Krzysztof Boruń - Małe Zielone Ludziki Tom 2.doc

(1277 KB) Pobierz
KRZYSZTOF BORUŃ

KRZYSZTOF BORUŃ

MAŁE ZIELONE LUDZIKI

 

CZĘŚĆ IV

DYSPOZYTORNIA

 

3

1.

Jest noc. Samochód Pratta – wielka błękitna limuzyna o grubych, pancernych szybach i

świetnej klimatyzacji – mknie przez sawannę drogą do Knox-Benedict. Siedzę obok

pułkownika w wygodnym wnętrzu wozu i rozmawiamy. Ściślej – on mówi, a ja słucham,

gdyż w istocie niewiele mam do powiedzenia. Pratt mówi dość otwarcie, bez „owijania w

bawełnę” jak moje sprawy stoją i czego się ode mnie spodziewa. Nikt chyba tego nie słyszy

poza mną – gruba szyba oddziela nas od kierowcy i siedzącego obok niego cywila z obstawy.

Najpierw, jeszcze na ulicach Bosch zadaje mi parę zdawkowych pytań; jak się czuję, czy

jestem bardzo zmęczona, czy nie traktowano mnie brutalnie („wszelkie tortury fizyczne czy

bicie są u nas zakazane, jako niehumanitarne i mało skuteczne”) i czy zwrócono mi wszystkie

przedmioty osobiste. Zastrzega też, przepraszając, że mapy i „listu” policja zwrócić mi nie

może, gdyż „mogą być jeszcze potrzebne” – co rzecz jasna brzmi jak groźba. Mam ogromną

chęć „wygarnięcia” mu, co myślę o tych „humanitarnych” metodach wyciskania zeznań, ale

dochodzę do wniosku, że nie ma sensu się narażać. Pozwalam sobie tylko powiedzieć parę

słów na temat sadystów i zboczeńców w mundurach, wspominając o tym, że dałam jednemu z

nich „nauczkę”. Pratt jest tym incydentem wyraźnie rozbawiony i gratuluje mi „dobrego

wyszkolenia”. Zaraz jednak przechodzi do „właściwego tematu”:

– Mam do pani żal – rozpoczyna tak, jakby była to zwykła, przyjacielska rozmowa. – Nie

była pani ze mną dziś rano szczera. Gdyby mi pani wówczas powiedziała to, o czym

dowiedział się później od pani w „forcie” major von Oost, nie bylibyśmy oboje w tak

kłopotliwej sytuacji. I do tego ta niedorzeczna próba ucieczki...

Nie widzę sensu prostowania, że nie miałam zamiaru uciekać, przynajmniej na razie, i

czekam co powie dalej.

– Szukałem pani po całym pałacu i ogrodzie – ciągnie pułkownik. – Dopiero po telefonie z

prefektury domyśliłem się, że aresztowano panią gdzieś poza terenem pałacu. Ale już było za

późno na bezpośrednią interwencję. A ściślej: zmuszony byłem zaprzeczyć, że w Knox-

Benedict przebywa doktor Quinta i panna Parker. Pani chyba rozumie czym to groziło? Co za

nieostrożność i proszę wybaczyć – brak rozsądku z pani strony! Oczywiście, musiałem

zorientować się w sytuacji bez niepotrzebnego szumu, a to zajęło sporo czasu. Dowiedziałem

się, że przewieziono panią do „fortu” i jest pani przesłuchiwana, ale nie znając treści pani

zeznań, nie mogłem podjąć odpowiednich kroków. Są to delikatne sprawy, dotyczące

kompetencji poszczególnych resortów. Nie mówiąc już o konsekwencjach politycznych...

Muszę pani powiedzieć, że bardzo mi pomógł senator. On jest naprawdę szczerze pani

życzliwy i jemu przede wszystkim musi pani podziękować za tak szybkie uwolnienie.

Słucham wynurzeń pułkownika i zastanawiam się, czy jest w nich choćby cząstka prawdy.

Im dłużej myślę o tym, co się ze mną działo, tym większego nabieram przekonania, że cała ta

koszmarna historia, co najmniej od momentu aresztowania i przesłuchania w prefekturze,

była spektaklem reżyserowanym przez Pratta.

– Ale, niestety, z tego co mi powiedział major von Oost wynika, że nie uda się już uznać

całej sprawy za zwykłe nieporozumienie. Aby oszczędzić pani dalszych przykrości, będę

musiał przedstawić swoim zwierzchnikom konkretne dowody, że jest pani „Sylwią 3” moją

4

współpracowniczką i to cenną.

Inaczej mówiąc, zmuszony byłem podjąć w pani sprawie pewne zobowiązania...

– Czy nie nazbyt pochopnie?

– Obawiam się, że pani nie w pełni zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji.

– Nie boję się śmierci.

– Nie wątpię... Kto zresztą mówi o śmierci? Pragnę tylko uchronić panią przed dalszym

śledztwem. Nie chciałbym, aby wyciągała pani fałszywe wnioski z tego, z czym pani zetknęła

się w „forcie”. Jeśli zachodzi potrzeba stosuje się tam metody nieporównanie skuteczniejsze...

– Rozumiem, że nie mam wyboru – przerywam mu cierpko. – Na czym ma polegać owa

współpraca?

– Potrzebujemy pewnych informacji...

– Konkretnie: jakich?

– Na przykład... na temat „dyspozytorni”.

– To wy możecie mi coś na ten temat powiedzieć, a nie ja wam. Ja nic nie wiem! Chyba to

już sprawdziliście?

– Sprawdziliśmy. I powiedziałbym raczej, że pani wiedza w tej materii jest

fragmentaryczna. Ale nam nie chodzi o panią, lecz o doktora Quintę. Rzecz w tym, iż cieszy

się pani jego zaufaniem. Zresztą nie tylko zaufaniem...

– To znaczy, mam wyciągnąć z niego, co wie na temat „dyspozytorni”, a potem nas

zlikwidujecie. Niech pan nie próbuje zaprzeczać, panie pułkowniku!

– Cennych współpracowników nikt się nie pozbywa. A jeśli idzie o doktora Quintę, to nie

tylko w tym rzecz, co już wie... Obawiam się, że nadchodzą bardzo trudne czasy i taki umysł

jak doktora Quinty może być bezcenny. Gdyby chodziło tylko o wydobycie z niego

określonych informacji to, jak już się pani orientuje, nie byłby to wielki problem... Proszę

wybaczyć, że stawiam tak brutalnie sprawę, ale chcę, aby pani pojęła, że wasza śmierć czy...

okaleczenie psychiczne nie leży w naszym interesie.

To co mówi wydaje się logiczne i zaczynam rozumieć, dlaczego nie jest dla Pratta

szczególnie ważne czy jestem Ellen Parker czy Agni Radej i z jakiego powodu mnie

„podmieniono”, zaś z Tomem obchodzą się jak z jajkiem. Oczywiście jest to perspektywa

„złotej klatki”, ale zawsze pozostaje jakaś nadzieja. Najważniejsze, że będę razem z Tomem i

nie grozi mi już powrót do „fortu”. Nie ma sensu komplikować sprawy.

– Powiedzmy, że rozumiem i zgadzam się na współpracę, gdyż nie widzę innego wyjścia.

Z Quintą jednak nie pójdzie panu tak łatwo jak ze mną.

– Właśnie dlatego liczę na panią. I to zarówno w zdobywaniu informacji, które doktor

posiada, ale nam nie przekaże, jak też na dalszą metę w przekonaniu doktora, że musi się

pogodzić z sytuacją i że źle na tym nie wyjdzie, jeśli się dogadamy. Oczywiście, wynika stąd,

że przynajmniej przez pewien czas nie może pani ujawniać przed doktorem o czym tu

mówimy. Z tego co wiem wynika, że nie stanowi to dla pani większego problemu. Zresztą

doktor też nie jest w pełni z panią szczery...

Muszę szybko wejść w rolę.

– Wiem. I dlatego nie będzie to łatwa sprawa.

– Na początek mam dla pani dość proste zadanie. Powie pani doktorowi, oczywiście w

ścisłej tajemnicy, że profesor Henderson nie wyjechał rano z Knox-Benedict, wbrew temu co

wam mówiłem, lecz dopiero wczesnym popołudniem i widziała się pani z nim w pokoju

doktora Swarta, gdy ja na chwilę wyszedłem. Przekazała mu pani list do ambasady, a on

polecił pani zawiadomić doktora Quintę, że niestety, sytuacja się komplikuje i obawia się, że

nie będzie mógł wam pomóc. Odnaleziono bowiem w Dolinie Martwych Kamieni zwłoki

doktora Tomasza Quinty i jego sekretarki – Ellen Parker. Wiadomość o tym podała już BBC.

Profesor pyta doktora, co w tej sytuacji robić. Dalej może pani opowiedzieć doktorowi o

swoich przygodach, z tym, iż nie wspomni pani, rzecz jasna ani słowem, że w zeznaniach

5

wymieniła pani nazwisko profesora.

– Czy profesor został aresztowany?

– Cóż za niedorzeczna myśl! – śmieje się pułkownik. – To nasz najwybitniejszy specjalista

i to nie tylko w elektrofizjologii.

– Wiem coś o tym...

– Wracając do głównego tematu: zda mi pani potem dokładną relację z tego jak

zareagował doktor na te bądź co bądź nie najprzyjemniejsze wiadomości, co mówił i co kazał

przekazać profesorowi. I jeszcze jedno: niech pani mówi dużo o tym, że w czasie

przesłuchania wypytywano panią o „dyspozytornię”. Może pani nawet ubarwić trochę

opowieść i od razu trochę pociągnąć go za język. Oczywiście będzie się miał na baczności.

Również przed panią.

– Co konkretnego chcielibyście się dowiedzieć?

– Można powiedzieć, że interesuje nas wszystko, co Quinta wie o „dyspozytorni”. I to nie

tylko to, czego jest pewien, ale także wszelkie przypuszczenia, domysły, hipotezy, jak

również to czego on nie wie, lecz próbuje się dowiedzieć. Kwestii wymagających wyjaśnienia

jest mnóstwo. Na przykład cenne mogą być dane jakie posiada doktor na temat organizacyjnej

struktury, wpływów politycznych i ekonomicznych w świecie. Chodzi zwłaszcza o nazwiska

ludzi ze sfer rządzących i kręgów wielkich korporacji. Nie bez znaczenia mogą być również

konkretne informacje, czy może choćby tylko przypuszczenia, dotyczące rodowodu

„dyspozytorni”, a nawet idei przewodniej i celów, które stawia przed sobą. Co Quinta wie na

ten temat i z jakich źródeł? Myślę zresztą, że nie trzeba pani tłumaczyć, o co nam chodzi...

Proszę mnie też dobrze zrozumieć: nie chcemy wam wyrządzić żadnej krzywdy, przeciwnie:

chcemy, aby Quinta stał się naszym sojusznikiem. Chodzi tu o być albo nie być nie tylko

Dusklandu... Mam nadzieję, że zdaje sobie pani z tego sprawę...

Pratt urywa, patrząc w zamyśleniu przed siebie, gdzie snopy świateł rzucane przez

reflektory naszego samochodu wydobywają raz po raz z ciemności przydrożne palmy i

baobaby. Jest wyraźnie przejęty tym, co powiedział.

Oczywiście, Pratt przecenia moją rolę i myślę, że lepiej będzie nie wyprowadzać go z

błędu. Jestem w ten sposób cenniejszą zdobyczą, a poza tym, traktując mnie jako

wtajemniczoną, pułkownik mówi otwarcie o niektórych sprawach, stając się źródłem cennych

informacji.

Inna sprawa, że obraz, który zaczyna się wyłaniać z tego, co usłyszałam wcale nie jest dla

mnie jasny. Ze słów pułkownika wynika, że „dyspozytornia” to potężna międzynarodowa

mafia polityczna, którą tropi IAT i chyba z tego właśnie powodu Tom przyleciał do Afryki.

Cóż to jednak za dziwna organizacja? Jeśli vortex ma być narzędziem terroru i anarchii, to

komu służy? Faszystom czy czerwonym? Faszyści atakujący ostatnią twierdzę rasizmu?

Lewaccy terroryści penetrujący wielkie korporacje? A może to jakiś supergang przestępczy?

Dlaczego więc ukrywa się przed światem prawdę? Coś tu się nie zgadza...

– Chce pan powiedzieć, że VP jest narzędziem szantażu w skali globalnej? – próbuję

skłonić pułkownika do dalszych wynurzeń.

– Niewątpliwie.

– Ale teren operacji nie był chyba wybrany przez „dyspozytornię” przypadkowo?

Pratt spogląda na mnie przenikliwie.

– Czy to Quinta powiedział pani, że „dyspozytornia” kieruje anomalią?

– Nie.

– A więc kto?

– Chyba coś na ten temat mówił doktor Barley lub Oriento, gdy byliśmy w jego stacji w

Dolinie Martwych Kamieni. Czy to bardzo istotne skąd wiem?

Nie odpowiada na moje pytanie. Zbliżamy się do oświetlonego terenu. Czyżby to już

Knox-Benedict?

6

Pratt zaczyna teraz mówić o Tomie. Najpierw bardzo go chwali – że to wybitny fachowiec,

wysoko ceniony „nie tylko w świecie naukowym”. Potem mówi, iż pewne wątpliwości może

budzić to, czy jest lojalny wobec ludzi, dla których pracuje. Pułkownik jest przekonany, iż

Quinta dąży przede wszystkim do realizacji własnych celów. Być może zresztą nie ma w tym

sprzeczności etycznej o tyle, że Quinta sam dobiera sobie zleceniodawców, a są to z reguły

ludzie bardzo wysoko postawieni. Zdaniem Pratta doktor jest człowiekiem odważnym i

bardzo upartym, a nawet trochę ryzykantem. Dogadanie się z nim nie jest więc łatwe, próby

wymuszenia czy przekupstwa nie wchodzą w rachubę. Raczej trzeba go przekonać o

słuszności współdziałania w warunkach, jakie się wytworzyły. To współdziałanie może mieć

ograniczony zakres, wynikać na przykład ze zbieżności „celów pośrednich”. To, co mam

robić nie jest tylko zwykłym dostarczaniem informacji, lecz bardzo ważną i delikatną „misją”,

polegającą przede wszystkim na „pośredniczeniu”. Najważniejsze, abym zdobyła pełne

zaufanie Quinty, co oczywiście nie jest sprawą prostą, gdyż posiada duże umiejętności i

doświadczenie w dochodzeniu prawdy i należy do ludzi niezwykle czujnych, podejrzliwych

nawet wobec najbliższych mu osób. Dowodem tego – jak mało mi powiedział o

rzeczywistych celach naszej podróży do Afryki.

Myślę, że pułkownik próbuje w ten sposób upiec co najmniej dwie pieczenie: osłabić

opory moralne wobec przyjęcia roli donosiciela, a jednocześnie podsycić moją ciekawość.

Inna sprawa, że ma trochę racji, gdyż właściwie nadal nie wiem, z kim i przeciw komu gra

Tom, a to, iż nie chce mnie wtajemniczać w swoje sprawy, z pewnością nie wynika tylko z

troski o moje bezpieczeństwo.

Droga biegnie już w pobliżu muru otaczającego rezydencję Knoxa. Pratt instruuje mnie

teraz jak mam rozmawiać z Tomem, aby nie zorientował się, że ciągnę go za język.

Powinnam unikać programowego działania, nie układać sobie z góry pytań zdać się na

przypadek i żywiołowy bieg dialogu. Nie ulega wątpliwości, że pułkownik zna się na rzeczy i

jest starym praktykiem. W duchu chce mi się z niego śmiać, że tak liczy na mnie, ale

jednocześnie czuję niepokój – trudno uwierzyć, aby nie kryła się za tym jakaś pułapka.

Wjeżdżamy w aleję prowadzącą do pałacu. Pratt oświadcza niespodziewanie, że już w

najbliższych godzinach będzie mógł przekonać się ile jestem warta i liczy, że okażę rozsądek.

Dziś bowiem jeszcze spotkamy się z Knoxem i prawdopodobnie dojdzie do rozmowy w

cztery oczy między Tomem i gospodarzem. Jutro z rana mam przekazać senatorowi dokładną

relację z tego, co mi o tej rozmowie powie Tom w zaufaniu.

A więc nie pozwolą mi ani chwili odetchnąć i zebrać myśli... Jestem oszołomiona biegiem

wydarzeń w ciągu tych niewielu godzin, a zarazem coraz lepiej pojmuję, w jak niebezpieczną

grę zostałam wplątana. Najgorsze, że nadal niewiele z tego wszystkiego rozumiem. Muszę

koniecznie porozmawiać z Tomem bez świadków, a nie wiem jak to zrobić, zwłaszcza, że

sygnalizacja dotykowa staje się niebezpieczna.

– Obawiam się, że w obecnych warunkach moje możliwości będą bardzo ograniczone –

próbuję wykorzystać okazję, aby zyskać trochę swobody, a jednocześnie wysondować jak

rzeczywiście wygląda obserwacja i podsłuch. – Doktor Quinta jest przekonany, że wszystko

co robimy i mówimy jest rejestrowane. A więc niczego istotnego nie powie, choćby mi nawet

ufał.

– Możecie porozmawiać w parku – podsuwa Pratt.

– Podsłuch i tam jest możliwy i Quinta o tym wie. To musi być teren rzeczywiście

„czysty”. A przynajmniej doktor musi być tego pewien.

Samochód podjeżdża już pod schody pałacu.

– Pomyślę o tym... – mówi Pratt i mruga do mnie porozumiewawczo.

Pałac jest jasno oświetlony. Widać, że gospodarz w domu. Wysiadamy i wchodzimy do

hallu.

– Pan prezes już przyleciał? – pyta Pratt lokaja.

7

– Tak jest, panie pułkowniku. Pan prezes oczekuje pana w gabinecie.

– Spotkamy się na kolacji – mówi Pratt do mnie i salutuje.

Idę na górę do swego pokoju i zastanawiam się o czym powinnam zaraz powiedzieć

Tomowi, a jakie sprawy mogą poczekać na dogodniejszą okazję do swobodniejszej rozmowy

lub sygnalizacji. Niestety, Toma nie ma w naszym apartamencie i bardzo mnie to niepokoi.

Czasu jest niewiele, a powinniśmy się naradzić przed kolację i spotkaniem z Knoxem.

W sypialni na moim łóżku leży nowa sukienka, muszę przyznać, że nie tylko modna, ale i

wybrana z gustem, pod kolor moich włosów. Przy łóżku – nowe pantofelki. Oczywiście, nie

jest to podarunek Toma, choć to by mi najbardziej odpowiadało. Po prostu wraz z obecnością

gospodarza pałacu obowiązuje przy kolacji strój wieczorowy. Biorę prysznic i zmieniam

bieliznę, obmacaną łapami „Dawsonki”, a może na dodatek jakichś obleśnych drabów. Nie

mogę sobie odmówić przyjemności włożenia nowej sukienki, choćby był to dar samego

diabła.

Właśnie stoję przed lustrem i przyglądam się sobie trochę krytycznie (podsiniałe oczy!) i

trochę z ukontentowaniem (suknia świetnie leży!), gdy do pokoju wchodzi Tom. Przekracza

próg i staje – widać wyczuł moją obecność.

– Tom! – odwracam się gwałtownie od lustra i łzy poczynają kręcić mi się w oczach.

Wyciąga w moim kierunku ręce, a ja podbiegam do niego i wybucham płaczem. Obejmuje

mnie i poczyna całować po włosach, mokrych oczach, wargach, drżących w nagłym

przypływie czułości.

– Tak bałem się o ciebie... – słyszę jego głos zmieniony wzruszeniem i czuję się w jego

ramionach, po raz pierwszy od wielu godzin, naprawdę bezpieczna.

– Co się z tobą działo? – szepcze mi nad uchem. – Pułkownik mówił, że zniknęłaś, że

prawdopodobnie uciekłaś... Oczywiście, nie wierzyłem mu. Nie wierzyłem, żebyś mogła

odejść tak bez słowa. Byłem pewny, że wiedzą co się z tobą stało, że prawdopodobnie

zostałaś uwięziona, a może nawet gdzieś wywieziona. I, że zaprzeczenia Pratta to po prostu

szantaż.

Zaczynam opowiadać Tomowi w pośpiechu, bardzo skrótowo i chaotycznie, co się ze mną

działo od rozmowy z Prattem i odnalezienia fotografii Ellen w jego papierach. Powinnam tu

już wspomnieć zgodnie z poleceniem pułkownika, o rzekomym spotkaniu z Hendersonem,

przekazaniu grypsu i komunikacie BBC. Nie jestem jednak zdolna do jakiejkolwiek

podwójnej gry. Boję się też używać sygnalizacji dotykowej, zwłaszcza w pełnym świetle na

środku pokoju, bo przecież z zestawu słów w tekście wynikało wyraźnie, że coś

podejrzewają. Przede wszystkim jednak nie potrafię w tej chwili zebrać myśli. Zupełnie się

rozkleiłam i nie wiem, czy Tom wiele rozumie z tego co słyszy poprzez moje chlipanie.

Gdy dochodzę do wydarzeń „w forcie”, a zwłaszcza gdy chcę mówić o wiju, dostaję

jakiejś nerwowej drżączki, zaczynam szczękać zębami i czuję się tak, jakbym zaraz miała

zemdleć. Tom w pierwszym momencie nie bardzo rozumie, co się ze mną dzieje, ale gdy

zaczynam mu niepokojąco ciążyć, bierze mnie na ręce i zanosi na tapczan. Potem siada obok

mnie i gładząc po policzku, powtarza:

– Nie mów już nic... Nie mów nic... Wszystko będzie dobrze. Już wszystko minęło... Już

nie dam ci zrobić krzywdy!

Powoli się uspokajam. Chwytam jego dłoń i przyciskam do twarzy. Tom zaczyna teraz

mówić na temat mojej nowej sukienki, że chyba bardzo ładnie w niej wyglądam, a następnie

o tym, że jak ją przyniesiono to już wiedział, że niedługo wrócę.

Czuję się już lepiej i pytam go, co się z nim działo, gdy mnie aresztowano. Znów

powtarza, tak jak na początku, że bardzo się o mnie lękał. Nie mógł sobie darować, iż

pozwolił mi pójść samej na rozmowę z Prattem i być może jakieś zbiry próbują wydobyć ze

mnie informacje, których w istocie nie posiadam. Zagroził też senatorowi, że dopóki nie

wrócę cała i zdrowa, nie będzie z nikim rozmawiał. Senator, co prawda, zaklinał się, że nic o

8

mnie nie wie i sam jest zaniepokojony moim zniknięciem, ale wkrótce po tym jak Tom

zamknął się w swym pokoju i nikogo nie chciał wpuścić, zadzwonił Pratt, oświadczając, że

zrobi wszystko, aby mnie odnaleźć. Potem, po trzech godzinach, zadzwonił po raz drugi i

powiedział, że już wie co się ze mną stało, że zostałam aresztowana przez policyjny patrol w

sytuacji budzącej uzasadnione podejrzenia, iż jestem szpiegiem lub terrorystką. Co gorsze,

ogłuszyłam konwojującego mnie policjanta i próbowałam zbiec, a w rezultacie grozi mi

wieloletnie ciężkie więzienie. Pratt twierdził, że on i senator chcieliby mi pomóc, ale jest to

delikatna kwestia, zwłaszcza, że nie jestem tą osobą, za którą się podaję, co również i Toma

stawia w trudnym położeniu, zwłaszcza jeśli będzie próbował szukać pomocy na zewnątrz.

Na tym urwała się rozmowa. Dopiero przed godziną zadzwonił senator, donosząc, że uzyskał

warunkowe zwolnienie mnie z więzienia. Wkrótce potem zjawiła się pokojówka z sukienką i

pantofelkami, a także lokaj anonsujący przylot Knoxa i proszący Toma, aby zszedł do hallu.

Senator przedstawił Toma gospodarzowi i wraz ze Swartem wszyscy czterej przeszli do

salonu na „drinka”.

Rozmowa w salonie dotyczyła głównie najnowszych wydarzeń w Patope. Po południu

doszło tam do przewrotu wojskowego i władzę objął generał Takku. W stolicy toczą się

jeszcze walki między oddziałami pancernymi dowodzonymi przez generała a wierną Numie

żandarmerią, przy czym los „marszałka” pozostaje nie znany. Nowy prezydent Republiki

popierany jest podobno przez „Alcon”. Wydaje się wątpliwe, czy dojdzie do porozumienia z

partyzantami, dowodził bowiem swego czasu akcją pacyfikacyjną na terenach zamieszkałych

przez plemiona Magogo i był długi czas prawą ręką Numy.

O mnie, ani o żadnych „delikatnych kwestiach” nie mówiono. Dopiero gdy gospodarz z

senatorem wyszli, zapowiadając, że się spotkamy na kolacji, Swart pozwolił sobie na

szczerość, radząc Tomowi, aby nie narażał się niepotrzebnie pułkownikowi. Dodał też, że

powinien mnie lepiej pilnować, ale teraz może się już nie martwić, bo Pratt pojechał po mnie i

wkrótce się zobaczymy. Potem zaczął mówić o Knoxie, o jego ogromnym majątku,

rozległych wpływach i przyjacielskich stosunkach z wieloma wybitnymi mężami stanu. To co

słyszę pasuje raczej do obrazu aktywnego „dyspozytora” niż ofiary „dyspozytorni”, ale

rozmowę z Tomem na ten temat muszę odłożyć na później.

Ciekawe rzeczy powiedział też Swart o senatorze. Okazuje się, że nosi on nazwisko

„Benedict”, jest bratankiem żony Knoxa i głównym akcjonariuszem „Palbio”, czego zresztą

mogłam się domyślać. Niedawno rozwiódł się po raz czwarty i to mu trochę utrudnia karierę

polityczną, mimo poparcia Knoxa. Swart twierdził też, że tak szybkie uwolnienie

zawdzięczam przede wszystkim senatorowi, który jest bardzo czuły na wdzięki niewieście, a i

samego Quintę ceni bardzo wysoko. Możemy więc liczyć na jego pomoc w trudniejszych

sytuacjach.

Ta relacja Toma nieco mnie uspokaja, a nawet budzi pewnego rodzaju optymizm. Czuję

się już zupełnie dobrze i postanawiam przede wszystkim przekazać Tomowi informacje

zalecone przez Pratta, z tym iż przyszedł mi do głowy pomysł wyprowadzenia pułkownika w

pole.

– Czy słuchałeś dziś Londynu? – mówię wstając z tapczana.

– Wieczornego dziennika. Chodzi ci o Patope? – pyta trochę zaskoczony.

– Nie. A dziś rano?

– Nie miałem czasu.

Podchodzę do lustra i poprawiam sukienkę.

– Szkoda. Coś podobno w BBC mówili o tobie i Ellen.

– Nie słyszałem? Czy coś istotnego?

– Podobno znaleziono nasze zwłoki w Dolinie Martwych Kamieni...

Twarz Toma kamienieje.

– Kto ci to mówił? – pyta po chwili ze źle skrywanym napięciem.

9

– Nieważne...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin