WALTARI - Karin córka Monsa.pdf
(
965 KB
)
Pobierz
120725273 UNPDF
Mika Waltari
Karin, córka Monsa
Księgozbiór DiGG
f
2008
Rozdział 1
1
głębi sklepionej krypty herb Wazów uwieńczony królewską koroną
w blasku płonących szczap. Nieruchomi jak posągi stoją czarni
żołnierze z pochodniami, a obok nich heroldowie trzymający proporce z
godłami szwedzkich prowincji we wzniesionych w górę dłoniach. Duszno
od dymu, który przesłania czasem herb i koronę.
Płomienie chwieją się na wietrze, dym snuje się w powietrzu, bez
drgnienia stoją strażnicy i wydaje się, jak gdyby herb Wazów, a nad nim
królewska korona, drgały za jego cienkimi smugami. Herb żyje za kłębami
dymu, unoszącymi się nad czarnym ziejącym otworem grobowca, żyje i
opowiada o snach o potędze rodu królewskiego, o wyzwoleniu
szwedzkiego królestwa i o ponurym dziedzictwie krwi, z którego
namiętności, bólu i trwogi wyrosła wielkość Szwecji.
Opodal, w katedrze, głoszono przed chwilą wszystkie wielkie czyny
zmarłego: jak to oswobodził królestwo i zdobył koronę, zagospodarował
kraj i utrwalił pokój. Dziś jest dzień pogrzebu, a wtedy wiele się wybacza:
pamięta się teraz tylko budowniczego państwa, który jako surowy
patriarcha i pierwszy kmieć w chłopskim kraju, karząc i chłoszcząc, a cza-
sem także życzliwie chwaląc, doglądał swoich dóbr i zabezpieczał ich
miedze. To dzień pogrzebu i wiele zostaje wtedy zapomniane, wspomina
się tylko to, co najlepsze.
Echo kroków zakutych w żelazo stóp dźwięczy pod sklepieniem.
Panowie zdejmują trumnę królewską stojącą między pozłoconymi
kolumienkami na pokrytych czarnym aksamitem marach, by zanieść ją na
miejsce ostatniego spoczynku. Kroki rozlegają się głuchym echem, trumna
posuwa się wolno między szpalerami płonących pochodni, swąd drapie
panów w gardłach, pokasłują dyskretnie. Za trumną kroczy pierwszy z
panów królestwa, posępny a zadufały w sobie, Svante Sture, niosąc
królewski miecz.
Powiewają na drzewcach proporce z herbami prowincji, trumna znika w
mroku grobowca. Z królewskim mieczem w dłoni staje Svante Sture w
wejściu do krypty, a wtedy wysuwa się niecierpliwie naprzód książę Eryk,
który także kroczył w pogrzebowym orszaku. Ale pan Svante jak gdyby
umyślnie chciał przewlec długie oczekiwanie, które już i tak było dla Eryka
ciężką próbą panowania nad sobą. Zwleka i patrzy surowo na następcę
tronu, aż Eryk wzdryga się, prostuje i odrzuca głowę w tył.
Z mroku krypty dochodzi szczęk i łoskot. Płomienie pochodni chwieją
się łagodnie, dym snuje się wokół herbu Wazów. Eryk stoi wpatrzony w
W
ten herb i umieszczoną nad nim koronę, która teraz należy do niego, i oto
nagle ostatnie chwile tego oczekiwania nie wydają mu się już takie długie.
Przed oczyma jego duszy przemykają wydarzenia ostatnich dni, cało-
dzienne konne przemarsze za okrytymi kirem marami przez ciężkie od
śniegu lasy między Sztokholmem i Uppsalą. W uszach dźwięczą mu
jeszcze nieustające psalmy księży i diakonów, ale do śpiewu psalmów
miesza się dźwięk kopyt końskich i szczęk oręża. Król odprowadza swego
królewskiego ojca w ostatnią drogę
Svante Sture patrzy spod posiwiałych brwi przenikliwymi szarymi
oczyma na przyszłego króla, który z pobielałą twarzą stoi w wejściu do
krypty wpatrując się w herb swego rodu. Eryk nie skończył jeszcze lat
dwudziestu siedmiu, jest smukły i zgrabny w czarnym żałobnym stroju, a
jego złowróżbnie rude włosy lśnią jak krew w blasku pochodni. Oczy ma
ciemne, piękne i ogniste, nos prosty i delikatnie zarysowany, a po oj-
cowskich wąskich, chciwych wargach starca odziedziczył tylko górną,
cienką i okrutną, dolna jest pełna, wrażliwa i żądna rozkoszy. Pan Svante
odczuwa coś w rodzaju opiekuńczej dumy, gdy tak patrzy na młodego
Eryka. Z powierzchowności jest to na pewno jeden z najdorodniejszych
książąt nowej Europy, może nawet najpiękniejszy. Młodość, urodę, rozum i
wychowanie - wszystko, czego tylko można zapragnąć posiada ten
młodzieniec, a przecież...
Krwawo płoną włosy Eryka w blasku pochodni i panu Svante mimo woli
przychodzi na myśl wspomnienie o tym, co opowiadano, gdy książę się
urodził. Mówiono wtedy, że chłopak przyszedł na świat z okrwawionymi
dłońmi. Kobiety opowiadały także, że lekarz-astrolog w chwili jego
urodzenia wzywał dworskie damy czuwające w przedsionku, aby na klęcz-
kach modliły się o opóźnienie rozwiązania, gdyż aktualna konstelacja
gwiazd przepowiadała, że dziecko będzie wiecznym kłopotem dla całego
szwedzkiego królestwa. Ale było już za późno, gdyż w tejże samej chwili
krzyk nowo urodzonego za ścianą oznajmił, że woli gwiazd stało się
zadość.
Pochodnia zakołysała się w dłoni zmęczonego żołnierza, dym buchnął i
iskry posypały się w powietrze. Pan Svante zatchnął się dymem i kaszle
tak, że twarz robi mu się ognistoczerwona, a w oczach stają łzy. Eryk
odwraca rozmarzone spojrzenie od herbowej tarczy i patrzy drwiąco na
starego pana. Czar chwili pryska. Niepewna przyszłość, która przed chwilą
wydawała mu się tak bliska, iż niemal że mógł jej dotknąć dłońmi, znika
znów w mroku oddalenia. Panowie, którzy nieśli trumnę, wychodzą teraz,
sapiąc i dysząc, z krypty grobowej i giermkowie spieszą, aby zamknąć
drzwi, które zatrzaskują się z głuchym stukiem, odbijającym się echem pod
sklepieniem. Panowie grupują się za Svantem Sture. Nadeszła jego chwila -
i znów ponuro surowy i świadom swej godności, podchodzi on do Eryka
trzymając na wyciągniętych dłoniach miecz zmarłego.
- Wielki i potężny król Gustaw nie żyje - mówi donośnym głosem,
którego dźwięk dudni echem we wszystkich zakątkach, głosem żywego
człowieka w tym świecie przeznaczonym dla zmarłych. I dodaje:
- Eryku z rodu Wazów, weź miecz twego ojca i rządź tak, jak on nam
rządził!
Na uniesionych dłoniach podaje miecz Erykowi, a parowie, stojący
tłumnie za nim, oddychają ciężko i głośno, świadomi swej potęgi i
bogactwa, jak i znaczenia tego symbolicznego aktu: że Eryk musi przyjąć
władzę z ich rąk.
Eryk marszczy brwi, przygryza dolną wargę i zaciska mocno dłoń.
Wpatruje się ostro w pana Svantego, nie dotykając miecza. I pan Svante
przypomina sobie. Niechętnie klęka na jedno kolano na zimnej, kamiennej
posadzce i ponownie wyciąga miecz na podniesionych dłoniach. Panowie
wciągają mocno dech w piersi i wymieniają gniewne spojrzenia. Nazbyt
młody jest jeszcze ród Wazów, żeby Sturowie mieli czuć się zmuszeni do
klękania przed nim, mimo że panowie królestwa zgodzili się na zniesienie
tronu elekcyjnego i przyrzekli oraz przysięgli zmarłemu, iż korona od tej
pory będzie dziedziczna.
Eryk wyciąga dłoń, aby przyjąć miecz swego ojca, i teraz to on waha się
i przewleka brzemienną w następstwa chwilę oczekiwania. Pałce jego
zaciskają się na rękojeści miecza i w tejże samej chwili zaczynają grać rogi
w krypcie, w kościele i na zboczu przed kościołem. Pierś Eryka unosi się
na zwycięski dźwięk fanfary setek rogów.
Potem gwałtownym ruchem wyrywa miecz z rąk starego pana, chwyta za
rękojeść jedną dłonią, a drugą przesuwa po klindze, aż metal śpiewa,
próbuje wagę miecza i siłę swych ramion. Rogi grają znowu,
nabrzmiewając w radosny, huczący stugłosy chór na cześć nowego króla.
Trzykrotna fanfara oznajmia, że Eryk wraz z mieczem wziął w posiadanie
królestwo swego ojca.
Oczekiwanie było długie, ale tym piękniejsza jest chwila spełnienia. Z
podniesionym mieczem w dłoniach i z obliczem promieniejącym radością
władzy stoi Eryk w otworze krypty, już odwrócony plecami do panów
królestwa, jakby gotów do odejścia. Rude włosy lśnią w świetle pochodni
krwawą czerwienią wokół jego głowy.
A za żelaznymi drzwiami krypty śpi stary król Gustaw, ojciec kraju, król
chłopski i budowniczy państwa, zimny i niewzruszony; śpi wiecznym
snem. Był on na starość panem porywczym i skąpym, ale pozostawił po
sobie kraj kwitnący pokojem i dobrobytem oraz ogładzone obyczaje. A
teraz ktoś inny ujął jego miecz.
Klinga śpiewa, gdy Eryk wkłada miecz do pochwy. Potem młody król
szybkim krokiem opuszcza kryptę, z twarzą promieniejącą radością władzy
i z dźwiękiem fanfar setek rogów w uszach.
2
Na zamku królewskim w Sztokholmie wszystko jest jednym wielkim
zamętem. Na dziedzińcu leżą porozrzucane w śniegu meble i naczynia,
stare ludowe meble i zużyte naczynia. Mimo zimna okna i okienka stoją
szeroko pootwierane, a starzy słudzy w popłochu biegają w kółko i
wystraszeni starają się wypełniać rozkazy nowo przybyłych. Król Eryk nie
jest zadowolony ani z obyczajów starego króla Gustawa, ani z jego
powolnej i do oszczędności przyzwyczajonej służby, a dworzanie z czasów
jego księstwa w Kalmarze, którzy teraz przyjechali wraz z nim do Sztok-
holmu, bezzwłocznie objęli zamek w posiadanie i zaczęli grać w nim rolę
panów.
Tu smagli włoscy muzykanci wyładowują instrumenty z wozów, tam
znów Sven, szambelan, nadzoruje wyładunku dywanów i gobelinów. W
lochu z winami piwniczy Eryka chodzi potrząsając głową i wydając od
czasu do czasu zdumione okrzyki na widok szczupłych zapasów
przeznaczonych wyraźnie na uroczyste okazje. W kuchni cudzoziemski
kucharz burczy i klnie nad pustymi skrzyniami w spiżarni, przekonany, że
to starzy słudzy królewscy opróżnili je z zawartości. Gdyż mimo wszystko
tak ubogo i pusto nie mogło chyba być w zamku królewskim!
W sali biesiadnej służba zawiesza już na ścianach haftowane złotem,
zdobne herbami draperie. Malują drzwi i przybijają dekoracje. A w tym
zamieszaniu hałasu i krzyku, i cudzoziemskich przekleństw skacze karzeł
Herkules w stroju ze skrawków kolorowego materiału, grzechocząc swoim
błazeńskim dzwonkiem w uszy starym sługom, szczypie ich, gdzie po-
padnie, i ryczy ze śmiechu, gdy uda mu się podstawić któremuś z nich
nogę, tak że ze swymi ciężarami przewracają się na progu.
Nagle błazen wymyśla nową zabawę. Jeden ze sług dworskich sprząta
właśnie w ogromnym pośpiechu z biesiadnego stołu drewniane dzbany i
misy, podczas gdy inny zarzuca na stół drogocenne nakrycie i ustawia na
nim srebrne naczynia i wspaniałe świecznika. Herkules chwyta z podłogi
dwuuchą stągiew, nakłada ją sobie niby hełm na głowę i zaczyna bębnić
pięściami w drewniany talerz, śpiewając ułożoną
ad hoc
piosenkę:
Stary upijał się kwaśnym piwem,
Syn woli złote puchary.
Chromy i podagryczny stary służący w wyświechtanej odzieży robi
ukradkiem znak krzyża i gapi się ze zgrozą na karła - toż to istny pomiot
szatana! Ale jeden z młodszych wybucha mimowolnie - i ku swemu
własnemu przerażeniu - śmiechem, gdyż olśniewa go myśl, że chude i
skąpe dni wreszcie się skończyły. Ten, kto tylko potrafi przypodobać się
nowym panom, zazna z pewnością niejednego. A odziany w bajowy kubrak
pachołek z dziedzińca, który przypadkiem zabłądził do sali, kłania się i bije
czołem przed Herkulesem z takim zapałem, że ten nareszcie wpada w złość
i kopie go w tyłek. Osłupiały młodzik czerwieni się i wściekły porywa się z
podniesioną pięścią na Herkulesa, aby go ukarać, gdy wtem pojawia się
mąż, na widok którego wszystkie głosy milkną i wszelka robota ustaje.
W drzwiach ukazuje się Göran Persson, sekretarz króla Eryka, ze
zwojem papieru w dłoni. Jego umyślnie niewyszukany strój skryby nie
przyczynia się do wzbudzania respektu, lecz mimo to wszyscy stoją jak
skamieniali w wyczekiwaniu i z pomieszaną ze strachem czcią. Będzie
jednak to zrozumiałe, gdy się spojrzy na twarz tego jeszcze młodego
mężczyzny. Jest to oblicze zamknięte i żądne władzy, przedwcześnie
Plik z chomika:
grubaberta44
Inne pliki z tego folderu:
WALTARI - Turms nieśmiertelny.pdf
(2137 KB)
WALTARI - Karin córka Monsa.pdf
(965 KB)
WALTARI - Egipcjanin Sinuhe.pdf
(2959 KB)
WALTARI - Czarny anioł.pdf
(1418 KB)
TRYLOGIA RZYMSKA_3 - Mój syn Juliusz.pdf
(1467 KB)
Inne foldery tego chomika:
Alfabetycznie troche
Batalie
Bernard CORNWELL
Christian JACQ
Colleen McCULLOUGH
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin