Monroe Lucy - Trzy dni w Rzymie - Bracia di Rinaldi.doc

(109 KB) Pobierz
Lucy Monroe „Trzy dni w Rzymie” 1 Bethany szła z powrotem do uroczej, ale drogiej knajpki, w której jadła obiad

 

Lucy Monroe

 

„Trzy dni w Rzymie”

 

 

Bethany szła z powrotem do uroczej, ale drogiej knajpki, w której jadła obiad. Była zdenerwowana, zmartwiona, ale tliła się w niej iskierka nadziei. Przebywała w Rzymie od trzech dni, pięknych i słonecznych, a gubienie się zajmowało jej więcej czasu niż zwiedzanie. Na razie jednak nie zbliżyła się ani trochę do swego celu. Plan był taki, żeby przyjechać na tydzień do Włoch, poderwać seksownego faceta, przeżyć burzliwą przygodę i przekonać samą siebie, że wcale nie jest taka oziębła i pruderyjna, za jaką uważał ją były mąż. Z tym szalonym pomysłem wystąpiła jej matka, która sfinansowała całą wyprawę ze Stanów do Rzymu. Najdziwniejsze było to, że sama była nieśmiałą kobietą, zgodnie żyjącą z tym samym mężem od trzydziestu lat. Bethany nie chciała urazić uczuć mamy, więc za jej radą wydała sto dolarów na strzyżenie włosów i zrobienie pasemek, a następnie poszła na pierwszy w życiu pedicure, żeby się lepiej prezentować w sandałkach. Zainwestowała nawet trzydzieści dolarów na samouczek z kasetą „Taniec brzucha” i przez kilka wieczorów ćwiczyła z kastanietami, żeby jej biodra poruszały się bardziej seksownie. Odnosiła jednak wrażenie, że wszystkie te zabiegi miały chyba niewielki wpływ na zainteresowanie płci przeciwnej jej skromną osobą. Otworzyła teraz z rozmachem drzwi do knajpki i wpadła wprost na ścianę, której tam przedtem nie było. Ściana się odsunęła, a na ramionach Bethany znalazły się czyjeś dłonie. - Scusi. Sciete guisti?

Uniosła głowę i zobaczyła ciemnobrązowe oczy w twarzy, której mogliby pozazdrościć aniołowie. Nigdy w życiu nie widziała nikogo tak cudownego. Nawet jej były mąż, który uchodził za bardzo przystojnego, nie dorastał mu do pięt. Ten włoski Adonis prezentował męską dojrzałość, chociaż wcale nie był stary. Wyglądał najwyżej na trzydziestkę, ale miał spojrzenie osoby doświadczonej i mądrej, jaką ona nie będzie nawet wtedy, gdyby żyła dziewięćdziesiąt lat. - Przepraszam, to znaczy... perdonilo prego - wykrztusiła, powtarzając formułkę z rozmówek z kaset, które matka poradziła jej słuchać w samolocie. - Pani jest Angielką? - zapytał seksownym głosem, który wzbudził w niej dreszcz, jakiego nie poczuła nigdy w ciągu dwóch lat małżeństwa. - Amerykanką. Ścisnął dłońmi jej ramiona, ale nie miał zamiaru jej puścić. - Nie musi pani przepraszać. - Nie patrzyłam, dokąd idę. - I za to jestem wdzięczny losowi. - Uśmiechnął się do niej i zobaczyła w jego oczach uznanie. - Pani się śpieszy? - Tak wyglądam? Uśmiechnął się jeszcze serdeczniej, a jej serce zaczęło bić w zawrotnym tempie. - Tak pani szybko wpadła przez te drzwi... - Tak, śpieszę się, bo zostawiłam tu torebkę i zorientowałam się dopiero na stacji metra, kiedy chciałam kupić bilet... Spoważniał. - To niedobrze.

Ktoś się do niego odezwał i w tym momencie obrócił się, uwalniając jej ramiona. Przeprosił za tarasowanie wejścia i, objąwszy ją w talii, jakby się znali nie wiadomo jak długo, przepuścił jakąś parę. Atrakcyjna brunetka w 3

typie Sophii Loren spojrzała na Bethany z zainteresowaniem i zazdrością. Sama była z przystojnym mężczyzną, więc Bethany nieco to zdziwiło. Nie zastanawiała się nad tym dłużej, bo nie była w stanie myśleć o czymkolwiek, czując jego palce na plecach. Czytała w książkach o takich nagłych zauroczeniach i przyciąganiu, ale nie spodziewała się nigdy, że ją to spotka. Dziwne uczucie przenikało chyba jej wszystkie zakończenia nerwowe, z trudem oddychała. Przypuszczała, że i jej mózg nie funkcjonuje w pełni sprawnie. Pewnie dlatego nie zrobiła jeszcze nic, aby odzyskać torebkę. - Muszę... - Urwała i ich spojrzenia znowu się spotkały. - Spytam o pani torebkę. - Dziękuję. Prowadził ją, wciąż obejmując w talii, a ona mu na to pozwalała. Właściciel lokalu, niewysoki, gruby i bardzo przyjacielski, podał z uśmiechem małą torebkę, gdy jej towarzysz poprosił o nią po włosku. - Powinna pani bardziej uważać, signorina. - Pokręcił głową. - Nie wiem, co by się stało, gdybym jej nie zauważył na krzesełku. - Pewnie by jej już nie było - odpowiedział nieznajomy. Zerknęła na niego, zastanawiając się, czy nie uważa jej za idiotkę, ale nie widziała kpiny na jego twarzy. - Nie noszę tam paszportu ani większej ilości pieniędzy - wyjaśniła, usprawiedliwiając się. - Miałam tylko parę euro, prawo jazdy i kartę kredytową. - Proszę sprawdzić, czy wszystko jest. Antonio mógł ją znaleźć, kiedy ktoś już ją opróżnił. Przejrzała szybko zawartość torebki. - Jest wszystko. - Uśmiechnęła się do restauratora. - Zobaczyłem ją zaraz po pani wyjściu i schowałem. 4

- Dziękuję - powiedziała i wyciągnęła pieniądze, żeby okazać mu wdzięczność. - Nie, signorina. To przyjemność pomóc tak pięknej kobiecie. Roześmiała się, kręcąc głową. - Jeszcze raz bardzo dziękuję. - Nie wierzy mu pani? - Że z przyjemnością mi pomógł? Na pewno. Wygląda na bardzo porządnego człowieka. - Więc wątpi pani w tę część na temat urody? - spytał żartobliwie jej rycerz. Poczuła jego dotyk i w tym momencie połączenie nerwowe łączące jej mózg z ustami zostało przerwane i musiała odczekać chwilę, zanim była w stanie odpowiedzieć. - Nie jestem kandydatką na Miss Ameryki, ale takich jak ja jest większość. Andre zmierzył ją wzrokiem konesera, od stóp do głów. Widział pięknie połyskujące jasne włosy, zdrową cerę, regularne rysy i fascynujące szare oczy, które wydawały się raz bardziej zielone, a raz bardziej niebieskie. Jak na swój średni wzrost miała długie, kształtne nogi. - Chętnie bym panią zobaczył w sukni wieczorowej. A może w kostiumie kąpielowym? - Co? Omal nie wybuchnął śmiechem, widząc zdumienie na jej ślicznej buzi. Nie zrobił tego, oczywiście, bo i tak wyglądała, jakby się szykowała do ucieczki. Czuło się w niej niepewność i nieśmiałość, co wyzwalało w nim instynkt opiekuńczy.

- To by się dało załatwić, jakbyś damę zaprosił na kolację - wtrącił się Antonio, który słyszał ich rozmowę. - Ubrałaby się wieczorowo, a może jutro mógłbyś z nią pojechać za miasto, w jakieś miłe miejsce, gdzie można popływać.5

Poprzez jej letnią sukienkę widać było kształty, jakie w każdym mężczyźnie wywołują najśmielsze fantazje. - Ale... to niepotrzebne. Nie powinien pan... - język jej się plątał. - Antonio, zawstydzasz panią - upomniał Andre restauratora. - Nie bądź głupi! - prychnął najstarszy przyjaciel jego ojca. - Ci młodzi! Przecież chcę ci pomóc. Jak byłem w twoim wieku, to żaden staruszek nie musiał mi radzić, jak poderwać dziewczynę. Zapytaj ojca! Nie czekając na odpowiedź Andre, Bethany odsunęła się i z wymuszonym uśmiechem powiedziała: - To ja już pójdę. - Ma pani jakieś plany? – Andre zrobił krok w jej stronę. - Jest pani z kimś umówiona? - No... nie - przyznała. - Nie mam sprecyzowanych planów, ale chciałabym zobaczyć Forum Romanum. Jeżeli jest to tak trudne, jak znalezienie Kaplicy Sykstyńskiej, pewnie znowu się zgubię. Chyba wszyscy w Rzymie wiedzą, gdzie to jest, ale mnie się udało dwa razy wsiąść do niewłaściwego autobusu. - Zaczęła się wycofywać w stronę drzwi, wyraźnie zmartwiona. - Jeżeli zaraz nie pójdę, nie zdążę na grupowe zwiedzanie. Chwycił ją za rękę, nim wpadła na czyjś stolik. - Uważaj. Spojrzała za siebie, zauważyła stolik i znów popatrzyła na mężczyznę. Zaczerwieniła się. - Nie zauważyłam... Dziękuję. - Chce pani zobaczyć Forum? - Tak. Jest tu tyle do zwiedzania, a ja codziennie tracę kilka godzin, żeby znaleźć każde miejsce. Wyglądała na kobietę, która nie powinna być sama w wielkim mieście.

- Rzym to duże miasto. Łatwo się zgubić - powiedział.6

- Założę się, że pan się nie gubi. - Oczywiście, że nie. - Uśmiechnął się. - Znam to miasto całkiem nieźle, chociaż tu nie mieszkam. Czekał, aż połknie haczyk i sama go poprosi o wskazówki albo by został jej przewodnikiem. - Mogłabym tu mieszkać kilka lat, a i tak bym błądziła. Kurt mówił, że mogłabym obrócić się w łazience, a po wyjściu nie wiedzieć, w którą stronę iść. - Kto to jest Kurt? - Istnienie w jej życiu innego mężczyzny zaniepokoiło go, chociaż nie znał nawet jej imienia. - Mój były mąż. - Aha. O facecie, który pozwolił pani odejść, nie warto nawet wspominać. Roześmiała się i potrząsnęła głową tak, jak przed chwilą, gdy Antonio nazwał ją piękną. - Moja mama mówi to samo. - Mądra kobieta. - Tak. Ona by się nie zgubiła, szukając najważniejszych zabytków Rzymu. Uważała, że powinnam jechać z wycieczką. - Z tym się nie zgadzam. Gdyby była pani z grupą, nie spotkalibyśmy się. - Spojrzała na niego. Chyba jednak nie chodziło o kwestie językowe, bo świetnie mówił po angielsku. – Pokażę pani Forum. Oczy jej rozbłysły, ale niepewnie spojrzała na restauratora. - W porządku, signorina. To jest Andre di Rinaldi. Dobry człowiek. Znam jego ojca od dziecka. Graliśmy razem w piłkę. Andre przyjeżdża tu często służbowo i odwiedza starego ojca. - Nie opowiadałam panu o moim problemie po to, żeby mnie pan oprowadzał - usprawiedliwiała się.7

- Nie ma pani na to ochoty? - spytał rozczarowany restaurator, który zauważył już, że jest w tej dziewczynie coś specjalnego i usiłował spojrzeniem przekazać to Andre. Andre sam na to wpadł. - Nie proponowałbym, gdybym nie miał ochoty pani zabrać. - Ale... czy ma pan czas? - spytała. - Nie mam dzisiaj żadnych spotkań, co jest dość nietypowe. Patrzyła na niego przez chwilę, przygryzając wargę. Czekał. Był pewien, że jeśli mu odmówi, będzie się starał dowiedzieć, gdzie się zatrzymała i zaaranżować następne spotkanie. Nigdy jeszcze nie czuł takiej potrzeby bycia z kobietą jak w tym przypadku. Poza tym, przyzwyczaił się do tego, że ludzie lubią go wykorzystywać ze względu na jego bogactwo, a ta kobieta wydawała się po prostu szczera. Westchnęła i wyciągnęła rękę. - Nazywam się Bethany Dayton i będę bardzo wdzięczna, jeśli mi pomożesz odnaleźć Forum Romanum. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie zrobić tego, na co miał ochotę od momentu, gdy wpadła w jego ramiona. Nachylił się i ucałował oba jej policzki. Miała delikatną skórę i pachniała wiosennymi kwiatami i słońcem. Objęta jego ramionami, nie starała się uwolnić, ale rozchyliła wargi, jakby w oczekiwaniu na prawdziwy pocałunek. Musiał powstrzymać się całą siłą woli. - Miło cię poznać, Bethany.

 

 

2 Andre żegnał się z właścicielem knajpki, a Bethany starała się nad sobą zapanować. Gdy wychodzili, trzymał ją za rękę. Zatrzymał się przy czarnym sportowym samochodzie, o niskim zawieszeniu, chyba bardzo drogim. Wydawało się, że taki potężny mężczyzna nie zmieści się w nim. Kiedy jednak pomógł jej zapiąć pas, bez problemu wsunął się na miejsce kierowcy. Bethany nie zwracała uwagi na szalony styl jazdy włoskich kierowców, zajęta rozmyślaniem o swoim towarzyszu. Nie mogła uwierzyć w to, że siedzi tu, przy nim - nie tylko dlatego, że był właściwie nieznajomym, ale ponieważ był mężczyzną, który mógł każdą kobietę przyprawić o zawrót głowy. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. - Przyglądasz mi się. - A tobie to przeszkadza? - Że piękna kobieta na mnie patrzy? Przecież jestem Włochem. - Roześmiał się. - Oczywiście, że mi się to podoba, chociaż trudniej prowadzić. Myślę o czym innym, a nie o samochodach na drodze. - O czym? - spytała i zrobiło jej się wstyd. - Naprawdę chcesz, żebym ci powiedział? - No... nie. - Możemy o tym porozmawiać przy kolacji. - Chcesz mnie zaprosić na kolację? - Si, carina. - Bardzo chętnie.

***2

Zaprosił ją do drogiej restauracji, jak radził starszy przyjaciel. Miała okazję, żeby włożyć drogą czerwoną sukienkę, na której kupno namówiła ją mama przed wyjazdem. Sukienka sięgała jej zaledwie do pół uda - nie była to długość, jaką zwykle nosiła, ale uznanie w spojrzeniu Andre, kiedy zeszła do holu swego hotelu, upewniło ją, że dobrze zrobiła. Jednak kiedy dwadzieścia minut później usiadła przy stoliku, miała kłopoty, żeby zakryć, co trzeba. Mimo że jej uda zasłaniał obrus, czuła, że wzrok Andre ją prześwietla. Przez cały dzień czuła się przy nim tak bardzo kobieco. Poza tym okazał się wspaniałym przewodnikiem, zaimponował jej wiedzą historyczną. - Znów to robisz, Bethany. - Co takiego? - Gapisz się na mnie. Rzeczywiście tak było. Wyglądał cudownie, a w eleganckim garniturze prezentował się jak milioner, a nie chłopak, którego poznała w restauracyjce należącej do przyjaciela jego ojca. - Nic na to nie poradzę. - Nie udajesz niczego, podoba mi się to. - Nie znam żadnych sztuczek. - W to nie uwierzę - odpowiedział i widziała w jego spojrzeniu, co ma na myśli. - Właściwie masz rację - powiedziała z zagadkowym uśmiechem. Zatrzepotała rzęsami, udając wampa. - Dobrze pracuję ustami. - Spojrzał na nią zaskoczony, a ona pochyliła się w jego stronę i wyznała konspiracyjnym tonem: - Gram na tubie. - Na tubie? - Roześmiał się głośno, a towarzystwo przy sąsiednim stoliku spojrzało z zainteresowaniem.3

- Musiałam podnosić ciężary, żeby ćwiczyć kondycję na granie w pochodzie. Za to, kiedy było zimno, mój instrument chronił mnie przed wiatrem. - I wciąż ćwiczysz podnoszenie ciężarów? - Tak, i bardzo to lubię. Widzisz? Uniosła rękę i napięła mięśnie. Nie były przesadne, jak u zawodowych kulturystek, ale bardzo jędrne. Przesunął po nich palcem. - Widzę. Są cudowne. - Nie mogę się nadziwić, jak bardzo reaguję na twój najzwyklejszy dotyk. - Żaden dotyk między kobietą a mężczyzną, którzy coś do siebie czują, nie jest zwyczajny. Bardzo jej się spodobały te słowa. Jednak jego pewność i domyślny wyraz twarzy - już mniej. Przecież w całej tej wyprawie nie chodziło o to, żeby znów poddała się seksownemu, doświadczonemu mężczyźnie, tylko żeby uwierzyła w siłę swej kobiecości. Na razie miała wrażenie, że tylko ona pożąda go tak, że chyba wszyscy to widzą. Odsunęła się i w obronnym geście zakryła dekolt rękami. - Myślisz, że tylko twoje ciało tak reaguje? - spytał Andre. - Nie jestem już nastolatkiem, żeby się podniecać dotykiem nagiego kobiecego ramienia, a jednak tak jest. Ja też temu ulegam. - Temu...? - Pożądaniu, które jest tak silne, że opiera się wszelkiej logice i rozsądkowi. Myślisz, że mam w zwyczaju podrywać nieznajome kobiety, choćby były nie wiem jak piękne, i spędzać z nimi cały dzień? - Nie wiem... - Zapewniam cię, że nie. Ty też nie chodzisz na kolacje z facetem pierwszego dnia, kiedy go poznasz. - Skąd wiesz?

Popatrzył na nią, a jego oczy widziały stanowczo zbyt wiele.4

- Wiem. Nie mogła uwierzyć w to, że ten cudowny mężczyzna siedzący naprzeciwko jest naprawdę pod jej urokiem, ale bardzo chciała, żeby to była prawda. - Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Zwłaszcza po nieudanym małżeństwie, które było efektem krótkiej znajomości. - Głęboka, trwała miłość między dwojgiem ludzi musi dojrzeć - powiedział poważnie. - Tak - zgodziła się. - Jak roślina, która musi mieć słońce, wodę i dobrą glebę, żeby wyhodować kwiat. Prawdziwa miłość nie powstaje w jednej chwili. - Ale są rośliny, które rozkwitają w ciągu jednego dnia. Są niezwykle rzadkie, ale nie mniej prawdziwe od innych. - O czym ty mówisz? - O tym, że nie możemy odrzucić tego, co jest między nami. - Nie, nie możemy. Ujął obie jej dłonie. - Nie uciekaj ode mnie. To jest fizyczne pożądanie, Bethany, ale nie tylko. Wierzyła mu, bo czuła to samo. - Wiem.

 

 

3 Po kolacji tańczyli, czule przytuleni, i rozmawiali szeptem. Opowiedziała mu, dlaczego przyjechała do Włoch, o swym krótkim, ale okropnym małżeństwie zakończonym rozwodem. On jej opowiedział o swoim starszym bracie i kobiecie, która go kocha. Mówił o Giannie tak rozpromieniony, że Bethany odsunęła się od niego. Pogładził ją uspokajająco po plecach. - Traktuję ją jak siostrę i obawiam się, że Rico też, ale ona go kocha. - A chciałbyś, żeby i on ją pokochał? - Jest zaręczony z wyrachowaną kobietą. Cała rodzina ma nadzieję, że wreszcie przejrzy na oczy i nie ożeni się z nią. - Wyrachowaną? - Chce tylko jego pieniędzy i pozycji, jaką będzie dzięki niemu miała. Nie ma w tym miłości. - Twój brat musi być zamożny. - Nasz ojciec przeszedł już częściowo na emeryturę, więc Rico jest prezesem Banku Rinaldi. Banki Rinaldi były w całych Włoszech. - To znaczy, że kieruje jakimś oddziałem? - Jesteśmy właścicielami tych banków. Zesztywniała. - Jesteś właścicielem banku? - Mam udziały, podobnie jak mój ojciec, brat i kilkoro kuzynów. - Znów przyciągnął do siebie. - Spokojnie, Bethany, to nic wielkiego. - Nie kierujesz bankiem?

- Nie.2

Odetchnęła z ulgą. - Jestem przewodniczącym Rady Nadzorczej. Kierujemy nią razem z bratem. - Nim zdążyła znów się odsunąć, dotknął ustami jej szyi i Bethany poczuła, że coś dziwnego dzieje się z jej zmysłem równowagi. - To, kim jestem, nie ma chyba specjalnego znaczenia, prawda? - Twój styl życia musi się znacznie różnić od mojego... jakbyśmy żyli na innych planetach. Założę się, że w takich restauracjach, jak ta, jadasz na co dzień. Ja nie. Prawdę mówiąc, nigdy jeszcze nie byłam w restauracji, w której w karcie nie ma cen. Jeżdżę fordem escortem, a kiedy chcę coś uczcić, idę na kawę. Ty pewnie masz w biurze schłodzonego szampana na taką okazję. Przerwał taniec i spojrzał na nią tak poważnie, że nie mogła odwrócić wzroku. - Tak, wyrosłem w bogactwie i wiem, co ono może z człowiekiem zrobić. Narzeczona mojego brata to typowy przykład. Nie jest to kobieta, z jaką chciałbym spędzić życie. - Bywają też niewyrachowane, bogate kobiety. - Tak, moja matka jest taka, ale ja nigdy nie spotkałem kobiety takiej jak ty, i nie przeszkadzałoby mi, gdybyś była na przykład tancerką topless. - Zajmuję się ubezpieczaniem kredytów mieszkaniowych. - To dobrze, bo może jednak mamę troszkę by raziła tancerka topless. Zaczął jej opowiadać o swoich rodzicach i z przyjemnością stwierdziła, że nie różnią się wcale tak bardzo od jej rodziców. Dbają o dzieci, a z tego, co mówił, wywnioskowała, że jego matka też była skłonna do różnych dziwnych posunięć, podobnie jak jej, żeby tylko dzieci były szczęśliwe. - Twoja rodzina wydaje mi się wspaniała. - Bo taka jest. Powiedział to z taką miłością, że znów podbił jej serce. 3

Tańczyli dalej, dopóki orkiestra nie zaczęła grać szybszych kawałków. Wtedy Andre zapłacił rachunek i wyszli na spacer. Na niebie nie świeciło wiele gwiazd, bo powietrze nad Rzymem jest zbyt zanieczyszczone, ale i tak było romantycznie. - Więc przyjechałaś do Rzymu, żeby przeżyć gorący romansik? – zapytał. - Strasznie to brzmi, kiedy słyszę te słowa w twoich ustach. - Dlaczego? Nie była pewna, co miał na myśli. Przez cały dzień okazywał jej, jak bardzo jej pragnie. Pozostawało więc pytanie, czy się temu poddać. Problem w tym, że nie przewidywała zaangażowania uczuciowego i to w tak krótkim czasie. - Chyba byłam niespełna rozumu, kiedy powiedziałam mamie, że spróbuję. - Ale teraz jesteś w pełni rozumu i pragniesz mnie, Bethany. - Przyciągnął ją do siebie i obrócił, żeby musiała spojrzeć mu prosto w oczy. - Pragniesz mnie? - Tak. - Chcesz czekać? - Andre zadał to pytanie, nie wiedząc, co zrobi, jeśli ona odpowie „tak”. - Nawet mnie nie pocałowałeś. - W jej szarych oczach rozbłysły iskierki rozbawienia. - Jeżeli zacznę cię całować, mogę nie być w stanie przestać... - Naprawdę? Zawsze tak trudno ci zachować kontrolę? - Wiesz, że nie. - Wiem, mówiłeś. - I naprawdę mu wierzyła. - Chcę, żebyś mnie całował. - Odwiozę cię do hotelu. - Dobrze.

- Wiesz, co to może oznaczać?4

Czy on sam wiedział? Nigdy nie zachowywał się tak dziwacznie i szaleńczo, ale był pewien, że powiedziała mu prawdę. Na każdy temat. Wierzył, że miała tylko jednego mężczyznę, byłego męża - drania, który najpierw ją zdradzał, a później pozwolił jej odejść. - Wiem - szepnęła. - Dobrze, więc jedziemy.

 

 

4 Jej hotel nie był tak luksusowy, jak te, do których zapewne on przywykł, ale nic nie powiedział, idąc za nią. Podwójne łoże zajmowało znaczną część pokoju, a może jej się tylko tak zdawało, bo prześladowała ją myśl o tym, co się tu za chwilę wydarzy. Rzuciła torebkę na szafkę. Serce biło jej jak młotem, gdy spytała: - Chcesz coś...? Objął ją i przytulił mocno. - Tylko ciebie, carina. Nachylił się i dotknął jej ust. Gdy tylko poczuła jego wargi, wydało jej się, że widzi fajerwerki rozbłyskujące tysiącem kolorowych iskier. Oparła się dłońmi o jego silną pierś, czując rozgrzaną skórę poprzez cienki materiał koszuli. Jego zapach, smak, wszystko działało na jej zmysły i wiedziała, że do siebie należą od dawna. Na długo przed tym, zanim się poznali. Nie miała wątpliwości, nie wahała się. Kiedy drżącymi z pośpiechu palcami rozpinała guziki jego koszuli, czuła rosnące pożądanie. Byli dla siebie stworzeni, wiedziała to na pewno. Nie była to przygoda na jedną noc ani krótki romans, który się zakończy wraz z jej powrotem do Stanów. Znów poczuła jego usta na swoich wargach. Ogarnęło ją podniecenie i oszołomienie, a później zaczęła drżeć i musiała się o niego oprzeć, nie mogąc ustać. Cudowne. Doskonałe...

Wsunęła dłoń za jego koszulę. To też było zupełnie nowe doświadczenie. Kurt golił owłosienie na piersiach. Cudownie było dotykać włosków na opalonej skórze Andre. Był przez to taki męski. Mogłaby to robić w 2

nieskończoność. Była przy nim namiętną kobietą, która uwierzyła, że może rozpalić mężczyznę. - Pragnę cię, Andre... - Więc będziesz mnie miała. W szaleńczym tempie pozbyli się ubrań i opadli razem na łóżko, spleceni, spragnieni siebie nawzajem. Kiedy Bethany później nieco ochłonęła, poczuła, że Andre całuje jej twarz i szepcze słowa podziwu i zachwytu i znów rzucili się w tę wspólną podróż, aż do gwiazd. Tej nocy mało spali, a cały następny dzień spędzili razem, rzadko opuszczając łóżko. Andre kazał sobie przywieźć swoje rzeczy do jej pokoju, żeby mieć dla niej więcej czasu. Na spacerach pokazywał jej najbardziej malownicze zakątki Rzymu. Trzeciego dnia miał w banku zebranie, a po nim kolację, na którą musiał pójść. - Nie mogę się z tego wycofać, carina, ale przyślę po ciebie samochód, żebyś mogła mi towarzyszyć na tej kolacji. Po dwóch dniach kochania się i słuchania, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie, nie bała się już spotkania z jego współpracownikami. - Będę gotowa. - Włóż tę różową sukienkę, wyglądasz w niej cudownie. *** - Przepraszam, panie prezesie, ale jest pilny telefon do pana. Z Nowego Jorku. Jakaś sprawa rodzinna.

Andre spojrzał na młodego człowieka, który przyciszonym głosem przerwał mu rozmowę przy stole konferencyjnym. Jedynym członkiem rodziny, przebywającym teraz w Nowym Jorku, był jego starszy brat. 3

Rodzice byli na romantycznej podróży statkiem, dla uczczenia swej rocznicy ślubu. - Odbiorę w gabinecie. Dziesięć minut później, gdy odłożył słuchawkę, nie mógł uwierzyć w przekazaną mu wiadomość. Na skutek wypadku samochodowego Rico był w śpiączce, tysiące kilometrów stąd, w szpitalu w Nowym Jorku. Andre natychmiast zaczął działać. Polecił asystentowi zawiadomić załogę swojego samolotu, żeby czekał na niego, zatankowany, z pozwoleniem na start. Będzie też potrzebował kilku swoich ubrań z hotelu Bethany. Zadzwonił do niej, ale widocznie jeszcze zwiedzała miasto. Kiedy się rozłączył, zorientował się, że mógł przecież zostawić dla niej wiadomość. Tak bardzo chciał pojechać z nią, ale nie miała z sobą telefonu komórkowego i nie mógł z nią porozmawiać. Nie było jednak czasu, by czekać, aż Bethany wróci do hotelu. Każda chwila mogła zadecydować o tym, czy zobaczy jeszcze brata żywego. *** Bethany wybrała się na zwiedzanie Watykanu. Jednak przez większość czasu pogrążona była w rozmyślaniach. Dzisiaj przypadał ostatni dzień jej pobytu w Rzymie, ale nie rozmawiali z Andre o przyszłości. Nie pamiętała nawet, czy wiedział, że planowała jutro wrócić do Stanów. Nie chciała wcześniej zastanawiać się nad tym, ale teraz nie mogła myśleć o niczym innym. Czy poprosi ją, żeby została? A może zaproponuje jej ponowny przyjazd? Gdyby ona poprosiła go o przyjazd do Stanów, czy zrobiłby to? Wiedziała, że gdyby on ją o to poprosił, zrezygnowałaby z pracy i została tutaj.

To było niesamowite, zwariowane, szalone... Zakochała się i było to uczucie dziesięć razy silniejsze niż to, co kiedykolwiek przeżywała w stosunku do byłego męża. Na samą myśl o rozstaniu z Andre czuła, jakby 4

jej wyrywano serce z piersi. Wolałaby nie przekonywać się osobiście, jak to będzie, kiedy rzeczywiście odjedzie. Jednak mimo że powiedział jej tyle miłych rzeczy, nigdy nie sugerował, że ich związek to coś stałego. Nie powiedział jej, że ją kocha, chociaż nazywał ją „swoją ukochaną”. Czy był to po prostu włoski obyczaj, czy rozumiał te określenia dosłownie? A jeżeli chciał tylko miło spędzić czas, załatwiając interesy w Rzymie? Ciągle nie mogła uwierzyć, że naprawdę się w nim zakochała. Byłoby jednak nieostrożnie zakładać, że i z nim było tak samo, choć niewątpliwie go pociągała. Z drugiej strony, wydawał się tak szczery w swym zachowaniu i słowach... Mimo to bała się, że jej uczucia mogą być nieodwzajemnione. Tak się zamyśliła, że weszła do swego hotelowego pokoju kilka minut przed godziną, o której miał przyjechać po nią samochód. Zaczęła się w błyskawicznym tempie przebierać i dlatego nie zauważyła żadnych zmian w pokoju. Dopiero gdy otworzyła szufladę, spostrzegła brak jego skarpetek. Otworzyła następną szufladę - brakowało jego bokserek. Rozejrzała się po pokoju. Znikła jego walizka. I wszystkie jego rzeczy. Szukała jakiejś kartki, listu - bezskutecznie. Zadzwoniła do recepcji. Zapytała, czy zostawiono dla niej jakąś wiadomość. Niestety, nic nie było. Fakt, że o umówionej porze nie przyjechał po nią samochód, potwierdził przypuszczenie. Andre ją zostawił. *** Zmęczenie dawało mu się we znaki. Andre przetarł pięściami piekące oczy. Lot trwał już osiem godzin i za niecałą godzinę spodziewano się lądowania w Nowym Jorku. 5

Miał nadzieję, że zastanie brata przy życiu. Zaczął wspominać wspólne dzieciństwo i szczęśliwe, najmłodsze lata wspólnie przeżyte w Mediolanie. Rico musi żyć! Spróbował się skoncentrować na pracy, przeglądając dokumenty i propozycje biznesowe. Wiedział, że przynajmniej na jakiś czas będzie musiał przejąć obowiązki brata. Prosto z lotniska pojechał do szpitala. Po drodze odebrał telefon, że Rico - choć wciąż w śpiączce - żyje. W szpitalu dowiedział się od pielęgniarek, że przy bracie cały czas siedzi Gianna. Zajął się nią natychmiast. Andre nie dopuszczał w ogóle do siebie myśli, że Rico mógłby się nie wybudzić. Na szczęście teraz jego stan określano jako „stabilny”. Gdy już odbył rozmowę z lekarzami i zajął się Gianną, było za późno, żeby dzwonić do Rzymu. Bethany z pewnością już spała, ale nie mógł się doczekać, żeby zadzwonić do niej zaraz rano rzymskiego czasu. Chciał usłyszeć jej głos, opowiedzieć o wypadku brata i doczekać się słów pociechy. Musiał się wykąpać i przebrać, więc pojechał do hotelu, który zarezerwował jego asystent. Po orzeźwiającym prysznicu, co miało mu zastąpić brak snu, kiedy wybierał coś do ubrania, zorientował się, że zabrano wszystkie jego rzeczy z pokoju Bethany. Fatalna pomyłka! Bethany pomyśli, że ją po prostu opuścił bez słowa. Co ten asystent narobił?! Czy zostawił jakąś wiadomość? Zadzwonił do niego natychmiast i dowiedział się, że nie. Z wściekłością spojrzał na zegarek. Tam wciąż jeszcze była noc. Nie może jeszcze dzwonić. Teraz musi jechać do szpitala, żeby zmienić Giannę przy łóżku brata.

Wrócił do szpitala i kiedy tylko pora wydawała mu się odpowiednia, zadzwonił do hotelu w Rzymie. Liczył się z tym, że może obudzić Bethany, ale postanowił zaryzykować. Jednak Bethany wyprowadziła się z 6

hotelu! Czy to dlatego, że poczuła się zraniona? Niestety, było to bardzo prawdopodobne. Teraz dopiero Andre uświadomił sobie, że nie wie, kiedy miała wrócić do domu, ani gdzie ona mieszka. Opowiadała mu o swym byłym małżeństwie, o rodzinie, o pracy, ale tylko raz wymieniła nazwę miasteczka, z którego pochodzi. Nie miał nawet pojęcia, w którym stanie mieszka! Spędzili ze sobą zaledwie trzy dni - za mało, żeby dowiedzieć się czegoś, co teraz okazało się ważne. Nie pytał jej o adres, bo nie miał zamiaru się z nią rozstawać ani pozwolić jej opuścić Włochy. W dodatku był pewien, że i ona nie chciała wyjeżdżać. A teraz musi ją odnaleźć, za wszelką cenę.

 

 

5 Bethany skończyła sprawdzanie dokumentów, potrzebnych na spotkanie z następnymi klientami. Wszystkie papiery do podpisania ułożyła starannie na środku biurka. Wróciła z Rzymu ponad tydzień temu, ale wciąż nie mogła przywyknąć do codziennych obowiązków. Teraz, gdy najchętniej pogrążyłaby się kompletnie w pracy, zupełnie nie mogła się skoncentrować. Nagłe zakończenie historii z Andre pogrążyło ją w chaosie. Z początku trudno było jej uwierzyć w to, że ją zostawił. Prawie nie spała tamtej nocy. Później, w samolocie, też nie mogła zasnąć. Kiedy wróciła do domu, choć rozum dyktował inaczej, serce kazało jej szukać z nim kontaktu. Zadzwoniła do jego banku w Mediolanie, bo tam podobno mieszkał większą część roku. Recepcjonistka nie była skłonna połączyć ją z jego prywatną pocztą głosową. Kiedy Bethany chciała zostawić wiadomość, dowiedziała się, że Andre wyjechał do Nowego Jorku i nie będzie go w biurze przez jakiś czas. Widocznie pojawiły się jakieś pilne sprawy służbowe, ale sposób, w jaki ją zostawił, bez słowa, mógł oznaczać tylko jedno: nic dla niego nie znaczyła. Była przekonana, że to, co między nimi było, to nie tylko obłędny seks, że są dla siebie stworzeni. Myliła się. Otarła łzy wściekłości i żalu i postanowiła wziąć się w garść i nie dać się obezwładniającemu bólowi. Mogła się czegoś nauczyć z pierwszego małżeństwa i zapamiętać, że nie można ufać mężczyznom typu „oszałamiający playboy”.

Właśnie tłumaczyła sobie, że bez niego jest jej lepiej, kiedy recepcjonistka zawiadomiła ją, że przyszli umówieni klienci. Wzięła 2

głęboki oddech i przygotowała się na przyjęcie młodej pary, która właśnie kupowała swój pierwszy dom. Przypomniała sobie jeszcze, że prócz bólu, jakiego doznała z powodu znajomości z Andre, przekonała się, że jest kobietą zdolną do wielkiej namiętności, a więc cel jej wyjazdu do Włoch został osiągnięty. Nie była wprawdzie przygotowana na zapłacenie aż takiej ceny za tę wiedzę, ale musi to zaakceptować. A teraz do pracy, postanowiła, witając klientów w drzwiach. Pod koniec dnia zadzwonił telefon na jej biurku. Podniosła słuchawkę. - Słucham, Bethany Hayden. - Bethany! Nie, to chyba niemożliwe. Po tygodniu kompletnej ciszy?! - Andre? - Bethany, jak dobrze słyszeć twój głos! O, nie, tym razem nie da się wziąć na takie słówka. - Jesteś wciąż w Nowym Jorku? - Wiesz o moim przyjeździe? - Recepcjonistka w twoim banku mi powiedziała, kiedy próbowałam się z tobą skontaktować. - To świetnie, chociaż jestem trochę zdziwiony. Nasz personel ma ścisły nakaz zachowania dyskrecji, ale dobrze, że w tym wypadku go zlekceważyła. Kiedy mój asystent zabrał od ciebie wszystkie moje rzeczy, nie zostawiając informacji, byłem pewien, że poczujesz się urażona. Jak mogłabyś w takiej sytuacji pomyśleć co innego, niż najgorsze... - No właśnie, tak pomyślałam. - Ale teraz już rozumiesz. Najwidoczniej jeszcze nie pojął, że zrozumienie i aprobata to nie to samo. Rozumiała niewierność swojego męża, ale jej nie akceptowała. - Dlaczego zadałeś sobie trud, żeby mnie odnaleźć?

- Chyba wiesz. Chcę, żebyś do mnie przyjechała, do Nowego Jorku. 3

- Nie sądzę, żebym miała na to ochotę. - Przyślę po ciebie swój samolot, nie musisz się martwić o bilet. - Nie przyjadę do Nowego Jorku ani twoim samolotem, ani niczym innym. - Nie przyjedziesz? W ogóle? - Wydawał się zdumiony tą odpowiedzią. Może kiedyś była wyrozumiała, ale to się skończyło. Przez cały tydzień starała się na niego uodpornić. Jednak na sam dźwięk jego głosu zaczęła mięknąć. Musi natychmiast zakończyć tę rozmowę, bo zrobi coś idiotycznego, to znaczy poleci do Nowego Jorku natychmiast, kiedy wyląduje jego samolot. - Posłuchaj, Andre... nie mam zamiaru powtarzać historii z Rzymu. - Nie chcesz kontynuować naszego związku? Nie nazwałaby tego „związkiem”, skoro on szuka tylko seksu bez zobowiązań i znika, kiedy mu wygodnie. - Nie, nie chcę. - Bethany, to nie zależało ode mnie. Musiałem tu przyjechać. Byłem potrzebny. - Nie wątpię. Miał odpowiedzialne stanowisko, ale Bethany nie mogła być z nim, jeśli nie jest dla niego tak samo ważna, jak on dla niej. - Miałem nadzieję, że zrozumiesz. Jego głos był ochrypły ze zmęczenia, jakby prowadził tę rozmowę resztką energii. Musiał bardzo ciężko pracować. Zdusiła w sobie współczucie i powiedziała zimno: - Więc się myliłeś. - Właśnie słyszę. - Jeszcze coś? - Nie, nic więcej.

Usłyszała trzask słuchawki. Po jej policzkach popłynęły łzy. 4

*** Andre odłożył słuchawkę i ogarnęło go uczucie pustki. Prysła cała radość z odnalezienia Bethany, co zlecił bardzo drogiej międzynarodowej agencji detektywistycznej. Nawet ulga, jaką przyniosło przebudzenie się brata, nie była pełna. Pomylił się co do Bethany, utracił ją. Jak mógł się tak pomylić? Czy naprawdę nie było w niej ani krzty współczucia? Po tylu dniach i nocach prawie bez snu nie miał siły na rozwiązywanie tego problemu. Rico się wybudził ze śpiączki, ale był od pasa w dół sparaliżowany. Lekarze mieli nadzieję, że jednak będzie chodził, Gianna była tego pewna. Widać było, jak bardzo jest oddana bratu. Nie odchodziła prawie od jego łóżka, jakby chcąc mu oddać całą swą energię. Andre nie był aż takim optymistą, ale starał się swoje wątpliwości ukrywać przed bratem. W każdym razie nie mógł przeżywać swych sercowych niepowodzeń, bo nie pomógłby w ten sposób ani bratu, ani bankowi, którym musiał kierować, póki Rico nie wydobrzeje. *** Bethany przeglądała kolorowy magazyn w poczekalni u lekarza. Czekała, aż ją poproszą i przekażą wyniki badań. I tak wiedziała, co lekarz powie. Wszystkie oznaki nie pozostawiały wątpliwości, a testy ciążowe z apteki dawały prawie stuprocentową pewność. Nosiła dziecko Andre. Nie wiedziała, jak on zareaguje, bo przecież powinna mu powiedzieć. Wiedziała, że urodzi to dziecko.

Patrzyła na magazyn niewidzącym wzrokiem, pełna sprzecznych odczuć. Przez pięć tygodni zastanawiała się, czy była idiotką dlatego, że mu zaufała, czy dlatego, że nie chciała się z nim później zobaczyć i 5

dowiedzieć, dlaczego ją opuścił bez słowa. Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej była przekonana, że należało się z nim spotkać. Zbyt szybko zrezygnowała z tego związku i teraz uświadomiła sobie, że zrobiła to właściwie ze strachu. Bała się swego uczucia. Kurt bardzo ją zranił, a przecież nie czuła się z nim tak emocjonalnie związana, jak z Andre po pierwszej wspólnej nocy. Zaczęła kartkować pismo, kiedy jej uwagę zwróciło jedno zdjęcie. Mężczyzna na nim wyglądał jak Andre, ale to nie był on. Przeczytała podpis: „Magnat bankowy Rico di Rinaldo sparaliżowany na skutek wypadku samochodowego”. Z artykułu dowiedziała się, że został potrącony przez samochód, gdy chciał udaremnić napad na ulicy. Był przez pięć dni w śpiączce. Wypadek nastąpił tego dnia, gdy Andre wyjechał bez słowa. Gdy czytała o tym, jak walczył o życie, a brat zajmował się nim i sprawami banku, zrobiło jej się niedobrze. Zerwała się z fotela i zdążyła dobiec do łazienki, żeby zwymiotować. *** Bethany była kompletnie roztrzęsiona, gdy podchodziła do recepcji w banku Rinaldi. Po długim locie zameldowała się w hotelu, odświeżyła błyskawicznie i pojechała taksówką do centrum finansowego w Mediolanie. Nie mogła uwierzyć, że znów jest we Włoszech. Kiedy siedem tygodni wcześniej wyjeżdżała z Rzymu była taka nieszczęśliwa, że przyrzekła sobie nigdy więcej tu nie wracać. Teraz też była nieszczęśliwa, ale dlatego, że żal jej było Andre. Wyobrażała sobie, co musiał przeżywać, gdy bratu groziła śmierć lub częściowy paraliż. A ona, zamiast być przy nim, dostarczyła mu dodatkowych zmartwień. 6

Przyjechała, żeby go przeprosić, usprawiedliwić się i powiedzieć mu o ciąży. Następny ruch będzie należał do niego. Tak bardzo się bała, że teraz on odprawi ją i potraktuje tak chłodno jak ona jego, gdy ją telefonicznie odnalazł. Kiedy podała recepcjonistce swoje nazwisko, kobieta spojrzała na nią podejrzliwie, nim zadzwoniła do asystenta Andre. Powiedziała coś szybko po włosku i odłożyła słuchawkę. - Signor Mercado przyjdzie tu za chwilę i zaprowadzi panią do biura signora di Rinaldi. Bethany nie mogła uwierzyć, jak łatwo jej poszło tym razem, w porównaniu z dniem jej wyjazdu, kiedy nie mogła nawet dostać numeru jego poczty głosowej. Może była to inna recepcjonistka? Niecałe pięć minut później młody człowiek z ponurą miną, w eleganckim garniturze, dotknął jej ramienia. - Panna Hayden? - Tak, to ja. - Pan di Rinaldi przyjmie panią w swoim gabinecie. - Wie, że tu jestem? - Tak. - Nawet jego głos brzmiał ponuro. - Proszę za mną. Serce biło jej jak oszalałe w czasie długiej jazdy windą na ostatnie piętro. Andre rozmawiał przez telefon, gdy wprowadzono ją do gabinetu. Rozejrzała się dookoła. Było to eleganckie pomieszczenie, pięknie wykończone ciemnym drewnem, z obitymi skórą meblami i obrazami na ścianach. Jego życie było tak odległe od jej życia, a jednak się odnaleźli, jakby żadne przeszkody nie miały znaczenia. Czy będzie o tym pamiętał, czy zapamięta tylko jej okrucieństwo, spowodowane strachem? Andre odłożył słuchawkę i wstał. 7

- Witaj, Bethany. Czy twoja mama znów ci zafundowała wycieczkę do Włoch? Pokręciła głową, wpatrzona w niego. - Przyjechałam, bo musiałam cię zobaczyć. - Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, oświadczyłaś, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Czuła w gardle łzy. Musiała przez chwilę głęboko oddychać, żeby się uspokoić. - Przepraszam. Przepraszam. Byłam głupia i zrozumiem, jeżeli już nigdy nie będziesz chciał mnie znać, ale cię kocham i potrzebuję... i przez resztę życia będę się starała naprawić to, że cię zawiodłam, tylko daj mi jeszcze jedną szansę... Miał kamienną twarz, nie odezwał się ani słowem. - Nie wiedziałam - mówiła zduszonym głosem - o twoim bracie. Myślałam, że wyjechałeś do Nowego Jorku służbowo i zostawiłeś mnie bez słowa. Kiedy mi powiedziałeś, że to twój asystent nie zostawił wiadomości, pomyślałam, że nie jestem dla ciebie dość ważna, żebyś się tym zajął osobiście. To zabolało. - Przerwała, żeby zebrać myśli. - Wiem, że gdybym wtedy ci zaufała, zaoszczędziłabym nam obojgu cierpienia. Tylko zajmowałeś już wtedy tak ważne miejsce w moim sercu, że bałam się z tobą zobaczyć. Bałam się, że pokocham cię jeszcze mocniej, a wtedy zniszczy mnie twoja obojętność, bo o to cię podejrzewałam. Przypatrywała się jego twarzy, żeby z niej odgadnąć, co myśli, ale nawet nie mrugnął. Nic nie mówił, a ona zwiesiła głowę w rozpaczy. Jak może teraz powiedzieć mu o dziecku? Może powinna po prostu do niego napisać? Nie była to zapewne wiadomość, która by go teraz ucieszyła. Nie zniosłaby, gdyby zobaczyła w jego oczach niechęć na wieść, że ma zostać ojcem.

Odwróciła się w kierunku drzwi. 8

- Nie wiedziałaś o wypadku Rica? Zatrzymała się w pół drogi. - Nie. - Pisali o tym w gazetach. Stał teraz tuż obok niej, chociaż nie słyszała, kiedy podszedł. - Nie czytam gazet. - Kiedy się dowiedziałaś? - Trzy dni temu. - Szybko przyjechałaś. - Ale i tak za późno. Położył rękę na jej ramieniu i obrócił ją do siebie. - Na co za późno? - Żeby być przy tobie, kiedy mnie potrzebowałeś. - Zawsze cię potrzebuję. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. - Powiedziałaś, że mnie kochasz. - Świdrował ją wzrokiem, jakby chciał sprawdzić jej słowa. Nie mogła uwierzyć, że wolno jej go dotknąć. Ścisnęła tylko skrawek jego koszuli. - Kocham cię tak bardzo, że mnie to przeraża. - I z tego strachu mnie odrzuciłaś? Nie mogła już dłużej powstrzymać łez. Poczuła jednocześnie ulgę i nadzieję. - Tak. - Mieliśmy tak mało czasu, nie zdążyliśmy się przekonać, co dla siebie nawzajem znaczymy. - Skinęła tylko głową, bo z przejęcia nie była w stanie wykrztusić słowa. - Ja też cię kocham, mi amorino. - Mimo, że cię odrzuciłam? 9

Odpowiedzią był pocałunek, a ona była go tak spragniona, że ten jeden pocałunek natychmiast ją rozpalił. Andre przeprowadził ją przez gabinet i boczne drzwi. Okazało się, że miał tam mały apartament, a ponieważ był tak samo stęskniony i pragnął jej tak samo jak ona jego, kochali się długo i gwałtownie. Kiedy później przytuliła się do niego, była szczęśliwa, aż do zawrotu głowy. Przebaczył jej. Była pewna, że będzie zadowolony, gdy dowie się o dziecku. - Tym razem musimy się pobrać jak najprędzej - oznajmił. - Koniec nieporozumień. - Bardzo bym chciała, ale najpierw muszę ci coś powiedzieć. Pogładziła jego tors uszczęśliwiona, że znów może to robić. Uniósł jej brodę w górę. - O co chodzi? Jesteś zdenerwowana. Zawahała się. Jeżeli on jej nie ufa tak, jak ona nie ufała kiedyś jemu? Może pomyśli, że dziecko nie jest jego? ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin