Łopatkowa Maria - Samotność dziecka.rtf

(498 KB) Pobierz

Maria Łopatkowa

Samotność dziecka

Wydanie drugie

 

WARSZAWA 1989

Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne

Okładka i karta tytułowa Cecylia Staniszewska

Redaktor Elżbieta Nowacka \

Redaktor techniczny Magdalena Byczynska

Korektor Andrzej Grzybowski •&. u^ l*.

 

Copyright

by Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne . Warszawa 1983

Printed m Poland "•

ISBN 83-02-02017-6

Wydawnictwa Szkolne l Pedagogiczne

Warszawa 1989

Wydanie drugie. Nakład 9860+140 egz. Arkuszy druk. 16,25, wyd. 11,95. Oddano do składania 1988-03-03

Zamówienie nr 1211.

Papier druk. mat. pd. kl. V, 71 g, 82X104 cm. "     Podpisano do druku "w październiku 1988 r. Druk ukończono "w styczniu 1989 r. Zakłady Graficzne w Toruniu Żarn. 1211. MEN "18".

 

Dzieci myślą sercem -

nie rozumem Dlatego nieraz jest nam

tak trudno Odnaleźć wspólny język z nimi

Iwan, Dracz

Wstęp

Termin «człowiek samotny» w powszechnym rozumieniu ujmowany jest dwojako: jako ten, kto jest pozbawiony bezpośredniego kontaktu z ludźmi (samotny żeglarz) lub jako ten, kto nie ma żadnej bliskiej mu uczuciowo osoby.

Pierwsze określenie odnosi się zatem, do fizycznego 'oddalenia od ludzi, drugie zaś - do psychicznego od nich oddalenia, do braku emocjonalnej łączności.

Jan Szczepański odróżnia samotność i osamotnienie jako dwa różne stany i postacie ludzkiego bytowania. Dowodzi on, iż samotność jest wyłącznym obcowaniem z sobą samym, ze swym wewnętrznym światem, natomiast osamotnienie jest brakiem kontaktu z innymi ludźmi oraz z sobą samym. "Osamotnienie może więc być także wynikiem niemożności schronienia się w samotność swojego wewnętrznego świata, jeżeli nie uczyliśmy się żyć i działać w tym naszym wewnętrznym świecie. Są ludzie żyjący tylko w świecie .zewnętrznych rzeczy i innych ludzi." '

W moich rozważaniach będę używała zamiennie terminu samotność i osamotnienie, pojmując je jako poczucie osamotnienia, czyli stan psychiczny charaktery-

1 Jan Szczepański Sprawy ludzkie. Warszawa, Czytelnik 1978, s. 20-21.

 

żujący się bolesną dolegliwością braku więzi i stałego kontaktu z osobą dla dziecka znaczącą.

Fizyczne oddalenie od ludzi będzie także przeze mnie brane pod uwagę, głównie jednak w aspekcie wpływu na przeżycia dziecka, na jego rozwój psychiczny.

Stosując zamiennie: samotność i osamotnienie mam na względzie dwa uzasadnienia. Pierwsze - o czym wspomina prof. J. Szczepański - utożsamienie tych pojęć w powszechnym, popularnym rozumieniu. I drugie - różnica jakościowa pojęć samotności i osamotnienia dziecka a człowieka dorosłego. Ten ostatni mając swój wewnętrzny świat, może się do niego schronić, może z niego czerpać treści do życia, izolując się od ludzi. Jest to samotność nie obarczona egzystencjalną pustką, czyli nie przekraczająca granic psychicznej wytrzymałości.

Natomiast dziecko jeszcze tego wewnętrznego świata nie posiada (niemowlę) lub posiada (dziecko starsze), w stopniu ograniczonym i tak ściśle powiązanym ze światem zewnętrznym, że oddzielenie tych dwu światów niesie z sobą katastrofę rozwoju personalnego.

Jeśli brak jest świata wewnętrznego nie można się do niego schronić ani z nim kontaktować. Pozostaje więc brak kontaktu z sobą samym i z ludźmi -• czyli -osamotnienie.

Wprawdzie dziecko osamotnione w samoobronie próbuje sobie 'ów świat wewnętrzny stwarzać, nie jest to jednak- jak będę chciała wykazać - zadaniem na jego siły.

Tak więc posługując się zespolonym terminem: samotność - osamotnienie, nie sprzeniewierzam się podziałowi tych pojęć, jakiego w stosunku do ludzi dorosłych dokonał prof. J. Szczepański, natomiast sta

 

ram się objąć nimi specyficzny teren doznań i odczuć

dziecięcych.

Podobnie zamiennie będę używała słów: strach i lęk, które zazwyczaj towarzyszą poczuciu osamotnienia dziecka.

Poczucie dziecięcego osamotnienia może być świadome i nieświadome. Niemowlę nie ma jeszcze świadomości braku matki, lecz ma już odczucie jej braku.

Cyrille Kouperfiik * pisze, że podczas dziewięciu miesięcy matka i dziecko tworzą kontinuum biologiczne. "Wszystko więc przemawia za tym, że w chwili urodzenia dziecko musi czuć się osamotnione czy opuszczone".                              ,

Pojęcie samotność dziecka zawiera w sobie istotny, trwały czynnik, jakim jest brak matki i jej miłości. Określeniem "matka" będę się posługiwała także w rozumieniu matki zastępczej, czyli każdej osoby dla dziecka znaczącej, która wypełnia funkcje macierzyńskie. Brak tej osoby jest brakiem podstawowym w zaspokajaniu elementarnych psychofizycznych potrzeb dziecka, musi więc działać destrukcyjnie. Różnica pod tym względem między dzieckiem a dorosłym jest duża.

Dla dziecka więź z matką jest niezbędna nie tylko do zaspokojenia potrzeb uczuciowych, lecz więź ta jest warunkiem jego prawidłowego rozwoju emocjonalnego bez czego nie może być pełnowartościowej osobowości. •v Więź jest więc środkiem do czegoś, a nie jedynie składnikiem stanu psychicznego, którego obecność ów stan bogaci, nieobecność zaś zuboża.

Poczucie osamotnienia u człowieka dorosłego', o uformowanej w swych zasadniczych konturach osobowości wywołuje. stany przygnębienia lub smutku, lecz nie

* Ren6 Zazzo Przywiązawe. Warszawa, PWN 1.978, s. 111.

 

deformuje całej struktury psychicznej, bo jest ona, -w odróżnieniu od struktury dziecka, już ukształtowana..

Nasilone stany osamotnienia mogą wprawdzie poczynić szkody i w psychice dorosłych. Mogą, lecz nie muszą. U dziecka zawsze muszą. U ludzi dorosłych samotność może być czasem wyborem nie koniecznością. U dziecka nigdy nie jest wyborem, jest to bowiem sprzeczne z naturą dziecięcego okresu.

Terminem samotność dziecka obejmuję krótsze, dłuższe i trwałe stany, w których dziecko czuje się osamotnione. Nie wszystkie one czynią znaczące szkody w rozwoju dziecięcym, ale wszystkie należą do przeżyć przykrych, których łagodzenie i eliminowanie to powinności ludzi dorosłych, albowiem oni to je powodują. Im mniej smutku w dzieciństwie, tym łatwiej o radość w latach dojrzałych.

Poczucie dziecięcego osamotnienia może mieć różne stopnie intensywności i różne zakresy. Dziecko może czuć się osamotnione całkowicie (,,jestem niczyje, nic" - wypowiedź jednego z dzieci osieroconych) lub osamotnione częściowo. Osamotnienie częściowe wystę-.puje wówczas, gdy spośród bliskich dziecku osób jedna odchodzi, lecz inne pozostają.

W samotności dziecka będę brała pod uwagę, oprócz ludzi, również zwierzęta i rzeczy. Bo chociaż człowiek dla dziecka jest istotą najważniejszą, to w tym okresie rozwojowym można się bardzo przywiązać do zabawki, do psa, do pomieszczenia, w którym dziecko ma poczucie bezpieczeństwa. Poczucie osamotnienia pociąga za sobą poczucie zagrożenia, niepokój.

. W skład pojęcia samotność dziecka włączyłam także sieroctwo i poświęcić mu zamierzam dużo miejsca. Jest to najcięższa forma samotności i najwięcej szkodliwych skutków niesie ze sobą. W placówkach opieki poczucie osamotnienia wzmaga odmienny od rodzinnego styl

 

życia i sieroca "firma", w której nie sposób ukryć swej samotności. Samotność ujawniona wbrew woli przed obcymi ludźmi zawsze jest gorsza do zniesienia od samotności ukrytej, nie szkodzącej godności już myślą-

; cego dziecka.

^ O samotności dziecka wiemy mało. Mało też ludzie dorośli przywiązują wagi do dziecięcego poczucia osamotnienia. Odzwierciedla się to nawet w potocznych określeniach. Jest samotna matka, samotny ojciec, nie ma samotnego dziecka. Nie ma? Próbuję na to pytanie odpowiedzieć w niniejszej książce. Często posługuję się w niej nie moimi słowami. Przytaczam fragmenty dokumentów, autentycznych zdarzeń, listów. One mają wymowę silniejszą od mego komentarza. Sporo spośród nich wpłynęło do mnie w trybie interwencyjnym. Zawierały opisy wielu dziecięcych dramatów. Wówczas nie zawsze mogłam pomóc dziecku, chociaż wiedziałam, jak mu pomóc powinnam i czego ono ode mnie i od innych oczekuje. Na przeszkodzie stał bowiem często taki porządek rzeczy, który odpowiadał nie pragnieniom dziecka, lecz wyobrażeniom i interesom ludzi za sprawy dziecięce odpowiedzialnych.

Porządek ów nie był zazwyczaj dyktowany złą wolą ludzką. Wprowadzano go w imię dobra dziecka - ale dobra pojmowanego z pozycji człowieka dorosłego, mierzącego swoją miarą potrzeby dziecięce.

Miara ta w odniesieniu do potrzeb bytowych odpowiednio skorelowana z rozwojem fizycznym dziecka nie wymaga tak wielkiej korekty, jak miara odnosząca

.się do jego potrzeb psychicznych. Tu my dorośli mamy wobec dziecka poważne przewinienia. Niejednokrotnie to, co dla niego jest ogromnie ważne, bywa mało lub nic nie znaczące dla osób dysponujących jego losem. Kto z nich zastanawia się nad tym, co przeżywa dziecko w placówce opiekuńczej przeniesione do innej

 

obcej mu grupy bez opiekunki, do której było przywiązane? Albo, ilu rodziców zabierając nagle do siebie dziecko wychowywane od kilku lat przez dziadków - liczy się z jego protestem?                  •

Decyzje ludzi dorosłych słuszne w jednej dziedzinie mogą być wysoce szkodliwe w innej, nie mniej istotnej dla dziecięcego rozwoju.

W medycynie do lekarstwa skutecznego na daną dolegliwość, lecz szkodliwie oddziaływającego na inne strefy zdrowotne dołącza się środki neutralizujące owe skutki uboczne. Rzadko, niestety, stosuje się tę zasadę w opiece wychowawczej nad dzieckiem. Stąd niejednokrotnie w ważkich postanowieniach odnoszących się do systemu opiekuńczego poszczególnych grup czy jednostek dziecięcych, obok uzasadnień bezdyskusyjnych znaleźć można łatwo przewidywalne skutki ewidentnie szkodliwe. I tak np. niezaprzeczalna potrzeba wzmożonej opieki lekarskiej nad małymi dziećmi spowodowała u nas, i w wielu innych krajach, resortowy podział polegający na przekazaniu opieki nad dzieckiem do lat 3 ministerstwu zdrowia, powyżej zaś 3 lat -- ministerstwu oświaty.

Podział taki automatycznie pociągnął za sobą w placówkach opieki całkowitej podział rodzeństw: 2-letnia siostra szła do domu małego dziecka, zaś 4-letni brat do domu dziecka. W ten sposób jedyna więź, która mogła uratować dzieci przed poczuciem całkowitego osierocenia, została zerwana.

Więź należy do zjawisk psychicznych, zabiegi pielęgnacyjne - do zjawisk fizycznych. Troska o stronę fizyczną zawsze dominowała w praktyce nad troską o prawidłowy rozwój sfery emocjonalnej.

Stosowanie dotkliwych kar cielesnych jest prawnie uznawane za przestępstwo wobec dziecka. Stosowanie

 

dotkliwych kar psychicznych uchodzi dość powszechnie bezkarnie.

Uderzenie fizyczne, powodujące kalectwo dziecka^ jest widoczne i napawa ludzi oburzeniem.

"Uderzenie" psychiczne, powodujące kalectwo uczuć,. jest niewidoczne, albowiem kalectwo to nie występuje w zdeformowanym kształcie fizycznym, natomiast ujawnia się w zachowaniu dziecka, w całym jego okaleczonym życiu. Nie budzi to jednak zrozumienia i współczucia tak, jak kalectwo fizyczne. Ludzie bowiem nie wiążą tu niewidocznych przyczyn z widocznymi skutkami i dlatego obarczają winą za niewłaściwe postępowanie tych, wobec których sami są winni, Jest to tak, jakby człowiek, który przetrąciwszy nogę-drugiemu, miał potem do niego pretensje, że ten miast iść normalnie, kuleje.

Sporo jest na świecie takich "kulejących" nie ze swej winy dzieci. Gdyby zjawisko to miało tendencję-malejącą, nie trzeba byłoby bić na alarm. Niestety, dzieci z zaburzeniami w zachowaniu przybywa.

Coraz wyższy poziom materialny, coraz wyższy stopień wykształcenia, coraz wcześniejsze i intensywniejsze dojrzewanie fizyczne młodzieży - i coraz bardziej zagrożona sfera psychiczna ludzi. Jest to wynik zachwianej równowagi' dążeń ludzkich w zdobywaniu wartości materialnych i duchowych. Te ostatnie spychane są na dalszy plan przez tłumny pośpiech ku dobrom konsumpcyjnym. W pośpiechu, w tłumie trudno o życzliwość, wzajemną pomoc, poczucie bezpieczeństwa, zrozumienie. Za styl życia, jaki cywilizacja przemysłowa narzuciła człowiekowi, płaci on cenę bardzo-wysoką. Cena ta, to wzrastające wyobcowanie, aliena-cyjny smutek egzystencji pozbawionej oparcia wśród ludzi. Narastające pragnienie takiego oparcia młodzież. lokuje w nadziei na założenie własnej dobrej rodziny..

.9

 

l zakłada ją z miłości, bez przymusu, oczekując po niej

-wiele. Dlaczego więc tyle rodzin się rozpada? Dlaczego małżeństwa w coraz lepszych warunkach coraz gorzej

ze sobą żyją?

Można z całym prawdopodobieństwem domniemywać, że jedna z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy tkwi w przecenianiu spraw bytowych i niedocenianiu psychicznych. Brak właściwej troski o rozwój

-uczuć, o niezbędne dla tego rozwoju warunki sprawia, że sfera ta narażona jest - zwłaszcza w najwrażliw-szym okresie dzieciństwa - na liczne uszkodzenia i deformacje. Można by było temu zapobiec, gdyby wiedza o potrzebach rozwojowych dziecka stosowana była powszechnie w praktyce.

Jeśli zmieniły się czasy i matki poszły do pracy

przekazując żłobkom opiekę nad swymi dziećmi, to żłobki powinny tę opiekę sprawować z jak najmniejszym uszczerbkiem dla rozwoju emocjonalnego dziecka.

Personel żłobkowy stara się zastępować matki głównie w ich funkcjach pielęgnacyjnych. Ochrona sfery psychicznej ustępuje przed porządkiem organizacyjnym, przed obawą o infekcję, przed potrzebami natury .żywieniowej i innej, nie jest to dziedzina w instytucji

Opiekuńczej ważna.

A jak dziedzina ta jest ważna w całym życiu ludz-

;kim - nie muszę udowadniać. Najwyższą wartość każdej ludzkiej egzystencji może nadać tylko miłość. Zdolność zaś do kochania trzeba umiejętnie rozwijać i strzec bardziej aniżeli wszelkie inne uzdolnienia. Zdolności muzyczne obejmują tylko jeden rewir możliwości psychofizycznych jednostki. Po utracie słuchu można

-tylko nie móc grać. Zdolność do emocjonalnego odbierania i tworzenia wartości obejmuje całego człowieka,

•zniszczenie jej to największa krzywda jaką można mu ^wyrządzić. Nie móc kochać, to nie móc żyć, można tyl-

10

 

ko istnieć. Czy zniszczenie lub uszkodzenie potencjalnych możliwości rozwoju emocjonalnego jest potwierdzone przez naukę? Potwierdzenie tego możemy znaleźć niemal we wszystkich gałęziach wiedzy traktującej o ludzkiej osobowości.

Wyniki badań nad dziećmi wskazują na upośledzenie zdolności nawiązywania prawidłowej więzi uczuciowej z drugim człowiekiem.

Badania osób określanych terminami psychopata, so-cjopata zawierają stwierdzenia: brak zdolności kochania, brak sumienia, niedorozwój uczuć wyższych, osobowość antysocjalna.

Nauka nie jest pewna, jaką rolę odgrywają tu czynniki biologiczne, jest jednak zgodna co do tego, że czynniki środowiskowe nie są bez znaczenia, a nawet w wielu sytuacjach mogą decydująco wpłynąć na prawidłowy lub nieprawidłowy rozwój psychiczny człowieka. Zwłaszcza dotyczy to okresu dzieciństwa, w. którym wychowalność ma największe szansę skuteczności.

Jeśli zgadzamy^się z tak postawionym zagadnieniem, 'to trzeba także uznać wypływający z tego logiczny .jwniosek: praktykę opiekuńczo-wychowawczą należy -"doskonalić w tym kierunku, by eliminować z niej wszystko, co szkodzi rozwojowi psychicznemu dziecka a przed czym przestrzega nauka i mądrość życiowa, oparta na doświadczeniach pracy wychowawczej.

Wniosek taki wydaje się niemal truizmem. Stosowanie wiedzy w praktyce jest chwalebnym znakiem naszych czasów. Racjonalizacja święci nie spotykane dotąd triumfy. I jest to prawdą, lecz odnoszącą się do postępu technicznego i gospodarczego. O postępie w wychowaniu można by mówić wtedy, gdyby ludzie ludziom byli coraz bliżsi. Jak dotąd ani wyniki badań, ani obserwacje potoczne »»a to nie wskazują.

11

 

Istnieje wprawdzie termin "postęp pedagogiczny" -'-ogranicza się jednak do dziedziny nauczania.  ,     '

Nad brakiem ofensywności wychowawczej zaciążyła w znacznym stopniu rozbieżność teorii z praktyką. Rozbieżność ta tak dalece utrwaliła się w rzeczywistości, że nie narusza spokoju - poza nielicznymi wyjątkami - ani teoretykom, ani praktykom wychowania. Teoretycy nie protestują, kiedy środki masowego przekazu lansują od czasu do czasu formy pomocy dzieciom będące zaprzeczeniem podstawowych zasad pedagogiki. Praktycy nie protestują, kiedy teoretyk interpretuje wyniki badań w sposób nie odpowiadający prawdzie faktów pedagogicznych.

Tak to jedni drugim nie przeszkadzają, chociaż przeszkadzać powinni. Dzięki tym twórczym "przeszkodom" rozwinąć by się mógł autentyczny racjonalizatorski ruch w wychowaniu i opiece nad dzieckiem. Ruch ten

•pozyskawszy sobie reprezentantów polityki społeczno-

-wychowawczej mógłby mieć istotny wpływ na doskonalenie systemu wychowawczego, na funkcjonowanie poszczególnych jego ogniw, a co za tym idzie na pracę z konkretnym dzieckiem odpowiadającą, jego odrębności psychicznej i sytuacyjnej.

Zespolenie wysiłków pedagogów, lekarzy, dziennikarzy, twórców może dać wiele nie tylko dziecku, nam wszystkim. Bo od tego czy i jak rozwiniemy uczucia wyższe u naszych dzieci - zależna będzie nasza przyszłość.

To one, już usamodzielnione, albo podeprą nas, zmęczonych życiem, albo odejdą i skażą na samotność. Samotność u kresu istnienia i na jego początku jest nieco do siebie podobna w ciężarze nieproporcjonalnym do sił. Małe dziecko jest jeszcze za słabe, starzec jest już za słaby, by ją bez szwanku psychicznego unieść.

12

 

Oba te rodzaje samotności, jakościowo bardzo różne i bardzo od siebie odległe, są jednak wzajemnie uwarunkowane.                                     /

Uszkodzenia mechanizmów emocjonalnych we wczesnych latach powodują, także w późniejszych okresach, zakłócenia w kontaktach międzyludzkich, zwłaszcza rodzinnych. To z kolei prowadzi do zaniku więzi, jeśli takowe istniały, i do całkowitego osamotnienia w wieku emerytalnym.

Do podjęcia tematu samotności dziecka nie skłoniła mnie jednak tylko obawa o nasz starczy, nieuchronny los.

. Skłoniło mnie do tego także cierpienie niektórych ludzi młodych daremnie usiłujących nawiązać kontakty emocjonalne z otoczeniem. Nie potrafią. Widzą wokół . siebie, u innych, miłość, przyjaźń, wierność, Dla nich takie szczęście jest nieosiągalne. Są więc zgorzkniali, agresywni. Im jest źle i z nimi jest źle.

Najsilniejszym jednak motywem zobowiązującym mnie do napisania tej książki były prośby dzieci o zrozumienie i docenienie ich potrzeb emocjonalnych. Prośby te odczytywałam z ich oczu, gestów, płaczu-, z rysunków, ankiet, testów, rozmów, wspomnień. Był w nich zawsze zawarty lęk przed osamotnieniem. Wśród najtrwalej zapamiętanych przykrych zdarzeń w dziecięcym życiu było rozstanie, utrata, rozdzielenie, porzucenie, odtrącenie - czyli wszystko to, co godzi w przywiązanie i grozi samotnością. Samotność jest antytezą dzieciństwa. Tych dwu pojęć nie da się ze sobą pogodzić. Ilekroć życie postawi je obok siebie, zawsze będzie to ze szkodą dla dziecka. Jakie szkody dziecko poniesie i jak tego uniknąć - próbę odpowiedzi na te pytania zamierzam dać w niniejszej książce. Marzy mi się, że po jej przeczytaniu częściej będą zdarzać się sytuacje, kiedy:                              •

13

 

matka zmieni decyzję i nie odda syna do tygodniowego żłobka;                       '

• lekarz pozwoli matce pielęgnować w szpitalu chorą

•córkę;

•' nauczyciel nie rozsadzi dwóch przyjaciół w osobnych ławkach;

- dyrektorka domu dziecka nie rozdzieli rodzeństwa

dając każde do innej grupy;

- rodzice nie zostawią małego dziecka zamkniętego na

klucz w pustym pokoju;

- sędzia nie wyda wyroku przyznającego dziecko wbrew, jego woli osobie obcej, nawet jeśli by była

matką rodzoną;

- psycholog zrozumie, dlaczego nie można z dzieckiem osamotnionym nawiązywać przyjaźni tylko na czas

stawiania diagnozy;

- przedstawiciel władz nie wyda decyzji naruszającej

poczucie dziecięcego bezpieczeństwa;

- dziennikarz nie napisze artykułu o dobrych ludziach zbierających dary dla biednych sierotek.

 

Samotność dziecka uj rodzinie

Wydawać by się mogło, że w rodzinie pełnej, akceptującej dziecko nie ma podstaw do mówienia o dziecięcej samotności. I rzeczywiście nie ma podstaw, by mówić o całkowitym, trwałym poczuciu osamotnienia u dzieci z tej typowej kategorii współczesnych pozytywnych rodzin. Są jednakże przesłanki upoważniające do postawienia hipotezy, iż zwiększa się częstotliwość sytuacyjnego powstawania u dziecka poczucia osamotnienia, a co z tym się wiąże - wzrasta niedomiar emocjonalny w stosunkach rodzinnych. Decydujący wpływ ma na to styl życia i niedocenianie przez rodziców psychicznych potrzeb dziecka.

A oto jeden z dowodów świadczących o zasadności niepokoju pedagogicznego wypływającego z mej hipotezy.

Departament Badań Demograficznych i Społecznych GUS przeprowadził w 1978 r. badania ankietowe na temat czasu, jaki rodzice poświęcają dziecku. Wyniki badań ujawniły postępujące zmniejszanie tego czasu, a także alarmujący fakt zupełnego wyeliminowania go przez większość rodziców z kontaktów wyłącznych między nimi a dzieckiem.

W rodzinach mających dzieci w wieku O-14 lat aż 77°/o ojców i ponad połowa matek w ogóle nie poświę-c^ czasu na taki kontakt. Obok czasu wyłącznego

'"»

15

 

istnieje jeszcze tzw. czas towarzyszący, podczas którego ...rodzice zajmując się czym. innym pilnują dziecka. Odnosi się to głównie do dzieci małych, nad których bezpieczeństwem trzeba bezpośrednio czuwać.

W tym czasie towarzyszącym co piąta matka dochodzi do trzech i pół godziny łącznej opieki nad dzieckiem, a co dziesiąty ojciec do około dwóch godzin na

dobę.

Można więc na podstawie tych danych z całym prawdopodobieństwem stwierdzić, że po okresie wczesno-- dziecięcym, wymagającym zwiększonej opieki', czas bezpośrednich kontaktów rodziców z dzieckiem maleje do rozmiarów wysoce dla wychowania niekorzystnych. Nie chodzi tu tylko o długość, lecz także o jakość przeznaczonego dla dzieci czasu. Niemowlę potrzebuje go więcej ze względu na wymogi pielęgnacyjne, dziecko szkolne potrzebuje go tyle, ile zabierają zwierzenia i pytania nurtujące je w związku z rozszerzaniem się życiowego terenu doświadczeń. Jeśli na pytania te nie ma czasu lub nie ma kto odpowiedzieć, dziecko czuje brak oparcia w osobach bliskich, pozostaje ze swymi problemami samo. U dzieci, które dysponują już zaczątkiem myślenia refleksyjnego, powstaje w takich sytuacjach nie tylko odczucie osamotnienia, lecz także jego gorzka świadomości/Dziecko zdaje sobie sprawę, |że nie jest-ono w tej'chwili ważne, że nie liczą się n jjego kłopoty i radości, rodzice nie chcą o nich słyszeć. j i j' Nie móc się podzielić radością jest czasem dotkliwsze, W aniżeli nie móc podzielić się kłopotem. Na kłopot, uwłaszcza o charakterze materialnym, częściej rodzice ^reagują, albowiem ich udział w jego usuwaniu jest niezbędny. Radość zaś nie wymaga działań praktycznych, a tylko wspólnoty przeżywania, jest więc mało ważna z punktu widzenia utylitarnego. Utylitaryzm stwarza barierę w porozumiewaniu się dzieci z do-

16

 

słyini. Dorośli zwykli uważać za ważne to, co przy-

osi konkretne, opłacalne w świecie zewnętrznym, korzyści. Dzieci uważają za ważne to, co opłacalne jest

^ wewnętrznych doznaniach, co mierzone jest ich emocjonalnymi sprawdzianami. Stąd dla dziecka i jego rozwoju psychicznego nieistotne jest zapewnienie dostatnich warunków bytowych. Istotne natomiast iest zapewnienie warunków dla zaspokajania potrzeb emocjonalnych. Patrząc z tych pozycji na kontakt dziecka z rodzicami, większą pozytywną rolę może odegrać serdeczna rozmowa z dzieckiem nic praktycznie nie przynosząca, aniżeli wręczenie mu książeczki mieszkaniowej z kilkudziesięciotysięcznym wkładem.

Jeśli zaczyna być odwrotnie i dziecko preferuje w stosunkach z rodzicami korzyści materialne, jest to oznaka nieprawidłowego rozwoju osobowości.

Podwyższanie stopy bytowej ludności, szybkie tempo życia i powszechny brak czasu sprawia, że rodzice próbują kompensować braki w stosunkach emocjonalnych z dziećmi ekwiwalentem pieniężnym, podarunkami itp. Wpływają w ten sposób na kształtowanie u dzieci postaw konsumpcyjnych, co nie tylko nie wzmacnia więzi uczuciowej, lecz ją przez wzrost egoizmu rozluźnia.

U ludzi dorosłych samotność wśród nagromadzonych •rzeczy bierze swój początek z poczucia osamotnienia dziecka, szczodrze obdarowywanego podarkami, z którym nikt nie rozmawiał o jego problemach.

Rozmowa towarzysząca czynnościom i zajęciom praktycznym też przynosi korzyści dziecku. Ze względu jednak na mniej lub bardziej absorbujący charakter tych zajęć kieruje uwagę i treść na to, co się aktualnie dzieje zewnątrz dziecka, a nie w nim samym. Rozmowa z wyłączeniem przeszkadzających jej czynności, poświęcona tylko dziecku, stwarza klimat wy-' łączności, a przez, to Ąadaje wyższą rangę sprawom.

2 - Samotność dziecka                                         11

 

które z dzieckiem omawiamy. Jeśli dziecko pojmie, że je rozumiemy, że poważnie traktujemy jego problemy i jesteśmy zawsze gotowi pomóc mu w ich rozwiązywaniu - utrwala się wówczas jego zaufanie do nas, pewność, że nie jest samo w duchowym tego słowa

znaczeniu.

Pewność tę pogłębiają słowa wyrażające miłość do

dziecka. Potrzebuje ono słownego potwierdzenia uczuć rodzicielskich. Domaga się tego jawnie już w pierwszych latach życia, w późniejszych - jawność tych pra-gnień pokrywa wstydliwość, lecz potrzeba jednak nie wygasa, zmienia się tylko z latami jej intensywność.

Upewnianie się o istnieniu rodzicielskich uczuć pomaga zaspokajać nie tylko potrzebę miłości, lecz także

potrzebę bezpieczeństwa.

Dopóki człowiek nie może o własnych siłach egzystować w otaczającej go rzeczywistości, dopóki uzależniony jest od dorosłych, chce być pewny, że jest , przez nich kochany, że go nie skrzywdzą ani nie opuszczą. Jeśli takiej pewności niecna, powstaje u niego lęk przed osamotnieniem. Lęk ten nawet w formie podświadomej daje się zauważyć w zachowaniu i postawie dziecka. Dziecko nie mające oparcia w czyjejś miłości, wykazuje w porównaniu z innymi rówieśnikami większą chwiejność, lękliwość, niezdecydowanie.

Do rozmów wzmacniających uczuciowo należy zaliczyć rozmowy zwierzeniowe. Dziecko chce opowiadać rodzicom, co przeżyło, co widziało, o czym przeczytało w książce. Jest to pragnienie podzielenia się nie tylko spostrzeżeniami dotyczącymi napotkanych zjawisk, lecz także stosunkiem do nich. Rodzice, którzy zawsze dla • dziecka znajdą czas i właściwie, akceptujące zareagują

na jego zwierzenia, mają szansę tak utrwalić potrzebę i    zwierzeń dziecięcych, że pozostanie ona stałym składni-

18             -

 

,   więzi. Ludzi, którzy mają się komu zwierzać,

yadko ogarnia poczucie osamotnienia.

Dzieci łatwo zachęcić do mówienia o sobie, ale też łatwo doprowadzić do zamknięcia się przed rodzicami, do ograniczenia kontaktów słownych w sposób dla obu stron zubożony. Rodzice strofujący dziecko za gadanie,, śmiejący się z poważnych dla niego problemów, proszący, żeby im dało spokój, bo są zmęczeni, odpowiadający, że nie mają czasu na słuchanie, odsyłający je do zabawek, kiedy ono chce im coś ważnego powiedzieć, mający mu za złe zamiast zastanowić się wspólnie nad wyjściem z sytuacji, o której się od niego dowiedzieli, obojętnie reagujący na nieobojętne dla niego sprawy, z których się im zwierzyło, rozpowiadający do obcych to, co ono im w zaufaniu przekazało, wykorzystujący jego rizczerość przeciwko niemu, posługujący się w stosunkach domowych tylko mową typu przedmiotowego - rodzice tacy mało mają szans na wzmacnianie więzi za pomocą odwiecznego środka, jakim w stosunkach międzyludzkich są właściwie stosowane słowa.

Ludzie, którzy nie mają ze sobą o czym mówić, rzadko bywają ludźmi sobie bliskimi. Ale bywają. I chociaż brak rozmów niewątpliwie zuboża życie rodzinne, to nie można nie doceniać roli konkretnych sytuacji, które to życie stwarza, a które mają wymowę czasem mocniejszą od słów. Dziecko, które widzi, że jegc ojciec staje w obronie słabszych, że pomógł mu wydostać się z kłopotów, że w niebezpieczeństwie \\ykazał odwagę - dziecko takie nabywa przekonania, że może na Ojca liczyć, że ten mu zawsze w chwilach trudnych pomoże. Pobyt od niemowlęctwa z rodzicami pozwala obserwować ich zachowanie podczas różnych zdarzeń codziennych i niezwykłych. Jeśli zachowania te zyskują aprobatę dziecka, wzrasta u niego poczucie rodzin-

19

 

nej więzi. Jeśli są to w jego ocenie zachowania negatywne, wzrasta wówczas protest, żal, poczucie rodzin,

nego wyobcowania.

Duże znaczenie dla usunięcia lub niedopuszczenia do

poczucia osamotnienia u dziecka ma kontakt fizyczny

. między nim a rodzicami.

Zazwyczaj w publikacjach naukowych podkreśla się

rolę takiego kontaktu w pierwszym okresie rozwoju dziecięcego. Wiąże się go m.in. z zespoleniem biologicznym w życiu płodowym. Wynikałoby z tego, że im dalej od okresu płodowego, tym mniejsza potrzeba' kontaktów fizycznych. Można się z tym zgodzić tylko częściowo. Małe dziecko rzeczywiście wymaga większej częstotliwości takich kontaktów i w nieco innej formie realizowanych. W miarę upływu lat bogaci się między ludźmi zasób różnych sposobów wzajemnego komunikowania się emocjonalnego. Zmienia się w związku z tym proporcja form kontaktowych. Noszenie na rękach jest przywilejem małych dzieci, starsze oczekują ogarnięcia ramieniem, przyjaznego gestu, uścisku spowodowanego potrzebą pocieszenia, współprzeżycia

smutku, radości, przebaczenia.

Są ważne chwile w życiu dziecka, a także człowieka

dorosłego, w' których nie słowa, lecz gest, dotyk znaczą najwięcej. Otarcie łez, pocałowanie i przytuleni;

likwidują dziecięce cierpienie skuteczniej od wszelkie! innych zabiegów. W momentach zagrożenia przesłań) uśmiech, wspierający znak dłonią, ruch głową, co m odbiorze znaczy "nie bój się, będzie dobrze, jesten z tobą" - zmniejsza u dziecka strach, wzmacnia po czucie wspólnoty z drugim człowiekiem. Wspólnot psychiczna wyklucza samotność. W utrwalaniu t( wspólnoty dużą rolę odgrywają takie formy okazywa nią uczuć za pomocą kontaktów fizycznych, które two rżą stałe przyzwyczajenia wchodzące, w nawyk. Nawy

20

 

iest wyuczonym składnikiem świadomej działalności "powieka, będącym rezultatem wiele razy powtarzanych, stopniowo automatyzujących się czynności. Czy zatem automatyzacja nie może doprowadzić do kontakt11 fizycznego nie mającego pokrycia w treściach emocjonalnych?

Sama automatyzacja do tego doprowadzić nie może, i-noże natomiast pozorować kontakt emocjonalny, którego nie było lub go z różnych innych przyczyn zabrakło, utrzymując tylko formę kontaktu fizycznego. Można więc codziennie, idąc do pracy, całować dziecko lub żonę z przyzwyczajenia opartego nie na potrzebie emocjonalnej, lecz na skutek wymogów konwenansu' rodzinnego.                                .  ,

Codzienne całowanie dziecka na dobranoc wypływa - z wyjątkiem rodziców o postawie odrzucającej, którzy raczej się do takiej czynności nie zmuszają - z potrzeby uczuciowej obydwu stron. Jest to nie tylko wyraz wzajemnej miłości, lecz także środek na uspokojenie dziecka, na jego dobre sny i rozproszenie obaw przed nocą. Noc, ciemność wywołują nie tylko u dzieci, lecz i u wielu dorosłych poczucie zagrożenia i_ osamotnienia. Dopiero bliska obecność drugiego człowieka usuwa lub łagodzi te stany.

Dzieci mające pełne poczucie bezpieczeństwa i od urodzenia przyzwyczajone do zasypiania w ciemności, nie kojarzącej im się z żadnym przykrym przeżyciem, a odwrotnie z pogodną bajką i pocałunkiem - nie boją się nocy.

Wystarczy jednak, aby dziecko obudziło się w ciemności i uświadomiło sobie, że jest zupełnie samo bez Jakiejkolwiek znanej osoby w pobliżu, by popadło w przestrach uczulający je trwożliwie na noc i'rozłąkę.

Jak wielka jest w takiej sytuacji samotność dziecka spotęgowana strachem, odczuwa każda matka po spo-

•3»'    ^                         '.               •     .

21

 

sobie przytulenia się do niej, po gwałtownym biciu serca, po intensywności płaczu. Rodzice zamykając małe dziecko na noc w pustym domu w przeświadczeniu, że nic mu się nie stanie, mogą mieć rację w odniesieniu do bezpieczeństwa fizycznego, jeśli odpowiednio zabezpieczyli pokój, lecz nie psychicznego. U dziecka wrażliwego intensywność przykrego przeżycia spowodowanego strachem i samotnością może być tak duża, że skutki tego długo nie pozwolą się zatrzeć w jego emocjonalnej pamięci.

Janusz Reykowski * twier...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin