18.htm

(20 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 18 .    

Jeźdźcom smoków tylko trzeba

By przed Nićmi bronić nieba

Światy giną i powstają

Od tych zmagań w smoczym męstwie.


 

   Tak jak F'lar przewidział, atak zakończył się tuż przed południem. Zmęczone oddziały powróciły witane piskliwym rykiem Ramoth, która siedziała na Szczycie.

   Lessa, gdy tylko upewniła się, że F'lar nie odniósł nowych ran, zajęła się organizowaniem pomocy dla rannych. Cieszyła się, że Manora przydzieliła Kylarze pracę w kuchni.

   Gdy zapadł zmrok, w Weyr zapanował pozorny spokój. Spokój umysłów i ciał zbyt zmęczonych lub zbyt, poranionych, by mówić. Lessa sporządzała listę rannych ludzi i bestii. Czuła się tak, jakby jej własne myśli naigrawały się z niej. Dwadzieścia osiem par było niezdolnych do dalszej walki. C'gan był jak dotąd jedyną śmiertelną ofiarą, ale w Keroon także cztery smoki zostały poważnie ranne, a siedmiu ludzi mocno poturbowanych. Na kilka miesięcy zostali całkowicie wyłączeni z walki.

   Lessa wiedziała, że musi przekazać F'larowi te niepokojące wieści. Przeszła przez Krater do swojego weyr. Myślała, że znajdzie go w sypialni, ale sypialnia była pusta. Ramoth spała już, gdy Lessa przeszła do Sali Obrad. Sala była także pusta. Zaintrygowana i lekko zaniepokojona biegiem pokonała schody do Sali Kronik. Znalazła tam F'lara, który ślęczał z wymizerowaną twarzą nad zatęchłymi skórami.

   - Co ty tu robisz? - zapytała rozgniewana. - Powinieneś odpocząć.

   - Ty też - odparł z rozbawieniem.

   - Pomagałam Manorze rozlokować rannych...

   - Każdy robi to, co do niego należy - odsunął się od stołu i zaczął rozcierać szyję. Poruszył rannym ramieniem, by ulżyć zdrętwiałym mięśniom.

   - Nie mogłem zasnąć - przyznał się - więc pomyślałem, że zobaczę, czy w tych kronikach nie kryją się przypadkiem odpowiedzi na moje wątpliwości.

   - Czy chcesz coś jeszcze wiedzieć? Co szukasz? - wykrzyknęła rozdrażniona Lessa. Tak jakby kroniki kiedykolwiek odpowiadały na jakiekolwiek pytania. Poczucie odpowiedzialności za Pern najwyraźniej zaczynało wyczerpywać władcę Weyr. Niewątpliwie pierwsza bitwa była silnym stresem, nie mówiąc już o tym, że sama podróż pomiędzy czasami do Nerat, by uprzedzić Nici, była wyczerpująca.

   F'lar uśmiechnął się i poprosił Lessę, by usiadła obok niego na kamiennej ławie.

   - Muszę znać koniecznie odpowiedź na pytanie: w jaki sposób jeden osłabiony Weyr może walczyć za sześć?

   Lessa próbowała opanować panikę, która zimnym dreszczem rozlała się po jej ciele.

   - Te twoje wykresy czasowe rozwiążą z pewnością ten problem - odparła przekonywująco. - Na pewno uda ci się skutecznie bronić Pernu do momentu, kiedy czterdzieści następnych smoków zasili szeregi skrzydeł.

   F'lar uśmiechnął się szyderczo.

   - Nie łudź się, Lesso. Cudów nie ma.

   - Ale przecież kiedyś też bywały długie przerwy - starała się go przekonać - i skoro Pern przetrwał je, to i tym razem potrafi. - Pamiętaj, że przedtem zawsze istniało sześć Weyrów. W trakcie około dwudziestu Obrotów poprzedzających rozpoczęcie Przejścia przez Czerwoną Gwiazdę, królowe składały wystarczającą liczbę jaj. Wszystkie królowe, nie tylko jedna złocista Ramoth. Och, jakże przeklinam Jorę! - F'lar z hałasem zerwał się na równe nogi i zaczął nerwowo spacerować. Z irytacją odrzucił kosmyk czarnych włosów, który opadał mu na oczy. Lessa nie wiedziała, co zrobić. Z jednej strony chciała go pocieszyć, a z drugiej ogarniał ją wszechpotężny strach, który paraliżował jej ciało do tego stopnia, że w ogóle nie była w stanie myśleć.

   - Nie miałeś dotąd aż tylu wątpliwości... Odwrócił się do niej.

   - Nie miałem dopóki nie zobaczyłem Nici i nie policzyłem rannych. Dane wskazują, że nie mamy żadnych szans. Jeśli nawet założymy, że będziemy mogli przesadzić jeźdźców na nie okaleczone smoki, to i tak trudno nam będzie utrzymać wciąż wystarczającą siłę, by zwalczać skutecznie Nici.

   Kątem oka zauważył, że Lessa zaintrygowana zmarszczyła brwi.

   - Jutro trzeba przeczesać pieszo cały Nerat. Byłbym głupcem, gdybym sądził, że wyłapaliśmy i spaliliśmy wszystkie Nici w powietrzu.

   - Niech zrobią to dzierżawcy. Nie mogą przecież tak po prostu zamknąć się bezpiecznie w swoich schronieniach i pozostawić nam całą robotę. Gdyby nie byli tak skąpi i głupi...

   Przerwał jej gwałtownym gestem.

   - Pamiętaj, że oni także wypełniają swoje obowiązki zapewnił ją. - Wzywam jutro na radę wszystkich lordów posiadłości i mistrzów cechów. Problem leży w tym, że nie wystarczy tak po prostu odnaleźć i oznaczyć miejsca, gdzie Nici upadły. Jak mamy zniszczyć Nić, która zaryła się głęboko pod powierzchnią? Płomień z paszczy smoka jest dobry w powietrzu, ale nie sięga na głębokość większą niż metr.

   - Nie myślałam dotąd o tym. Ale mamy doły ogniowe...

   - ... są tylko na wzgórzach otaczających domostwa. Nie ma ich zaś na łąkach w Keroon, czy w zielonych lasach tropikalnych w Nerat.

   Perspektywa była rzeczywiście niewesoła. Ponuro się zaśmiała.

   - Masz rację. Jak mogłam przypuszczać, że nasze smoki są wszystkim, czego potrzebuje biedny Pern, aby zniszczyć Nici. Jednak... - wymownie wzruszyła ramionami.

   - Istnieją także inne metody - powiedział F'lar - lub na pewno istniały. Musiały przecież istnieć! Wielokrotnie natykałem się na wzmianki, że posiadłości organizowały lądowe oddziały, które były uzbrojone w ogień. Nigdzie nie wspomniano jednak, co to był za ogień, ponieważ było to powszechnie znane. - Zrezygnowany wzruszył ramionami i opadł z powrotem na ławę. - Nawet pięćset smoków nie zdołałoby spalić wszystkich Nici, które dziś opadły. Jednak oni potrafili utrzymać kiedyś Pern wolny od Nici.

   - Pern, owszem, ale czyż Południowy Kontynent nie uległ zniszczeniu? A może byli zbyt zajęci obroną samego Pernu i me byli w stanie go obronić?

   - Przez setki tysięcy Obrotów nikogo nie interesował Południowy Kontynent - parsknął F'lar.

   - Jest przecież zaznaczony na mapach - przypomniała mu Lessa.

   Rzucił gniewne spojrzenie na nieme kroniki piętrzące się na długim stole.

   - Gdzieś musi być przecież odpowiedź!

   W jego głosie zabrzmiała skrajna desperacja. Czuł się winny, że nie potrafi odnaleźć wyjaśnienia.

   - Człowiek, który to napisał, sam nie potrafiłby odczytać połowy z tego - powiedziała ostro Lessa. - A poza tym, jak dotąd najbardziej pomogły nam twoje własne pomysły. Sporządziłeś mapy czasowe i sam zobacz, jakie nieocenione usługi już nam oddały.

   - Znów zaczynam być zbyt zacofany, co? - uśmiechnął się pod nosem.

   - Niewątpliwie - stwierdziła stanowczo, choć sama nie była co do tego przekonana. - Oboje wiemy, że kroniki w niezrozumiały sposób pomijają większość faktów.

   - Dobrze to ujęłaś, Lesso. Zapomnijmy więc o tych zwodniczych i przestarzałych pouczeniach. Musimy wymyślać własne metody. Po pierwsze, potrzebujemy więcej smoków. Po drugie, potrzebujemy ich teraz. Wreszcie po trzecie, potrzebujemy czegoś, co jest nie mniej skuteczne od zionącego ogniem smoka i niszczy Nici, które zdołały się zaryć.

   - A po czwarte, potrzebujemy snu, bo inaczej o niczym nie będziemy w stanie myśleć - dodała jak zwykle szorstko.

   F'lar roześmiał się szczerze i przytulił swoją władczynię.

   - To miałaś właśnie na myśli, nieprawdaż? - przekomarzał się z nią, pieszcząc ją pożądliwie.

   Nadaremnie próbowała go odepchnąć i uciec. Jak na rannego, zmęczonego mężczyznę zachowywał się bardzo namiętnie. Zupełnie jak Kylara. Zresztą ta kobieta ma ogromny tupet, żeby opatrywać właśnie jego rany.

   - Do moich obowiązków należy opieka nad tobą, władco Weyr. - A ty spędzasz godziny z błękitnymi jeźdźcami, pozostawiając mnie czułej opiece Kylary.

   - Nie wyglądało na to, żebyś miał coś przeciwko temu. F'lar odrzucił głowę i wybuchnął śmiechem.

   - Czy powinienem ponownie zasiedlić Fort Weyr i wysłać tam Kylarę? - chichotał.

   - Chciałabym, żeby Kylara była zarówno wiele Obrotów jak i wiele kilometrów stąd - odpowiedziała Lessa z irytacją.

   F'lar wybałuszył oczy. Skoczył na równe nogi z okrzykiem zdziwienia.

   - To jest to!

   - Co powiedziałam?

   - Wiele Obrotów stąd! To jest to! Wyślemy Kylarę z powrotem pomiędzy czasami, wraz z jej królową i nowymi smoczątkami - F'lar podekscytowany przemierzał salę, a Lessa próbowała zrozumieć, o co chodzi. - Nie, lepiej jak wyślę co najmniej jednego ze starszych spiżowych smoków. Także F'nora... nie, raczej R'norowi powierzę nad nimi opiekę... Oczywiście dyskretnie...

   - Wysłać Kylarę z powrotem... dokąd? W jakie czasy? - nie rozumiała Lessa.

   - Dobre pytanie - F'lar przyciągnął walające się wszędzie mapy. - Bardzo dobre pytanie. Gdzie możemy ich wysłać, nie wywołując zamieszania z powodu ich obecności? Dalekie Rubieże są odległe. Nie, jak wiesz znaleźliśmy tam jeszcze ciepłe ogniska i nie wiemy, kto je pozostawił i po co. A jeśli wysłalibyśmy ich w przeszłość, mieliby czas na przygotowanie się do walki z Nićmi. Tylko że oni nie są teraz przygotowani do walki. Ale przecież nie moźna być w dwóch miejscach równocześnie potrząsnął głową oszołomiony tym paradoksem.

   Wzrok Lessy spoczął na mapie.

   - Wyślij ich tam - pokazała palcem na Południowy Kontynent, w którego istnienie wątpiono.

   - Przecież tam nie ma nic.

   - Wezmą ze sobą wszystko, czego będą potrzebowali. Musi tam być woda, gdyż Nici nie potrafią jej zniszczyć. Poza tym dostarczymy im wszystko, co jest potrzebne, paszę dla trzody, ziarno...

   F'lar ściągnął w skupieniu brwi. Zamyślił się. Depresja i poczucie beznadziejności sprzed niewielu chwil zniknęły.

   - Podczas ostatnich dziesięciu Obrotów nie było tam Nici. I nie było ich tam przez wcześniejszych czterysta. Dziesięć Obrotów to byłoby wystarczająco dużo czasu na to, żeby Pridith dojrzała i kilkakrotnie złożyła jaja. Być może byłoby kilka nowych królowych.

   Zmarszczył brwi i z powątpiewaniem potrząsnął głową.

   - Nie, nie ma tam przecież żadnego Weyr. Nie ma Wylęgarni, nie ma...

   - A skąd ta pewność? - przerwała mu ostro Lessa, zbyt zachwycona projektem, aby łatwo z niego zrezygnować. - To prawda, że kroniki nie wspominają o Południowym Kontynencie, ale pomijają też wiele innych faktów. Skąd wiemy, że od czasu ostatniego opadnięcia Nici, czterysta Obrotów temu, kontynent nie zazielenił się ponownie? Wiemy bez wątpienia, że Nici mogą egzystować tak długo, jak jest jakaś materia organiczna, którą mogą się żywić. Kiedy już pochłoną wszystko, wysychają i rozkruszają się.

   F'lar spojrzał na nią z podziwem.

   - Dlaczego więc nikt dotychczas nie zastanawiał się nad tym? - Zbytnie zacofanie. - Lessa pogroziła mu palcem. - A poza tym, nie było potrzeby, aby się tym zajmować.

   - No cóż, potrzeba, czy może raczej zazdrość, jest matką wynalazków. - Uśmiechnął się złośliwie i próbował złapać Lessę, która zręcznie wymknęła mu się.

   - Ku chwale Weyr - odcięła mu się.

   - Co więcej, wyślę cię jutro wraz z F'norem, abyście się tam rozejrzeli. Tak będzie najlepiej, ponieważ to jest twój pomysł. Lessa znieruchomiała.

   - A ty się nie wybierasz?

   - Mogę ze spokojem zostawić to zadanie w twoich rękach zaśmiał się i przytulił ją ponownie do swego zdrowego boku. Pochylił się ku niej z uśmiechem.

   - Muszę grać bezwzględnego władcę Weyr i powstrzymywać lordów posiadłości od zatrzaśnięcia z hukiem ich wewnętrznych drzwi. I mam nadzieję - zmarszczył lekko brwi - że któryś z mistrzów cechów może znać rozwiązanie trzeciego problemu: jak pozbyć się zakopanych w jamach Nici.

   - Ale...

   - Ta wycieczka zajmie Ramoth na tyle, że przestanie się wreszcie złościć.

   Przycisnął mocniej szczupłe ciało dziewczyny i skupił spojrzenie na jej niezwykłej, delikatnej twarzy.

   - Lesso, moim czwartym problemem jesteś ty. Pochylił się, by ją pocałować.

   Słysząc pośpieszne kroki w przejściu, F'lar zachmurzył się poirytowany i puścił dziewczynę.

   - O tej godzinie? - mruknął, gotów ostro zbesztać intruza. Kogo licho tu niesie?

   - F'lar - usłyszeli zdenerwowany i charczący głos F'nora. Rzut oka na twarz F'lara upewnił Lessę, że nawet swemu przyrodniemu bratu nie szczędzi reprymendy, co w pewien sposób sprawiło jej przyjemność. Ale w chwili, gdy F'nor wpadł do sali, zarówno władca jak i władczyni Weyr zamarli w bezruchu. Brunatny jeździec byt jakby inny niż zwykle. Gdy zaczął nieskładnie przekazywać wieści, z jakimi przyszedł, Lessa nagle uświadomiła sobie, na czym polega rónica. Był opalony! Nic nosił już bandaży, a na jego policzku nie było nawet najmniejszego śladu zadanych przez Nici ran, którymi zajmowała się jeszcze tego wieczora!

   - F'lar, to się nie uda! Nic możesz żyć przecież w dwóch czasach równocześnie! - F'nor wykrzykiwał jak szalony. Zatoczył się na ścianę i chwycił się jej, by utrzymać równowagę. Podkrążone oczy były dobrze widoczne pomimo opalenizny. - Nic wiem, jak długo jeszcze wytrzymamy w ten sposób. Wszyscy jesteśmy tym dotknięci. W niektórych dniach mniej, w innych więcej.

   - Nic rozumiem, o co ci chodzi.

   -Twoje smoki czują się świetnie-zapewnił go F'nor z gorzkim uśmiechem. - Im to nie szkodzi. Są przy -zdrowych zmysłach. Ale ich jeźdźcy... cały lud Wcyr... jesteśmy jak cienie, na wpół żywi, jak jeźdźcy pozbawieni smoków. Część z nas odeszła na zawsze. Z wyjątkiem Kylary - skrzywił się pogardliwie. - Wszystko, czego pragnie, to cofać się w czasie i przyglądać się samej sobie. Obawiam się, że egoizm tej kobiety zniszczy nas wszystkich.

   Nagle jego oczy stały się mętne. Zachwiał się tak, jakby za chwilę miał stracić równowagę. - Nie mogę zostać. Już jestem tu. Zbyt blisko. To dwa razy trudniej. Ale musiałem cię ostrzec. Obiecuję ci F'larze, że pozostaniemy jak najdłużej, ale wiem, że długo nie wytrzymamy... nic tak, jak chciałeś, ale próbowaliśmy. Próbowaliśmy!

   Zanim F'lar zdążył się poruszyć, brunatny jeździec odwrócił się i zgięty w pół wybiegł z sali.

   - Ale on tam jeszcze nie poleciał! - wykrzyknęła Lessa. - On tam wcale jeszcze nie poleciał!

   F'lar patrzył za oddalającym się przyrodnim bratem.

   - Co się mogło stać? - Lessa zwróciła się do władcy Weyr. -Nawet nie powiedzieliśmy o naszym pomyśle F'norowi. Dopiero sami rozważaliśmy tę możliwość - uniosła rękę do policzka. - A ta rana od Nici? Sama ją opatrywałam dziś wieczorem, a teraz zniknęła. Zniknęła. To znaczy, że nie było go dość długo -opadła na ławkę.

   - Jednak wrócił, a zatem musiał wcześniej odejść - zauważył ospale F'lar. - Teraz jednak wiemy, że nasze przedsięwzięcie nie całkiem się uda, choć w rzeczywistości jeszcze się nie rozpoczęło. I wiedząc o tym wysłaliśmy go dziesięć Obrotów w przeszłość, myśląc, że może jednak coś to da - F'lar przerwał i zamyślił się. -Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak tylko kontynuować ten eksperyment.

   - Ale w czym tkwił błąd?

   - Myślę, że wiem, ale nie można nic na to poradzić - usiadł obok i spojrzał jej głęboko w oczy. - Lesso, kiedy po raz pierwszy powróciłaś z wyprawy pomiędzy do Ruatha, byłaś całkiem wy-trącona z równowagi. Teraz sądzę, że nie był to jedynie szok po zobaczeniu, jak ludzie Faxa napadają na twoją posiadłość ani też przekonanie, że to twój powrót wywołał ową katastrofę. Myślę, że jest to związane z jednoczesnym przebywaniem w dwóch cza-sach - ponownie zawahał się, usiłując zrozumieć tę nową koncepcję.

   Lessa patrzyła nań z takim przerażeniem, że roześmiał się z zakłopotaniem.

   - W każdym razie - ciągnął dalej - sama myśl powrotu w czasie i zobaczenia samego siebie w młodości jest podniecająca. - To miał zapewne na myśli, kiedy mówił o Kylarze - wy-szeptała Lessa - o tym, że chce wracać i oglądać siebie... jako dziecko. Ach, ta podła dziewczyna! - Lessę ogarnęła złość na ego-izm Kylary. - Wstrętna, samolubna baba. Ona wszystko zepsuje!

   - Jeszcze nic - przypomniał jej F'lar. - Posłuchaj. F'nor ostrzegł nas, że sytuacja w jego czasie staje się beznadziejna, ale nie powiedział nam, ile udało mu się już zrealizować. Zauważyłaś przecież, że blizna na jego twarzy zupełnie zniknęła, a więc musiało już minąć kilka Obrotów. Jeżeli teraz Pridith złoży przy-zwoitą ilość jaj, z których wykluje się choć czterdzieści Ramoth, to będzie już pewien sukces. Dlatego też, władczyni Weyr -dostrzegł, jak Lessa prostuje się na dźwięk swego tytułu - musi-my zignorować fakt powrotu F'nora. Kiedy polecicie jutro na Południowy Kontynent, nie czyń najdrobniejszej aluzji do tego wydarzenia. Rozumiesz?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin