DARK SECRET - Rozdział 13 i 14.doc

(256 KB) Pobierz
Pies pełzał wobec nich, wlokąc jego ciało po terenie

Tłumaczy: franekM

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARK SECRET

 

Dark Series Book 15

 

By

 

CHRISTINE FEEHAN

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 13

 

 

Pies pełzał w ich kierunku, wlokąc swoje ciało po ziemi. Kiedy King ich zobaczył, gdy zbliżali się, opadł na ziemię i zajęczał, jego ciemne oczy patrzące na nich z zaufaniem.

 

Paul uklęknął przy nim i przebiegł łagodne ręce po jego futrze. "On nie ma jakichkolwiek ran, które mogę znaleźć."

 

Dreszcz zszedł w dół kręgosłupa Colby. Pochyliła się bliżej wpatrywać się w oczy psa. "On jest naćpany, Paul."

 

Nastąpiła krótka cisza. Paul potrząsnął swoją głową stanowczo. "To nie byłem ja. Przysięgam. Obudziłem się pamiętając wszystkiego dziś rano, Colby. Nie pamiętam rzeczy które pokazał mi Nicolas, co robiłem gdy usuwał krew wampira, ale wiedziałem, że zagubiłem małe części czasu. Nie mam tego tym razem. To nie ja naćpałem pies. Nie ja"

 

Colby położyła rękę na jego ramieniu. "To nawet nie jest ważne w tej chwili, Paul. To co jest ważne to, to że King był z Ginny. Zabierz Kinga do domu i zostaw go na jej łóżku i obudź obu twoich wujów. Każ im osiodłać kilka koni i jechać za nami, wtedy chodź tutaj szybko. Nie poczekam długo. "

 

Paul zgarnął psa i pognał do domu. Colby obniżyła strach. Ginny prawdopodobnie zbierała jagody obok stawu. Ignorując swoje wzmożone zmysły i schodzący dreszcz w dół kręgosłupa, Colby szarpnęła sprzęt do osiodłania konia, pośpiesznie siodłając klacz. Bez martwienia się o siodło, wskoczyła na szkapę i podjechała do domu. Paul już na nią czekał. Juan stał za nim, jego koszula była rozpięła a niepokój napełniał jego twarz.

 

"Co się dzieje? Gdzie dziecko?"

 

"Zamierzam teraz pójść jej szukać." Colby sięgnęła w dół i Paul złapał ją, wskakując w górę za nią. "Piies został  naćpany i naprawdę się martwię. Weź Julio i przynieście kilka strzelb. Mogę potrzebować wszelkiej pomocy, którą mogę dostać" Nie chcąc czekać ani chwili dłużej, wbiła swoje pięty w boki konia, okręcając go wokół i nakazując mu wolny biegu w kierunku stawu.

 

Gdy znaleźli się na czele wzgórza, Colby zwolniła konia, gdy przeczesywała teren. Nie było żywego ducha. Było cicho, zbyt cicho. Serce Colby trzasnęło o jej żebra. Strach odebrał jej mowę. Nie Ginny. Colby nie pozwoliłaby na jakiejkolwiek krzywdę Ginny. Jeśli coś jej się stanie, Colby nie wiedziała co mogłaby zrobić. Powstrzymując szloch, złapała za cugle, praktycznie strącając Paula z konia. "Szukaj śladów. Jeśli coś zobaczysz, cokolwiek, krzycz, ale zostań w ukryciu. Rozumiesz, Paul? Pozostań w ukryciu. Gdyby mi się coś stało, idź do szeryfa. Idź do Bena. Nie ufaj nikomu innemu "

 

"AleColby?" Blady, podniósł na nią wzrok. "Nie móbym tego zrobić. Nie móbym jej skrzywdzić, prawda? "

 

"Nie zrobiłeś tego" powiedziała. "Jesteś w takim samym niebezpieczeństwie jak Ginny. Uważaj Paul, i nie ufaj nikomu. Chciałabym do diabła wiedzi co się dzieje"

 

"A co jeśli coś okropnego się jej przytrafiło? Nie chcę myślć... "Oddalił się. Nie mógł stanąć jeszcze raz naprzeciw wampira. Nie dla Colby. Nie dla Ginny. Za nic.

 

"Rób co mówię." Wskoczyła jeszcze raz na klacz, przejeżdżając przez łąkę do dalekiego zbocza, gdzie zaczęła szukać dookoła śladów.

 

Meu amor, dlaczego się tak obawiasz? Twoje przerażenie budzi mnie nawet z najgłębszego snu. Głos Rafaela był uspokajającą pieszczotą w jej umyśle. Niemal załamała się w momencie w którym dotknął jej swoim umysłem. Faktycznie poczuła, jak jego ręka otarła się o jej twarz i zdała sobie sprawę, że płakała.

 

Chodzi o Ginny. Pies został naćpani, a poszła sama na spacer. Powinna być bezpieczna. Wampir jest zablokowany w ziemi, prawda? Potrzebowała gwarancji.

 

On jest w ziemi, ale on może używać kukiełek. Gdzie jest Paul? Zapytał ostrożnie, wiedząc jak się przeciwstawi.

 

To nie był Paul. Gdyby to był Paul nie martwiłabym się tak – wiem że walczyłby z tym. Ale mogę wyczuć, że coś jest nie w porządku, Rafael.

 

Przyjdę do ciebie.

 

Nie! Spojrzenie Colby zostało przykute do ziemi, szukając śladów. Jesteś bardzo ranny i nie mogę troszczyć się o nikogo innego w tej chwili. Zostań gdzie jesteś i pozwól mi ją znaleźć.

 

  Przyjdę do cię i do malej. Jego ton był nieprzejednany.

 

 

 

Paul sprawdził wpierw staw. Gdyby Ginny przeszła taką odległość byłaby spragniona. Pierwszą rzeczą którą zawsze robili, gdy byli na spacerze było przyjście do źródła napić się. Nie było żadnego śladu niewielkiego buta Ginny na mokrej ziemi, ale jego serce niemal zatrzymało się gdy dostrzegł wyraźny zarys buta mężczyzny. O dobry dwa rozmiary większego niż jego własna stopa, Paul wiedział, że ani Colby ani on nie zrobili tego śladu. On mógł należeć od jednego z jego wujów, ale nosili charakterystyczne buty z innymi podeszwami i żaden z nich nie miał takiej dużej stopy. Zaniepokojony, rozglądnął się po ziemi za czymkolwiek co dałoby mu trop wskazujący w którą stronę poszedł mężczyzna.

 

Kilka minut rozglądania się i znalazł słaby ślad. Niewiele, częściowy ślad, poskręcane liście, odłamana gałązka; znalazł jeden niedopałek. Nagle opadł na swoje kolana obok odcisków w ziemi, uciekł mu cichy krzyk alarmu. Jego ręka sięgnęła bez jego własnej woli dotykając niewielkiego śladu buta. To był z pewnością ślad Ginny; rozpoznałby go wszędzie. Większy but przykrył jej. Przez chwileczkę niezdecydowanie prowadziło w nim wojnę - chciał krzyknąć do Colby, ale bał się że ktokolwiek zabrał Ginny może go usłyszeć i skrzywdzi. Ślady były świeże. Zaczął iść po śladach, pochylony, pozostając w ukryciu, ostrożny by nie zatrzeć śladów i wzbić kurz w powietrze. Miał nadzieję, że jego wujowie albo Colby przyjdą niedługo za nim.

 

Rafael wyskoczył z ziemi. Wydał gardłowy krzyk...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin