Podolska Niepewność.txt

(21 KB) Pobierz
Hanka Podolska

Niepewno��

Hanna Podolska, urodzona i wychowana we Wroc�awiu, obecnie mieszka w Carbondale, Illinois, gdzie dokszta�ca si� 
na tamtejszym Southern Illinois University w dziedzinie Behavior Analysis. Z wykszta�cenia antropolog (biologia ze 
specjalizacj� w Antropologii Fizycznej na Uniwersytecie Wroc�awskim, a nast�pnie doktorat w Antropologii Fizycznej 
w Southern Illinois University - Carbondale, USA), du�o czyta, pisze, zajmuje si� kotami, r�ami, a naukowo, jak 
m�wi, prymatami. Debiutowa�a w lipcowo-sierpniowej (2000) Odrze opowiadaniem "Jeden dzie� w Tokio". W Esensji 
zaprezentowali�my ju� "Paradoks", kr�tszy utw�r - a zgodnie z zapowiedzi�, przedstawimy obecnie d�u�sz� 
"Niepewno��". 
W DOMU NIE DA�O si� wytrzyma�. Nosi�o mnie od rana. Zdaje si�, �e nawet wrzasn�am na Rudego, �eby zamiast 
kr�ci� �semki wok� moich n�g, zszed� mi wreszcie z drogi. Potem dosta�o si� te� reszcie kot�w pr�buj�cych usilnie 
zwr�ci� moj� uwag� na puste miski i nie otwarte puszki Friskas.
- Zebranie?! - Wrzasn�am do wyg�odnia�ej czw�rki i z�o�liwie sypn�am do misek suchej Puryny dla senior�w. 
Patrzy�y rozczarowane i ponure, a potem zbli�y�y si� do jedzenia ju� bez nadziei na ulubiony Friskas. Tylko smarkacz 
Zyzio, wci�� pe�en dzieci�cego wigoru, uzna�, �e jednak woli kreci� �ap� lub ogon sikorki ni� �arcie dla 
zniedo��nia�ych staruch�w i kaza� si� wypu�ci� na dw�r.
Chwil� p�niej rozdar�am si� na Ma�ka. Chyba zbyt powoli szed� do �azienki si� my�. A mo�e za szybko. W ka�dym 
razie nie szed� tak, jak powinien. Potem moje rozdra�nienie zacz�o wzrasta�, bo my� si� za d�ugo i wylewa� za du�o 
ciep�ej wody, co stanowi�o jawne wyrzucanie naszych pieni�dzy do miejskiego systemu kanalizacyjnego.
- We� sobie waleriany i kava-kava, bo przechodzisz kryzys rozczarowania �yciem - powiedzia� z u�miechem 
zadowolony, �e wreszcie ma odwag� tak mi si� odci��.
Mia� ju� dziewi�tna�cie lat i pe�n� �wiadomo�� beznadziei rodzicielskich
restrykcji wychowawczych. M�g� sobie wreszcie m�wi� i robi�, co tylko chcia�.
Zatka�o mnie, ale si�gn�am po krople. Zdrowy rozs�dek i spok�j wr�ci�y w ci�gu paru minut.
- A mo�e by tak do St. Louis? - Rzuci�am. - Skoczyliby�my do Borders 1 poczyta� i wypi� kaw�, a przy okazji 
kupi�oby si� chleb w St. Louis Bread Company?
Ju� p� godziny p�niej, wolna od porannych z�ych nastroj�w i irytacji, siedzia�am na pasa�erskim siedzeniu 
czerwonego mini-vana, zastanawiaj�c si� nad mechanizmem dzia�ania ludzkiego mechanizmu. Zamkn�am oczy 
przypominaj�c sobie, jak straszne by�o �ycie, zanim odkry�am kav�.
- Kim jeste�my, a raczej z czego jeste�my, a mo�e po co jeste�my, je�li par� kropli potrafi tak wyregulowa�, a czasem 
nawet naprawi�, spieprzony mechanizm naszej egzystencji? - Przep�ywa�o mi przez g�ow�.
- Szkoda tylko, �e nie potrafi zrobi� ci upgrade - rzuci� jaki� g�os pod czaszk�.
- Ale s� inne �rodki i sposoby... - Us�ysza�am, a raczej poczu�am natychmiastow� odpowied� nie wiadomo sk�d 
p�yn�c�.
- Nie, nie, to ju� mechanizm musi sam sobie - my�la�am, nie ca�kiem jasno rozumiej�c, komu pr�buj� to przekaza�. 
Poranna irytacja szykowa�a si� do powrotu.
- Spok�j! - �cisn�am r�kami czo�o.
ZATRZYMALI�MY SI� przed McDonaldem, bo siku, herbata oraz number 5 czyli pi�ty zestaw dla Ma�ka - bu�ka z 
piersi� kurczaka i zielenin�, tudzie� coca-cola i frytki. To dla niego najwi�ksza przyjemno�� z wyjazdu do St. Louis. 
Ma�y nie znosi du�ych miast.
Przydro�ny McDonald - tu� przed zjazdem na autostrad� - wydawa�o by si�, �e klientela powinna by� r�norodna. 
Niestety nie, od dziesi�ciu lat zawsze te same po�udniowo-illinoiskie fizjonomie ze zdecydowan� domieszk� typu 
niemieckiego, cz�onkowie porz�dnej, ameryka�skiej, prowincjonalnej spo�eczno�ci. Nic co mog�oby zaskoczy� 
jak�kolwiek odmienno�ci�. Dawno ju� przesta�am si� im przygl�da�. Dzi� wi�c, jak zwykle przekroczy�am pr�g 
McDonalda i od razu pogna�am do toalety, nie zapami�tawszy jednej nawet z mijanych po drodze twarzy. Ale...
Wychodz� z �azienki, a tu niespodzianka - kobieta w wieku nieokre�lonym, dojrza�a, ale zupe�nie inna, jaka� taka 
swojsko-straszna. W Ameryce takich nie widzia�am. Mocno tleniona blondyna z ciemnymi odrostami. Twarz wyra�nie 
zaczerwieniona i opuchni�ta, z powi�kszonym mi�sistym nosem charakterystycznym dla pijaczek. Figura pe�na i do�� 
niekszta�tna. Uzupe�niaj�cy to wszystko wrogi wyraz twarzy.
- Typowa dworc�wka albo meliniara, ale na wakacjach w Ameryce, wi�c troch� bardziej zadbana i z pretensjami do 
bycia dam� - pomy�la�am, wpatruj�c si� bez skr�powania w przyby��. Stan�a obok mnie w kolejce, a ja nie by�am w 
stanie oderwa� od niej wzroku. Potem usiad�a przy przeciwleg�ym stoliku. Zn�w mog�am si� na ni� gapi�. Nie 
potrafi�am wprost nasyci� si� jej widokiem - co� tak swojskiego tu, w McDonaldzie w po�udniowym Illinois.
Nagle wzrok m�j zatrzyma� si� na mijaj�cym mnie facecie. By� to go�� prosto spod polskiej budki z piwem, tylko 
odstawiony na gentelmena. Rzadki bezbarwny w�os zaczesany do ty�u, a reszta jak u tej pani - mocno czerwona i 
obrzmia�a. W r�ku ni�s� ma�� walizk�, od kt�rej ci�gn�� si� kabelek oplataj�cy jego szyj� i opadaj�cy wolnym ko�cem 
na pier�. Ten wolny koniec nie by� w�a�ciwie wolny, zwisa�a ze� ma�a maseczka.
- Sercowiec - pomy�la�am - ale silny, bo bez w�zka, no i mo�e sam nosi� t� walizk� z butl� tlenow�.
Pan przysiad� si� do pani, a ona poda�a mu jego ulubiony zestaw. Wygl�dali na dopasowane ma��e�stwo.
- Maciek, sp�jrz - wyszepta�am, jakbym nie chcia�a ich sp�oszy� - tam si� zaraz co� wydarzy.
Teraz i Maciek patrzy� na nich jak zahipnotyzowany. Wydawali si� bardzo sob� zainteresowani. Ona g�aska�a jego 
r�k�, on, prze�uwaj�c hamburgera, patrzy� jej w oczy. Sko�czyli je��, ona otworzy�a torebk�.
- Maciek! - Wykrztusi�am z przej�ciem.
Pani zapali�a papierosa i dmuchn�a w kierunku ukochanej twarzy. Ukochane oczy natychmiast zrolowa�y si� do ty�u, a 
usta pr�bowa�y z�apa� troch� powietrza. R�ce zatrzepota�y o pomoc. Zamar�am.
Pani bez po�piechu strzepuj�c popi� z papierosa si�gn�a jednocze�nie po maseczk� i umie�ci�a j� na jego twarzy, a 
nast�pnie nacisn�a guzik na walizce stoj�cej teraz na stole. Ukochane oczy wr�ci�y na swoje miejsce. U�miechn�a si� 
�agodnie i ze zrozumieniem - wszystko jest OK, nic si� nie dzieje. Pr�bowa� odwzajemni� u�miech. By� wyra�nie 
wdzi�czny za to, �e tak szybko i sprawnie potrafi�a mu pom�c.
- Mi�o�� r�ne ma oblicza - pomy�la�am.
ZAMKNʣAM OCZY. Wspomnienia nap�ywa�y w spos�b niekontrolowany. Siedzieli�my - On i ja - w McDonaldzie. 
Kawa i frytki pr�bowa�y zmie�ci� si� na stoliku w�r�d porozrzucanych ksi��ek i papier�w. Zwykle chodzili�my 
pracowa� do Hardisa, bo dawali tam studentom 20% zni�ki, czasem wi�c mogli�my sobie pozwoli� nawet na kanapk� z 
pieczon� wo�owin� (ca�e 99 cent�w) opr�cz kawy i frytek. Ale dzi� wybrali�my drogi McDonald. Chcieli�my by� sami, 
tylko ze sob� z przytulonymi pod sto�em kolanami, z przypadkiem wpadaj�cymi na siebie r�kami poszukuj�cymi 
pisaka na zaba�aganionym stole. W Hardisie wszyscy nas znali i lubili, i pracuj�ce tam panienki natychmiast zaczyna�y 
opowie�ci o dzieciach, ch�opakach i zaj�ciach szkolnych.
To co, �e mogli�my trzyma� si� za r�ce albo kocha� si� jak nam przysz�a ochota. W�a�nie to nieprzewidziane 
zetkni�cie kolan czy dotkni�cie palc�w potrzebne by�o mi�o�ci jak powietrze i woda cia�u. Powoli siorbi�c kaw� 
pracowali�my, ka�de nad swoimi papierami. On jak to facet nie wytrzymywa� i od czasu do czasu zadawa� mi pytanie, 
na kt�re sam natychmiast odpowiada� elaboruj�c zwykle z przej�ciem i entuzjazmem. Moje oczy rozszerzone i 
wpatrzone w jego potwierdza�y, �e taniec godowy i kolor pi�rek robi�y nale�yte wra�enie. I rzeczywi�cie robi�y.
- Lubisz mnie? - Spyta�am.
- Lubi�, lubi� - nie nud�! Chyba kupi�em ci kaw� i frytki?
- A ja lubi� te twoje dowody, szczeg�lnie frytki, jutro te� mi kupisz?
- Mo�e... No ju�, pracuj!
Zag��bi�am si� w ksi��k�. Czasem tylko konieczno�� natychmiastowego mu�ni�cia wzrokiem, czy pobaraszkowania z 
Jego palcem u nogi bez odrywania si� od pracy, pod�adowywa�a ci�g�o�� cudowno�ci... Czasem jaka� ciara przemkn�a 
mi po przedramieniu i nim zd��y�am chwyci� okiem przyczyn�, ju� ich obu nie by�o. A cudowno�� jakby namno�ona.
Nawet nie zauwa�y�am, �e jecha�o frytkami, a przecie� musia�o, byli�my w McDonaldzie. Zapach sma�onego t�uszczu 
to ju� jedyna naturalna rzecz, jaka tam pozosta�a.
Zamykamy - poinformowa�a panienka zza lady.
Nie mia�a poj�cia o tym, w jak� nagle wdar�a si� intymno��. C�, Ameryka, McDonald, koniec XX-go wieku...
Spojrza�am na Niego kiedy ko�czy� jakie� ostatnie... zdanie? Pomys�? Rysunek? Mo�e sam jeszcze nie wiedzia�, co z 
tego b�dzie. Nigdy nie wiedzia� co z czego i dlaczego, i czy b�dzie. Typowy produkt zmutowanego genu 
dopaminowego. Fascynuj�cy, kolorowy, �ywotny, nami�tny, inteligentny - p�dzi przed siebie bezdusznie rozdeptuj�c 
wszystkie nadro�ne muszki, paj�czki, d�d�ownice, kt�re jednocze�nie, gdy o nich my�li, b�d� je widzi, kocha i chowa 
po kieszeniach, �eby im jaki z�y cz�owiek krzywdy nie zrobi� przypadkiem.
Wyda� mi si� prawie pi�kny.
- To symetria twarzy i sylwetki - pomy�la�am jako biolog i badacz asymetrii. - Magnetycznie atrakcyjny - pomy�la�am 
jako kobieta i poczu�am konieczno�� dotkni�cia. Odruch, kt�ry pozosta� nam z dzieci�stwa.
Zwichrzy� mi w�osy, nim zd��y�am wyci�gn�� r�k�, by go dotkn��.
Ja te�... - zamarudzi�am prosz�co i opuszkami palc�w przesun�am po spadaj�cych mu na ramiona p�owych dreadach.
Kontakt z brudnymi w�osami - oto co zobaczy�by kto�, kto tego nigdy nie prze�y�. Autystyk dosta�by mo�e nawet ataku 
l�ku, kt�ry musia�by wykrzycze�. Peda� odwr�ci�by si� z niesmakiem, ale i zazdro�ci�. A ja? Dlaczego?
Przesta� si� tak gapi�. Chod� ju�! Nie widzisz, �e zamykaj�? - powiedzia� nagle poirytowany. Ma�o si� nie pop�aka�am, 
ale z kamienn� twarz� schowa�am papiery do torby.
- Cham! - rzuci�am w jego kierunku.
- No ju� dobra, nie marud�,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin