Peterkiewicz Odosobnienie.txt

(362 KB) Pobierz
Jerzy Pietrkiewicz (Peterkiewicz)

Odosobnienie Powie�� w pi�ciu aktach

Wst�p Jerzy Pietrkiewicz, urodzony w r. 1916 w ziemi dobrzy�skiej, do szko�y 
ucz�szcza� we W�oc�awku, a studia, rozpocz�te na Uniwersytecie Warszawskim, 
uko�czy� w 1944 r. w Edynburgu, w trzy lata p�niej za� uzyska� stopie� doktora 
na Uniwersytecie Londy�skim, gdzie nast�pnie przez wiele lat by� wyk�adowc� 
j�zyka i literatury polskiej. Jako poeta debiutowa� ju� w r. 1935 tomem "Wiersze 
o dzieci�stwie"; po nim przysz�o kilka tom�w wierszy i poemat�w, a w r. 1943 
pierwszy tom opowiada�. Od 1953 r. Pietrkiewicz publikuje pod nazwiskiem 
Peterkiewicz powie�ci pisane po angielsku i t�umaczy. Owocem jego pracy 
translatorskiej jest wydana w 1956 r. antologia "Five Centuries of Polish 
Poetry" ("Pi�� wiek�w poezji polskiej"), a w dwa lata p�niej "Antologia liryki 
angielskiej" oraz dwa tomy wierszy Karola Wojty�y. Pietrkiewicz zajmuje si� 
r�wnie� eseistyk� i na �amach r�nych periodyk�w og�asza liczne artyku�y. W 
Polsce wydano w 1980 r. wyb�r jego wierszy "Kula magiczna", a w r. 1986 zbi�r 
studi�w i rozpraw "Literatura polska w perspektywie europejskiej". Angielskie 
powie�ci tego autora ciesz� si� uznaniem krytki i czytelnik�w, odznaczaj� si� 
bowiem oryginalno�ci�, najwyra�niej mo�e widoczn� w "Odosobnieniu" (1969 r.). W 
ksi��ce tej niezwyk�a, szalona mi�o�� szpiega na urlopie i �ony 
po�udniowoameryka�skiego dyplomaty nabiera cech rytua�u, w miar� jak 
kochankowie, w ca�kowitym odosobnieniu, w izolacji od �wiata, zrzucaj� kolejne 
maski. Atmosfera ich mi�o�ci, cho� tak nami�tnej, jest nieco teatralna, co 
zreszt� podkre�laj� tytu�y rozdzia��w_akt�w. W ostatnim akcie komedii, 
zaprawionej poezj� i dowcipem, ton si� zmienia, a bohater dowiaduje si� czego� 
nowego o mi�o�ci, samotno�ci i najwa�niejszej postaci zza sceny - swej zmar�ej 
�onie. Akt pierwszy Dekoracja i rekwizyty 1 Szpieg na urlopie, jak mu kiedy� 
powiedziano, powinien bardziej zainteresowa� si� �on�, je�li j� ma, albo znale�� 
sobie kochank�. Aleksander znalaz� kochank� w dniu, w kt�rym zmar�a jego �ona, 
lecz nie by�a to w �adnym razie okoliczno�� dogodna. Tydzie� przedtem postanowi� 
udzieli� sobie urlopu. Nikt inny nie zrobi�by tego, bo takiej osoby nie by�o. 
Gdyby Aleksander, wype�niaj�c formularze, m�g� podawa� sw�j prawdziwy zaw�d, 
okre�li�by siebie zapewne jako niezale�nego szpiega. Jak wi�kszo�� ludzi wolnego 
zawodu, nie korzysta� w og�le z urlop�w, tym razem jednak postanowi� odst�pi� od 
zasady. Zarobi� niez�� sumk� w Ameryce �rodkowej, a co si� tyczy Ameryki 
�rodkowej, to i ona, jak si� zdaje, udzieli�a sobie d�u�szego urlopu od 
rewolucji. W tej chwili czeka� w londy�skiej kawiarni na kobiet�, pochodz�c� 
wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa z tej w�a�nie cz�ci �wiata, o kt�rej 
pragn�� zapomnie�, przynajmniej na okres urlopu. Sp�nia�a si�, lecz Aleksander 
przeczuwa�, �e zjawi si� za p� godziny, za godzin� - mniejsza o to. Czekanie to 
forma urlopowego relaksu, mo�e mniej cenna, lecz warta wypr�bowania przed 
rozpocz�ciem ewentualnego romansu. Czekaj�c usi�owa� odtworzy� w wyobra�ni rysy 
jej twarzy. Zawsze to robi�, gdy mia� si� spotka� z kim� nowo poznanym. 
Wyodr�bnia� w�wczas jeden szczeg� twarzy - nozdrza lub brze�ek ucha - i snu� 
jakie� fantazje na temat jej w�a�ciciela - co� jakby ca�kiem subiektywne 
wprowadzenie do postaci, o kt�rej nic nie wiedzia�. Z pewno�ci� o Dolores 
wiedzia� bardzo ma�o. Prawd� m�wi�c, zna� tylko jej imi�, lecz pami�ta�, �e 
podbr�dek mia�a zbyt silnie zarysowany w stosunku do reszty twarzy, owianej ow� 
nieuchwytn� pi�kno�ci� kobiet mieszanej krwi. Pozna� j� na przyj�ciu w Londynie, 
pierwszym, na jakie go zaproszono, chyba wskutek pomy�ki dyplomatycznej, nie 
umia� bowiem zidentyfikowa� ani gospodarza, ani nikogo innego w pokoju. By�o to 
jednak niew�tpliwie przyj�cie dyplomatyczne. Wi�kszo�� go�ci mia�a na twarzach 
�w nieod��czny p�u�miech, jaki tylko dyplomaci i kelnerzy potrafi� ustawi� pod 
w�a�ciwym k�tem, podobnie jak muszk� przy ko�nierzyku. A skoro ka�dy m�g�by by� 
tym nieznanym gospodarzem, Aleksander stara� si� odnosi� r�wnie uprzejmie do 
wszystkich obecnych. Troch� go przygn�bi�o spostrze�enie, �e pr�buje w 
otaczaj�cym go t�umie odr�ni� Nikaragua�czyk�w od Kostarykan; widocznie wraca 
do dawnych profesjonalnych nawyk�w, a przecie� dopiero co rozpocz�� urlop! 
Ruszy� do drzwi. I momentalnie pojawi�a si� ona - nie wiadomo sk�d, z u�miechem 
skierowanym wprost do niego, z oczyma rozb�ys�ymi ciekawo�ci� i triumfem, jakby 
przy�apa�a umykaj�cy pos�g Apollina. - Dolores, el profesor est~a aqui - 
powiedzia� starszy pan widoczny nad g�owami dw�ch indywidu�w szukaj�cych czego� 
na dywanie. G�owy podnios�y si�, pan znik� za ich os�on�. Ha�as przyj�cia 
poch�on�� jego g�os. - Co za okropny wiecz�r - rzek�a i po�o�y�a d�o� na 
ramieniu Aleksandra. Gest by� zaskakuj�cy, lecz bardzo przyjazny, a d�o� lekka. 
- C�, skoro pani tak m�wi... - mrukn�� Aleksander. Poczu� zapach perfum, sygna� 
zagadkowy, ale bardziej intymny ni� jej pierwszy gest. - W�a�nie wychodz� - 
doda� patrz�c jej w twarz. Czarne oczy odwzajemni�y spojrzenie. - Wiem - 
powiedzia�a. - To nudne przyj�cie. To znaczy, ludzie. Niech pan tylko na nich 
spojrzy! - zatoczy�a kr�g r�k� i str�ci�a przy tym co� ze stoj�cego za ni� 
stolika z koktajlami. Nie zada�a sobie trudu, �eby zobaczy�, co to by�o. Jej 
angielszczyzna odznacza�a si� dyskretn� perfekcj� rytmu i intonacji, kt�ra nie 
najlepiej harmonizowa�a z jej twarz� i spontaniczno�ci� ruch�w. Twarz mia�a w 
sobie co� dramatycznie niezdeterminowanego. Krew hiszpa�ska wci�� walczy�a o 
lepsze z india�sk� w mimice i w nastroju. Szczeg�lnie wok� nosa jaka� niby 
wyrze�biona twardo�� opiera�a si� przyp�ywowi m�odszej krwi, a jej temperament 
zdawa� si� zarazem �ywy i spokojny. Niepokoi�y go te kontrasty w jej urodzie. 
Aleksander us�ysza� w�asne s�owa: - Chcia�bym si� z pani� jeszcze spotka�. Ale 
nie na takim przyj�ciu. Dolores zn�w po�o�y�a mu r�k� na ramieniu i pozostawi�a 
j� tam przez chwil�. - Nie na takim przyj�ciu, o nie! - wykrzykn�a. - Tu jest 
okropnie, prawda? - Wi�c gdzie si� spotkamy? - Wyczuwa�, �e g�os jego brzmi 
chyba zbyt natarczywie, by osi�gn�� cel, lecz co� przecie� osi�gn��, bo 
odpowiedzia�a, tym razem stonowan�, grzeczn� angielszczyzn�: - Gdzie tylko pan 
sobie �yczy. - Jest taka przyjemna kawiarnia w okolicy Leicester Square, 
miejsce, kt�re odwiedzaj� m�odzi obiecuj�cy aktorzy. Do�� zabawny lokal. Nazywa 
si� troch� dziwnie, "Zmiana Dekoracji". Roze�mia�a si� i wyj�a z torebki o��wek 
do brwi. - Niech pan napisze adres. O, tutaj. Odwr�ci�a si� szybko na swych 
wysokich obcasach i chwyci�a ze stolika z koktajlami papierow� serwetk�. 
Aleksander pochyli� si� i zacz�� rysowa� ma��c� kredk� plan centrum Londynu. 
Podsun�a mu torebk�, by m�g� oprze� papier na czym� twardym. - To jest tu� 
obok. - Dotkn�� kredk� kwadracika wyrysowanego na serwetce, zamazuj�c go jeszcze 
bardziej. - Prosz� nie psu� pa�skiego �adnego rysunku. B�d� si� nim kierowa�a. 
Bez zastrze�e�. Zaakcentowa�a to "bez zastrze�e�" tak, jak gdyby pragn�a 
nasun�� mu w�tpliwo�ci, czy m�wi to wszystko na serio. Lecz Aleksander nie 
w�tpi�. Mia� pewno�� siebie harcerza, a mo�e szpiega. - Wi�c tam si� spotkamy. - 
Sta� ju� w drzwiach. - Nie powiedzia� mi pan, kiedy chce si� pan ze mn� spotka�. 
- W jej g�osie brzmia�a nutka kpiny. Zauwa�y� to na tyle szybko, by raz jeszcze 
podkre�li� pewno�� siebie. - Mo�e od dzi� za tydzie�. - Powiedzia� to w spos�b 
niegrzecznie zdawkowy. - Czy b�dzie pani mia�a czas od dzi� za tydzie�, to jest 
w pi�tek? - Tak, naturalnie. - U�miechn�a si� teraz �agodnie, jakby uspokajaj�c 
rozdra�nionego m�okosa. Odczu� t� zmian� w jej nastroju. Przez my�l przemkn�o 
szybko par� skojarze� i przypomnia� sobie sw�j wiek: trzydzie�ci dziewi�� lat. - 
Trzecia trzydzie�ci? - podda�, ci�gle tonem stanowczym. - Wp� do czwartej? 
Doskonale. - Dolores otworzy�a torebk� i wrzuci�a do �rodka z�o�ony papierek. 
Jej twarz straci�a wyrazisto��. W tym momencie poj��, jak bardzo jego umys� 
ulega nawykom. W swoim zawodzie wypracowa� sobie system pozostawiania przerw 
mi�dzy sprawami, kt�re wypad�y niespodziewanie lub nad kt�rymi m�g� tylko 
cz�ciowo zapanowa�. Na przyk�ad, ilekro� umawia� si� z osob� spotkan� 
przypadkowo, niezmiennie pozostawia� sobie tydzie�, na wypadek, gdyby jakie� 
po�yteczne informacje zd��y�y dotrze� do niego przed um�wionym spotkaniem. 
Musia� stworzy� szanse, aby up�ywaj�cy czas m�g� przynie�� mu jakie� ewentualne 
korzy�ci. I tak samo, z przyzwyczajenia, post�pi� z Dolores. Ju� j� odsun�� na 
odleg�o�� tygodnia, a teraz czekanie na ni� w kawiarni by�o cz�ci� owego 
nawykowego i obsesyjnego wyrachowania szpiega - i za to sob� pogardza�. Wesz�a 
do kawiarni w lu�nym czerwonym p�aszczu. Topnia�y na nim p�atki �niegu, gdy 
zbli�a�a si� do stolika. Zegar umieszczony na �cianie mi�dzy dwoma afiszami 
teatralnymi zatrzyma� si� dyskretnie. Nie by�a tak bardzo sp�niona. Dolores 
wyci�gn�a r�k�, kt�r� uca�owa�. - �nieg pada - powiedzia�a, szczerze tym 
zdziwiona. - Nie wiedzia�am, gdzie zaparkowa� w�z. I spyta�am o "Zmian� Scen" 
zamiast "Dekoracji". Co za g�upota z mojej strony. O, widz�, �e tutaj s� 
dekoracje. Tak jak nale�y. Bardzo zreszt� stosowne. - Podesz�a do �ciany i 
obejrza�a oprawione w ramy plansze dekoracji, kt�re ostatecznie jej si� nie 
spodoba�y; powiedzia�a to siadaj�c. - Dzi�kuj�, �e pani przysz�a. - Aleksander 
przygl�da� si� jej. Nie m�g� si� powstrzyma�. Tego typu uroda przyci�ga�a 
spojrzenia, zmienia�a si� bowiem w zale�no�ci od nastroju. Pod ruchliw� 
powierzchni� trwa�o niezmiennie pi�tno dw�ch ras. P�aszcz zsun�� jej si� z 
ramion mi�kkimi fa�dami, a szyja, nagle obna�ona, zdawa�a si� wynurza� z fal 
czerwieni. Dolores widzia�a, jak pie�ci wzrokiem jej szyj�, i przesun�a po niej 
palcami, jakby chcia�a j� chroni� lub bardziej go sprowok...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin