Lovelace_Merline_Modelka_DzieciSzczescia3.pdf

(759 KB) Pobierz
Lovelace Merline - Modelka gotowe ee
Merline Lovelace
Modelka
Allie Fortune , słynna z urody modelka, obawia si ę o swe Ŝ ycie. Od
pewnego czasu odbiera anonimowe telefony z pogró Ŝ kami. M ęŜ czyzna po
drugiej stronie linii nie pozostawia złudze ń co do swych intencji. Poniewa Ŝ
trudno jest ustali ć zarówno ź ródło, jak i przyczyn ę zagro Ŝ enia, rodzina
Allie wynajmuje jej ochron ę .
Rafe Stone , były najemnik i znawca przest ę pczego pół ś wiatka, ma
strzec Allie podczas kr ę cenia zdj ęć do nowego filmu. ju Ŝ pierwszej nocy
odkrywa, Ŝ e pilnowanie tej kobiety jest istotnie bardzo niebezpieczne ...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Najpierw zauwaŜyła jego krawat.
Miała dwadzieścia pięć lat, z tego dziesięć przepracowała jako modelka,
widziała więc najróŜniejsze fasony kolory i wzory lansowane przez
projektantów mody. Często chodziła po wybiegach, prezentując stroje z kolekcji
które najbardziej przychylnie nastawieni krytycy określali mianem
„eklektycznych".
W stosunku do krawata, o którym mowa, trudno byłoby się zdobyć na
przymiotnik „eklektyczny" – naleŜałoby raczej powiedzieć: ohydny i
wywołujący oczopląs . Czerwone i pomarańczowe łezki na fioletowym tle.
106911371.002.png
CzyŜby ostatni krzyk mody, o którym dotąd nie słyszała?
Allie była zaintrygowana. JakiŜ to męŜczyzna wkłada takie
ekstrawaganckie paskudztwo do tradycyjnej jasno -niebieskiej koszuli,
spokojnych czarnych spodni i sportowego płaszcza w kolorze beŜowym?
Wolno podniosła wzrok, aŜ natknęła się na niebieskie oczy, które przez
kilka sekund mierzyły ją od stóp do głów.
Nie znała tego człowieka, nigdy dotąd go nie widziała Gdyby się
kiedykolwiek wcześniej spotkali, z pewnością by go zapamiętała, albowiem
wyróŜniał się w tłumie. Nawet w tłumie tak barwnym i róŜnorodnym,
składającym się ze speców od reklamy, dyrektorów artystycznych,
fotografów, chemików, kierowników od spraw produkcji, słowem ludzi z
Fortune Cosmetics, którzy przyczynili się do powstania nowej linii
kosmetyków i dla których starsza siostra Allie, Caroline, zorganizowała
wielkie przyjęcie.
Starannie przystrzyŜone, kruczoczarne włosy, pociągła, opalona twarz,
niezwykle urodziwa mimo blizn na brodzie ciągnących się w dół ku szyi... A
moŜe to one dodawały jej charakteru, a zatem i urody? No i oczy. Co jak co,
ale takich oczu się nie zapomina. DuŜe, o srebrzystoniebieskiej barwie,
obramowane czarnymi rzęsami. Dla tak pięknej oprawy oczu wiele jej
przyjaciółek gotowych byłoby popełnić zbrodnię.
Przez kilka długich sekund męŜczyzna nie spuszczał z niej wzroku. Ku
swojemu zdumieniu poczuła, jak po plecach przebiega ją dreszcz. Miała
wraŜenie, jakby niewidzialna ręka wbijała tysiące drobniutkich igiełek w jej
ciało, w ramiona, łopatki, piersi, brzuch. Szum rozmów na temat nowej linii
kosmetyków ucichł, a moŜe tylko ona przestała zwracać uwagę na to, co się
wokół dzieje.
Bycie obserwowaną zazwyczaj jej nie peszyło; jako modelka, która
niemal połowę Ŝycia spędziła na wybiegach i pod obstrzałem fleszów, była
przyzwyczajona do krytycznych spojrzeń wizaŜystów, stylistów oraz fotogra-
fów potrafiących dostrzec kaŜdy mankament urody. Ale tym razem nie
zdołała powstrzymać dreszczyku podniecenia.
Oczywiście niczego po sobie nie pokazywała. Dzięki
wieloletniej wprawie stała niewzruszona i z obojętną miną odwzajemniała
spojrzenie obcego.
Nagle męŜczyzna oderwał oczy od jej twarzy i upiętych wysoko
włosów; najpierw powiódł wzrokiem w dół, po opinającej ciało szyfonowej
sukni w kolorze cytryny aŜ do eleganckich sandałków, potem znów do góry.
Kiedy ponownie zatrzymał wzrok na jej twarzy, Allison Fortune nie była w
stanie ukryć zaskoczenia.
Mnóstwo najrozmaitszych reakcji widywała na swój widok.
Zaciekawienie, zachwyt, podziw, zazdrość. Rzadko jednak chłód czy totalny
brak zainteresowania. Brak zainteresowania ze strony patrzącego natychmiast
wzbudził jej zainteresowanie. MruŜąc oczy, pociągnęła łyk szampana.
- Przynieść ci nowy kieliszek?
Niski, głęboki głos, moŜe nie bełkotliwy, ale na pewno trochę
106911371.003.png
niewyraźny,
- KrąŜysz z tym jednym od ponad godziny. Wszystkie bąbelki juŜ
dawno uleciały.
- Muszę uwaŜać na kalorie - odparła lekko. - Jutro wyjeŜdŜam na sesję.
Zapomniałeś?
Grymas na twarzy jej partnera pogłębił się.
- Nie, nie zapomniałem. BoŜe, Allie, zaledwie dziś rano przyleciałaś z
Nowego Jorku! Kiedy pobędziesz chwilę w Minneapolis? A raczej kiedy, do
diabła, będziesz mogła spędzić więcej czasu ze mną?
Jego głos, w którym wyczuwało się nutę pretensji, wzbił się ponad
szum rozmów oraz dźwięki muzyki jazzowej granej przez tercet stojący na
drugim końcu sali. Kilku obecnych na przyjęciu gości obejrzało się z zacie-
kawieniem. Allie spostrzegła zatroskany wzrok swojej starszej siostry.
Caroline Fortune Valkov była szefem od spraw marketingu, osobą
odpowiedzialną za reklamę i sprzedaŜ wszystkich produktów wytwarzanych
przez naleŜącą do rodziny firmę kosmetyczną. Na jej barkach spoczywał
ogromny cięŜar. A od sześciu miesięcy, kiedy to w katastrofie lotniczej
zginęła ich babka, nestorka rodu Kate Fortune, Caroline stale przybywało
obowiązków.
Po śmierci Kate Jake Fortune, ojciec Allie i Caroline, przejął kontrolę
nad spółkami i przedsiębiorstwami wchodzącymi w skład imperium
Fortune'ów. Podczas gdy prawnicy przekopywali się przez stosy
dokumentów, on sam musiał przeprowadzić reorganizację i chwilowo
ograniczyć moce przerobowe w paru mniejszych zakładach, aby potęŜny
koncern mógł dalej istnieć i w miarę sprawnie funkcjonować.
W rezultacie wartość akcji Fortune Cosmetics drastycznie spadła. A co
gorsza, kilka włamań do siedziby firmy w Minneapolis oraz poŜar w
głównym laboratorium chemicznym spowodowały znaczne opóźnienia w
produkcji nowej linii kosmetyków, które Allie miała pomóc wylansować.
Tak wiele od tego zaleŜało! Na razie musieli poŜegnać się z myślą o
produkcji wspaniałego kremu o właściwościach odmładzających, który
znajdował się w ostatniej fazie badań, kiedy rozbił się samolot prowadzony
przez Kate.
Lecz nawet bez „Marzenia", jak wstępnie nazwano ów magiczny
specyfik, sukces nowej linii kosmetyków pozwoliłby wyciągnąć firmę oraz
podległe jej spółki z dołka finansowego, w jaki zapadły po śmierci właści-
cielki. Zarobki, a zatem i byt tysięcy ludzi na całym świecie zaleŜały od
Fortune Cosmetics. Za Ŝycia Kate ani razu nie było przerw w produkcji ani
zwolnień pracowników. Jake podjął stanowczą decyzję, Ŝe za jego prezesury
teŜ nie będzie zwolnień; nie chciał być pierwszym z Fortune'ów, który kaŜe
swoim pracownikom ustawiać się w kolejce po zasiłek dla bezrobotnych.
Z tego teŜ powodu Allie, która dopiero stawiała pierwsze kroki w
branŜy filmowej, wzięła na wstrzymanie swoją karierę aktorską: zamierzała
pomóc rodzinie i czynnie uczestniczyć w promowaniu nowej linii kos-
metyków. RównieŜ z tego powodu nikomu poza swoją siostrą bliźniaczką nie
106911371.004.png
zdradziła Ŝadnych szczegółów dotyczących dziwnych telefonów, jakie
ostatnio zaczęła otrzymywać. I wreszcie, z tego samego powodu, nie chciała,
aby Dean Hansen urządzał scenę na przyjęciu wydanym przez Caroline.
Biedna Caroline ma dość własnych zmartwień.
Przez chwilę przyglądała się uwaŜnie męŜczyźnie, z którym spotykała
się od paru miesięcy. Widząc wzburzenie malujące się na jego zarumienionej
od alkoholu twarzy, zrozumiała, Ŝe jest to ostatnie przyjęcie, na jakie się
razem wybrali. Widząc zaś kolejną szklankę whisky, którą trzymał w ręku,
zrozumiała, Ŝe ich rozstanie nie
odbędzie się w przyjaznej atmosferze. Zamiast chować głowę w piasek
i przeciągać wszystko do czasu powrotu z Nowego Meksyku, uznała, Ŝe
lepiej od razu odbyć z Deanem szczerą rozmowę.
Odstawiła na bok kieliszek z szampanem.
- MoŜe byśmy wyszli na taras? - zaproponowała,
wskazując głową kilka par przeszklonych drzwi.
Liczyła na to, Ŝe świeŜy wiaterek znad jeziora zdoła choć trochę
otrzeźwić Deana. Grymas szpecący jego przystojną twarz zniknął, gdy
zamaszystym gestem postawił szklankę z whisky obok jej kieliszka z szam-
panem. Odrobina bursztynowego płynu wylała się na stolik.
- Prowadź, ślicznotko.
Przeciskając się przez gwarny, rozbawiony tłum, Allie zbliŜała się do
otwartych drzwi. Po chwili była juŜ na zewnątrz. Wolnym krokiem przeszła
na sam koniec szerokiego tarasu i, oparłszy dłonie o niską kamienną ba-
lustradę, wzięła głęboki oddech, rozkoszując się rześkim wieczornym
powietrzem. Ostatnie dwa tygodnie spędziła w Nowym Jorku, na zebraniach i
rozmowach z przedstawicielami firm reklamowych; w porównaniu z Nowym
Jorkiem powietrze w Minnesocie było chłodne, świeŜe i czyste.
Mimo docierającego ze środka śmiechu i dźwięków muzyki, słyszała
za plecami nierównomierny odgłos kroków Deana; chwilę później jego
wielkie łapsko zacisnęło się na jej ramieniu.
- Strasznie tu głośno - oznajmił. - Przejdźmy się nad jezioro.
Skinęła głową, po czym zdjęła sandały i zostawiwszy je na brzegu
tarasu, zeszła boso po szerokich kamiennych schodach na pokryty rosą
trawnik. BoŜe, ileŜ to razy podczas letnich wakacji ona i Rocky przyjeŜdŜały
w odwiedziny do babci Kate! IleŜ to razy biegały na bosaka po trawie w
ogrodzie! IleŜ to razy ganiały za świetlikami! I ileŜ wieczorów, chichocząc
wesoło, przesiedziały na kolanach Kate, zwierzając się jej ze swoich
dziewczęcych marzeń. Teraz Kate nie Ŝyła, a ona, Allie, musiała - przy-
najmniej na pewien czas - zapomnieć o dawnych marzeniach.
Bez słowa wędrowała z Deanem po lekko opadającym, porośniętym
trawą zboczu, kierując się nad jezioro. Szmer rozmów stawał się coraz
bardziej odległy. Wreszcie zaległa cisza, przerywana jedynie delikatnym
chlupotem granatowej wody zalewającej trawiasty brzeg oraz wesołym
cykaniem świerszczy.
Niestety, błogi spokój trwał krótko; po paru sekundach w nocną ciszę
106911371.005.png
wdarł się gruby, ochrypły głos Deana.
- Chryste, Allie, jesteś taka piękna! - Zaciskając rękę na jej szyi,
obrócił ją twarzą do siebie.
- Ty teŜ jesteś niczego sobie - odparta z uśmiechem. -Ale...
Przytknął palec do jej ust.
- śadnych ale. Nie dzisiaj. Nie w wieczór poprzedzający twój
wyjazd.
Gdy usiłował wziąć ją w ramiona, połoŜyła dłonie na jego klatce
piersiowej.
- Nie, Dean. Musimy porozmawiać.
- Później porozmawiamy.
Ku jej zdumieniu brutalnie przyciągnął ją do siebie. Skrzywiwszy się,
zesztywniała w jego objęciach.
- Dean, puść mnie. Proszę.
- Psiakość, Allie. Dlaczego to robisz? Dlaczego zamieniasz się w sopel
lodu?
- Za duŜo wypiłeś - rzekła spokojnym głosem. -Puść mnie.
- Nic z tego! - warknął. Czuła na policzku jego gorący oddech,
przesiąknięty zapachem alkoholu. - Od miesięcy wodzisz mnie za nos. Ilekroć
próbuję się do ciebie zbliŜyć, odwracasz się i uciekasz. O co ci chodzi, Allie?
Tak bardzo lubisz się ze m n ą draŜnić? Jak się nazywa ta gierka, którą
uprawiasz?
- Gierka? Ja w nic nie gram, Dean. Ani z tobą, ani z nikim innym.
- Akurat! Stroisz się, pacykujesz, patrzysz zachęcającym wzrokiem, a
kiedy tylko chcę cię dotknąć, cofasz się i ostro protestujesz. To nie jest gra?
WciąŜ opierając ręce o jego pierś, starała się zachować spokój.
Odziedziczyła po babce nie tylko płomienny kolor włosów, ale równieŜ
ognisty temperament, zawsze jednak trzymała emocje na wodzy. Dawno
temu nauczyła się przywdziewać tak chętnie oglądany przez wszystkich
uśmiech, pod którym skrywała swoje prawdziwe uczucia.
- JuŜ ci mówiłam, Dean. Lubię cię, lecz tylko jako przyjaciela.
Cenię twoje towarzystwo, inteligencję, poczucie humoru. Ale nie zamierzam
iść z tobą do łóŜka.
- Dlaczego? - spytał ponuro. - No, dlaczego?
Był niepocieszony jak nastolatek, któremu ojciec odmówił wypoŜyczenia
na wieczór samochodu. Wbrew sobie Allie uśmiechnęła się.
- Bo nie mam ochoty - odparła.
Ledwo wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę ze stanu
faktycznego i uśmiech na jej twarzy powoli zaczął gasnąć.
Bo prawda wyglądała tak, Ŝe od dawna nie miała ochoty na seks. Od
bardzo, bardzo dawna. Ani z Deanem, ani z nikim innym. Straciła ochotę
wtedy, gdy przekonała się, Ŝe męŜczyzn - między innymi jej eks
narzeczonego - bardziej pociąga sławna twarz Allison Fortune i jej pieniądze
niŜ ona sama.
Oczywiście nie znaczyło to, Ŝe zamierzała wieść samotne Ŝycie.
106911371.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin