Siergiej Łukjanienko - Poszukiwacze nieba 01 - Zimne brzegi.pdf

(1191 KB) Pobierz
144616027 UNPDF
SIERGIEJ ŁUKJANIENKO
ZIMNE BRZEGI
Hołodnyje Bieriega
Przełożyła Ewa Skórska
Data wydania polskiego: 2003
SPIS TREŚCI
CZĘŚĆ PIERWSZA SMUTNE WYSPY
.....................................................................................
Rozdział drugi, w którym wszyscy biegną, ale niewielu wie, dokąd i po co.
............................
..........................
......................................................................................................................................
nie podoba
.................................................................................................................................
Rozdział piąty, w którym liniowiec nam salutuje, a my mu odpowiadamy
.............................
CZĘŚĆ DRUGA WESOŁE MIASTO
.........................................................................................
Rozdział pierwszy, w którym trzy razy mienia mnie głupcem, a ja nie zaprzeczam
...............
Rozdział drugi, w którym zaczynam panikować, i jak się okazuje, nie bez podstaw
..............
.......................................................................................................................
Rozdział czwarty, w którym mnie uczą bogobojności, a ja uczę rozumu
....................................
....................................................................................................................................
CZĘŚĆ TRZECIA GALIA
...........................................................................................................
Rozdział pierwszy, w którym opowiadam o morzach i oceanach i dostaję dobrą radę
............
Rozdział drugi, w którym dwa razy zostaję rozpoznany i dwa razy nic się nie dzieje
.............
.....
............................................................................................................................
CZĘŚĆ CZWARTA KRAINA CUDÓW
.....................................................................................
...........................................................................................................................
Rozdział drugi, w którym wszyscy się ze sobą kłócą, ale każdy z innego powodu
.................
......................................................................................................
to, co robi Markus, przechodzi wszystko
..................................................................................
Rozdział pierwszy, w którym wyciągam wnioski i próbuję w nie uwierzyć
siedmiu
uświadamiam
144616027.001.png
wdzięczności
.............................................................................................................................
ZDOBYWAMY PRZYJACIELA
..........................................................................................
144616027.002.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
SMUTNE WYSPY
ROZDZIAŁ PIERWSZY,
W KTÓRYM WYCIĄGAM WNIOSKI I PRÓBUJĘ W NIE UWIERZYĆ
Bat w ręku nadzorcy zdawał się żyć. Czasem spał na jego muskularnych, porośniętych
kędzierzawymi, rudymi włosami rękach, czasem wyciągał się leniwie, dotykając grzbietów
katorżników, czasem, rozwścieczony, zaczynał się miotać, połyskując malutką miedzianą
końcówką.
A twarz nadzorcy, obojętna i znudzona, mówiła: to nie ja, nie ja, nie miejcie żalu! To
on, on, wyrabia co chce...
- No, zbóje, mordercy... będziemy się buntować?
Chór głosów odpowiedział, że nie, nie mamy zamiaru. Nadzorca uśmiechnął się z
zadowoleniem:
- To dobrze, cieszycie starego...
Jak na nadzorcę rzeczywiście był stary - mógł mieć ze czterdzieści lat. W tej pracy
rzadko dociąga się do takiego wieku - jednego uduszą łańcuchem, innego stratują nogami, a
jeszcze inny sam odejdzie, jak tylko trochę pieniędzy zaoszczędzi. Lepiej maszerować w
szeregu albo szlifować bruk, patrolując ulice w pancerzu strażnika, niż mieć do czynienia z
kilkunastoma gotowymi na wszystko łajdakami.
Ale ten, o przezwisku Kpiarz, był zbyt ostrożny, żeby wpaść w ręce doprowadzonego
do ostateczności mordercy, i wystarczająco mądry, żeby nie złościć bez potrzeby całego
transportu. Czy to takie trudne - rozeznać się, kto naprawdę zawinił, nim puścisz w ruch bat,
albo huknąć na kucharza, żeby z resztek prowiantu spróbował uszykować coś jadalnego?
Jednak nie każdy rozumie, dlatego w ładowniach statków wybuchają zaciekłe bunty,
po których zakłopotani oficerowie nie mogą znaleźć wściekłych, potężnych jak byki
nadzorców. Pozostaje im wtedy jedno - powiesić co trzeciego. Ale nawet to uspokoi
katorżników jedynie na jakiś czas.
- A ty, Ilmar? Jeszcześ nie pojął, co i jak z kłódkami?
Na moje ramię spadła ciężka ręka. Kawał chłopa z tego Kpiarza. Nie chciałbym go
rozgniewać - nawet gdybym był bez łańcuchów.
- Coś ty, Kpiarzu. Nie dałbym rady takim kłódkom.
Nadzorca, który zawisł nad moją koją - zaszczytną, dziobową, z jednym tylko
sąsiadem - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co prawda to prawda, Ilmar... Ale prócz rąk masz przecież język, nie? Może masz
Słowo, a na tym Słowie - pęk kluczy?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin