Żakiewicz Dolina Hortensji.txt

(218 KB) Pobierz
Zbigniew �akiewicz

Dolina Hortensji

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Jak�e rzadko ksi��ki traktuj�ce o mi�o�ci m�wi� o tym zadziwiaj�cym czasie,
gdy dziewczyna ju� nie jest dziewczyn� � stawszy si� �on� � a wci��
jeszcze nie jest kobiet�. I kiedy ch�opiec, wyczuwaj�c na palcu ucisk �lubnej
obr�czki, musi dorasta� do m�czyzny, d�ugo czuj�c, si� ch�opcem...
Hortensja i Ryszard prze�ywaj� jedyn� i niepowtarzaln� histori� mi�o�ci
m�odych, minie sporo lat, zanim pojm� oni, �e to triumfuj�ce �ycie wci�gn�o
ich w sw�j wiecznie odnawiany spisek.
Ksi��ka ta niespodziewanie dla samego autora sta�a si� te� pie�ni� po�egnaln�
z Ojcem i jego domem. Gdyby nie mi�osna historia Hortensji i Ryszarda
� tak pewnych swej m�odo�ci i �ycia � melancholijna zaduma, towarzysz�ca
tej pie�ni, przekszta�ci�aby j� w �a�obny za�piew. A tak � mniemam �
jest to opowie�� o kwitn�cej �yciem Dolinie, otoczonej dobrotliwym ramieniem
Karpat.
Zbigniew �akiewicz
Hortensja i Ryszard
1
Le�eli�my oboje w kuchni, jeszcze nie otworzy�em oczu, ale ju� wiedzia�em,
�e le�ymy w kuchni, na ��ku obok siebie. Jeste�my m�odzi i nawet je�li nie
wiemy jeszcze, czym jest mi�o��, i nawet je�li nie przeczuwamy tych przer�nych
smak�w, kt�rymi mia�o uraczy� nas �ycie, to przecie� ju� jeste�my gotowi
na wszystko.
Za oknem dr� si� ptaki: ka�dy w spos�b w�a�ciwy sobie � innym g�osem i
w innej tonacji � i wydaje si� nam, jakby w ogrodzie trzeszcza� wielki po�ar.
Otworzy�em oczy i zobaczy�em t� posta� s�o�ca � wczesnego sierpniowego
s�o�ca, kt�re wla�o si� do izby i sta�o w niej jak sze�cian �wietlistej ciszy. 
Cisza
ta by�a tym g��bsza, im mocniej trzeszcza�o �ycie ptak�w.
Le�eli�my obok siebie nie mog�c si� do�� nadziwi� tej uprawomocnionej
grzeszno�ci � oboje chudzi i smagli, czuj�c wzajemnie gor�co naszej sk�ry
spieczonej przez s�o�ce. Mog�em w�wczas powiedzie� � za siebie i za t�
dziewczyn�, kt�ra nied�ugo mia�a zosta� matk�, a kt�ra d�ugo jeszcze nie
mog�a oswoi� si� z my�l�, �e jest �on� � mog�em w�wczas powiedzie�:
� Popatrz, oto jeste�my jak dwie pszczo�y zamkni�te w plastrze miodu. Popatrz,
oto jeste�my jak pszczo�y nasycone s�odycz� i jadem. Popatrz, prawdopodobnie
tak wygl�da mi�o��...
Po pod�odze krz�ta�y si� mr�wki � niby malutkie okruszyny, kt�re spad�y
z obrusa boga g�r i Doliny i zsypywa�y si� w szczelin� tu� przy p�ycie. I sta�o
si� jasne, �e ca�a izba jest zawieszona nad innym �wiatem. I w tym podpod�ogowym
�wiecie ja�nieje inne s�o�ce, s�o�ce mr�wczej cierpliwo�ci, kt�re jest
cz�stk� tego �wiat�a, a mo�e jest zgo�a innym s�o�cem, o kt�rym nigdy nic
nie b�dziemy wiedzieli. Po szkle szyby pocz�a si� �lizga� osa, chc�c j� 
przenikn��,
a gdy to nie udawa�o si� �adnym sposobem, umilk�a, s�uchaj�c tego,
co�my chcieli � na pr�no! � us�ysze�.
I wtedy zacz�� d�� wiatr, kt�ry okadzi� ogr�d niebywa�ym zapachem, i lufcik
pocz�� przyjmowa� ten zapach, aby�my go mogli zapami�ta� na zawsze. I
osa, tym razem nie na daremnie, zatrzepota�a skrzyd�em, unosz�c przedziwnie
twarde cia�o � jakby wy�uskane ze str�ka w sam szczyt jesieni � i rzuci�a
je w przepa�� lufcika.
Roz��czyli�my nasze cia�a, a te zawstydzi�y si� (po raz kt�ry� ju� z rz�du)
swojej samotno�ci i poj�li�my bezwstyd wsp�lnego przebywania. W sze�cianie
s�o�ca zastyg�a mucha, szukaj�c, do czego by przytkn�� ryjek, aby wysmokta�
sw� porcj� pokarmu. Zar�wno ona, jak i my wszyscy byli�my w�wczas
g�odni i nienasyceni, bo przed nami sta� czas: niedojrza�y i nie wyczerpany
jeszcze...
Od strony podw�rza zagdaka�a kura, wiatr ucich� i mo�na by�o przysi�c, �e
s�yszymy tupot mr�wek i szelest naszej sk�ry, kt�r� zrzucali�my po stokro�
w tym naszym �yciu, kt�re le�a�o nad nami jak s�up wody nad topielcem.
W�wczas wesz�a matka (jeszcze bez szale�stwa, ale ju� samotna, ju�
skryta za coraz grubsz� �cian�) z kubkiem mleka, kt�re r�wnie� zastyg�o i
zosta�o zapami�tane na zawsze. Kubek by� ciep�y, mleko pachnia�o krow�,
gnojem i sier�ci�, kt�rej �d�b�a musia�em zdejmowa� z j�zyka.
Matka postawi�a mleko na wi�niowej szafce przy naszym ��ku, zapraszaj�c
mnie do mleka, jakbym by� dyplomat� na wczasach, albo m�odym paniczem,
kt�remu oddano wszystko, co cz�owiek wsi musi odda�, cho� sam pozostaje
skryty, nie oddany, zamkni�ty w sobie. By�a ona na sw�j spos�b �adna
a zarazem brzydka: niewysoka, o beczkowatych plecach, o swojej twarzy,
o kt�rej nic nie mog�em rzec ponad to, �e by�a to twarz dostojna w spos�b
w�a�ciwy wiejskim kobietom na sk�onie �ycia. Mo�liwe, i� by�a �adna czy bardzo
�adna w tamtym swoim czasie, do nas donios�a dostojno�� i to pi�tno
miejsca i krwi z tej krainy �agodnych g�r i rozleg�ych dolin.
Jej obecno�� by�a wstydliwa i by�a te� zawstydzeniem i dzi�ki niej stawa�o
si� widoczne, �e dopiero wczoraj czy przedwczoraj byli�my ch�opcem i dziewczyn�
i �e dalej jeste�my ch�opcem i dziewczyn�, i trzeba by�o tego czasu tak
du�o � a� do dzi�, aby pami�� o tym wystyg�a i aby�my przestali lgn�� do
siebie po��daniem ch�opca i dziewczyny.
Le�eli�my niedojrzali i grzeszni, jakby wszystko by�o tylko dzie�em przypadku
i jakby�my po zaspokojeniu g�odu mogli odej�� w zawstydzeniu i
udr�ce, aby zn�w przypadkowo si� zej�� i zn�w si� rozej��. Wiatr powt�rnie
powr�ci� do ogrodu i dmuchn�� sierpniem i porankiem. Dom uni�s� sw� blaszan�
przy�bic� � wietrz�c kud�y zbr�zowia�ej koniczyny i wonne siano, co na
strychu � a� zadudni�a blacha niedalekim grzmotem. I w �wiecie nad nami
zakrz�ta�y si� myszy i ostatni oddech odda�y te wszystkie �uki, chrz�szcze i
pasikoniki, kt�re zapl�ta�y si� w siano i kt�re teraz musz� umiera�, wcale
zreszt� o tym nie wiedz�c, a tylko czuj�c sucho�� i coraz s�odsz� nieobecno��.
Ka�de z nas na sw�j spos�b przebywa wczorajsz� niedziel�, cho� jeszcze
nie musimy do niej si�ga� pami�ci�, albowiem jest ona tu� i nasz zwi�zek
wzajemny jest jeszcze jak �wie�e naci�cie na ga��zi, w kt�re w�o�ono szczepek:
jeste�my wci�� oddzielnie, obco i na nowy spos�b. I jest ona jeszcze
gwa�tem i d�ugo b�dzie gwa�tem, a� poro�nie traw� czasu.
Nie w�drujemy wi�c przez nasz� niedziel�, ale wci�� jeste�my w niej. I �lub
nasz wci�� dla nas staje si� i trwa i nie wiemy, �e b�dzie on tak trwa� jeszcze
co najmniej przez kilka lat, gdy� naprawd� spe�ni si� �lub w�wczas, gdy ja
strac� w sobie ch�opca, a ty dziewczyn�, i ponadto � kiedy staniemy si� ojcem
i matk�. Co � zreszt� � do ciebie przyjdzie o wiele wcze�niej, jako �e o
wiele wi�cej musisz da� z siebie dziecku i o wiele bli�ej jeste� dziecka, gdy ja
d�ugo b�d� bli�szy sam sobie.
Odgrywamy wi�c role na wyrost i wydaje si� nam, �e wszyscy o tym wiedz�,
albo przynajmniej podejrzewaj� nas w naszej wiedzy. Aby zmyli� ich i
aby zatuszowa� w�asn� niedojrza�o��, robimy gorliwie to wszystko, co inni
przed nami robili. A przez to � nasze nieu�wi�cone, nasze pojedyncze i w
chwili � zapo�ycza od obrz�du wszystko, co jest konieczne, aby ratowa� nas
w oczach rodzin i w naszych w�asnych oczach. A Dolina i to miejsce tak
okre�lone w przestrzeni, miejsce ani troch� w prawo czy w lewo, ale w�a�nie
tu � mi�dzy pasmem Beskidu i rozleg�o�ci� wzg�rz, mi�dzy Gorliczem i s�siedni�
wsi�, o kt�rej tymczasem wiem tyle tylko, �e jest tam murowany ko�ci�,
kt�ry odpowiada na Ave Maria tutejszemu ko�cio�owi � a Dolina r�wnie�
u�ycza nam swoich obrz�d�w, okrywaj�c nas swym zwyczajem.
Powoli opada nad nami zas�ona kurzu, w kt�rym uwi�ziono s�o�ce. Przykl�kaj�
w niej muchy, pojedynczo, jedna za drug�, a nam si� wydaje, �e w
powietrzu rozsypano ziarnka dojrza�ego ja�owca. A� jedna mucha, a p�niej
druga � dzwoni metalicznie i ostro, zaczepiwszy skrzyd�em o pasek lepu.
Wydzwanianie to jest g�osem lata i pozosta�e muchy o�ywaj� i poczynaj� bzyka�
niecierpliwie, i kr��y� z nag�a podtrzymane wiatrem, kt�rym zn�w przem�wi�
ogr�d, wydymaj�c policzki firankom.
Podtrzymywany obyczajem Doliny przykl�k�em na pod�odze � ty� r�wnie�
przykl�k�a � tak wi�c w przykl�ku i nieul�k�y (bo pod�oga by�a przy mnie, a
po pod�odze skaka�y trzy pch�y, ka�da od innego zwierzaka: jedna od kotki �
chudej, wci�� karmi�cej swoje pokolenia i by� mo�e i te dzieci, co mia�a od
swych w�asnych dzieci; druga od koci�cia � zdzicza�ego, kryj�cego si� w
przybud�wce w�r�d narz�dzi �lusarskich; a trzecia od kud�atego kundla, lisiego
w z�ocie i puszystego jak baran, kt�remu wyprostowano kud�y. Ten
kundel dosta� potem po �bie siekier� i sk�ra jego le�a�a u n�g ��ka, gdy 
le�eli�my
tam w nast�pne i w nast�pne lato, ci�gle jeszcze nie oswojeni, ci�gle
jeszcze nie do ko�ca po�lubieni), nieul�k�y i w przykl�ku, by�em blisko pod�ogi
i tamtego �wiata, w kt�rym mieszka�y mr�wki. A tu� zaraz ko�o fundament�w,
od strony ogrodu, niegdy� wylaz� ogromny, t�usty i w�ochaty on �
turku� podjadek, pan podziemi i �akome objedzenie si� dla pan�w kret�w, z
kt�rymi wszyscy mieli na pie�ku: z uwagi na rycie darni i wywalanie ziemi na
traw� z tych sztolni i chodnik�w, kt�rymi pan kret chadza� czyni�c sw� kreci�
powinno��.
I otrzyma�em wtedy, co ci�gle by�o �teraz�, znak krzy�a na czo�o, a ty ponadto
za stanik zwitek dolar�w, ju� potrzebnych za chwil� (bo za lat par�) na
alkohole, kt�rymi trzeba by�o u�wietni� chrzciny naszego dziecka, a kt�re
zd��y�o si� sta�, cho� ja d�ugo wci�� by�em niedoro�ni�ty do swego dziecka,
a� wreszcie dziecko mnie przeros�o i pomne na me niedoro�ni�cie u�miecha
si� na m�j widok, jakby ujrza�o znajomego przechodnia, bez kt�rego nie mo�e
�y� dop�ty, dop�ki chodzi tymi samymi ulicami.
Wyruszyli�my z domu, para za par�, niby dzieci w drodze po odpust zupe�ny.
Ty� sz�a ze swym ojcem, ja z twoj� matk�. I czy to, �e ojciec mia� odda�
ciebie przed o�tarzem w moj� pod r�k�, a mnie tobie matka, czy to mia�o
oznacza�, �e jeste�my dani sobie � ty przez m�sko��, ja przez kobieco��?
Dani sobie, bo jak�� mog�o mie� si�� i wag� to, �e�my si� wprz�dy wybrali
sami � skoro mogli�my wybra� kogo� innego, nie raz i nie dwa, o czym najlepiej
mogli wiedzie� ojciec z matk�, gdy� wiedzieli ju�, czy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin