Blake Ally - Służbowa kolacja.pdf

(551 KB) Pobierz
6605358 UNPDF
Ally Blake
Służbowa kolacja
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Wychodzę za mąż! - oświadczyła Holly, ciskając na biur­
ko teczkę z dokumentami.
- Co takiego? - Głos Beth w słuchawce telefonu wibro­
wał zdziwieniem.
Holly opadła na krzesło, założyła nogę na nogę i zauważy­
ła dziurę w nowych rajstopach. Energicznym ruchem sięgnę­
ła do dolnej szuflady, gdzie w równym stosiku leżały paczki
różnokolorowych rajstop. Przełączyła się na interkom i prze­
szła do łazienki. Będzie musiała prawie krzyczeć, żeby Beth
mogła ją usłyszeć, ale w jej obecnym nastroju nie powinno
to być trudne.
- Powiedziałam, że wychodzę za mąż.
- Ale przecież z nikim się ostatnio nie spotykałaś! W każ­
dym razie nie na tyle często, żeby uznać to za coś poważnego.
Lydia, asystentka Holly, zamarła w progu biura i w ostat­
niej chwili złapała filiżankę. Brunatne krople rozprysły się
wokół, ale nie przejęła się tym. Pospiesznie odstawiła filiżan­
kę na biurko i pochyliła się nad telefonem.
- Co słyszę!? - zawołała podekscytowana. - Ledwo mia­
łam czas, żeby zrobić kawę, a ona zdążyła poderwać faceta.
- To ty, Lydia? - zaskrzeczało w aparacie.
- Jak się masz, Beth? - spytała Lydia ciepło. - Jak tam
brzuszek? Rośnie zdrowo?
6
Ally Blake
- Tak, dzięki. Mam nadzieję, że przez ten ostatni miesiąc
za bardzo już nie urośnie, bo...
- Ej, nie zmieniajcie tematu! - zaprotestowała Holly, wy­
chodząc z łazienki.
- To przez Lydię - broniła się Beth ze śmiechem. - Wie­
cie przecież, że nie potrafię krótko odpowiadać na pytania
o dziecko.
- Wybaczam wam. - Holly wspaniałomyślnie machnę­
ła ręką. - A teraz słuchajcie. Szłam rano do pracy i ten fa­
cet wpadł na mnie prawie pod biurem. Dosłownie. Pojawił
się nie wiadomo skąd i wytrącił mi teczkę. Długopisy toczy­
ły się po chodniku, moje umowy taplały się w błocie, a ten
typ miał czelność zwrócić mi uwagę, że powinnam patrzeć,
gdzie idę.
- Przystojny? - Lydia szybko przeszła do konkretów.
Holly zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Pamiętała poranne
słońce odbijające się w brązowych oczach i głębokie cienie
pod nimi. Wyraz zmęczenia na jego twarzy obudził w niej
mimowolną sympatię, która jednak znikła na widok gryma­
su nieznajomego. Mężczyzna pospiesznie zbierał mokre do­
kumenty i z ledwo wyczuwalnym obcym akcentem powie­
dział, co myśli o kobietach, które biegną, nie patrząc dalej
niż czubek ich nowych szpilek. Nie, zdecydowanie trudno
było go nazwać przystojnym.
- Wysoki - przyznała w końcu. - Ciemne włosy. Miły
uśmiech, rozkoszne dołeczki. Ładnie pachniał. Ale to
wszystko nieistotne.
- Nieistotne? - zdziwiła się Beth. - Brzmi zachęcająco.
- To takie romantyczne... - rozmarzyła się Lydia. - Wyłowił
cię wzrokiem na zatłoczonej ulicy i od razu wiedział, że...
- Nigdzie mnie nie wyłowił. - Zirytowana Holly zdecydo-
Służbowa kolacja
7
wanie przerwała te mrzonki. - Potrącił mnie i poobijał. Poza
tym zgubiłyście wątek. To nie za niego wychodzę.
- Nie? - zdziwiły się obydwie.
- Jasne, że nie. To idiotyczne zderzenie coś mi uświado­
miło. Wydawałoby się, że moje życie towarzyskie jest bogate,
więc nie powinnam mieć problemów ze znalezieniem od­
powiedniego faceta. Jednak obie wiecie, jak jest naprawdę.
Na tych wszystkich przyjęciach mogę się jedynie nadziać na
jakąś nędzną podróbkę prawdziwego mężczyzny. Ten facet
dziś rano był uosobieniem wszystkich najbardziej irytują­
cych męskich cech - pewny siebie, niezależny, niezdolny do
kompromisu.
- Chyba się pogubiłam... - Lydia spojrzała na nią pytają­
co. - Jeśli to nie on, to kto?
- Oto jest pytanie. Uznałam, że Ben powinien go dla
mnie znaleźć - oświadczyła z taką miną, jakby udało jej
się wymyślić genialnie proste rozwiązanie skomplikowa­
nego problemu.
- Mój Ben? - spytała niepewnie Beth po chwili ciszy.
- Oczywiście! Ma ku temu wszelkie dane. Pracuje w mię­
dzynarodowej firmie, zarządza dużą grupą ludzi, głównie
mężczyzn, i zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, oczywiście
poza wami. Tak, Ben to idealny swat - powtórzyła zdecy­
dowanie. - Może obiektywnie ocenić, kto do mnie pasuje.
Wiecie, chodzi o faceta, z którym chce się gadać do późnej
nocy, zabierać go na spotkania z przyjaciółmi i wypady pod
namiot...
- Przecież nie znosisz kempingów...
- Och, wiesz, o co mi chodzi, Beth. Przyznaj, to doskona­
ły plan. Ben dokona wstępnej selekcji i podsunie mi ideal­
nego kandydata.
8
Ally Blake
- I wpadłaś na to dlatego, że potrącił cię atrakcyjny, pewny
siebie i miło pachnący mężczyzna?
- Tak - przyznała bez cienia zmieszania. - Zderzyliśmy się
i poczułam, że spływa na mnie coś w rodzaju oświecenia.
- To wygląda raczej na wstrząśnienie mózgu - mruknę­
ła Lydia. Poczuła na sobie urażony wzrok szefowej, ale tylko
wzruszyła ramionami.
- O co wam chodzi? - spytała Holly nieco rozdrażniona.
- Daj spokój, Holly. Jesteś najbardziej niezależną i upo­
rządkowaną kobietą, jaką znam - zaczęła Beth. - Jestem
pewna, że nadal trzymasz w biurku cały zestaw zapasowych
rajstop.
- Phi! - Holly wyciągnęła nogę i jednym ruchem domknę­
ła szufladę.
- I dlatego nie mogę uwierzyć, że pozwolisz, by o twoim
losie decydował zupełnie obcy człowiek - zakończyła Beth.
- Ben nie jest obcy. Na pewno dokona odpowiedniego
wyboru. Ufam mu.
- Lydia ma rację, zwariowałaś. - Beth westchnęła ciężko
i dodała: - Ale jeśli rzeczywiście tego chcesz, wpadnij do
nas dzisiaj na kolację. Musimy jakoś przekonać Bena do te­
go szalonego planu.
- Dzięki, Beth. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
- Kiedyś przypomnę ci te słowa.
Zaśmiały się obie i zakończyły rozmowę.
Lydia ześlizgnęła się lekko z biurka i spytała dziwnie za­
myślona:
- Pomógł ci pozbierać dokumenty?
Holly oderwała wzrok od umowy, w którą już zaczęła się
wczytywać.
- Mmm... tak. W zasadzie od razu się schylił i zaczął zbie-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin