19. konferencja_04_jak_kontynuowac.rtf

(38 KB) Pobierz

rekolekcje radiowe 2006 -

 

Konferencja 4: Jak kontynuować doświadczenie tych rekolekcji? – rekolekcje radiowe 2006

 

28 maja 2006

 

Szczęść Boże. Ojciec Dariusz Michalski, jezuita. W ostatniej już konferencji chciałbym podzielić się kilkoma myślami, które mogą pomóc podtrzymać i rozwinąć jeszcze bardziej owoce rekolekcji radiowych, które kończą się w tym tygodniu.

Na początek chciałbym Was zaprosić do pewnej refleksji. Do przypomnienia sobie tego, z czym wchodziliście w te rekolekcje – zapewne było w Was wiele chęci i pragnienia modlitwy, wsłuchiwania się w Słowo Boże, chęci odkrywania Zmartwychwstałego Jezusa pośród swego życia. Były też i obawy – czy podołam, czy wytrwam, czy będę wierny. Zwróćcie uwagę na Bożą łaskę, na to jak Bóg dał Wam właściwą łaskę na czas tych rekolekcji. Podobnie jest i z czasem po rekolekcjach. Na tę czasem trudną, bolesną codzienność Bóg ma dla każdego i każdej z Was przygotowaną odpowiednią łaskę czyli innymi słowy miłość. Ta łaska jest nadzwyczajna, bo miłość Boga do każdego z nas jest nadzwyczajna. Nie ma zwyczajnych łask. A więc zapraszam Was do takiej postawy dziecięcej ufności i zawierzenia. Do stanięcia przed Bogiem z ufnością, to znaczy w postawie rozmowy, dialogu o tym wszystkim co jest teraz w Waszych sercach na zakończenie tych rekolekcji. Do stanięcia ze słowami płynącymi z serca o Waszych obawach, które mogą rodzić się po rekolekcjach, do wypowiedzenia przed Nim tego wszystkiego, co w sobie nosicie. Bo może dla kogoś z Was to był piękny czas i teraz możecie się obawiać wejść w codzienność, w zwyczajność, w zabieganie... Zachęcam do szczerej rozmowy z Bogiem, do ufności, że także na ten czas Bóg przygotował dla Was specjalną, nadzwyczajną łaskę, ale już inną niż łaskę niż ta na czas rekolekcji.

Jak możemy współpracować z tą łaską, bo przecież nie wystarczy ją tylko przyjąć, trzeba ją jeszcze podjąć. Otóż to czego uczyliście się w czasie rekolekcji radiowych czyli regularna przedłużona osobista modlitwa, codzienny rachunek sumienia oraz reguły o rozeznawaniu duchów to narzędzia, które mogą Wam pomóc w dalszym rozwijaniu zażyłości z Bogiem pośród codziennego życia. Jeśli w czasie rekolekcji poczuliście, że te formy modlitwy, refleksji pomagają Wam zbliżać się do Boga, to znaczy, że duchowość ignacjańska jest dla Was, że możecie podążać dalej jej drogą, że to jest Wasz sposób na spotykanie się z Bogiem. Dobrze więc, aby po rekolekcjach nie zarzucić modlitwy, nie zostawić jej wogóle. Nie będzie ona już tak rozbudowana jak w czasie rekolekcji. Proponuję by przyjąć następującą zasadę: pozostać przy codziennym 15 minutowym ignacjańskim rachunku sumienia i raz w tygodniu odprawiać 45 minutową medytację. Być może komuś z Was wyda sie to mało, ale lepiej zacząć od czegoś niewielkiego i być wiernym temu postanowieniu niż rozpocząć od większej ilości czasu na modlitwę i szybko z niego zrezygnować. Zachęcam by w tych postanowieniach porekolekcyjnych być wielkim realistą i nie brać na siebie za dużo.

Skąd czerpać materiały do medytacji? Jest wiele propozycji. Jest oczywiście kwadrans ignacjański czyli wprowadzenie do medytacji na dany tydzień, emitowany w każdą niedzielę o godz. 21.45 na antenie Radia Józef; są wprowadzenia do cotygodniowych medytacji, które można znaleźć na stronie www.jezuici.pl; jest także miesięcznik wydawany przez księży Marianów – „Słowo wśród nas” (www.wau.org), gdzie znajdziecie myśli na każdy dzień pomocne do odprawienia medytacji.

Przy tej okazji zachęcam do znalezienia czasu na osobistą lekturę duchową. To dzięki niej nawrócił się św. Ignacy i wielu innych chrześcijan. Nie chodzi o to, by czytać wiele, ale by smakować, by czytać ze zrozumieniem, by te treści w nas zapadały. Czasem właśnie takie medytacyjne, powolne czytanie może stać się punktem wyjścia do medytacji. Mogę na przykład czytać sobie rano jedną lub dwie strony ze swojej lektury, a potem zatrzymać się, zobaczyć co mnie najbardziej poruszyło i trwać z usłyszanym słowem. Ono może mnie karmić i nasycać. Poza tym dobra lektura to nic innego jak świadectwo osób, które już zbliżyły się do Boga, które mogą mnie prowadzić, które mogą być moimi mistrzami duchowymi. Dobrze jest znaleźć swojego ulubionego autora i po prostu wczytywać się głębiej w jego dzieła. Dla każdego z nas będzie to ktoś inny. Osobiście lubię czytać Henri Nouwena, Anselma Grüna, Tomasza Mertona, Wilfrida Stinissena. Warto też polecić książki Józefa Augystyna, które pogłębiają wiele z treści rekolekcyjnych jak np. rozeznawanie, decyzje i wybory, medytacja, rachunek sumienia (więcej informacji na stronie: www.jezuici.pl/dr).

Jeśli widzicie, że te rekolekcje pomogły Wam pogłębić życie duchowe, to warto je odczytać jako zaproszenie do dalszej drogi czyli w przyszłości np. do wyjazdu do domu rekolekcyjnego, do udziału w rekolekcjach w tzw. formie zamkniętej. Trzeba rozpocząć od tzw. Fundamentu czyli wprowadzenia w modlitwę. Rekolekcje Fundamentu trwają 5 dni, w milczeniu i od nich rozpoczyna się droga rekolekcji ignacjańskich. Do Waszej dyspozycji są nie tylko rekolekcje ignacjańskie, ale także różnego rodzaju sesje, warsztaty i dni skupienia. Warto poszukać czegoś dla siebie. Są to zazwyczaj sesje weekendowe dotyczące różnych tematów jak np. Poznanie i akceptacja siebie, Sesja o rozeznawaniu, sesje dotyczące ważnych spraw życiowych jak kryzysy, przełom wieku średniego, temat cierpienia itd. Wybór jest duży, każdy może znaleźć coś dla siebie. Zachęcam do roztropnego korzystania z tych form rozwoju duchowego, by także w nich smakować i niekoniecznie jeździć z jednej sesji na drugą. Pamiętajmy o cierpliwości o tym, że nasz rozwój duchowy wymaga czasu.

Kolejną istotną formą pomocy są sakramenty. Nie zapominajmy o nich. Przede wszystkim sakrament Eucharystii i pojednania. Warto mieć stałego spowiednika, kogoś, kto zna nas trochę lepiej, kto nas może trochę lepiej rozumie, kogoś, kogo słowo nas umacnia bardziej do nas przemawia, kto może nam poświęcić dłuższą chwilę na spowiedź. I tu istotna uwaga. Nie szukajmy od razu kierownika duchowego. Jeśli taka myśl zrodzi się w nas, to zastanówmy się dlaczego chcielibyśmy mieć kierownika duchowego? Do czego jest mi potrzebny? Czasem zdarzają się w życiu trudne okresy, problemy i potrzebujemy pomocy w rozeznaniu danej sytuacji. Wtedy jak najbardziej przydatna staje się pomoc kierownika duchowego. Ale wystarczy seria kilku spotkań by znaleźć pomoc we właściwym podejściu do tego, co dla nas trudne. Nie trzeba od razu mieć osoby towarzyszącej, kapłana, kto by stale Wam towarzyszył. Wystarczy kilka doraźnych spotkań. Czasem rolę takiego kierownika może spełnić przyjaciel, ktoś bliski, dla kogo życie duchowe jest ważne nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim praktycznie, ktoś kto żyje w zażyłości z Bogiem. Ważne jest to, że taka osoba nie może nikogo wyręczać w podejmowaniu decyzji, nie może odbierać samodzielności, ale ma służyć pomocą w stawaniu się coraz bardziej odpowiedzialnym za swoje życie. Nie wolno mi zrzucać odpowiedzialności za decyzje i wybory na swojego kierownika duchowego. On przede wszystkim ma mi pomóc usłyszeć i zobaczyć to, co jest we mnie, to jak działa we mnie Bóg i do czego Bóg mnie pociąga oraz podjąć potrzebną decyzję. Kierownik duchowy nie może mnie wyręczać w tym wyręczać.

Zachęcam więc was by rozpocząć od poszukania stałego spowiednika, albo przynajmniej od regularnych spowiedzi. I tu obowiązuje ta sama zasada: każdy z nas będzie miał inne potrzeby, niektórzy będą chcieli się spowiadać częściej inni rzadziej.

Kolejnym ważnym elementem może być poszukanie wspólnoty modlitewnej, wspólnoty apostolskiej. W czasie tych rekolekcji mogliśmy przyglądać się przyjściom Jezusa Zmartwychwstałego właśnie do wspólnoty wierzących. Prawdziwa wspólnota jest tym miejscem, przestrzenią i tymi relacjami, które ułatwiają mi spotkanie ze Zmartwychwstałym, a tym samym przemieniają moje życie. Jezus chce nas często umacniać przez wspólnotę, na pierwszym miejscu przez wspólnotę Kościoła. Jej ukonkretnieniem może być wspólnota wiary związana z jakimś konkretnym ruchem. I tu mamy duży wybór. Jest odnowa w Duchu Św., jest neokatechumenat, jest Wspólnota Życia Chrześcijańskiego i wiele innych. To właśnie osoby ze Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego współorganizowały te rekolekcje radiowe. Jeśli ktoś odczuwa w sobie taką potrzebę poszukania wspólnoty to warto pójść za tym głosem. Dobrze jeśli taka wspólnota nie skupia się jedynie na sobie, na nieustannej formacji, doskonaleniu siebie, ale jest gotowa dać coś z siebie innym, czyli gdy gromadzi się wokół jakiegoś zadania, posługi np. posługi na rzecz ubogich, potrzebujących, itd. Wiara to przede wszystkim relacja z Jezusem, ale relacja która ma się stawać konkretną postawą miłości. Nie zapominajmy o Jezusie cierpiącym w potrzebujących: w chorych, w ludziach potrzebujących umocnienia, wsparcia, w ubogich. Niech nasza wiara przekłada się na czyny. Nie można miłować Boga, którego się nie widzi, jeśli nie miłuje się drugiego człowieka, którego się widzi. Może to właśnie chciał Ci powiedzieć Jezus w tych rekolekcjach?

To do czego zaprasza nas Jezus w tym czasie po rekolekcjach, to łączenie modlitwy ze służbą. Jeśli zabraknie modlitwy będzie tylko aktywizm, samo działanie, które bardzo nam zagraża w dzisiejszych czasach, rzucanie się w wir pracy, zajęć i obowiązków, które ostatecznie pozostawia w nas tylko jeszcze większy niesmak i niezadowolenie z siebie mimo wielu wykonanych prac. Z drugiej strony, jeśli zabraknie pogłębionej modlitwy to nasze działania będą opierać się na pysze, na naszych pomysłach na życie, tak jakbyśmy to my byli pierwszą przyczyną działania, a nie Bóg. Jeśli zabraknie służby, posługi na rzecz potrzebujących i będziemy skupiać się jedynie na duchowości oderwanej od drugiego człowieka, na samodoskonaleniu się, to wpadniemy w drugą skrajność: nasza modlitwa i pobożność będą przypominać dewocję, czyli będą fałszywe, nie będą wyrażać miłości. Nasza relacja z Bogiem wymaga po prostu roztropności. Uważajmy na skrajności, bo one zawsze pochodzą od złego, jak o tym już mówili ojcowie pustyni. Szukajmy więc miłości roztropnej. Późniejsi towarzysze św. Ignacego nazwali tę postawę byciem kontemplatywnym w działaniu. Chodzi więc o łączenie służby i działania, aktywności z modlitwą, z kontemplacją. Każde wydarzenie, każdą sytuację, każde spotkanie możemy odnieść do Boga, do Jego miłości i możemy się pytać: co Ty Panie Jezus uczyniłbyś na moim miejscu? Jak mogę kochać tych, którzy są wokół mnie, którzy czasem są dla mnie niewygodni, może wręcz zbędni? Jak mogę przebaczać, jak mogę lepiej pracować, jak mogę bardziej okazywać szacunek swoim najbliższym. Jeśli kontemplatywnie podchodzę do swego życia, to wtedy każde wydarzenie może mnie jeszcze bardziej zanurzać w Bogu poprzez dziękczynienie, poprzez dostrzeganie Go w tym, co mnie otacza, co mi się przydarza, poprzez odnajdywanie Boga jako pierwszej przyczyny, jako Tego, który jest pierwszy. Taka postawa prowadzi do większej łagodności i wyrozumiałości, do akceptacji faktu, że największą wartością jest istnienie, bycie zarówno moje jak i tych, wokół mnie, choć często osób bardzo ode mnie różnych. Do kontemplacji Boga w ludziach, w świecie i w sobie.

Być może ten czas rekolekcji pozwolił nam uporządkować pewne sprawy. I może się rodzić pokusa życia doskonałego, nieskazitelnego, pozbawionego upadków. Potrzeba w tym wielkiej ostrożności. Uważajmy jeśli słyszymy w sobie głosy, które będą nam podpowiadać: „Teraz nie wolno Ci upaść!”. Dobrze wiemy, że upadamy i to często. Nie troszczmy się jednak przede wszystkim o to, by nie upadać, ale by kochać, by trwać w Bogu i z Bogiem. Chcę w tym miejscu przypomnieć to, co mówiłem w konferencji o rachunku sumienia. Mianowicie ważna jest nasza wizja duchowości, naszej drogi do Boga. Nie opierajmy jej na swojej nieskazitelności czy też zaufania we własne siły, na własnej doskonałości. Zachęcam by swój wysiłek skupić nie tyle na byciu doskonałym w sensie zachowywania prawa, ale przede wszystkim aby budować fundament zaufania do Boga, przyjaźni z Nim. To znaczy, że nawet jeśli zgrzeszymy, byśmy po upadku nie  tracili zaufania w Boże przebaczenie i dobroć, których owocem jest zdolność do rzucenia się w ramiona kochającego Ojca i powiedzenie: „Ojcze zgrzeszyłem przeciwko Tobie!”. Powraca więc pytanie jak rozumiemy duchowość: bardziej jako prawo, czy bardziej osobowo jako więź z Jezusem, trwanie przy Nim i w Nim, z którego płynie dla nas siła do zachowywania przykazań. Pamiętajmy, że w czasie po naszych upadkach, Bóg spieszy nam z jeszcze większą pomocą i łaską, przez którą chce nas uleczyć i okazać nam wierność swej miłości. Nie niszczmy jej swoim zwątpieniem.

Może warto na zakończenie tych rekolekcji przyjrzeć się swoim nawykom życiowym, pewnym przyzwyczajeniom zarówno tym, które oddzielają nas od Boga, jak i tym, które nas do Niego przybliżają. Warto to sobie zapisać. Warto zastanowić się nad swoim codziennym rytmem życia, pracy i modlitwy. Co chciałbym w nim zmienić? Czy wogóle żyję w zgodzie z samym sobą, ze swoim specyficznym dla siebie rytmem. Ile miejsca jest w moim życiu na modlitwę, na pracę, na odpoczynek, na bycie z innymi i dla innych, na samotność? Jak wygląda moje życie i czy są rzeczy, które mogę i powinienem zmienić? Co jest niemożliwe do zmienienia i co z tego względu wymaga mojej akceptacji i zgody. Każdy człowiek ma swój własny rytm – jak pisze Wilfrid Stinissen. Jeden ma szybszy rytm, ktoś inny wolniejszy. Wiele udręk płynie z tego, że nie respektujemy własnego rytmu. Mało jest takich cech, które byłyby tak decydujące, tak znamienne i tak typowe dla człowieka ― i tak zaniedbywane ― jak osobisty rytm. Nie mogę być sobą, jeśli zmuszam siebie albo zmuszam innych, by poddawali się rytmowi, który jest mi obcy. Utrzymanie kontaktu z Bogiem wymaga wiele wysiłku, jeżeli nie respektujemy swojego rytmu. Nasz osobisty rytm jest konkretnym wyrazem woli Bożej. Nie żyję zgodnie z Jego wolą, jeśli żyję szybciej lub wolniej niż tak, jak On mnie stworzył. Zazwyczaj nie jest wolą Bożą to, co wprowadza nas w stan nerwowości czy paniki. Zwykle są to tylko nasze własne iluzje, które popychają nas do tego, by zdążyć zrobić to czy tamto absolutnie w takim, a nie innym czasie. „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3,1). Prastara mądrość. Jak mamy tym żyć? Winniśmy odważnie umieć się przeciwstawić, ilekroć ktoś chce pogwałcić nasz rytm. Czasem oczywiście trzeba będzie z niego zrezygnować, na rzecz bliźnich i ich potrzeb, ale nie może to się stać regułą.

Pomocne może być to, że nie oglądamy się cały czas w prawo i w lewo na to, co robią inni, ile produkują czy ile spraw załatwiają. To nie rytm innych ludzi ma być naszym drogowskazem, ale nasz własny. Każdy musi mieć prawo do tego, by być sobą i poddawać się swojemu rytmowi.

Nie trzeba chyba dodawać, że uszanowanie tego własnego rytmu życia pomaga lepiej skupić się na modlitwie, daje lepszą predyspozycję naszej naturze, na której może budować łaska.

Zachęcam Was, by na ostatniej rozmowie z osobą towarzyszącą, kierownikiem duchowym spróbować krótko podsumować ten czas rekolekcji i zobaczyć, co Bóg chciał mi przez ten czas powiedzieć. Do czego mnie zachęca i pociąga? Co powinienem zmienić w swym życiu? Co powinienem zaakceptować i przyjąć, czyli zgodzić się na to, czego nie mogę zmienić?

 

Dziękuję Wam za uwagę, za wspólnie spędzony miesiąc rekolekcji i serdecznie zapraszam do wspólnej modlitwy. Zapraszam na Eucharystię, kończącą te rekolekcje. Niech ona będzie naszym wspólnym dziękczynieniem Bogu za łaski, którymi tak hojnie darzył nas w przeciągu tego miesiąca. Eucharystia odbędzie się w Warszawskim Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli, ul. Rakowiecka 61, w niedzielę 11 czerwca o godz. 15.00.

 

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin