Rusch Obce wpływy.txt

(58 KB) Pobierz
Kristine Kathryn Rusch

Obce wp�ywy

I Korytarz cuchn�� st�chlizn�. John sta� oparty niedbale 
przy tablicy rozdzielczej i wymienia� stare mikrochipy na 
najnowsze modele - z pojemniejsz� pami�ci�, bardziej 
funkcjonalne. Wa�ne, �e przy tej pracy czu� si� prawie jak 
robot: poci�gn��, chwyci�, wymieni� - poci�gn��, chwyci�, 
wymieni�. Do takiej roboty powinni byli wzi�� androida, ale 
zlecili j� Johnowi - pewny znak, �e jego kontrakt dobiega 
ko�ca.
Niezbyt si� tym martwi�. Sp�dzi� ju� blisko miesi�c na 
tym handlowcu i statek zaczyna� dzia�a� mu na nerwy. Za du�o 
ludzi, za ciasno. Przygl�dali mu si� bacznie, jakby si� 
spodziewali, �e lada chwila wpadnie w sza� i wszystkich 
wymorduje. Nie przejmowa�by si�, gdyby ta ich podejrzliwo�� 
wi�za�a si� z jego zawodem - by� przecie� �owc� g��w. Ale 
nie o to chodzi�o. �r�d�em przesadnej ostro�no�ci by�y 
wypadki, jakie zdarza�y si� na Dobrodziejce; co�, co zrobi� 
- i za co zap�aci� - kiedy by� jeszcze dzieckiem.
Po plastykowej pod�odze zatupota�y czyje� kroki. Nawet 
nie drgn�� w przekonaniu, i� ktokolwiek by to by�, nie z nim 
chce rozmawia�. Lekki podmuch wody kolo�skiej i zapach 
tytoniu z przemytu. To kapitan.
- John, kto� chce si� z tob� widzie�.
Podni�s� wzrok. Kapitan sta� po drugiej stronie 
korytarza. �wiat�o lampek na tablicy nadawa�o jego sk�rze 
zielonkawy odcie�. Kiedy� John wyobra�a� sobie, �e ten facet 
to jego przyjaciel, ale John nie mia� prawdziwych 
przyjaci�. Od kiedy sko�czy� pi�tna�cie lat. Od dnia, kiedy 
zdradzi� go Harper. Od dnia, kiedy zabrali Beth.
- Nie b�d� si� z nimi widzie� - odpowiedzia� John.
Czasem godzi� si� na rol�, jak� mu przypisywano - dziecka 
Tancerzy, kt�re nigdy nie u�ywa czasu przesz�ego, m�wi 
wy��cznie w czasie tera�niejszym i przysz�ym, i wstawia tryb 
��cz�cy, gdzie si� tylko da. Kt�re zdolne jest wyrazi� my�l� 
jedynie emocje, bo opr�cz uczu� nie ma w nim nic - ani 
pami�ci, ani etyki, ani duszy.
Kapitan nawet nie mrugn��.
- Ta kobieta przylecia�a specjalnym kursem z bazy na 
Rotanie.
John wsta� i zamkn�� drzwiczki tablicy. W takim razie to 
klientka. Pobyt na handlowcu sko�czy si� pr�dzej ni� 
przypuszcza�.
Pod��y� za kapitanem przez kr�te korytarze. Wentylacja 
nie dzia�a�a najlepiej. Ca�y statek cuchn�� mokrymi 
skarpetami i ludzk� ci�b�. Przy ko�cu jednego z korytarzy 
technicy dyskutowali zawzi�cie, czy chce im si� naprawi� 
system wentylacyjny, czy te� wol� poczeka� z tym do 
nast�pnego l�dowania. John osobi�cie by�by za tym, �eby go 
naprawi�.
Kapitan zatrzyma� si� przy drzwiach swej prywatnej kabiny 
i wystuka� kod wej�ciowy. John nigdy przedtem nie by� w tym 
pomieszczeniu. Nie mia� tu wst�pu nikt pr�cz kapitana. John 
wszed� do �rodka, a kapitan zosta� na zewn�trz. Drzwi 
zasun�y si� p�ynnie.
W tle przygrywa�a muzyka z komputera - doskona�a 
technicznie i bezduszna. Pok�j urz�dzono na bia�o, lecz 
o�wietlenie nadawa�o wszystkiemu czerwonawy odcie�. Sta�a 
obszerna, pluszowa kanapa, przez otwarte drzwi widzia� 
zawieszone w powietrzu ��ko, a na nim spi�trzony stos 
poduszek. Przeznaczenie pokoju by�o jasne: zbytkowna
rozpusta.
W g��bi pomieszczenia sta�a jaka� kobieta; przez wysokie 
okna przygl�da�a si� gwiazdom. Ca�� jej posta� spowija�y 
kosztowne jedwabie, a na plecach �cieli�y si� d�ugie, czarne 
w�osy. Wygl�da�a troch� jak potencjalna partnerka do 
rozpusty, cho� to w�a�nie ona chcia�a zleci� mu robot�.
John zatrudnia� si� wy��cznie jako �owca g��w. Powie jej 
o tym, je�li b�dzie musia�.
- Chcia�abym, �eby� dla mnie pracowa�, John.
Nawet si� nie odwr�ci�a. Zje�y� si� lekko. Stawia�a 
siebie w pozycji osoby doros�ej, jego za� w pozycji dziecka. 
Nie znosi�, kiedy traktowano go jak dziecko. Poczu� mocny 
ucisk klaustrofobii, jakiego nie czu� ju� od miesi�cy.
Opar� si� o drzwi, markuj�c oboj�tno��, cho� czu� co� 
wr�cz przeciwnego. Chcia�, �eby si� odwr�ci�a, �eby na niego 
spojrza�a.
- Dlaczego mia�bym dla ciebie pracowa�?
- Wybacz. - Tym razem zwr�ci�a si� ku niemu, odgarniaj�c 
d�oni� w�osy. Mia�a uderzaj�co pi�kn� twarz: pe�ne wargi, 
w�ski nos, ogromne oczy. Twarz ta wyda�a mu si� znajoma. - 
Jestem Anita Miles. Prowadz� galeri� sztuki w bazie na 
Rotanie. Specjalizujemy si� w najbardziej niezwyk�ych 
obiektach.
Przesta� s�ucha�, bo nie potrzebowa� ju� dalszych 
wyja�nie�. Setki razy widzia� jej twarz na ekranie. Mog�a 
by� nawet jedn� z najbardziej wp�ywowych os�b w tym sektorze 
- sprawowa�a kontrol� nad wymian� handlow� i towarami. Jej 
galeria handlowa�a wszystkim, co da�o si� podci�gn�� pod 
sztuk�. Raz nawet sprzeda�a komu� minara�skie dziecko, 
twierdz�c, �e skoro Minaranie s� ju� w�a�ciwie ras� wymar��, 
nale�y patrze� na nich jedynie przez pryzmat sztuki. Nie 
pami�ta� ju�: wygra�a czy przegra�a zwi�zany z tym proces 
s�dowy.
Handlarka sprzedaj�ca dzieci. Ca�a galaktyka jako obiekt 
sztuki. Gdyby prowadzi�a ten sw�j interes, kiedy jeszcze by� 
ma�ym ch�opcem, jak post�pi�aby z Tancerzami?
- Dlaczego mia�bym dla ciebie pracowa�? - powt�rzy�.
Zamilk�a i zmierzy�a go kr�tkim spojrzeniem. Zna� to: Jak 
wiele on zdo�a zrozumie�? Chyba wyrazi�am si� dostatecznie 
jasno. To b�dzie trudniejsze ni� my�la�am.
- Jeste� najlepszy - odezwa�a si� w ko�cu, najwyra�niej 
stawiaj�c na bezpo�rednio��. - A ja potrzebuj� najlepszego.
Cz�sto zastanawia� si�, jak ludzie mog� wierzy�, �e on 
nie ma pami�ci, skoro jest �owc� g��w. Otrz�sn�� si� z tych 
my�li. Potrzebowa� pieni�dzy.
- Ile?
- Zwrot wszystkich koszt�w, statek do dyspozycji, bo 
chyba trzeba b�dzie troch� poje�dzi�, i potr�jna stawka 
dzienna - a to, jak mi si� zdaje, wyniesie jekie� czterysta 
rota�skich zepeat�w.
- Osiemset.
Twarz st�a�a na mgnienie oka, a potem obla�a si� pe�nym 
wdzi�ku rumie�cem. John skrzy�owa� r�ce na piersiach. Zbyt 
wielu klient�w pr�bowa�o go oszuka�. Ale i tak przyjmowa� 
zlecenia. Gdyby unika� tych, kt�rzy traktowali go jak 
Tancerza, nie mia�by roboty.
- Nie jestem Tancerzem - stara� si�, �eby zabrzmia�o to 
�agodnie, lecz z wyczuwaln� nut� sarkazmu. - Nawet mnie nie 
wychowywali. By�em pod ich wp�ywem. Proces dawno si� 
sko�czy�, a ja odsiedzia�em swoje. Kiedy mnie wypuszczali, 
orzekli, �e jestem normalny, a normalny u istot ludzkich 
oznacza: taki, kt�ry rozumie poj�cie czasu i ma zdolno�� 
zapami�tywania. Zgodz� si� pracowa� dla ciebie za nie mniej 
ni� wynosi pi�ciokrotna stawka dzienna, plus zaliczka za 
miesi�c z g�ry.
Rumieniec przybra� na sile i sprawi�, �e jej ol�niewaj�ce 
oczy zap�on�y jeszcze silniejszym blaskiem. Lecz mimo 
wszystko nie z zak�opotania. Z gniewu.
- Oszuka�e� mnie.
- Nic podobnego. - John nawet nie drgn��. Poczu� si� 
pewniej, widz�c, �e co� mo�e j� poruszy�. Z emocjami radzi� 
sobie �wietnie, umia� na nich gra�. Tego w�a�nie nauczy� si� 
od Tancerzy. - To ty robi�a� sobie jakie� nadzieje. Nie 
powinna� wierzy� we wszystko, co us�yszysz.
Przez chwil� wygl�da�o, �e zamierza da� sobie z nim 
spok�j i wyj��. Ale nie wysz�a. Si�gn�a do kieszeni i 
wyj�a plakietk� kredytow�. Widocznie bardzo go 
potrzebowa�a.
Wr�czy�a mu dwa chipy z zapisem kredytu, kt�re on 
natychmiast przela� na swoje konto. Sto dwadzie�cia tysi�cy 
zepeat�w. Doskonale. Teraz pozwoli� sobie na u�miech.
- Co mam zrobi�? - zapyta�.
Zn�w spojrza�a w okno, jak gdyby gwiazdy mia�y doda� jej 
si�. Wygl�da�o na to, �e sprawa jest delikatnej natury. Mo�e 
chodzi o przemyt albo mo�e pope�ni�a b��d.
- Kilka tygodni temu - odezwa�a si� - uda�o mi si� zdoby� 
bodea�sk� rze�b� wietrzn�.
Poczu� mimowolny podziw. Kiedy� widzia� bodea�skie rze�by 
wietrzne na ich ojczystej planecie. By�o ich pe�no na ka�dej 
pustyni; wirowa�y prze�licznie w�r�d piask�w. Nikt nie 
wiedzia�, jak je ujarzmi�, wi�c pozosta�y odosobnion� form� 
sztuki na odludnej planecie. Widocznie kto� wpad� na pomys�, 
jak schwyta� pr�dy powietrzne i ca�� reszt�.
- Ale nie o to chodzi - powiedzia�a. M�wi�a teraz innym 
tonem. Nadal nie traktowa�a go jak r�wnego sobie, lecz 
dystans nieco zmala�. - Rzecz w tym, �e odkry�am pewn� 
tajemnic�. W �rodku rze�by tkwi jaka� uwi�ziona 
forma �ycia.
Nie, nie. Nie wolno opuszcza� tego pokoju, tego skrzyd�a. 
Je�li doro�niemy, b�dziemy mogli opu�ci� Dobrodziejk� i 
ju� nigdy jej nie zobaczymy. Je�li doro�niemy...
Otrz�sn�� si� z d�wi�cz�cych w pami�ci g�os�w, zmusi� si� 
do uwa�nego s�uchania. Co� tkwi we wn�trzu rze�by. Jaki� 
bodea�ski d�inn? Ale� to tylko legenda. Kupcy bywaj�cy na 
Bodeanie utrzymuj�, �e rze�by powsta�y jako pu�apki na ma�e 
czarodziejskie istoty - pu�apki, kt�re mia�y uniemo�liwi� im 
zniszczenie pustyni. Kiedy Alians Ponadrasowy zaj�� si� 
badaniem rze�b, nie znalaz� �adnych dowod�w na istnienie 
�ycia, ani w �rodku, ani wok� nich.
Jej d�onie dr�a�y. Zak�ada�a pu�apki, a to, co schwyta�a, 
nazywa�a sztuk�.
- Nie potrzebujesz mnie - powiedzia�. - Potrzebujesz 
specjalisty od rze�b.
- Potrzebuj� ciebie. - Odwr�ci�a si� gwa�townie, 
otaczaj�c si� spiral� w�os�w. By�a pi�kna i pe�na tragizmu. 
- Rze�ba wietrzna zosta�a skradziona.
II Sen. W�ska koja na handlowcu, zbudowana dla kogo� o 
znacznie mniejszych wymiarach. We �nie na p� zapomniane 
g�osy:
,..b�dziemy mogli opu�ci�...
,..Tancerze tak robi�...
,..To b�dzie bola�o, ale to niewa�ne. Uro�niesz...
,..Prosz�, przesta�...
,..Jeszcze tylko chwilka...
,..Przesta�!!!
,..Jeszcze druga r�ka...
,..Przeeestaaaa�...
Obudzi� si� si�� woli. Serce wali�o mu jak m�ot, w ustach 
mia� sucho. Wci�� jeszcze tkwi�o w nim poczucie, �e zosta� 
schwytany w pu�apk�. Kiedy to ostatnio nawiedza� go ten sen? 
Na kolonii karnej? Na ostatnim statku handlowym? Nie 
pami�ta�. Pr�bowa� wyrzuci� z pami�ci tamte sprawy. 
Najwidoczniej nie uda�o si�.
Schwytany w pu�apk�. Spirala zacz�a si� nakr�ca�, kiedy 
Anita wym�wi�a s�owo "uwi�ziona". Opar� si� o drzwi, poczu� 
na czole ch�odny plastyk. Zapami�tane g�osy nadal dzwoni�y 
mu w g�owie. Gdyby kto� wtedy pos�ucha�, to mo�e...
Ale nie. Prze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin