Sławomir Mrożek - Wesołe miasteczko.rtf

(10 KB) Pobierz
Sławomir Mrożek - Wesołe miasteczko

Sławomir Mrożek - Wesołe miasteczko

 

- A oto - rzekł dyrektor szpitala - zespół chorych, który

nazywamy wesołym miasteczkiem.

              Wskazał na czterech pacjentów pod ścianą. Trzej stali, jeden

siedział na niskim zydelku. Byli nieruchomi, nie poruszali się, kiedy ich

zobaczyłem, ani odkąd ich zobaczyłem, ich nieruchomość rosła, w miarę

jak ich widziałem nieruchomych. Dyrektor zapewnił mnie, że nie ruszali się

także przedtem.

              - Nie ruszają się nigdy, to jest ich symptom. Ale poza tym są

łagodni i nieszkodliwi. Może pan z nimi porozmawiać, a ja tymczasem

zaglądnę do oddziału furiatów.

              Dyrektor oddalił się, a ja przystąpiłem do pierwszego z brzegu

nieruchomego.

              - Co słychać... - zagadnąłem niepewnie, ponieważ nie wiem,

jak się nawiązuje rozmowę z wariatem.

              - Następna runda za dwie minuty. Dzieci i wojskowi płacą

połowę.

              - Jasne - udałem, że wiem, o co chodzi, bo chociaż dyrektor

przedstawił mi ich jako nieszkodliwych, wolałem nie drażnić chorego. I

przypomniawszy sobie, że dyrektor nazwał tę grupę wesołym

miasteczkiem - zapytałem, starając się, aby pytanie wypadło swobodnie:

              - Pan jest kręgielnia, co?

              Spojrzał na mnie z pogardą, jak na kogoś, kto nie umie

odróżnić A od B.

              - Ja jestem karuzela. Kręgielnie zabrali do elektroszoku.

              - Oczywiście, oczywiście - zgodziłem się skwapliwie. - Niestety

nie mogę skorzystać z karuzeli. Mam słaby błędnik i zakręciłoby mi się w

głowie... Ja tylko tak sobie, zwiedzam...

              - Proszę bardzo.

              Podczas naszej rozmowy nie poruszył się ani odrobinę, a jego

twarz jakby nie miała żadnej mimiki. Jakbym rozmawiał z posągiem.

Również jego koledzy nie drgnęli i nie wiadomo było nawet, czy świadomi

byli mojej obecności. Nabrałem odwagi.

              - Pan wybaczy ciekawość, ale - jeżeli pan jest karuzela, to

dlaczego pan się nie kręci?

              Jego pogarda była tera bezbrzeżna.

              - Pan nie wie co to jest właściwa natura rzeczy. Ruch jest

zjawiskiem pozornym. Ja jestem istotą rzeczy, a nie tym, co przypadkowe

i złudne. Istotą karuzeli jest oś, dookoła której obraca się cała reszta.

Jako oś nie mogę się przecież kręcić.

              - Rzeczywiście. To znaczy, że im mniej się pan kręci, tym

bardziej jest pan karuzelą.

              - To chyba zrozumiałe.

              - Bardzo panu dziękuje. Teraz rozumiem: pan jest samą

istotą karuzeli, bez dodatków.

              - Tak jest. Wsiada pan?

              - Nie, nie, niestety mój błędnik... jak już wspomniałem... ale

jestem panu wdzięczny za wyjaśnienie, dziękuje bardzo.

              Zerknąłem ku pozostałym elementom wesołego miasteczka.

Dwaj stali obok siebie w tej samej pozycji, nieruchomi jak słupy. Trzeci

siedział opodal, również nieruchomy. Teraz z nimi z kolei chciałem

porozmawiać, ale żeby znowu nie popełnić gafy, zwróciłem się do karuzeli

po informację.

              - Ci dwaj.. Oni są beczka śmiechu, co?

              - Oni? Przecież oni są strzelnic, nie widzi pan?

              - Tak, tak, strzelnica. No to narazie, do zobaczenia...

              Podszedłem do dwóch. Po rozmowie z karuzelą grupa wesołe

miasteczko nie była już dla mnie całkowitą zagadką. Czułem się nieco

pewniejszy siebie.

              - Który z panów jest cel, a który pal!?

              - to wszystko jedno - odrzekli jednocześnie.

              - Panowie chcą przez to powiedzieć, że nie ma różnicy między

strzałą a tarczą, między pociskiem a celem? Ja, naturalnie, jestem tego

samego zdania, ale gdyby panowie chcieli mi to bliżej wyjaśnić...

              - Tu nie ma czego wyjaśniać - rzekł jeden, który był albo

strzałą, albo tarczą. - Załóżmy, że ja jestem strzała, a kolego jest tarcza...

              - Ty jesteś tarcza, ja jestem strzała - przerwał mu kolega.

              - Niech będzie. Załóżmy, że ja jestem tarcza, a kolega jest

strzała. No i co z tego?

              Konkluzja założenia była tak nieoczekiwana, że przez chwilę

nie umiałem się do niej ustosunkować. Po chwili ustosunkowałem się

jednak, czyniąc następującą uwagę:

              - Wtedy jest oczywiście zrozumiałe, że pan tarcza pozostaje

bez ruchu. Jednak pan strzała...

              - Ha, ha! -przerwał mi tarcza. - Pan sugeruje, że kolego

strzała powinien lecieć jak wariat. Ty, powiedz mu... - zwrócił się do kolegi.

              - Strzała leci, ale tylko dla pana - powiedział kolega. - Ja sam

dla siebie nigdzie nie lecę, bo strzała sama dla siebie jest i jest.

              - To znaczy nigdy nie zmienia położenia względem samej

siebie - wyjaśnił mi tarcza, widać bardziej wykształcony.

              - Właśnie. Pan wybaczy, ale dla pańskiej przyjemności nigdzie

leciał nie będę.

              - To znaczy kolega nie będzie stwarzał pozorów, które i tak w

niczym nie zmienią zasady jego bytu - dokończył drugi. - Jasne?

              - Tak, teraz całkiem jasne, że też nigdy o tym nie

pomyślałem...

              - Powinien pan częściej nas odwiedzać - rzekł na to inteligent

tonem życzliwego napomnienia. - Chce pan sobie strzelić?

              - Nie może kiedy indziej, dzisiaj już późno...

              - Dobrze może być kiedy indziej. My tu zawsze jesteśmy.

              Rzeczywiście ich nieruchomość sprawiała wrażenie wieczności.

              Oddaliłem się w stronę ostatniego, który nieruchomo siedział

na krzesełku. Stanąłem przed nim, i bez żadnych wstępów, ponieważ

byłem już całkowicie pewny siebie, to znaczy przekonany, że uchwyciłem

zasadę rządzącą zespołem wesołe miasteczko, wygłosiłem przemowę.

              - Kimkolwiek albo czymkolwiek pan jest, ma pan rację siedząc

tak bez ruchu. Czy pan jest lustro w gabinecie krzywych luster, czy to

wagonikiem szalonej kolejki, huśtawką, czy kołem loterii fantowej -

zawsze w istocie pańskiego bytu jest pan poza wszelkim ruchem i funkcją.

Więc zamiast oddawać się grze pozorów, oddaje się pan bezpośrednio

naturze istnienia, której zewnętrznym wyrazem jest nieruchomość.

Dlatego pan sobie tutaj tak siedzi i siedzi, prawda?

              On zaś odpowiedział zdziwiony:

              - A co mam robić? Przecież ja czekam, żeby mnie stąd

wypuścili.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin