozyt wiary. Na tej drodze powrotu do Boga niech bezcenną wskazówką będą dla nas słowa Doktora Miodoustego - św.Bernarda z Clairvaux: "Bóg jest mądrością, chce więc by Go kochać nie tylko ze słodyczą ale i z mądrością...W przeciwnym razie - jeżeli zaniedbasz wiedzę - twoja gorliwość bardzo łatwo stanie się igraszką ducha błędu; nie ma zresztą wyrachowany wróg skuteczniejszej metody usuwania z serca miłości, jak ta - jeśli mu się to uda - że człowiek będzie się w miłości poruszał nieostrożnie i bez oparcia w rozumie".

Łukasz Kluska

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin