Korzystna milosc 1-4 by Marisa20.pdf

(341 KB) Pobierz
Microsoft Word - Korzystna miłość 1-4.doc
Korzystna miłość
by Marisa
beta: lilczur
Rozdział 1
Podejmowane przez nas decyzje możemy podzielić na przemyślane i spontaniczne.
Mając do czynienia z tymi pierwszymi, jesteśmy bardziej pewni co do ich słuszności,
ponieważ mieliśmy czas na zastanowienie się i wzięcie pod uwagę wszystkich za i przeciw.
Zdajemy sobie sprawę z ich konsekwencji i nie są one dla nas zbyt wielką niespodzianką. Z
kolei te drugie podejmowane są przeważnie bez zbytniego użytku naszego rozumu. Ich dobrą
stroną jest to, że mogą zapewnić nam sporo dobrej zabawy, wielu niezapomnianych przygód,
jak również wiele kłopotów. Zastanawiacie się pewnie co skłoniło mnie do tych refleksji? Już
wam wszystko wyjaśniam.
Zacznę może od tego, co dzieje się w tej właśnie chwili. Jest upalne, wrześniowe
popołudnie, siedzę sobie w taksówce na tylnim siedzeniu, gdzie szyby nie chcą się odsuwać
oraz gdzie nie dociera podmuch zimnego powietrza wydzielający się z deski rozdzielczej.
Zaczyna brakować mi świeżego powietrza, co niedługo może spowodować duszności. Moje
plecy kleją się do oparcia, a kierowca nuci w rytm jakiejś starej piosenki, lecącej w radiu,
która strasznie mnie denerwuje. Biorąc pod uwagę to, iż kierowca śpiewa bardzo nieczysto i
w dodatku tylko ostatnie wyrazy ze zdań, piosenka coraz mniej mi się podoba. Ba! Ona wcale
mi się nie podoba, a teraz jej już nienawidzę. A wszystko to za sprawą tej jednej, bardzo
spontanicznej decyzji, podjętej przeze mnie. Całe moje, do tej pory w miarę uporządkowane i
zaplanowane życie, zrobiło podwójny fikołek, od którego mam mdłości. Kiedy pomyślę, co
może mnie teraz spotkać, dochodzi do tego jeszcze ogromna migrena. Otóż tydzień temu
zgodziłam się zamieszkać z dwiema obcymi dla mnie dziewczynami, ponieważ niedawno
wróciłam z pracy za granicą i musiałam szukać mieszkania na przysłowiowy „łeb i szyję”.
Moi rodzice nie są biedni, prowadzą własną, dobrze prosperującą firmę. Moja mama Renee
jest nadopiekuńcza, zawsze stara się chronić mnie przed wszystkim i chce znać każdy
szczegół, dotyczący mojego życia. Natomiast mój ojciec Charlie jest strasznie zapracowany,
bardzo rzadko się widujemy, a nawet jeśli już jest w domu, to i tak za dużo ze sobą nie
rozmawiamy. No bo o czym może rozmawiać nastoletnia córka, posiadająca problemy w
stylu „z którym chłopakiem chodzić”, z ojcem, który ma pod sobą dziesiątki ludzi i kieruje
nimi? Chciałam za wszelką cenę się od nich odciąć i być niezależna, dlatego wyjechałam za
granicę. Początkowo w moim planie było tylko zwiedzanie, zabawa z nowo poznanymi
ludźmi, dopiero później dostałam propozycję pracy w barze jako kelnerka, którą podjęłam z
powodu braku innych zajęć. Niestety wakacje się kończą i trzeba wracać do domu, a studia to
wprost idealne rozwiązanie, by być z dala od niego. Odnośnie mojego nowego miejsca
zamieszkania, obawiam się tylko współlokatorek, no bo skąd mam wiedzieć, kim one są i czy
będę w stanie się z nimi porozumieć? Nie żebym była nieśmiała, bo to absurd. Jestem osobą
bardzo kreatywną i towarzyską, która radzi sobie w każdym otoczeniu, co nie oznacza, że w
każdym dobrze i swobodnie się czuję. Dlatego zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, że
zgodziłam się z nimi zamieszkać?
- Jesteśmy na miejscu. - Z zamyślenia wyrwał mnie kierowca taksówki, który pociągając
nosem, odwrócił się do tyłu i zlustrował mnie od góry do dołu. Podałam mu pieniądze i
wyszłam z samochodu. Taksówkarz również wyszedł i już zaczęłam się martwić, że czegoś
ode mnie chce, na przykład numeru telefonu albo za mało mu zapłaciłam i chce się upomnieć,
ale gdy zobaczyłam, jak otwiera bagażnik i wyciąga z niego moje torby, to popukałam się w
myślach po głowie i postanowiłam udać się w najbliższym czasie do psychiatry. A do tego
czasu pilnować głowy na karku, bo niedługo nawet o niej zapomnę. Taksówkarz podał mi
torby i odjechał, a ja spojrzałam w górę na budynek, w którym miałam spędzić najbliższy rok.
Weszłam do środka, a następnie udałam się do windy i przycisnęłam przycisk z napisem „5”.
Kiedy wysiadłam na wybranym piętrze, przeszłam przez krótki odcinek korytarza, mijając po
drodze grupę dzieci, skaczących w gumę. Widok ten przypomniał mi moje młodzieńcze
zabawy i czas, kiedy nie przejmowałam się tym, co przyniesie następny dzień, co ja mówię,
następny kwadrans. Stanęłam przed drzwiami z numerem „41” i trzymając w górze zaciśniętą
dłoń, zastanawiałam się, czy nie zawrócić i już nigdy się tu nie pokazać. Nie zrobiłam tego,
ale delikatne i ciche pukanie świadczyło o moim niezdecydowaniu. Drzwi otworzyły się nagle
i szybko, a za nimi stała drobna dziewczyna o krótkich, czarnych i postrzępionych włosach.
Była niższa ode mnie i kojarzyła mi się z chochlikiem. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech,
który odsłaniał rządek śnieżnobiałych zębów. Była ładna.
- No witaj, już myślałam, że się zgubiłaś i że będziemy musiały cię szukać, a przecież nawet
nie wiedziałyśmy jak wyglądasz – na jednym wydechu rozpoczęła swoje przywitanie ta
sympatyczna istotka. – No, ale już dwa razy mnie zaskoczyłaś, po pierwsze jesteś, a po drugie
pewnie bym cię poznała, bo wyobrażałam sobie ciebie jako wysoką, szczupłą brunetkę. No i
śliczną, oczywiście. O rany, gadam i gadam, ale to dlatego, że już nie mogłam się ciebie
doczekać. – Wyciągnęła do mnie rękę na przywitanie i przeszła do dalszej części powitania.
– Nazywam się Alice Cullen i jestem twoją nową współlokatorką. Cieszysz się z tego, że
będziemy miały wspólny pokój? Mam nadzieję, że tak. Nic się nie martw, nie chrapię i nie
mówię przez sen. Podobno – powiedziała dziewczyna i znowu uśmiechnęła się do mnie
przyjaźnie. Wypowiedziała te słowa tak szybko, jakby już wcześniej miała przygotowaną tę
kwestię. Tak bardzo byłam w nią zapatrzona, że zapomniałam języka w ustach. Gdy w końcu
po jakiejś chwili poukładałam sobie w głowie wszystko to, co powiedziała, postanowiłam
równie sympatycznie odpowiedzieć na przywitanie.
- Miło mi cię poznać. Jestem Isabella, ale dla przyjaciół Bella. - Potrzasnęłam delikatnie jej
dłonią. W tym momencie Alice, nadal ściskając moją dłoń, podniosła leżącą na ziemi torbę
drugą ręką i wciągnęła mnie do środka.
- Rozgość się, w końcu to również twój dom. Na prawo jest nasz pokój, na lewo łazienka,
prosto kuchnia, a po drodze do naszego pokoju są drzwi do pokoju Rose. A, no właśnie – to
powiedziawszy, pobiegła po drugą dziewczynę. Wykorzystałam tę chwilę na rozglądnięcie się
po mieszkaniu. Korytarz, w którym stałam, był szerszy niż przypuszczałam, na ścianie obitej
fioletową tapetą z czarnymi wzorkami, wisiało duże lustro ze złotą ramą. Moje obserwacje
przerwała Alice, która wyszła z pokoju wraz z drugą współlokatorką.
- Strasznie się cieszę, że z nami zamieszkałaś. Już nie mogę doczekać się czekających nas
imprez. Zobaczysz spodoba ci się. A tak w ogóle to jestem Rosalie Hale, ale mów mi Rose –
powiedziała wysoka, długowłosa blondynka o zielonych oczach i przytuliła mnie do siebie.
Trochę mnie zdziwił tak przyjacielski gest ze strony obcej dziewczyny, przecież dopiero co
się poznałyśmy.
- Zobaczysz, będziemy świetnymi przyjaciółkami – powiedziała Alice, jakby czytała mi w
myślach.
Po tym zapewnieniu złapały mnie pod ręce i zaprowadziły do naszego pokoju. Od razu mi się
spodobał. Od dołu pomalowany był na brązowo, a od środka, w nierównej linii, na
pomarańczowo. Sufit był koloru ecru albo po prostu kiedyś był biały i zżółkł od promieni
słońca. Szybko odpędziłam tę myśl, bo widać było, że to dzieło moich nowych koleżanek. Na
oknach umieszczone były pomarańczowe rolety, dwa białe storczyki stały w doniczkach na
parapecie. Ładne zasłony były podpięte metalowymi motylami. Na parkiecie leżał kwiecisty
dywan koloru czekolady. Alice podniesieniem głowy wskazała moje łóżko, przykryte
brązową narzutą, z wyhaftowanymi wzorami. Byłam oczarowana tym pokojem.
- Przepraszam za to – pokazała właśnie tę narzutę z bliżej nieokreślonymi wzorkami. – Jeśli ci
się nie podoba, możemy wymienić.
- Nie, jest piękna. Ale nie mogę przyjąć takiego prezentu! Oczywiście zaraz ci oddam
pieniądze, tylko powiedz mi ile? – zapytałam i już zaczęłam wyjmować z podręcznej torebki
portfel, gdy złapała mnie za rękę.
- Przestań, przecież od teraz co moje to i twoje, daj spokój – powiedziała, siadając na moim
łóżku wraz z Rose. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok, niby to rozglądając się po pokoju.
Ujrzałam dużą szafę z ciemnego drewna, stojącą blisko mojego łóżka oraz stolik nocny w
podobnym kolorze, z lampką nocną. Kiedy zobaczyłam, że Alice również ma podobną szafę i
stolik, uśmiechnęłam się do dziewczyn i usiadłam z nimi na łóżku.
Przez następne 3 godziny snułyśmy opowieści o swoim życiu, aby w ten sposób lepiej
się poznać. Alice opowiadała o swoich rodzicach oraz dwóch braciach. Jeden z nich był
chłopakiem Rose. Zaśmiewałyśmy się również z historii dotyczących brata Rose – Jaspera,
który z kolei był chłopakiem Alice. Całkiem zabawna ta sytuacja, wprost nasuwało się
powiedzenie „wszystko zostaje w rodzinie”. Dziewczyny zaproponowały mi wspólny wypad
do kina z ich facetami, ale odmówiłam, tłumacząc się zmęczeniem, tym że muszę dać znać
swoim rodzicom, ale tak naprawdę nie chciałam wyglądać jak jakaś przyzwoitka na tej
podwójnej randce. Kiedy dziewczyny wyszły z pokoju, żeby się przygotować, usiadłam
wygodnie na łóżku, wyciągnęłam laptopa i napisałam mamie e-maila. Zapewniłam ją, że żyję
i dotarłam do mieszkania, które bardzo mi się spodobało, że poznałam dziewczyny, z którymi
już się polubiłyśmy. Na koniec poprosiłam, żeby się nie martwiła oraz obiecałam, że odezwę
się, kiedy wydarzy się coś więcej.
Drzwi do pokoju cichutko się otworzyły.
- Na pewno nie chcesz z nami iść? Poznasz chłopaków, będzie fajnie – Alice wychyliła tylko
głowę i zapytała z nadzieją w głosie, po raz kolejny w dniu dzisiejszym uśmiechając się
przyjacielsko.
- Na pewno. Jestem strasznie padnięta, ale następnym razem nie odmówię – odpowiedziałam,
wyciągając głowę do przodu, żeby ją lepiej widzieć
- Czyli jutro? – Alice wyszczerzyła zęby i już chciała zamknąć drzwi.
- Ale co jutro? – zawołałam i uniosłam jedną brew w geście zdziwienia.
- No, na jutro jesteśmy umówione. Lecimy, bo chłopaki już czekają – powiedziała i zamknęła
głośno drzwi. Chyba nie usłyszała tego jak kazałam jej ich pozdrowić, chociaż kto wie?
Sprawdziłam pocztę, poczytałam jakieś nowinki i zamknęłam komputer. Wyjęłam z
torby kosmetyczkę, koszulę nocną i postanowiłam dopiero jutro zabrać się za
rozpakowywanie swoich rzeczy. Leżąc już w łóżku, po uprzednim zażyciu relaksującej
kąpieli oraz umyciu głowy ulubionym szamponem truskawkowym, nagle sobie o czymś
przypomniałam. Wyskoczyłam z łóżka, pobiegłam w kierunku torby i przeszukałam ją w celu
znalezienia telefonu. Kiedy odnalazłam moją zgubę, z powrotem udałam się w kierunku
łóżka, przykryłam się kołdrą i napisałam wiadomość o takiej treści:
„Hej Słońce. Chciałam Cię przeprosić za to, że piszę dopiero teraz, ale wcześniej byłam
zajęta. Współlokatorki są bardzo fajne i na pewno się zaprzyjaźnimy. Mieszkanie, jak i cały
Nowy Jork, bardzo mi się podoba. Właśnie kładę się spać i już za Tobą tęsknię. Bella.
Wybrałam w książce telefonicznej numer Jacoba i wysłałam wiadomość.
Rozdział 2
- Wstawaj śpiochu! – powiedziała Alice, próbując jednocześnie ściągnąć ze mnie kołdrę. Z
mojego gardła wydobyło się tylko drobne jęknięcie i z powrotem przykryłam głowę
poduszką. Czego ode mnie chciała tak wcześnie? Nic nie jest na pewno ważniejsze od mojego
snu!
- Ileż można spać? Nie dość, że położyłaś się o wiele szybciej od nas, spałaś jak zabita kiedy
wróciłyśmy, to teraz jeszcze budzisz się później niż my – Alice nie ustępowała.
- Miałam ciężki dzień, muszę to odespać – odpowiedziałam jej z wielką łaską. Nagle zapadła
cisza, pomyślałam więc, że w końcu sobie odpuściła. Kiedy jednak chciałam się odkryć, w
celu potwierdzenia tych myśli, ktoś wskoczył na moje łóżko i zaczął mnie łaskotać. Nie
wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje, spanikowałam i zaczęłam piszczeć. Alice widząc, że
jestem już całkowicie przytomna, przestała mnie torturować, ale nadal siedząc na mnie,
powiedziała:
- Obiecałaś mi, że dzisiaj gdzieś wyjdziemy, ale nie możemy się nigdzie wybrać bez
wcześniejszych zakupów. Wstawaj więc, ubieraj się i maszeruj do kuchni, bo śniadanie ci
wystygnie. – Pocałowała mnie w policzek, zeszła ze mnie, uwalniając przy tym moje płuca i
powodując tym samym, że zaczęłam oddychać niczym astmatyk, a następnie wyszła z pokoju.
Czyli to było takie ważne i nie mogło poczekać? Boże, zamieszkałam z jakąś
zakupoholiczką!! To gorsze niż alkoholizm, pracoholizm i narkomania! Nie chodzi o to, że
nie lubię zakupów, wręcz przeciwnie – uwielbiam je, ale żeby dla nich wyrywać mnie z objęć
Morfeusza to już gruba przesada!
- Może mam pomóc ci się ubrać? Jeśli chcesz, wybiorę ci strój. – Alice znowu wróciła do
pokoju i otworzyła moją szafę.
- Co takiego wczoraj robiłaś, że nie miałaś czasu się rozpakować? A zresztą, nie ważne,
zrobię to za ciebie, bo muszę się czymś zająć. – Rzuciła się w kierunku mojej torby i zaczęła
wyciągać z niej ubrania.
- Nie nadążam za tobą – stwierdziłam z niekłamanym zdziwieniem. – To ja może pójdę zjeść
to śniadanie, a ty sobie nie przerywaj. – Wychodząc pocałowałam ją w policzek.
- Alice, tylko się nie wczuwaj, bo za chwilę musimy jechać – usłyszałam najpierw głos Rose,
dochodzący z kuchni, a później jej chichot.
- Spokojnie, nasza kochana Bella chyba specjalnie zabrała mało rzeczy, żebym się nudziła,
ale po dzisiejszych zakupach to się zmieni – odpowiedziała Alice, wywołując jeszcze
głośniejszy chichot Rose.
- Czekajcie, po kolei: co robimy i po co? – zapytałam zdezorientowana, powoli
przytomniejąc.
- Jedziemy na zakupy, a wieczorem na imprezę. Aha, poznasz w końcu chłopaków i w ogóle
miasto, tutejsze życie, no i zakupy z nami – Rose już prawie piszczała. Wskazała mi talerz z
płatkami i krzesło obok niej.
- Nie zapominaj o tym, że to będzie trudniejsza misja, bo nie kupujemy tylko rzeczy na
imprezę, ale również musimy odświeżyć i poszerzyć garderobę Belli – zawołała Alice z
naszego pokoju.
- Zobaczysz, będzie fajnie. – Rose podniosła rękę i poczochrała nią moje, i tak już pomięte,
włosy.
- Nie wątpię – stwierdziłam już z większym entuzjazmem i zabrałam się za jedzenie.
- Dziękuję za śniadanie, jesteście kochane – powiedziałam w przerwie między kolejnymi
łyżkami.
- Wiemy – odpowiedziały obie razem, jakby porozumiewając się telepatycznie.
Kiedy skończyłam jeść, wstałam od stołu i umyłam talerz. Pomyślałam, że
przynajmniej tyle mogę zrobić. Wróciłam do pokoju, wzięłam ubrania, które podała mi Alice
i udałam się do łazienki. Umyłam zęby, twarz, ubrałam biały podkoszulek, jeansowe rurki i
związałam włosy.
- Szybko, nie ma czasu do stracenia, chcesz, żeby wykupili nam wszystko ze sklepów? – Rose
zapukała do drzwi łazienki.
- Może coś nam zostawią. - Wytuszowałam tylko rzęsy, a usta przejechałam błyszczykiem, bo
na dokładniejszy makijaż nie było już czasu.
- Zamówiłyście taksówkę? – zapytałam wychodząc z łazienki i kierując się z powrotem do
pokoju.
- Kochana, jedziemy samochodem Rose – usłyszałam, przechodząc w korytarzu obok Alice,
która ubierała właśnie balerinki.
Wyjęłam spod łóżka moją torbę, ubrałam buty i wyszłyśmy we trójkę z mieszkania. Na
parkingu, mijając po drodze kolejne samochody, stanęłyśmy w końcu przed najbardziej
wyróżniającym się autem. Było to metaliczne porsche carrera. Moja dolna szczęka z hukiem
opadła na dół, a oczy wyszły z orbit.
- Czy to twój samochód? – Zakrztusiłam się własną śliną.
- Piękny, prawda? – Rose uśmiechnęła się szeroko i otworzyła przednie drzwi.
- Łał! Nie wiedziałam, że aż tak dobrze ci się powodzi. – Usiadłam z tyłu, ponieważ Alice
zajęła już miejsce z przodu.
- Bello, kochanie, gwarantuję ci, że jeszcze mało widziałaś. Ale wszystko w swoim czasie. –
Rose włączyła silnik i z piskiem opon wyjechała z parkingu.
Jechałyśmy około 30 minut, słuchając w tym czasie głośnej muzyki i nie rozmawiając
ze sobą. W końcu mogłam sobie szczerze odpowiedzieć, że jednak dobrze zrobiłam,
zamieszkując z nimi. Okazały się bardzo sympatyczne. Nie znały mnie nawet 24h, a już
uważały mnie za swoją przyjaciółkę. Wtedy przypomniałam sobie o Jake’u i wyciągnęłam z
torebki telefon. Miałam jedną wiadomość:
„Cukiereczku, ja też strasznie za Tobą tęsknię i nie gniewam się na Ciebie, gdzież bym mógł.
Niedługo Cię odwiedzę i mam nadzieję, że razem poszalejemy w tym wielkim mieście.
Do tego czasu bądź grzeczna i nie zapomnij o mnie. Jake :*”
Uśmiechnęłam się sama do siebie i schowałam telefon. Właśnie wjechałyśmy na parking
wielkiego centrum handlowego, zaparkowałyśmy i z ogromnym entuzjazmem weszłyśmy do
budynku.
Byłyśmy chyba w każdym sklepie i w każdym coś kupiłyśmy. Alice na poważnie mówiła o
poszerzeniu mojej garderoby i wrzucała mi mnóstwo rzeczy do przymierzalni. Kiedy
wyszłam z jednej z nich w czarnej, błyszczącej bluzce z tzw. „wodą” i wielkim dekoltem,
oraz krótkiej jeansowej mini, dziewczyny wytrzeszczyły oczy i gapiły się na mnie jak na
modelkę.
-Wyglądasz kapitalnie – krzyknęła Rose i zaczęła klaskać w dłonie
- Spadłaś nam z nieba. Teraz będziemy mogły cię malować, układać ci włosy, ubierać –
rozmarzyła się Alice.
-Yyy dzięki, ale ja nie jestem waszą lalką – zaczęłam się śmiać.
- Ty jesteś naszą… yy... modelką – rzuciła Rose i wepchnęła mnie z powrotem do
przymierzalni.
- Bello, miałabyś coś przeciwko, żeby pójść na lunch z nami i naszymi chłopakami? – Alice
nieśmiało zapytała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin