HARRIET ELIZABETH STOWE CHATA WUJA TOMA CZʌ� PIERWSZA ROZDZIA� I W kt�rym czytelnik zawiera znajomo�� z prawdziwie humanitarnym cz�owiekiem O zmierzchu kt�rego� dnia zimowego, w mie�cie P. w stanie Kentucky dwaj d�entelmeni siedzieli przy butelce wina w dostatnio urz�dzonej jadalni, omawiali wa�n� zapewne spraw�. Nawiasem m�wi�c, powy�sze okre�lenie stosuje si� jedynie do jednego z tych pan�w, drugi bowiem by� raczej przeciwie�stwem d�entelmena. Niski i kr�py, o grubej twarzy, nacechowanej bezczelno�ci� i napuszon� brutalno�ci�, sprawia� wra�enie osobnika spod ciemnej gwiazdy, gbura, przepychaj�cego si� �okciami przez �ycie. Ubi�r jego by� dostosowany do twarzy: kamizelka gra�a wszystkimi barwami t�czy, b��kitny krawat, lu�no zwi�zany, by� upstrzony ciemnymi punkcikami, na grubych palcach skrzy�y si� liczne pier�cienie, a ze z�otego �a�cucha zwisa�y mnogie grona brelok�w, kt�re potr�ca� nieustannie, z upodobaniem przys�uchuj�c si� d�wi�kom. Mowa jego by�a brutalna, naszpikowana usterkami i gminnymi, czasem ordynarnymi wyra�eniami. Natomiast drugi pan, mr. Shelby by� d�entelmenem w ka�dym calu. Dom ten nale�a� do niego i �wiadczy� o dobrym smaku i luksusowych przyzwyczajeniach gospodarza. � Zapewniam pana, �e Tom jest wyj�tkowym cz�owiekiem � m�wi� gospodarz � i wsz�dzie dano by mi za niego t� cen�. Jest niezwykle zdolny i uczciwy. Prowadzi moje gospodarstwo wzorowo i regularnie jak mechanizm zegarowy. � Uczciwy? O ile Murzyn mo�e by� uczciwy? � odpar� szyderczo mr. Halley i dola� sobie wina do szklanki. � O nie, powiadam panu, �e niebywale uczciwy i religijny. Jego pobo�no�� wzmog�a si� szczeg�lnie pod wp�ywem misji w�drownej, kt�ra odwiedzi�a nasz kraj cztery lata temu. Ufam mu bezgranicznie i nieraz powierza�em mu odpowiedzialne i pieni�ne zlecenia. Nigdy nie zawi�d� zaufania. � Niekt�rzy ludzie nie chc� wierzy�, aby Murzyn m�g� by� naprawd� szczerym chrze�cijaninem � odezwa� si� Halley � a ja w to wierz�. Niedawno nawet naby�em tak� gratk� za psie pieni�dze, bo wytargowa�em j� u jegomo�cia, kt�ry mia� n� na gardle i p��tno w kieszeni. No i zarobi�em na czysto sze��set dolar�w. Dobry by� numer � a ju�ci. Na og� religia jest dobr� rzecz� u Murzyna. S�k w tym, �e rzadko si� spotyka prawdziw� religi�! Przewa�nie graj� komedi�. � A ja panu powiadam, �e Tom nie udaje. Niedawno wys�a�em go do Cincinnati po pi��set dolar�w. Po drodze kuszono go: �Uciekaj Tomie do Kanady!� � �Nie� � odpowiedzia� � �Nie mog� tego zrobi�, gospodarz ma do mnie zaufanie�. Przykro mi si� z nim rozsta�... Ale do rzeczy. Dam panu Toma i basta. Je�li ma pan odrobin� sumienia, to zadowoli si� pan Tomem. � Ja, mr. Shelby, sumienia mam akurat tyle, ile powinien mie� kupiec! A w og�le z dobrym cz�owiekiem jestem sk�onny do ust�pstw, ale c� robi�, czasy nasta�y takie ci�kie!... S�owo daj� okropne czasy! Westchn�� ci�ko i znowu nape�ni� szklank�. � No, niech�e pan powie ostatnie s�owo, Halley! � odezwa� si� Shelby po kr�tkim milczeniu. � Czy nie ma pan no, bodaj jakiego� ch�opca lub dziewczynki na dobitk�?� To znaczy... widzi pan, nie m�g�bym si� nikogo teraz pozby�. Prawd� m�wi�c, zdecydowa�em si� sprzeda� kt�rego� z niewolnik�w tylko dlatego, �e mnie warunki materialne zmuszaj�. Nie lubi� rozstawa� si� z niewolnikami. Tak jest, m�j panie. W tej chwili drzwi otworzy�y si� cicho, i na progu stan�� ciemny ch�opczyk cztero- lub pi�cioletni. By� wyj�tkowo �adny. Czarne, po�yskuj�ce jak jedwab, mi�kkie w�osy, rozkosznymi k�dziorkami okala�y przepi�kny owal dzieci�cej, smag�ej twarzy. Spod g�stych i d�ugich rz�s spogl�da�y b�yszcz�ce, czarne jak agat, �agodne i weso�e oczy. Nosi� ubranko z ��tego i p�sowego aksamitu; w kolorze tym by�o mu bardzo do twarzy. W ruchach jego by�a jaka� komiczna, dzieci�ca pewno�� siebie, w�a�ciwa wszystkim pieszczochom. � A! Harry! Prosz� bardzo! � zawo�a� mr. Shelby � Chwytaj! Podrzuci� do g�ry szypu�k� winogron. Ch�opczyk podskoczy� i zr�cznie z�apa� owoc. Gospodarz roze�mia� si�. Przywo�a� ch�opca i pog�aska� go po g�owie. � A teraz, poka�esz temu panu, �e umiesz ta�czy� i �piewa�. Ch�opczyk za�piewa� dzik� i dziwn� pie�� murzy�sk�, uzupe�niaj�c melodi� komicznymi ruchami n�g, r�k i ca�ego cia�a, znakomicie dostosowanymi do jej rytmu. � Chwacki ch�opak! � zawo�a� mr. Halley, rzucaj�c mu kawa�ek pomara�czy. � A teraz Harry poka�e, jak chodzi dziad Cujoy, kiedy dokucza mu reumatyzm � rzek� mr. Shelby. W tej chwili figura ch�opczyka zmieni�a si� nie do poznania: z garbem na plecach, opieraj�c si� na lasce, Harry poku�tyka� po pokoju, zataczaj�c si� i potykaj�c o r�ne przedmioty. Obaj m�czy�ni parskn�li niepohamowanym �miechem. � Hurra! Brawo! Co za szelma! � krzykn�� mr. Halley. � No interes ubity! Podni�s� si� i po�o�y� d�o� na ramieniu mr. Shelby. � Bior� tego ch�opca i sprawa za�atwiona! W tej chwili drzwi otworzy�y si� cicho i do pokoju zajrza�a m�oda, mo�e dwudziestopi�cioletnia niewolnica. Z pierwszego wejrzenia mo�na by�o przyj�� j� za matk� ma�ego Harry�ego. Mia�a takie same po�yskuj�ce w�osy, takie same oczy i rz�sy. Zarumieni�a si� gwa�townie, czuj�c na sobie cyniczne spojrzenie mr. Halley�a. By�a bardzo zgrabna. Jej subtelne r�ce i pi�kne nogi nadawa�y jej szczeg�ln� wytworno��. � Przepraszam � rzek�a z zak�opotaniem � Przysz�am po Harry�ego. � Je�li chcesz, zabierz go ze sob� � odpowiedzia� mr. Shelby. Skorzysta�a z pozwolenia skwapliwie. Wzi�a ch�opca na r�ce i szybko wysz�a z pokoju. � Towar, paluszki liza�! � zawo�a� Halley � Przysi�gam na Jowisza, to istny skarb! Z tak� dziewczyn� mo�e pan wzbogaci� si� w Nowym Orleanie! Widzia�em, jak p�acono tysi�ce za gorsze okazy. � Nie zamierzam bogaci� si� w ten spos�b � odpowiedzia� sucho mr. Shelby. I aby zmieni� temat, odkorkowa� now� butelk�, nala� mr. Halley�owi i zapyta� go, jak mu smakuje wino. � Pierwsza klasa! � zawo�a� mr. Halley, klepi�c swego rozm�wc� po ramieniu, i doda� obcesowo: � No, niech pan powie, ile pan ��da za t� dziewczyn�? � Nie jest do sprzedania, mr. Halley. Moja �ona nie mo�e si� bez niej obej��. Nie sprzeda�bym jej na wag� z�ota. � Kobiety nie umiej� rachowa�. Niech no pan poka�e im, ile mo�na kupi� brylant�w, pi�r i z�otych zegark�w za z�oto wagi najdro�szego im cz�owieka, a zobaczy pan, inaczej za�piewaj�!... Jestem got�w za�o�y� si�! Naprawd�! � Nie, Halley! Nie warto o tym m�wi�. Skoro powiedzia�em, �e nie, to rzecz sko�czona! � W takim razie niech mi pan da ch�opca. Zdaje si�, �e na to zas�u�y�em? � Ale na co panu ch�opiec? Co pan z nim pocznie?� Mam przyjaciela, kt�ry si� tym zajmuje. Jego specjalno�� to �adni ch�opcy. Wie pan, to towar dla amator�w. Poszukiwany w bogatych domach. Pa�ski diabe�ek b�dzie si� bardzo nadawa�. � Nie chcia�bym go sprzeda�! � odpowiedzia� w zamy�leniu gospodarz. � Widzi pan jestem cz�owiekiem humanitarnym. Nie lubi� odrywa� dzieci od matek. � Rozumie si�, rozumie si�! Nawet bardzo, �e tak powiem, zrozumia�e!... Te baby od razu w bek, lament, krzyki, spazmy!... My�li pan, �e sprawia to komu przyjemno��? Trzeba si� do tego zabiera� umiej�tnie, �e tak powiem... Ot wy�le pan matk� na tydzie� � co? � i wszystko p�jdzie jak z p�atka. Zanim wr�ci, ju� po harapie! A potem ma��onka szanownego pana podaruje jej jakie� kolczyki albo r�ne drobiazgi, no i uspokoi si� baba. � M�j Bo�e! Co te� pan m�wi, mr. Halley. � Co tam, to nie s� nasze bia�e kobiety! Wszystko zale�y od tego, jak si� do nich zabra�! Powiadaj� na przyk�ad, �e od handlu niewolnikami serce czerstwieje. Wcale tego nie uwa�am! Chodzi o to, �e ja nie post�puj� tak jak inni. Widzia�em takich, co to odrywali dzieci od matek przemoc� i z miejsca sprzedawali. Matka krzyczy, p�acze, rozpacza... I co w tym dobrego? Pod�y system, powiadam panu! To tylko psuje towar! Widzia�em w Nowym Orleanie dziewuch� � mo�na �mia�o powiedzie� � pi�kna! No i co? Zmarnowali j�, w�a�nie wskutek tego systemu. Idiota, kt�ry j� kupi�, chc�c pozby� si� jej dziecka, oderwa� je si��... Popatrza�by pan na ni�... Rozw�cieczona jak prawdziwa bia�a matka. Miota si�, krzyczy, huczy, przeklina � a� strach by�o patrze�... Jednak dziecko zabrali. A ona wzi�a i zwariowa�a, i po tygodniu wyci�gn�a kopytka!... Kto straci�? W�a�ciciel. A dlaczego? Dlatego, �e nie by� ostro�ny! Nie ma o czym m�wi�! Zawsze lepiej by� ludzkim, humanitarnym. Przekona�em si� z w�asnego, �e tak powiem, do�wiadczenia! Po kr�tkiej przerwie, rozsiad�szy si� w fotelu i skrzy�owawszy r�ce, pe�en zadowolenia z siebie i zarazem udanej skromno�ci, ci�gn�� dalej: � Rozumie si�, nie nale�y siebie samego chwali�, ale m�wi� dlatego, �e to �wi�ta prawda, �e tak powiem... Zdaje si�, powszechnie wiadomo, �e nikt nie ma tak wspania�ych partii Murzyn�w, jak, ja... Wszyscy moi niewolnicy s� dobrze utuczeni i zdrowi i umiera ich znacznie mniej, ni� u innych. A ca�y m�j sekret polega na tym, �e ja z nimi obchodz� si� po ludzku. Tak, musz� powiedzie�, �e humanitarno�� jest podstaw� mego interesu! Mr. Shelby nie wiedzia�, co odpowiedzie�. � Naturalnie! � mrukn�� niepewnie, przera�ony bezczelno�ci� handlarza. � Trzeba panu wiedzie�, �e kpiono ze mnie za to... Takie pogl�dy nie s� w modzie, ale ja, m�j panie, dam sobie za nie g�ow� odr�ba�! Wszak im to zawdzi�czam maj�tek! No tak! Mog� powiedzie�, �e moje my�li dobrze mi zap�aci�y za wyprodukowanie. Halley roze�mia� si�, uwa�aj�c koncept za nader dowcipny. W zapewnieniach tego cz�owieka by�o tyle bezczelno�ci i osobliwego nonsensu, �e mr. Shelby nie m�g� si� powstrzyma� i parskn�� �miechem. � To dziwne � kontynuowa� go��, zach�cony �miechem gospodarza. � Nie mog�em przekona� swoich koleg�w. Mia�em takiego jednego, pracowa�em z nim do sp�ki. Zr�czny by� facet? Tylko wzgl�dem Murzyn�w istny diabe�! Uwa�a�, �e tak powinno by�, bo poza tym nie zna�em lepszego nad Toma Lokera cz�owieka. Powiadam czasem: �I po ...
ZuzkaPOGRZEBACZ