Meier Susan - Romantyczna komedia.pdf

(480 KB) Pobierz
Merry Christmas, daddy
SUSAN MEIER
Romantyczna komedia
Merry Christmas, Daddy
Tłumaczył: Tomasz Misiak
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy otworzyły się drzwi windy, Gabriel Cayne odniósł wraŜenie, Ŝe
nieoczekiwanie natknął się na reklamę damskich dŜinsów. Na reklamę, naleŜy
dodać, wyjątkowo sugestywną, a to ze względu na idealny wprost kształt
kobiecych pośladków, które były owymi dŜinsami... Osłonięte? No, powiedzmy,
jeśli takiego określenia moŜna uŜyć równieŜ w sytuacji, kiedy błękitny
bawełniany materiał kusząco opina urocze wypukłości i bardziej je w związku z
tym eksponuje, niŜ ukrywa.
Równie pięknej kobiecej pupy Gabriel Cayne z całą pewnością nie
widział nigdy dotąd w swoim trzydziestoletnim Ŝyciu. Trudno się zatem dziwić,
Ŝe skwapliwie korzystał z okazji i zachłannie sycił oczy cudownym widokiem.
Dane mu było to czynić... cóŜ, niestety, przez najwyŜej trzy lub cztery sekundy.
Albowiem po upływie tego krótkiego czasu właścicielka błękitnych
dŜinsów, zajęta zbieraniem róŜnego rodzaju artykułów spoŜywczych, które
wysypały jej się w windzie z pękniętej reklamówki, zdołała podnieść z podłogi i
wrzucić do innej, nienaruszonej torby, ostatnią puszkę groszku, wyprostować się
i zwrócić ku Gabrielowi twarz, zamiast... No właśnie!
O ile odwrotną stronę medalu zaskoczony i zdezorientowany Gabriel
Cayne był w stanie wyłącznie podziwiać w niemym zachwycie, o tyle twarz
natychmiast rozpoznał. NaleŜała do niejakiej Kassandry O’Hara, dość młodej
jeszcze, ale sądząc po minie – konserwatywnej i niesłychanie zasadniczej
jasnowłosej dziewczyny, mieszkającej od kilku tygodni po sąsiedzku z dwiema
równie zasadniczymi i konserwatywnymi współlokatorkami.
Tę swoją marsową minę sąsiadka prezentowała zwłaszcza wówczas,
kiedy zgłaszała się do Gabriela z pretensjami, Ŝe słucha późnym wieczorem zbyt
głośnej muzyki albo urządza zanadto hałaśliwe, całonocne przyjęcia. A
poniewaŜ zgłaszała się do niego z owymi pretensjami z ogromną
częstotliwością, niecierpliwił się juŜ na sam jej widok.
Dlatego pewnie nawet nie spostrzegł dotąd, Ŝe przewraŜliwiona na
punkcie nocnych hałasów sąsiadka ma śliczne zielone oczy, o ślicznych
pośladkach juŜ nawet nie wspominając!
Te swoje zielone oczy Kassandra O’Hara wzniosła na chwilę ku znacznie
przewyŜszającemu ją wzrostem, mierzącemu metr dziewięćdziesiąt z okładem,
Gabrielowi Cayne’owi, gdy rozpoznawszy ją, mruknął bez zbytniego
entuzjazmu:
– Dobry wieczór.
– Dobry wieczór – odpowiedziała.
I natychmiast skierowała wzrok w dół, ku pechowym zakupom, które
znów zaczęły się jej wysypywać z przepełnionej torby i turlać po kamiennej
podłodze hallu we wszystkich moŜliwych kierunkach.
Kassandra nachyliła się, Ŝeby podnieść słoik z majonezem i po raz wtóry
167144143.001.png
mimowolnie zaprezentowała sąsiadowi tę ciasno opiętą błękitnymi dŜinsami
tylną część swojego ciała, o której estetycznych walorach miał juŜ okazję
przekonać się przed chwilą.
Chętnie popatrzyłby na urocze wypukłości, uznał jednak, Ŝe chcąc
zachować się prawdziwie po dŜentelmeńsku, powinien raczej pomóc damie
pozbierać rozsypane sprawunki, niŜ gapić się na jej... No właśnie!
Rad nierad przykucnął więc i zaczął podnosić z podłogi niesforne puszki,
słoiki i pudełka. Zajęcie było trochę niewygodne dla wysokiego męŜczyzny,
przyodzianego na dodatek w elegancki czarny garnitur i równie elegancki długi
płaszcz typu trencz.
Ubrana w dŜinsy i kusą sportową kurteczkę Kassandra O’Hara radziła
sobie ze zbieraniem sprawunków znacznie lepiej. Choć Gabriel, trzeba
przyznać, równieŜ zgromadził spore naręcze wiktuałów.
– Pomogę pani zanieść to do domu – oświadczył, przyjmując z ulgą
wyprostowaną pozycję.
– Dziękuję – odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego chyba po raz
pierwszy, odkąd mieli okazję zamieszkać po sąsiedzku.
Zdołała jakimś cudem wydobyć z kieszeni kurtki klucz i otworzyć drzwi,
nie gubiąc juŜ niczego.
– Proszę za mną – rzuciła przez ramię i jako pierwsza przekroczyła próg.
Gabriel Cayne posłusznie ruszył jej śladem. Poprowadziła go przez
rozległy hall w stronę usytuowanej w głębi mieszkania kuchni.
Zerkając machinalnie w pootwierane szeroko drzwi mijanych po drodze
pomieszczeń, Gabe stwierdził z niejakim zdziwieniem, Ŝe mieszkanie jest
urządzone gustownie i dość elegancko, jakkolwiek znacznie mniej wymyślnie i
nowocześnie niŜ jego własny apartament.
CóŜ, nowoczesność sporo kosztuje, ekstrawagancja równieŜ, a ta
dziewczyna pewnie dość cienko przędzie, skoro nie moŜe sobie pozwolić na
swobodne Ŝycie w pojedynkę, tylko musi się męczyć z jakimiś tam
współlokatorkami. Co innego ja! – pomyślał Gabe.
Był dziedzicem pokaźnej rodzinnej fortuny oraz współwłaścicielem i
prezesem zarządu świetnie prosperującej rodzinnej firmy, a właściwie całej
korporacji, czyli potęŜnie rozgałęzionej sieci rozmaitych przedsiębiorstw,
działających pod wspólnym szyldem „Cayne Enterprises”. I w związku z tym
mógł pozwolić sobie na wiele. Między innymi na samodzielny, efektownie i
zbytkownie urządzony apartament w ekskluzywnej dzielnicy, a takŜe na częste
organizowanie wystawnych, tłumnych i hałaśliwych przyjęć, które przeciągały
się zazwyczaj do białego rana i do tego stopnia przeszkadzały sąsiadce, Ŝe juŜ
dwukrotnie zdarzyło jej się wezwać z ich powodu policję.
To było przykre dla Gabe’a, nie da się ukryć.
Za kaŜdym razem policjanci przywoływali biesiadników do porządku i
spisywali protokół, którego kopię otrzymywał administrator. Ten z kolei
przekazywał informację o nocnych ekscesach lokatora i jego gości, a takŜe o
167144143.002.png
policyjnej interwencji, właścicielowi budynku.
Najgorsze ze wszystkiego było właśnie to, Ŝe Gabriel musiał się potem
gęsto tłumaczyć przez telefon przed rezydującym w odległej Atlancie, stolicy
stanu Georgia, właścicielem posesji, którym był... jego własny ojciec, Sam
Cayne.
Budynek naleŜał do rodziny Cayne’ów, niestety!
I w związku z tym cała rodzina dowiadywała się natychmiast, Ŝe dorosły,
trzydziestoletni Gabe znów zachował się jak niegrzeczny chłopiec. Cała rodzina
Cayne’ów, to znaczy matka, ojciec, a takŜe mieszkająca wraz z rodzicami
Gabe’a w Georgii babcia Emma, seniorka rodu, od kilku miesięcy cięŜko,
nieuleczalnie chora.
– Gdzie mam połoŜyć te rzeczy? – Znalazłszy się juŜ w kuchni,
urządzonej w całości na biało, Gabriel chciał jak najszybciej pozbyć się balastu,
poŜegnać sąsiadkę i wrócić do siebie.
– Proszę zostawić wszystko na stole i... wielkie dzięki za pomoc –
mruknęła Kassandra.
Była oczywiście wdzięczna sąsiadowi, lecz teraz marzyła jedynie o tym,
Ŝeby jak najszybciej sobie poszedł. Tego chłodnego i deszczowego grudniowego
dnia absolutnie nie miała nastroju do prowadzenia towarzyskiej konwersacji.
Poza tym nie chciała, by Gabriel Cayne zorientował się, Ŝe ona mieszka w
naleŜącym do jego rodziny budynku nie tylko z dwiema dorosłymi
współlokatorkami, ale i z ośmiomiesięczną córeczką Candy, którą juŜ za parę
minut powinna przywieźć do domu opiekująca się nią dorywczo w ciągu dnia
babcia Ginger O’Hara, matka Kassandry.
Gdyby się tylko dowiedział, Ŝe to z powodu Candy robię mu wymówki i
nasyłam na niego policję, kiedy hałasuje z przyjaciółmi po nocach, szybko
pewnie by się postarał, Ŝeby administracja wymówiła mieszkanie mnie, a przy
okazji wszystkim innym rodzicom małych dzieci, rozumowała Kassandra. Niech
więc lepiej sobie wyobraŜa, Ŝe mieszkam tu tylko z dwiema współlokatorkami.
Ech, właściwie to juŜ z nimi nie mieszkam! – uzmysłowiła sobie z
goryczą. Jedna właśnie dzisiaj się wyniosła, a druga przeprowadza się w
przyszłym tygodniu do Bostonu. Miałyśmy opłacać czynsz we trzy, a teraz...
– Teraz muszę się wziąć za układanie tego wszystkiego – stwierdziła
Kassandra, ocknąwszy się z zamyślenia i spostrzegłszy, Ŝe Gabriel Cayne
poustawiał juŜ na stole puszki, słoiki i pudełka z jej wiktuałami. – Jeszcze raz
dziękuję za sąsiedzką pomoc – dodała.
– Widzi pani, nie jestem wcale taki zły jako sąsiad – odezwał się z lekka
ironicznym tonem Gabe.
– Jak czasem!
– Oj, sąsiadka chyba coś nie w humorze?
– Mam powody, proszę pana! – wybuchnęła Kassandra. – Samochód
wysiadł mi dziś rano i wymaga holowania do warsztatu. Jedna z moich
współlokatorek, Janie, właśnie się wyniosła, a druga, Sandy, wyprowadza się w
167144143.003.png
przyszłym tygodniu do Bostonu. Mam umowę najmu na pół roku, a nie stać
mnie na samodzielne opłacanie czynszu. Więc jeśli nie wygram w najbliŜszych
dniach na loterii, stracę co najmniej jeden semestr w college’u, bo jak zapłacę za
mieszkanie, to juŜ mi zabraknie na czesne.
– Pani studiuje?
– Owszem. A Ŝeby zarobić na utrzymanie i na studia, pracuję
równocześnie jako kelnerka.
– Mhm... To faktycznie przykra sprawa z tym czynszem i z tym czesnym
– zafrasował się Gabe: – Ale proszę sobie na pocieszenie uświadomić – dodał –
Ŝe nie pani jedna ma kłopoty. Inni teŜ!
– Chyba nie mówi pan o sobie?
– Proszę sobie wyobrazić, Ŝe tak.
– Ech, nie chce mi się wierzyć! – westchnęła Kassandra i machnęła
lekcewaŜąco ręką. – CóŜ moŜe wprawić w kłopot kogoś takiego, jak pan?
– A jednak są takie sprawy, proszę pani – stwierdził posępnie Gabe. –
Otrzymałem dzisiaj smutną wiadomość. Moja ukochana babcia jest bardzo
chora, właściwie umierająca. Nowotwór! Lekarze nie są nawet pewni, czy
babcia doŜyje do Nowego Roku.
– To bardzo przykre.
– Ano właśnie! Jadę na BoŜe Narodzenie do Georgii, Ŝeby się jeszcze z
nią zobaczyć.
– Pańska babcia mieszka aŜ w Georgii? – zainteresowała się Kassandra.
– W tej chwili tak. I moi rodzice równieŜ.
– Więc proszę jechać – mruknęła Kassandra, nie bardzo wiedząc, co
powiedzieć. – Na szczęście juŜ mamy grudzień, BoŜe Narodzenie niedaleko.
– I właśnie w tym cały problem, proszę pani! JuŜ grudzień, BoŜe
Narodzenie niedaleko, moja babcia umiera, a ja ciągle nie mam narzeczonej!
Gabriel Cayne był ogromnie przejęty, wypowiadając te słowa. Jednak
jego zupełnie nie przystająca do powagi sytuacji skarga na brak narzeczonej tak
rozbawiła Kassandrę, Ŝe musiała mocno przygryźć wargi, by nie wybuchnąć
śmiechem.
– To wbrew pozorom wcale nie jest zabawne, proszę pani! – obruszył się,
zauwaŜywszy jej reakcję. – Babcia choruje od kilku miesięcy. Często
rozmawiałem z nią przez telefon i nazmyślałem jej na pocieszenie, Ŝe
ustatkowałem się ostatnio, skończyłem z kawalerskimi ekscesami i nawet
zaręczyłem z pewną bardzo miłą dziewczyną. I babcia właśnie dzisiaj do mnie
zadzwoniła, proszę pani. I powiedziała mi... – Gabriel zawahał się.
– Tak?
a Powiedziała mi, Ŝe przed śmiercią bardzo chciałaby ją poznać!
Tragikomiczna osobista historia, opowiedziana ni stąd, ni zowąd przez nie
zaprzyjaźnionego ani trochę, wręcz nie lubianego sąsiada, wprawiła Kassandrę
w zakłopotanie.
– Naprawdę nie wiem, co mogłabym powiedzieć... poza tym, Ŝe bardzo
167144143.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin