Pohl Dorastanie w mieście na skraju.txt

(29 KB) Pobierz
Frederik Pohl

Dorastanie w Mie�cie na Skraju

Wieczorami, po szkole, Chandlie chadza� w�asnymi drogami. Mia� do
tego prawo. Jego og�lny wska�nik przystosowania spo�ecznego by�
wystarczaj�co wysoki, aby ch�opiec m�g� sobie sam dobiera� towarzyszy
zabaw albo je�li tak mu si� akurat podoba�o, poprzestawa� na
towarzystwie Druha. We wtodzie� i czwardzie� sp�dza� zazwyczaj czas z
siedmioletni� dziewczynk� imieniem Marda, bystrym i inteligentnym
dzieckiem o powa�nej, jakby rze�bionej w kamieniu twarzyczce, maj�cym
zadatki na �adn� kobiet� w wieku lat dwudziestu, obdarzonym intuicj�
matematyczn� i wykazuj�cym nadzwyczajne zdolno�ci w nanizywaniu
paciork�w na nitk�. Opiekunowie rejestrowali ich prywatne zabawy jako:
"rozwijanie wra�liwo�ci zmys�owej", ale dzieci nazywa�y to gr� w "Poka�
Mi, Co Masz, a Ja Poka�� Ci, Co Ja Mam". Opiekunowie, na sw�j
abstrakcyjny i zdecydowany spos�b, pochwalali poczynania Chandlie'ego.
Ju� w�wczas by� wyznaczony do sprawowania w przysz�o�ci specjalnych
funkcji, ��cznie z przeznaczeniem go na cz�onka Rady. Kiedy zatem przez
wi�kszo�� pozosta�ych wieczor�w ch�opiec schodzi� do warsztat�w, �eby
bada� konstrukcje swojego Druha, nie napotyka� na �adne sprzeciwy, nie
zadawano mu �adnych pyta�, a do magnetycznych rdzeni jego akt osobowych
nie by�y wprowadzane �adne, powtarzaj�ce si� ostrze�enia. Chodzi�
swobodnie i jawnie, dok�d tylko zechcia�. Na te sytuacje nie mia�a te�
wp�ywu pewna anomalia pojawiaj�ca si� regularnie w zapisie jego
codziennych zaj��. Niemal co wiecz�r, na godzin� lub dwie, osobisty
nadajnik Chandlie'ego przestawa� podawa� namiary miejsca pobytu ch�opca.
Opiekunowie nie wiedzieli wtedy, w kt�rym rejonie Miasta na Skraju on
si� znajduje. Ze wzgl�du na w�asne ograniczenie akceptowali ten stan
rzeczy. W g��wnym bloku pami�ci opiekun�w przechowywana by�a informacja
o istnieniu takich obszar�w Miasta, na terenie kt�rych stare zak��cenia
elektromagnetyczne nak�adaj� si� na kierunkowe sygna�y radionamiarowe,
wyt�umiaj�c te ostatnie. Nie by�y to rejony wa�ne pod wzgl�dem
strategicznym. Dane przechowywane w pami�ci nie wspomina�y nic o
istnieniu tam czego� niebezpiecznego czy zakazanego. Opiekunowie
odnotowali powtarzaj�c� si� luk� w zapisie, ale nie przyk�adali do niej
�adnej wagi. Jak nakazywa�a im zaprogramowana procedura, odczytywali od
czasu do czasu zapis przebytej trasy zarejestrowany na chromostalowej,
zabezpieczonej przed ingerencj� z zewn�trz ta�mie Druha, ale by�a to
tylko kontrola wyrywkowa. W taki sam spos�b sprawdzali ka�dego Druha. Na
ta�mie Druha Chandlie'ego nie znale�li nigdy �adnej wyra�nej
nieprawid�owo�ci. Gdyby byli mniej powierzchowni, wnikaliby g��biej.
Naprawd� dobry program si�gn��by do profilu osobowo�ci Chandlie'ego,
znalaz�by tam informacj� o jego zainteresowaniu procesami zachodz�cymi
na styku cz�owiek-maszyna i wywnioskowa�by st�d istnienie
prawdopodobie�stwa wprowadzenia przez ch�opca przer�bek do programu
Druha. Gdyby sprawdzili rejestr instrukcji sta�ych Druha, stwierdziliby,
�e tak w�a�nie by�o. Nie zrobili tego. Opiekunowie nie dysponowali
specjalnie wyrafinowanymi programami komputerowymi. Na swych wej�ciach
nie dostrzegali �adnego realnego powodu do podejrze�. Ojciec i matka
Chandlie'ego mogliby opowiedzie� opiekunom wszystko o ch�opcu, ale
zostali Wyrzutkami, zanim uko�czy� on trzy lata.
Na peryferiach Miasta na Skraju, za dzielnicami szkolnymi, w pobli�u
sekcji szpitalnej i usuwania cia�, znajdowa�o si� mroczne i cuchn�ce
miejsce, pe�ne pokiereszowanych i obdrapanych staro�ytnych stalowych
belek. Wykazywa�y one nik��, zastarza�� radioaktywno��, pami�tk� po
dawnym bezpo�rednim trafieniu pociskiem samosteruj�cym. Nie by�o to ju�
miejsce niebezpieczne, ale nie by�o te� ono atrakcyjne, a na og�lnych
planach lokalizacyjnych Miasta oznaczano je jako tereny magazyn�w.
Miejsce to nie by�o ani zbyt u�yteczne, ani zbytnio wykorzystywane.
Mo�na tam by�o przechowywa� rzeczy nie przedstawiaj�ce wi�kszej
warto�ci, a tych nie trzymano w Mie�cie na Skraju wiele. O ile w og�le o
nich pami�tano. Powietrze ocieka�o tam wilgoci�. Na wszystkim, co si�
tam znajdowa�o, pojawia�y si� i szybko powi�ksza�y plamki ple�ni i rdzy.
Bez wzgl�du na to, jak cz�sto byli przysy�ani Podr�czni, �eby skroba�,
wypala� i polerowa�, powierzchnie nigdy nie by�y czyste. W Mie�cie, w
kt�rym nie istnia�o takie pojecie, jak warunki �rodowiskowe, by�o to
miejsce interesuj�ce, poniewa� czasami wype�nia� je odleg�y,
przyt�umiony grzmot, a czasami robi�o si� tam bardzo zimno albo bardzo
gor�co. Te w�a�nie zjawiska przede wszystkim przyci�gn�y do niego uwag�
Chandlie'ego. Jego zainteresowanie pobudzi�o przypadkowe odkrycie faktu,
�e kiedy pewnego wieczora, gdy wr�ci� z d�ugiego spaceru po�r�d dziwnych
zapach�w i d�wi�k�w, opiekunowie nie wiedzieli, gdzie by�. Postanowi�
sp�dza� tam wi�cej czasu. My�l o tym, �e mo�na robi� co�, o czym
zupe�nie nie wiedz� opiekunowie, jednocze�nie napawa�a obaw� i
podnieca�a. Jego osobisty wska�nik niezale�no�ci by� zawsze bardzo
wysoki, dochodz�c niemal do punktu, w kt�rym konieczne sta�oby si�
podj�cie krok�w zaradczych podczas swej drugiej czy trzeciej wizyty
odkry� wielce interesuj�cy fakt, i� niekt�re z pozamykanych drzwi nie
by�y zablokowane, zgodnie z zasad� "nie musisz - nie wejdziesz ".
Otwiera�y si� po naci�ni�ciu klamki. M�g� to uczyni� ka�dy. Otwiera�
wiec kolejne mijane drzwi. Wi�kszo�� prowadzi�a do pustych pomieszcze�
albo hal, kt�re r�wnie dobrze mo�na by�o nazwa� pustymi, gdy� dostrzega�
w nich tylko pi�trz�ce si� w stosach, zapomniane, szare metalowe
cylindry i po��k�e kartonowe pud�a. Niekt�re drzwi prowadzi�y jednak do
miejsc nie zaznaczonych nawet na planach Miasta. Z dokazuj�cym i nuc�cym
na sw� piskliw�, elektroniczn� nuto Druhem u boku penetrowa� Chandlie
odkrywane korytarze i schody a� do chwili, kiedy zyska� pewno��, �e nie
wolno mu tam przebywa�. Powiedzia�a mu to elektroda prowadz�ca, wszyta w
jego cia�o. Te rejony by�y niebezpieczne. Po stwierdzeniu tego faktu,
wr�ci� do swych bada� i przez tydzie� opracowywa� spos�b takiego
przeprogramowania swego Druha, �eby ten, na wydany jego g�osem rozkaz,
prze��cza� si� w stan snu. Potem powr�ci� do niebezpiecznego rejonu,
zostawiwszy Druha zwini�tego w k��bek za jednymi z nieciekawych drzwi i
zszed� w nieznane szerokim, pokrytym grub� warstw� kurzu skrzyd�em schod�w.
Wpodziemiach Miasta na Skraju powietrze by�o jeszcze bardziej
wilgotne i duszne, ni� w opuszczonych dzielnicach na powierzchni. Nie
by�o tu jednak zimno. Chandlie by� zdumiony stwierdzaj�c, i� si� poci.
Przedtem jego cia�o wydziela�o pot tylko podczas intensywnych �wicze�
gimnastycznych i raz albo dwa, kiedy do�wiadcza� substytutu choroby.
Dopiero po pewnym czasie zorientowa� si�, �e przyczyn� tego by�a
temperatura panuj�ca w podziemiach, przekraczaj�ca o dobre dziesi��
stopni te 28�C, w kt�rych przywyk� �y�. Grzmi�cy pomruk by� r�wnie�
wyra�niejszy i bli�szy, chocia� nie tak g�o�ny, jak zwyk� go niekiedy
s�ysze�. Rozejrza� si� dooko�a z zaciekawieniem, cho� niepewnie. By�o tu
wiele rzeczy dziwnych, obcych i chocia� nie mia� zbyt wielkiego
do�wiadczenia �yciowego, aby by� pewnym, czy prawid�owo rozpoznaje to
odczucie, nape�niaj�ce obaw�. Ta cz�� Miasta nie by�a, na przyk�ad,
dobrze o�wietlona. Wszystkie inne miejsca publiczne, jakie do tej pory
widzia�, by�y indentycznie o�wietlone mieni�c� si� �agodn� po�wiat�,
promieniuj�c� z otaczaj�cych je ciek�okrystalicznych �cian. Tutaj by�o
inaczej. �wiat�o wydobywa�o si� z pojedynczych punkt�w. Tu jedno jasno
�wiec�ce �r�d�o �wiat�a otoczone szklan� kul�, tam inne, nast�pne kilka
metr�w dalej. Przedmioty rzuca�y cienie. Chandlie po�wieci� troch� czasu
na ich badanie. Niekiedy, pomi�dzy poszczeg�lnymi punktami �wietlnymi
istnia�y znaczne odst�py, na przestrzeni kt�rych znajdowa�y si� takie
same szklane kule tym tylko r�ni�ce si� od innych, �e nie mia�y
centralnego, jarz�cego si� rdzenia, jak gdyby przesta�y dzia�a� i z
jakiego� powodu Podr�czni nie potrafili ich naprawi�. Tam, gdzie
wyst�powa�y takie , nieczynne kule cienie nak�ada�y si� na siebie, aby
wytworzy� co�, co rozpozna� jako ciemno��. Czasami, gdy by� jeszcze
ma�ym ch�opcem, naci�ga� ko�dr� na g�ow� po zmniejszeniu nat�eniu
o�wietlenia jego pokoju na czas snu, �eby zobaczy�, jaka jest ciemno��.
Ciep�a i przytulna. Ale ta nie by�a przytulna. Rozlega�y si� w niej
odleg�e odg�osy �omotania, walenia. Przypomnia� sobie naraz, �e nie tak
znowu daleko nad i za nim znajduje si� rejon usuwania cia� i chocia� nie
prze�ladowa�a go niezdrowa obawa przed trupami, ta �wiadomo�� nie
sprawia�a mu przyjemno�ci. Chandlie poczu� niepok�j. �a�owa� troch�, �e
unieruchomi� swojego Druha i kaza� mu zosta�. Pe�na samodzielno�� by�a
podniecaj�ca, ale i dokuczliwa. Dobrze by�oby mie� u boku dokazuj�cego i
pomrukuj�cego Druha, widzie� jego jasne mlecznobia�e, czujne oczy,
wiedzie�, �e w razie jakiego� nieprzewidzianego zdarzenia przy�le on
automatycznie do oceny opiekun�w impuls alarmowy i je�li zajdzie taka
potrzeba przyst�pi do dzia�ania. Jakiego dzia�ania? - pomy�la�.
Ratowania ma�ego ch�opca przed chochlikami za�artowa� w duchu. To
pomog�o mu odsun�� od siebie cieniutkie nic paj�czyny strachu. Czu�
nadal ich dotyk, ale �adna nie doskwiera�a mu a� tak, by zawr�ci�. Jego
wska�nik ciekawo�ci r�wnie� by� bardzo wysoki.
Wszystko to sta�o si� w �rodzie�, po godzinach zaj�� szkolnych, co
oznacza�o, �e Chandlie przeszed� w�a�nie przez cotygodniowe zabiegi
terapeutyczne i by� po brzegi wy�adowany hormonami, witaminami i
pewno�ci� siebie. Mo�e to w�a�nie uczyni�o go tak �mia�ym. Bardzo wiele
rzeczy zale�y od podobnych zbieg�w okoliczno�ci. Szed� dalej. Po pewnym
czasie u�wiadomi� sobie, �e badany przeze� nowy �wiat nie robi si� coraz
ciemniejszy. Robi�o si� coraz ja�niej. Jednocze�nie wzrasta�a
temperatura. Z jego nieprzywyk�ych do gor�ca por�w wylewa�y si�
strumienie potu. S�ona wilgo� zlepia�a mu d�ug...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin