13.htm

(25 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 13 .    

Wzlećcie w chwale hen wysoko

Spiżowe i złote, wspaniałe

Ratujcie Pern

Wytrwale

Zliczmy trzy miesiące i kilka jeszcze

A gorących pięć niedziel zbladnie

Dzień chwały nadejdzie

Po miesiącu, bo któż go pragnie

Srebrne pasmo

Na nieboskłonie...

Żar wszystko wzrusza

Czas nawet płonie


 

   Nie wiem dlaczego nalegałeś, żeby F'nor wyszukiwał w Ista Weyr te bezsensowne starocie wykrzyknęła Lessa z rozdrażnieniem. - Nie zawierają niczego, oprócz banalnych notatek o tym, z ilu miarek ziarna wypieka się zwykły chleb.

   F'lar zerknął na nią znad kronik, które właśnie studiował. Westchnął; odchylił się w tył na krześle i leniwie przeciągnął się.

   - A ja myślałam - powiedziała pochmurnie Lessa - że te sędziwe kroniki zawierają całość smoczej wiedzy i ludzkiej mądrości. Albo, jak widać, wmawiano mi, abym w to wierzyła dodała uszczypliwie.

   F'lar zachichotał.

   - I zawierają, ale musisz ją odnaleźć.

   Lessa zmarszczyła nos.

   - Pff. Kroniki cuchną tak, jakbyśmy... i jedyną przyzwoitą rzeczą, jaką można by z nimi zrobić, to zakopać je ponownie.

   - To jest właśnie następna wiadomość, jaką mam nadzieję odnaleźć... o starej metodzie konserwacji, która chroni skóry przed twardnieniem i butwieniem.

   - Tak czy owak, pisanie na skórach jest głupotą. Należy znaleźć coś lepszego. Stajemy się zdecydowanie zbyt zacofani, mój drogi władco Weyr.

   F'lar roześmiał się z jej dowcipnego kalamburu. Lessa spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem. Nagle podskoczyła jak oparzona, wpadając znów w typowy dla niej nastrój.

   - No cóż, nie odnajdziesz jej. Nie odnajdziesz faktów, których poszukujesz. Ponieważ wiem, czego naprawdę poszukujesz, a to nie jest zapisane!

   - Co masz na myśli?

   - Najwyższy czas, abyśmy przestali wzajemnie okłamywać się.

   - To znaczy?

   - Obydwoje wiemy, że Czerwona Gwiazda stanowi realne zagrożenie dla Pernu i że Nici wkrótce opadną! Ale nasze przeświadczenie przyjęte zostało na wiarę, a potem cofnęliśmy się pomiędzy czasami do przełomowych momentów w życiu każdego z nas i wzmocniliśmy to mniemanie w nas samych, tylko że w o wiele młodszych. W twoim przypadku było to wówczas, gdy doszedłeś do wniosku, że jesteś przeznaczony do tego - mówiła drwiącym tonem - aby pewnego dnia zostać władcą Weyr i chronić Pern.

   - A może - kontynuowała pogardliwie - nasz superkonserwatywny R'gul miał rację Że przez ostatnich czterysta Obrotów nie było Nici, ponieważ ich już po prostu nie ma! I że smoków mamy tak niewiele, ponieważ smoki wyczuwają, iż nie są już dłużej niezbędne dla Pernu. Że my jesteśmy zarówno głupim anachronizmem, jak i pasożytami?

   F'lar nie zdawał sobie sprawy, jak długo siedzi patrząc na jej zawziętą twarz, ani ile czasu pochłonęło mu znalezienie odpowiedzi na jej dociekliwe pytania.

   - Wszystko jest możliwe - usłyszał swoją spokojną odpowiedź.

    - Łącznie z tym niezwykłym faktem, że potwornie przerażona

   jedenastolatka potrafiła zaplanować zemstę na mordercy swej rodziny i na przekór wszystkiemu zrealizować ten plan. Ugodzona jego ripostą, postąpiła krok do przodu. Słuchała go uważnie.

   - Wolę wierzyć - ciągnął uparcie - że życie nie polega tylko na wychowywaniu smoków i przeprowadzaniu wiosennych manewrów. To mi nie wystarcza. I dzięki mej wierze inni też zobaczyli cokolwiek więcej niż własny interes i własną wygodę. Dałem im sens i zaprowadziłem dyscyplinę. Tak czy inaczej, było to korzystne i dla smoczego ludu, i dla dzierżawców.

   - Nie poszukuję w tych kronikach usprawiedliwienia. Poszukuję rzetelnych faktów.

   - Mogę udowodnić, że Nici rzeczywiście istnieją. Mogę udowodnić, że w okresach przerw Weyr podupadał. Mogę też cię przekonać, że jeśli zobaczysz Czerwoną Gwiazdę dokładnie obramowaną przez Skalne Oko w momencie zimowego zrównania dnia z nocą, wówczas Czerwona Gwiazda przejdzie wystarczająco blisko Pernu, by zrzucić Nici. Ponieważ potrafię udowodnić te fakty, wiem, że Pern jest w niebezpieczeństwie. Wiem, ja... a nie ów młodzieniec sprzed piętnastu Obrotów. Wierzy w to spiżowy jeździec i F'lar, władca Weyr!

   Zobaczył w jej oczach cień powątpiewania, ale wyczuł, że jego argumenty zaczynają ją przekonywać.

   - Kiedyś już wątpiłaś w moje słowa - powiedział łagodnie. Mówiłem, że możesz zostać władczynią Weyr. Uwierzyłaś mi jednak i... - na dowód zatoczył ręką krąg, wskazując na Weyr. Lessa uśmiechnęła się słabo.

   - Stało się tak dlatego, ponieważ ujrzałam martwego Faxa u swych stóp, a nigdy nie planowałam na wyrost, co zrobię ze swoim życiem. Oczywiście, z jednej strony cudownie jest być partnerką Ramoth, ale - zmarszczyła lekko brwi - z drugiej, to nie jest wszystko. Oto dlaczego chciałam nauczyć się latać i...

   - ...oto jak zaczęła się ta dyskusja - skończył za nią F'lar z uśmiechem.

   - Wierz wraz ze mną, Lesso - nalegał przechyliwszy się przez stół - dopóki nie masz powodów, by z tego zrezygnować. Szanuję twoje wątpliwości. Wątpić nic jest niczym złym. Niekiedy prowadzi to do pogłębienia wiary. Ale wierz wraz ze mną aż do wiosny. Jeśli Nici nie opadną do tego czasu... - wzruszył ramionami w poczuciu bezsilności.

   Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, a potem powolnym skinieniem głowy wyraziła zgodę.

   Starał się nie pokazać, jak go ucieszyła jej decyzja. Lessa była niebezpiecznym przeciwnikiem, ale i sprytnym poplecznikiem. Fax doświadczył tego na własnej skórze. Była w końcu władczynią Weyr, najlepszą kartą w jego grze.

   - Teraz jednak powróćmy do studiowania banałów. Widzisz, kroniki rzeczywiście mówią mi o terminie, miejscu i czasie trwania opadów Nici - uśmiechnął się do niej. - A fakty te są mi niezbędne do skonstruowania mojego terminarza.

   - Terminarza? Przecież powiedziałeś mi, że nie znasz terminu opadu Nici.

   - To prawda. Nie znam dnia, w którym Nici mogą zacząć swe spiralne opadanie. Ale po pierwsze, dopóki utrzymuje się typowa dla tej pory roku zimna pogoda, Nici są zbyt kruche i rozsypują się w pył. Są bezradne wobec mrozu. Jednak gdy powietrze jest ciepłe, ożywają i... niosą śmierć. - Zacisnąwszy obie pięści uniósł je tak, że jedna z nich znajdowała się powyżej drugiej. - Czerwona Gwiazda jest moją prawą ręką, a Pern lewą. Czerwona Gwiazda wiruje bardzo szybko w przeciwnym kierunku niż my. Chwieje się przy tym nieregularnie.

   - Skąd to wiesz?

   - Z rysunku na ścianach Wylęgarni w Fort Weyr. Jak wiesz, był to pierwszy Weyr, założony przez naszych przodków.

   Lessa uśmiechnęła się gorzko. - Wiem.

   - Tak więc, kiedy Gwiazda dokonuje przejścia, wprawione w ruch obrotowy Nici spadają na nas w atakach, które trwają sześć godzin i powtarzają się mniej więcej co czternaście godzin. - Ataki trwają sześć godzin?

   Przytaknął poważnie.

   - Wtedy, gdy Czerwona Gwiazda jest najbliżej nas. W tej chwili zaczyna właśnie swoje przejście.

   Zmarszczyła brwi.

   Zaczął szperać wśród skórzanych płacht leżących na stole i jakiś przedmiot z metalicznym brzękiem upadł na kamienną podłogę.

   Z zaciekawieniem Lessa rzuciła się, by go podnieść. Zaczęła obracać w rękach cienką płytkę.

   - A to co? - Badawczo przebiegła palcem po nieregularnych znakach po jednej stronie.

   - Nie wiem. F'nor dostarczył to z Fort Weyr. Było to przybite do jednej ze skrzyń, w których przechowywano kroniki. Dostarczył to sądząc, że może to być ważne. Powiedział, że podobna płytka znajdowała się tuż pod rysunkiem Czerwonej Gwiazdy na ścianie Wylęgarni.

   - Pierwsza część tekstu jest jasna:

   Ojciec ojca matki, który odszedł na zawsze w pomiędzy, powiedział, że to jest klucz do tajemnicy, a słowa te spłynęły nań gdy konan przekazał, że powiedział: ARZHENIUS? EUREKA! MYCORZHIZA. ...

   - Oczywiście, ta część nie ma w ogóle żadnego sensu parsknęła Lessa. - Te trzy ostatnie słowa to nie jest żaden perniański, to po prostu paplanina.

   - Przestudiowałem to, Lesso - odparł F'lar zerknąwszy na płytkę ponownie i wziął ją, by na nowo potwierdzić swoje wnioski. - Jedynym sposobem na to, by odejść na zawsze w pomiędzy jest umrzeć, prawda? Oczywiście, ludzie po prostu nie umierają tak sobie, z własnej woli. Tak więc jest to wizja śmierci zapisana przez wnuka, który jednak nie umiał poprawnie pisać. "Konan" jest niepoprawnym określeniem czasu przeszłego słowa "konać - uśmiechnął się pobłażliwie. - I tak, jak cała reszta tego, oprócz nonsensów jakie zawiera większość wizji śmierci, "wyjaśnia" to, o czym wszyscy zawsze wiedzieli. Czytaj dalej.

   - "Zionące ogniem ogniste jaszczurki, aby zetrzeć w pył zarodniki Q.E.D."?

   - I tu również nie ma żadnego sensu. Najwyraźniej jest to opis radości z tego, że jest jeźdźcem smoka. Jeździec nie był nawet w stanie podać właściwego słowa na określenie Nici. - F'lar wzruszył ramionami.

   Lessa potarła znaki koniuszkiem palca, by sprawdzić, czy zostały one zapisane atramentem. Metal był wystarczająco błyszczący, aby mógł służyć jako dobre lustro, gdyby tylko zdołała zetrzeć te napisy. Jednak znaki pozostały gładkie i wyraziste.

   - Prymitywni czy nie, dysponowali jednak trwalszym sposobem zapisywania swych myśli, lepszym nawet od zakonserwowanych skór - mruknęła.

   - Dobrze zakonserwowana paplanina - powiedział F'lar i zaczął znów grzebać w poszukiwaniu czytelnych informacji.

   - A może ta ballada jest źle ułożona? - zastanawiała się głośno Lessa, lecz szybko poniechała tej myśli. - Napis nie jest nawet ładny.

   F'lar wygładził ręką kartę, która pokazywała nachodzące na siebie horyzontalne pasy, naniesione na schemat masywu kontynentalnego Pernu.

   - Spójrz, Lesso - powiedział - tu przedstawione są fale ataku, a tutaj - przyciągnął drugą mapę z naniesionymi pionowymi pasami - strefy czasowe. Tak więc widzisz, że przy czternastogodzinnych przerwach tylko pewne części Pern są zagrożone w każdym kolejnym ataku. Jest to jeden z powodów, dla którego Weyry zostały rozmieszczone w tych, a nie innych częściach kontynentu.

   - Sześć pełnych Weyrów - mruknęła. - Prawie trzy tysiące smoków.

   - Zdaję sobie z tego sprawę - odparł pozbawionym wyrazu głosem. - Oznacza to, że żaden z nich nie był przeciążony w trakcie najsilniejszych ataków, co wcale nie znaczy, że aby je odeprzeć potrzeba koniecznie trzech tysięcy smoków. Jak jednak wynika z tych terminarzy, powinniśmy dać sobie radę aż do momentu, gdy pierwsze potomstwo Ramoth osiągnie dojrzałość. Spojrzała na niego cynicznie.

   - Zbyt wierzysz w możliwości jednej królowej.

   W odpowiedzi na tę uwagę machnął niecierpliwie ręką.

   - Mam jeszcze więcej wiary, niezależnie od twoich poglądów, w niezwykłą powtarzalność wydarzeń opisanych w tych kronikach.

   - Ha!

   - Przecież nie chodzi mi o to, ilu miar mąki używano do wypieku zwykłego chleba, Lesso - odparował podniesionym głosem. Chodzi mi o takie rzeczy, jak na przykład o to, że o tej to a o tej godzinie jedno skrzydło zostało wysłane na patrol, że trwał on tyle a tyle czasu, że tylu a tylu jeźdźców odniosło rany. A ponadto chcę znać dane dotyczące płodności królowych w pięćdziesięcioletnim okresie przejścia w porównaniu z płodnością w okresach przerw między przejściami. Tak, kroniki o tym mówią. Jak wynika z tego, co tu wyczytałem - i uderzył pięścią w najbliższą stertę zakurzonych, cuchnących skór - Nemorth powinna , każdym z ostatnich dziesięciu Obrotów wznosić się dwukrotni do lotu godowego. Gdyby nawet w każdym złożeniu zniosła te swoje marne dwanaście jaj, mielibyśmy o dwieście czterdzieści bestii więcej... Nie przerywaj. Lecz niestety władczynią Weyr była Jora, a władcą R'gul. Ponadto w trakcie ostatniej, trwającej czterysta Obrotów przerwy, popadliśmy w niełaskę całej planety. No cóż, teraz Ramoth złoży więcej niż lichy tuzin jaj, a wśród nich będzie jedno królewskie. Zapamiętaj sobie moje słowa. Będzie często wznosić się do lotu godowego i złoży liczne potomstwo. Musimy być gotowi do czasu, gdy Czerwona Gwiazda zbliży się do nas i ataki staną się częstsze.

   Gapiła się na niego oczami rozszerzonymi z niedowierzania. - Dzięki Ramoth?

   - Dzięki Ramoth i dzięki królowym, które wylęgną się z jej jaj. Pamiętaj, że są kroniki mówiące o Faranth, która składała jednorazowo sześćdziesiąt jaj, wśród których było kilkanaście królewskich.

   Lessie nie pozostało nic innego, jak tylko wolno pokręcić głową w zdumieniu.

   - Srebrne pasemko na nieboskłonie ... Żar wszystko wzrusza, czas nawet płonie.

   - Wiosna wszystko przyśpiesza, stańcie do walki epoki zacytował jej F'lar.

   - Potrzebuje jeszcze tygodni zanim złoży jaja, a potem trzeba czasu, aby z jaj wykluły się...

   - Czy byłaś ostatnio w Wylęgarni? Załóż buty. W sandałach poparzysz sobie stopy.

   Zbyła to chrząknięciem. Wyprostował się na krześle - rozbawiony jej niedowierzaniem.

   - A potem musisz zorganizować Naznaczenie i poczekać aż jeźdźcy... - kontynuowała.

   - Jak sądzisz, dlaczego upierałem się przy starszych chłopcach? Smoki dojrzewają znacznie wcześniej od jeźdźców.

   - Zatem system naboru jest wadliwy. Zmrużył lekko oczy i pogroził jej palcem.

   - Smocza tradycja służy nam jako przewodnik... ale przychodzi czas, gdy człowiek staje się zbyt tradycyjny, zbyt... jak ty to powiedziałaś?... zbyt zacofany? Tak, do Naznaczenia tradycyjnie wykorzystuje się wychowanków Weyr, ponieważ jest to wygodne. Ale także dlatego, że są to osoby bardziej wrażliwe na smoka. Nie oznacza to, że wychowankowie są zawsze najlepsi. Ty, na przykład...

   - W żyłach rodu Ruatha płynie krew Weyr - odparła dumnie.

   - Zgoda. Ale na przykład Naton - jest wychowankiem rzemieślników z Nabol, a F'nor powiedział mi, że potrafi rozmawiać z Canth.

   - Och, to wcale nie jest trudne - wtrąciła.

   - Co masz na myśli? - F'lar aż podskoczył pod wpływem jej ostatniego zdania.

   Przerwał im piskliwy, przenikliwy skowyt. F'lar przez moment wsłuchiwał się uważnie, po czym wzruszył ramionami uśmiechając się.

   - Jakaś zielona znów przywabia samca.

   - I oto kolejne zagadnienie, o którym te twoje, tak zwane wszechwiedzące kroniki, nie wspominają. Dlaczego tylko złoty smok jest zdolny do rozmnażania? A inne?

   Nie usiłował powstrzymać chichotu.

   - No cóż, po pierwsze, smoczy kamień hamuje ich płodność. Gdyby zielone nigdy nie żuły kamienia, mogłyby składać jaja, ale i tak w najlepszym razie wyszłyby z nich maleńkie bestie, a my potrzebujemy wielkich. A po drugie - zachichotał i uśmiechając się figlarnie kontynuował - jeśli zielone mogłyby się rozmnażać, to uwzględniając ich liczbę i ich pęd do miłości, bylibyśmy natychmiast zawaleni smokami po uszy.

   Do pierwszego skowytu dołączył inny, a potem niski pomruk pulsujący tak, jakby był przenoszony przez ściany samego Weyr. F'lar, na którego twarzy wyraz zaskoczenia gwałtownie ustąpił miejsca triumfalnemu zdziwieniu, rzucił się w kierunku przejścia. O co chodzi? - dopytywała się Lessa podnosząc spódnicę, aby zdążyć za nim. - Co to wszystko znaczy?

   Rezonujący wszędzie wokół pomruk zdawał się ogłuszać wewnątrz weyr królowej. Lessa zauważyła, że Ramoth wyszła. Na tle huczącego pomruku kotła orkiestrowego usłyszała ostre tata-ta stukotu butów F'lara zbiegającego przejściem ku skalnemu występowi. Skowyt stał się teraz tak wysoki, że był już słyszalny, ale nadal szarpał nerwy. Wstrząśnięta i przerażona Lessa pobiegła za F'larem.

   Gdy w końcu dopadła występu skalnego, krater był już pełen furkotu skrzydeł smoków lecących ku górnemu wejściu do Wylęgarni. Lud Weyr: jeźdźcy, kobiety, dzieci; wszyscy krzyczący w podnieceniu, wylewali się strumieniami przez krater ku niższemu wejściu do Wylęgarni.

   Zauważyła F'lara przedzierającego się ku wejściu i zawołała, aby poczekał na nią. Nie mógł jej usłyszeć w tym zamęcie. Lessa była wściekła, zdała sobie bowiem sprawę, że przybędzie tam jako ostatnia, ponieważ ma do pokonania długie schody, a ponadto musi dwukrotnie zawracać, gdyż schody, po których podąża wybiegają na wprost pastwisk leżących w przeciwległym wobec Wylęgarni krańcu krateru.

   Dlaczego Ramoth postanowiła okryć tajemnicą ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin