Webb Peggy - Sztuka uwodzenia.rtf

(2172 KB) Pobierz

PEGGY WEBB

 

SZTUKA UWODZENIA

Przełożył Krzysztof Jarecki


PROLOG

 

Kate Midland zatrzymała swój sfatygowany wóz i nadrabiając miną uśmiechnęła się do córki.

Jesteśmy na miejscu, Jane.

Dom był duży, masywny i miał już swoje lata. Kate uniosła rękę, jakby chciała ogarnąć go razem z rosnącymi wokół starymi dębami.

Nasz nowy dom.

Wobec Jane starała się trzymać fason. Ton jej głosu był wesoły i swobodny, choć ze zdenerwowania czuła ucisk w żołądku.

Jane uśmiechnęła się niepewnie.

Ładne tu drzewa.

Moja dzielna córeczka. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Wyskoczyła z samochodu i zaczęła wypakowywać bagaże.

Nauczysz się lubić wszystko w tym miasteczku. Paplała wesoło, by dodać ducha sobie i Jane.

Weź to małe pudełko z tylnego siedzenia i chodź ze mną. Spójrz, jaki wspaniały ogród. Widziałaś kiedyś tyle kwitnących kwiatów naraz? Zobacz, ile miejsca będą teraz miały twoje zwierzaki.

Jane postawiła pudełko na schodach werandy i usiadła ciężko. Podparła twarz na brudnych dłoniach i smutno spojrzała na matkę.

Będzie mi brakować przyjaciół. Nie znam nikogo w Saltillo.

Kate postawiła walizki, usiadła obok Jane i objęła jej szczupłe ramiona.

Wiem, że tęsknisz za przyjaciółmi. Ja też. Ale tu poznamy nowych ludzi. A poza tym, mamy teraz Myrtle. Możemy ją odwiedzać, kiedy chcemy.

Twarz Jane rozjaśniła się na dźwięk imienia ulubionej kuzynki.

Czy Myrtle może nam powiedzieć, jak jest w czwartej klasie?

Na myśl o szkole bez dawnych koleżanek Jane znów się zachmurzyła.

A co będzie, jeśli nie spodoba mi się czwarta klasa? Wrócimy wtedy do Biloxi?

Nie, Jane. Tu jest teraz nasz dom. Zaczynamy od nowa. Uniosła jeden z loków Jane i patrzyła, jak słońce wydobywa z niego miodowy blask. – Przypomnij sobie, jak się bałaś, kiedy pierwszy raz szłaś do szkoły, przed pierwszą lekcją tańca, przed pierwszym meczem?

Jane przytaknęła.

Początki są trudne, kochanie. Aleja zawsze jestem z tobą. Wszystkie problemy będziemy rozwiązywać razem.

Mamo, ja się boję.

Chodź do mnie.

Kate rozpostarła ramiona, a Jane przywarła do niej mocno.

Zaaplikuje ci teraz jeden z moich dobrych na wszystko uścisków, a potem wybierzemy się na największe lody, jakie tu można dostać.

Wtuliła twarz we włosy Jane. Sama też była pełna obaw, no i nie było tu Joego, który udzieliłby jej swojego dobrego na wszystko uścisku. Nie było nikogo takiego. Uniosła twarz w stronę słońca. Użalanie się nad sobą nie zaprowadzi cię do nikąd, Kate Midlandstrofowała się. – Teraz, po rozwodzie, trzeba pozbierać się i zacząć na nowo.


1

 

Ben Adams spoglądał na zuchwałą blondynkę, która położyła się przed spychaczem.

Stoi pani na przeszkodzie postępowirzeki Ja nie stoję, burmistrzu, tylko leżęodparła Kate Midland. – I nie ruszę się stąd, dopóki nie każe pan temu człowiekowi, by zabrał stąd swój spychacz z powrotem do magistratu.

Strużka potu spływała jej po twarzy za kołnierzyk bawełnianej koszulki, ale Kate dałaby się raczej ugotować w oleju, niż starłaby strużkę w obecności tego człowieka. Powodzenie jej przedsięwzięcia zależało w dużym stopniu od tego, czy zdobędzie się na brawurę.

A jeśli nie każę?

Jego pytanie, wypowiedziane na pozór spokojnie, było jak ukłucie stalowym ostrzem. Był wytrawnym graczem i nie zamierzał kapitulować przed tą filigranową postacią.

W takim razie jestem gotowa poświęcić siebie w obronie tej wspaniałej magnoliiodrzekła Kate.

Tłumek, który przyglądał się starciu między burmistrzem Saltillo, a nowoprzybyłą do miasta kobietą, wydał zbiorowe westchnienie. Wszyscy znali Bena Adamsa i wiedzieli, że to twardy człowiek. Jeśli ta krucha istota nie będzie ostrożniejsza, schrupie ją na drugie śniadanie.

Ben potrząsnął ciemną czupryną i westchnął z żalem.

Co za strata.

Gestem uniesionej ręki kazał kierowcy spychacza uruchomić silnik.

Kate poczuła drżenie gruntu pod sobą, lecz dalej uparcie trwała na miejscu. Co więcej, skrzyżowała ręce na piersi, by zaznaczyć, że przyjmuje wyzwanie.

Ben, mimo woli, odczuł podziw dla jej determinacji. Okazało się, że źle ją ocenił. Nie jest tak krucha, jak mu się wydawało. Niechętnym gestem kazał zatrzymać silnik spychacza. Miał nadzieję, że ją speszy, kiedy stanie nad nią, wyniosły i górujący. Był na tyle blisko, że spostrzegł plamki w jej ciemnych oczach.

Czy pani już jadła lunch?zapytał. – Co pani powie na zimną lemoniadę? A może przynieść parasol dla osłony przez południowym słońcem? Za godzinę będzie można smażyć jajka na chodniku.

Kate wolałaby, żeby nie podchodził tak blisko. Prawo powinno zabraniaćpomyślałażeby burmistrzem mógł zostać człowiek mający oczy Paula Newmana i sylwetkę Toma Sellecka. Wysunęła podbródek i starała się nieznacznie unieść biodra. Już od dziesięciu minut uwierał ją patyk, na którym leżała.

Gotowa jestem zapomnieć o potrzebach ciała, gdy chodzi o wspaniałe, stare drzewoodpowiedziała.

Stojąc nad nią, Ben myślał jeszcze o czymś innym, niż tylko o tym, żeby ją speszyć. Nigdy jeszcze nie widział tak doskonale pięknej twarzy. Jej skóra, połyskująca od potu, przypominała pokryty rosą płatek róży. Ciemnooka, miała niewinny wygląd niesfornego dziecka o zdziwionym spojrzeniu. Co więcej, ów ruch, który zrobiła, zwrócił jego uwagę ku jej zgrabnym biodrom i najbardziej ponętnym nogom, jakie zdarzyło mu się widzieć.

Jak długo pani wytrwa?zapytał. – Możemy się pobawić, kto kogo przetrzyma.

Czyżby, panie burmistrzu? Dziwię się. Pan się przygląda, jak postęp grzęźnie, a ja i moi ludzie marnujemy lato pod tą magnolią.

A czemuż to panią tak obchodzi to drzewo? W Saltillo są tuziny takich jak to.

Czy nie uważa pan, że możemy się nim chlubić? Na miłość boską, to przecież jest magnolia. Niech pan spojrzy na te rozłożyste gałęzie, niech pan powącha te kwiaty. To nie jest byle jakie drzewo. Ono ma swoją historię.

Mógłbym odpowiedzieć pani podobnie. Proszę spojrzeć na tamten skromny budynek. – Zrobił gest w kierunku pobliskiego domu. – Tam, w środku sumienni pracownicy magistratu robią, co tylko możliwe, by w mieście wszystko szło jak należy. Trzeba usunąć to drzewo, żeby zrobić miejsce dla wydziału wodociągów i oświetlenia.

W miarę, jak rosła temperatura dyskusji, krąg gapiów zacieśniał się. Ci, którzy po przerwie na lunch musieli już wracać do pracy, prosili znajomych o dokładną relację z wydarzeń.

Czy to dla pana nic nie znaczy, że William Faulkner pod tym właśnie drzewem pisał pierwszy rozdział Kiedy umieram?

Ben zasłonił twarz, by ukryć rozbawieni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin