Żwikiewicz Instar omnium.txt

(22 KB) Pobierz
WIKTOR �WIKIEWICZ

INSTAR OMNIUM

S�o�ce, wok� kt�rego kr��y�a planeta, znajdowa�o si� w okolicy kosmosu niezbyt 
przyjemnej nawet dla obytych z pr�ni�. P�on�o za brzegiem "dziury w niebie"; 
kt�ra rozpe�z�a si� pustk� pi�ciuset sze�ciennych parsek�w wci�� jeszcze 
wymiatan� przez s�oneczny wiatr, lecz przed skrajem py�owej chmury. z jednej 
strony zas�aniaj�cej ca�kowicie gwiazdy. 
Pierwszy samodzielny lot i od razu - planeta. Starzy kosmiczni w��cz�dzy ze 
Zwiadu nie potrafi� ukry� wzruszenia, gdy altimetr odmierza odleg�o�� do 
powierzchni nowo odkrytego �wiata, wi�c c� dopiero m�wi�, gdy trafia si� zdatna 
do �ycia planeta w pierwszym samodzielnym locie? Do�wiadczony zwiadowca wie, �e 
albo co� znajdzie, albo nie. Jeszcze bardziej do�wiadczony ma pewno��, �e cho�by 
stawa� na g�owie lub na z�amanie karku przelatywa� wzd�u� i wszerz p� 
Galaktyki, to i tak na nic godnego uwagi nie trafi. Wreszcie adept ostatniego 
roku Szko�y Zwiadu wierzy niezachwianie w oczekuj�ce go na ka�dym kroku 
supercywilizacje, mroczne tyranie kosmicznego �redniowiecza albo koczuj�ce z 
gwiazdy na gwiazd� stada rakietopodobnych potwor�w, z kt�rymi trzeba stacza� 
nieustanne boje. 
Oczywi�cie, czasem i po�r�d praktykant�w trafi si� zgorzknia�y sceptyk, lecz 
Bado do takich nie nale�a�. Jego rakieta zamkn�a drug� spiral� i wesz�a w 
korytarz spadku wiod�cego wprost na wyznaczone przez pilota l�dowisko. Bado 
wybra� p�ask� r�wnin�, kilka kilometr�w od wschodniego terminatora, gdzie 
spostrzeg� zielone pasmo podobne do obserwowanego ze znacznej wysoko�ci 
ziemskiego lasu. Uruchomi� jeszcze zesp� grawideceleracji, spojrza� po raz 
ostatni w stron� ciemnej mg�awicy i... zobaczy� drug� rakiet�. 
"Przecie� w Komisji Przydzia�owej zapewniano, �e nigdy tu jeszcze nikogo nie 
by�o - pomy�la� z irytacj�. - Czy�by ci jajog�owi biurokraci doszli do wniosku, 
�e taka planetka wystarczy dla dw�ch praktykant�w?" 
Zastanawia� si�, jak post�pi� w tej sytuacji, lecz ostatecznie postanowi� 
ignorowa� nieoczekiwanego, a zgo�a niepo��danego wsp�uczestnika przysz�ych 
odkry�. Tymczasem rakieta wytraci�a orbitaln� pr�dko�� i pocz�a opada� w d�. 
Ze zdziwieniem stwierdzi�, �e drugi statek dokonuje analogicznych manewr�w i 
bezczelnie szykuje si� do l�dowania w pobli�u wybranego przez Bado miejsca. 
Chcia� ju� w��czy� radiostacj� i porz�dnie wyzwa� natr�ta, lecz tym zamiarom 
przeszkodzi� silny wstrz�s. Rakieta dla z�agodzenia spadku plun�a z dysz 
ostatni� porcj� grawiton�w i pozostawiwszy za sob� wszystkie s�oje atmosfery - 
wyl�dowa�a. 
Nie w��czaj�c wygaszonych podczas l�dowania ekran�w zacz�� od razu wk�ada� lekki 
skafander. 
"Jak niespodzianka, to niespodzianka - pomy�la�. - Na ekranie wszystko wygl�da 
nienaturalnie". 
Analizator biologiczny poda� sk�ad atmosfery, z kt�rego jasno wynika�a 
bezcelowo�� u�ywania tlenowego aparatu. Zrzuci� wi�c ci�kie butle, odkr�ci� 
silikonowy he�m i nacisn�� taster zwalniaj�cy klapy �luzy. Rakietowy wyci�g 
postawi� go wprost na ziemi. 
Podejrzliwie wci�gn�� nosem powietrze. By�o przyjemnie ch�odnawe. Odetchn�� 
pe�n� piersi�, a� zakr�ci�o mu w nosie, i kichn�� pot�nie. 
"Powitanie raczej prozaiczne - pomy�la�. - Chocia�... salwa honorowa by�a". 
Rozejrza� si� szybko. Na po�udnie, na wsch�d, na p�noc... . Od zachodu widok 
przes�ania� korpus rakiety, wi�c kucn�� staraj�c si� dojrze� co� pod przywartymi 
prawie do ziemi wylotami dysz. Na zachodzie wszystko by�o takie samo, jak gdzie 
indziej, to znaczy nic ciekawego. 
Przed statkiem rozci�ga�a si� zwyk�a, podobna do ziemskiej ��czka. Trawa by�a 
jakby lekko przystrzy�ona, wsz�dzie r�wniutka i tylko bia�e g��wki niby-
dmuchawc�w stercza�y nieco wy�ej, niczym golfowe pi�eczki, kt�re podskoczy�y 
odbite od ziemi i zawis�y w powietrzu, zapominaj�c, �e trzeba opa�� z powrotem. 
S�ycha� by�o brz�czenie niby-pszcz� i zawzi�te pobzykiwanie kolorowych muszek 
nad sercami rozsianych na ka�dym kroku kwiat�w. Nieznaczne powiewy wiatru ledwie 
porusza�y przejrzyste powietrze. "Sielanka!" - Bado skrzywi� si� z dezaprobat�. 
Niepewnie przest�pi� z nogi na nog�, poprawi� rzemienie plecaka i zapobiegliwie 
wzi�tego z rakiety blastera i... znowu zobaczy� tamt� rakiet�. 
Sta�a spokojnie, prawie niewidoczna na tle bliskiego lasu. U jej podn�a te� 
kto� sta�, patrz�c na Bada, tyle �e zwr�cony twarz� pod s�o�ce, musia� os�ania� 
oczy r�k�. Skafander mia� tej samej barwy, co Bado, wi�c by� to niew�tpliwie 
kt�ry� z ch�opc�w ze Szko�y Zwiadu. 
Bado chcia� si� odwr�ci� i odej�� w inn� stron�, lecz poniewa� wsz�dzie wko�o 
ci�gn�a si� ta sama trawiasta r�wnina, a jedynym ciekawym obiektem bada� m�g� 
by� tylko las, postanowi� i�� mimo wszystko w tamtym kierunku. Niespodziewanie 
ch�opak, kt�ry wyszed� mu kilka krok�w na spotkanie, wyda� si� do�� sympatyczny. 
Mia� mniej wi�cej ten sam wzrost, co Bado, cho� wiekiem mu chyba ust�powa�. 
Natomiast wyczu� mo�na by�o od pierwszego wejrzenia, �e dusz� ma bratni�, gdy� 
bro� nosi� niedbale przewieszon� gdzie� za plecami, a wok� Bryi zakr�ci� 
jaskraw� chust�, pod brod� splecion� jeszcze w fantazyjny supe�, z kt�rego 
rozwi�zaniem da�by sobie rad� jeden chyba Aleksander Macedo�ski. W oczach igra� 
mu weso�y chochlik, a zadarty, upstrzony piegami nos marszczy� si� zabawnie, gdy 
podwini�te wargi w przyjacielskim u�miechu obna�y�y rz�d bia�ych z�b�w. Miary 
wszystkiego dope�ni� pierwszy jego gest, gdy bez wielkich ceregieli podszed� do 
Bada i szerokim, swobodnym ruchem poda� mu d�o�. 
- Nazywam si� Stok - powiedzia�. 
Bado otworzy� usta i tak pozosta� z p�otwartymi wargami, jak zamieniona kiedy� 
podobno w s�up soli �ona Lota tyle �e przez zaskoczenie, a nie z nadmiernej 
ciekawo�ci. 
Potrzebowa� dobrej chwili na zrozumienie tak prostego faktu, �e ch�opak zwr�ci� 
si� do niego od razu na telepatii. 
- Jestem Bado - przedstawi� si� wreszcie w ten sam spos�b. 
Powoli och�on�� z zaskoczenia. Bado by� w swej istocie leniem najwi�kszym z 
mo�liwych i o niebo przek�ada� porozumiewanie si� telepatyczne nad zwyk�e 
zdzieranie gard�a. Dlatego spotkanie kogo�, kto mia� w tej materii podobne 
zapatrywania, wprawi�o go nieomal w zachwyt. Uzna� to za niepomiernie szcz�liwe 
zrz�dzenie losu i ju� bez jakichkolwiek obiekcji pogodzi� si� z my�l�, �e b�dzie 
musia� zadowoli� si� tylko po�ow� zas�ug w odkrywaniu tajemnic tej planety. 
- A wi�c spotkali�my si� - powiedzia�. 
- Pocz�tkowo niezbyt si� chyba z tego cieszy�e�? - Stok spojrza� spode �ba. 
- A ty? 
Roze�mieli si� i zgodnie ruszyli w stron� lasu. 
- Na kt�rym jeste� roku? - zapyta� Bado. 
- Na trzecim - odpar� Stok. 
Bado z wy�szo�ci�, niemal protekcjonalnie, poklepa� go po ramieniu. 
- Za dwa lata b�dziesz mia� tak� sam� rang� jak ja obecnie. 
- Ee... - Stok wcisn�� r�ce w kieszenie skafandra. Ranga rang�, a g�owa g�ow� 
... 
- Te� racja. ale najm�drzejsze g�owy ogl�da�em w muzeum. Wspania�e popiersia... 
Stok skrzywi� si� z politowaniem i chcia� zauwa�y�, �e na pierwszy lot zezwolono 
mu ju� na trzecim roku Szko�y. lecz w�a�nie weszli mi�dzy pierwsze drzewa i 
niezwyk�o�� ich kszta�t�w przyku�a uwag� obydwu zwiadowc�w. 
Nie mo�na by�o okre�li� wieku tych drzew, gdy� wygl�da�y zupe�nie jednakowo. 
Nawet odst�py mi�dzy rozd�tymi u do�u pniami sprawia�y wra�enie dobrze 
utrzymanego ogr�dka. Drzewa by�y podobne do wazon�w z ceramiki. jakie Bado 
pami�ta� z domu swojej babci. Wyrasta�y z ziemi nap�cznia�ymi bulwami, stopniowo 
zw�aj�c si� i dopiero przy samym wierzcho�ku rozrastaj�c w g�st� koron� 
pomarszczonych li�ci. Zastanawia� ca�kowity brak r�norodno�ci le�nego poszycia. 
woln� przestrze� mi�dzy pniami pokrywa� puszysty dywan ��tawego mchu. 
- Ciekaw jestem, czy rozwin�y si� tutaj jakie� wy�sze organizmy? - powiedzia� 
Bado. - Zaczynam w to w�tpi�. Dot�d widzia�em tylko zi�ka na ��ce i te 
drzewa... Je�li nie liczy� oczywi�cie muszek, ale tego paskudztwa pe�no na 
wszystkich planetach. 
- Pewnie, �e jedynie muszki - potwierdzi� Stok. - Wed�ug Ildentena topologia 
biosfery tego rodzaju planet nie wykazuje zaawansowania ewolucji form �wiata 
zwierz�cego. - Ildenten mo�e si� myli�... 
Bado nie mia� zielonego poj�cia, kto to taki ten Ildenten. i mimo rozpaczliwych 
wysi�k�w nie potrafi� przypomnie� sobie nawet najmniejszej o nim wzmianki w tej 
garstce podr�cznik�w i dzia�ach mnemoteki, kt�re musia� przewertowa�. aby jako 
tako zalicza� semestry. Na wszelki wypadek postanowi� nie zg��bia� w obecno�ci 
Stoka niuans�w systematyki gatunk�w istot planetarnych i ograniczy� si� w 
podobnych sytuacjach do sceptycznych uwag. Tym jednak razem musia� udzieli� 
lekcji m�odszemu koledze. 
- Dotychczas istnieje kilka teorii w pe�ni t�umacz�cych czaso-przestrzenn� 
konfiguracj� rozk�adu zar�wno psychozoik�w, jak i biogenezy ni�szego rz�du na 
planetach s�o�c pojedynczych. Teorie te t�umacz� wszystko dok�adnie. lecz 
wykluczaj� si� nawzajem. Dlatego te� Ildenten mo�e twierdzi� swoje, a ja mog� 
by� stronnikiem Kardem. Ortodromiczna komplikacja moment�w ewolucyjnych z 
pragmatycznym okre�leniem rachunku prawdopodobie�stwa wykazuje niezbicie 
heteromorficzn� natur� samoorganizacji materii nieo�ywionej. Dlatego mo�emy mie� 
nadziej�... 
Bado wpakowa� w ten wyk�ad jeden ze wspaniale wykutych cytat�w z 
"Naturwissenschaften" Kardem, kt�rego notabene sam nie do�� rozumia�, i z ulg� 
stwierdzi�, �e to poskutkowa�o. Sprawdzi�a si� stara maksyma, �e cz�owiek woli 
trzyma� si� z daleka od tego, co zbyt m�drze dla niego wygl�da. Stok szybko 
zmieni� temat. 
- Niech diabli wezm� te wszystkie m�dro�ci - powiedzia�. - Mo�na sobie 
pogratulowa�. �e dosta�o si� samodzieln� robot� i przesta�y nad tob� wisie� 
w�cibskie nosy jajog�owych. Po paru latach nieustannego .,nie wiesz, nie umiesz, 
musisz si� podci�gn��" nadarza si� wreszcie okazja rusry� nie tylko tym, ale i 
tym. 
Stok najpierw pukn�� si� rozwart� d�oni� w czo�o, a nast�pnie zgi�� r�k� w 
�okciu, a� biceps napr�y� si� wype�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin