Cadigan Pat - Anioê.doc

(121 KB) Pobierz
Pat Cadigan

Pat Cadigan

 

Anioł

 

Zostań ze mną jeszcze, Aniele, poprosiłam, i Anioł powiedział, że

zostanie. Dobrze mi było z Aniołem, dobrze mieć go przy sobie, gdy

wieczór chłodny i nie ma dokąd pójść. Staliśmy razem na rogu ulicy i

przyglądaliśmy się przejeżdżającym samochodom i ludziom, i w ogóle.

Ulice oświetlone były jak na Gwiazdkę uliczne latarnie, witryny sklepów,

markizy nad czynnymi całą noc kinami i księgarniami błyskały i migotały:

zmierzch nad wschodnim śródmieściem. Anioł przyzwyczajał się już do tego

otoczenia i do tego, jak spędzam wieczory. Trzymając się na uboczu, bo

jak by tu inaczej. Był teraz m o i m Aniołem, był nim od tamtego

chłodnego wieczora, kiedy wracałam do domu, bo gdzież więcej można było

pójść, i znalazłam go, i zabrałam ze sobą. Dobrze jest mieć kogoś, kogo

można ze sobą zabrać; kogoś, kim można się opiekować. Anioł to wiedział.

On też zaczął się mną opiekować.

Jak teraz. Staliśmy tam przez chwilę, a ja rozglądałam się wokół bez

specjalnego zainteresowania; mijały nas samochody, niektóre zatrzymywały

się raz po raz przy dziwkach wdzięczących się przy krawężnikach - i

wtedy zobaczyłam to kącikiem oka. Z Anioła wydobywał się fluid

połyskujący jak iskry, ale płynny jak ciecz. Srebrne fajerwerki.

Odwróciłam się, żeby lepiej się przyjrzeć, i nic już nie zobaczyłam. A

on spojrzał na mnie i uśmiechnął się niepewnie, jakby nieco zakłopotany

tym, że widziałam. Nikt więcej jednak tego nie spostrzegł; ani niski

facet, który przystanął obok Anioła i czekał na zielone światło, żeby

przejść przez ulicę, ani chudy jak szczapa hip rozglądający się za

amatorem na kolumnę głośnikową, którą taszczył na ramieniu, ani żołnierz

na przepustce przechodzący obok nas defiladowym krokiem dwiema

przyjaciółkami uwieszonymi jego ramienia, nikt oprócz mnie.

Głodna? spytał Anioł.

Jasne, odpowiedziałam. Jestem głodna.

Anioł przeniósł wzrok na coś za moim plecami. Okay, powiedział.

Obejrzałam się - nadchodzili: trzej chłopcy w skórach, czapki z

daszkiem, pasy, buty, kółka na klucze. Na wspólnym obchodzie. Skóra

cierpnie na sam widok, chociaż wiesz, że nawet nie raczą na ciebie

spojrzeć.

Oni ? zapytałam. O n i ?

Anioł nie odpowiedział. Minął nas jeden, potem drugi, a Anioł

zatrzymał trzeciego chwytając go za ramię.

Cześć.

Chłopak skinął głową. Głowę miał ogoloną. Tam gdzie kończyła się

czapka, widziałam króciutką, szaroczarną szczecinę. Nie miał brwi, oczy

bez wyrazu. Te oczy były tam za sprawą Anioła.

Przydałoby mi się trochę forsy, powiedział Anioł. Ja i moja

przyjaciółka jesteśmy głodni.

Facet wsunął rękę do kieszeni i wyciągnąwszy z niej kilka banknotów

wręczył je Aniołowi. Anioł wybrał dwudziestkę i zacisnął na reszcie dłoń

faceta.

Tyle wystarczy, dziękuję.

Chłopak schował pieniądze i czekał.

Życzę udanego wieczoru, powiedział Anioł.

Tamten skinął głową i przeszedł na drugą stronę ulicy, gdzie na

następnym rogu czekali nań jego dwaj koledzy. Nikogo to nie zdziwiło.

Anioł uśmiechał się do mnie. Czasami, kiedy coś robił, bywał ANIOŁEM,

czasami zaś Aniołem, kiedy był tylko ze mną. Teraz był znowu Aniołem.

Poszliśmy ulicą do barku przekąskowego i zajęliśmy miejsca przy oknie

frontowym, skąd jedząc nadal mogliśmy obserwować ulicę.

Hamburger z serem i frytki, powiedziałam nie zadając sobie trudu,

żeby spojrzeć na menu w plastykowych okładkach leżące na pojemniczku na

serwetki. Anioł skinął głową.

Tak myślałem, powiedział. A zatem ja to samo.

Podeszła kelnerka z małym, cieniutkim bloczkiem, żeby przyjąć

zamówienie. Chrząknęłam. Wydawało mi się, że nie używałam głosu od stu

lat. - Dwa hamburgery z serem i dwa razy frytki - powiedziałam - i dwie

filiżanki... - spojrzałam na nią i zaniemówiłam. Nie miała twarzy. Jak n

i c , jak pustka od linii włosów do podbródka, łagodne, małe wypukłości,

tam gdzie powinny być oczy, nos i usta. Anioł kopnął mnie pod stołem,

ale delikatnie.

- I dwie filiżanki kawy - powiedziałam.

Nic nie odpowiedziała - bo jak mogła odpowiedzieć? - zanotowała sobie

tylko, co zamówiłam, i odeszła. Wstrząśnięta do głębi spojrzałam na

Anioła, ale on siedział niewzruszony jak zawsze.

To nowo przybyła, wyjaśnił mi Anioł i rozsiadł się wygodnie w

krześle. Jeszcze za wcześnie, żeby wykształciła się jej twarz. Ale jak

ona oddycha? zapytałam.

Porami skóry. Na razie nie potrzebuje jeszcze dużo powietrza. No tak,

ale co z... to znaczy, czy inni ludzie nie w i d z ą , że ona tam nic

nie ma ?

Nie. To nie jest taki znowu nadzwyczajny stan.

Tylko dlatego ty to zauważasz, bo jesteś ze mną. Przejmujesz ode mnie

pewne rzeczy, ale nikt więcej tego nie dostrzega. Patrząc na nią widzą

taką twarz, jaką spodziewają się zobaczyć u takiej jak ona osoby. I

kiedyś ona będzie miała taką twarz.

Ale ty masz twarz, powiedziałam. Zawsze miałeś twarz.

Ja jestem inny, odparł Anioł.

Pewnie, że jesteś inny, pomyślałam w duchu spoglądając na niego.

Anioł miał piękną twarz. Tamtej nocy zabrałam go ze sobą do domu nie

tylko dlatego, że miał piękną twarz - to miałam już dawno poza sobą -

ale ona była w nim: jego uroda. Był piękny tak, jak powinien być piękny

mężczyzna: szlachetne, czyste rysy, głęboko osadzone oczy, nieokreślony

wiek. Istniał chyba tylko jeden sposób, w który można go było opisać -

odwróć wzrok, a zapomnisz o wszystkim z wyjątkiem jego urody. Ale on

miał twarz. M i a ł .

Anioł poprawił się na krześle - kojarzyły mi się z czyimiś starymi

krzesłami kuchennymi, na których nie można się wygodnie usadowić - i

potrząsnął głową, bo wiedział, że dręczą mnie przykre myśli. Czasami

można myśleć o czymś i nie być przygnębionym, a później myśleć o tym

samym i popadać w przygnębienie. Anioł nie lubił, kiedy byłam

przygnębiona z jego powodu.

Masz papierosa? zapytał.

Chyba tak.

Obmacałam swoją kurtkę i znalazłszy prawie całą paczkę wręczyłam mu

ją. Anioł zapalił i zabawiał nas oboje wypuszczając dym uszami i tocząc

z oczu coś w rodzaju widmowych łez. Poczułam, że też łzawię; przetarłam

oczy i znowu t o zobaczyłam, ale teraz wydobywało się ze mnie. Płakałam

srebrnymi fajerwerkami. Strzepnęłam je na stolik i patrzyłam, jak parują

i znikają.

Czy to znaczy, że s t a j ę s i ę teraz tobą? spytałam.

Anioł potrząsnął przecząco głową. Dym unosił się teraz z jego włosów.

To tylko przechodzą na ciebie pewne cechy. Bo jesteśmy razem, a ty

jesteś... podatna. Ale dla ciebie są one inne.

Potem kelnerka przyniosła nasze dania i jak powiedziałby Anioł

przeszliśmy do następnego etapu. Nadal nie miała twarzy, ale domyślałam

się, że raczej nieźle widzi, bo rozstawiła wszystkie talerzyki na

stoliku dokładnie tam, gdzie według mnie powinny stać, i położyła

pośrodku blatu maleńki rachuneczek.

Czy ona... chciałam spytać, czy znasz ją stamtąd, skąd...

Anioł wykonał krótki przeczący ruch głową. Nie. Ona jest skądinąd.

Nie należy do mojej... rasy. Odsunął swój talerzyk z hamburgerem i

frytkami na moją stronę stolika. Tak było zawsze; ja zjadałam wszystko i

jakoś to było.

Wzięłam w rękę mojego hamburgera z serem i niosłam go do ust, kiedy w

oczach coś mi zawirowało i zobaczyłam, że unoszą się za nim całe s z e r

e g i hamburgerów, cyk-cyk-cyk, trikowa fotografia, tylko w

rzeczywistości. Zamknęłam oczy, wtłoczyłam hamburgera w usta i

przytrzymałam go tam czekając, aż dołączą do niego wszystkie pozostałe

hamburgery.

Wszystko będzie dobrze, powiedział Anioł. Uspokój się teraz.

Odpowiedziałam z pełnymi ustami, że to było... było n i e s a m o w i

t e . Czy ja kiedykolwiek przejdę nad tym do porządku dziennego ?

Wątpię. Ale uczynię, co w mojej mocy, żeby ci w tym dopomóc.

Tak, no tak, Anioł będzie w i e d z i a ł . To coś przechodzące na

mnie; on potrafi to czuć lepiej niż ja. To z n i e g o to przechodzi.

Skończyłam już swojego hamburgera z serem i pół hamburgera Anioła, i

zabierałam się za dwie nasze porcje frytek, kiedy zauważyłam, że Anioł

patrzy przez okno z tym twardym, napiętym wyrazem twarzy.

- Na co patrzysz? zapytałam.

- Jedz, odpowiedział.

Nie przerywałam jedzenia, ale i nie zaprzestawałam obserwacji. Anioł

wpatrywał się w duży błękitny samochód zaparkowany przy krawężniku

dokładnie przed wejściem do naszej knajpki. Był to srebrzystobłękitny

pojazd, jeden z tych luksusowych modeli, i siedziała w nim kobieta

wychylająca się zza kierownicy, żeby wyjrzeć przez okno po stronie

pasażera. Była piękna w ten luksusowy sposób - kasztanowe włosy

odrzucone do tyłu - i nawet z tej odległości widziałam, że ma turkusowe

oczy. Naprawdę piękna kobieta. Czułam się bliska płaczu. O rany, jak

jednym ludziom może się tak powodzić, kiedy tymczasem ja jestem zbyt

nieszkodliwa, żeby żyć.

Ale Anioł nie był ani trochę zachwycony jej widokiem. Wiedziałam, że

nie chce, abym się odzywała, ale nie mogłam się powstrzymać.

- Kto to jest?

- Jedz, powiedział Anioł. Potrzebujemy tych protein, nawet takiej

garstki.

Jadłam i patrzyłam, jak Anioł i kobieta obserwują się nawzaje.n i jak

nawiązuje się między nimi coś bardzo... no nie wiem, coś bardzo s p e c

j a 1 n e g o , nawet przez szybę. I wtedy zahamował przy niej policyjny

radiowóz i wiedziałam, że każą jej odjechać. Odjechała.

Anioł opadł na oparcie krzesła i zapaliwszy następnego papierosa

wydmuchiwał dym w regularny, niedbały sposób. $

Co będziemy robili dziś wieczór? spytałam Anioła, gdy wychodziliśmy z

restauracji.

Nie będziemy kusili złego, odparł Anioł, co było w jego ustach nową

odpowiedzią. Większość nocy spędzaliśmy włócząc się bez celu i chłonąc

wszystko z otoczenia. Chłonął głównie Anioł. Mnie przy nim też się

trochę udawało, ale nie tak, jak jemu. To było dla niego inne. Czasami

wykorzystywał mnie w charakterze swego rodzaju filtra. Innymi razy

wchłaniał to bezpośrednio. Pewnej nocy akurat na moim rogu wydarzyła się

poważna katastrofa samochodowa. Wielki stary Buick, przejeżdżając przez

skrzyżowanie na czerwonym świetle, rąbnął w czyjegoś eleganckiego

Lincolna. Anioł musiał wchłonąć to bezpośrednio, bo ja nie nadawałam się

do przesączenia tego rodzaju rzeczy. Nie pojmowałam, jak Anioł może to

chłonąć, ale on to wchłonął. Starczyło mu tego też na parę dni i

musiałam jeść tylko za siebie.

To natężenie, moja mała, powiedział do mnie, jakbym oczekiwała od

niego wyjaśnień.

To natężenie, nieważne czy dobra, czy zła. Wszechświat nie zna

pojęcia dobra ani zła, wie tylko, co to mniej i co więcej. Większości z

was trudno się z tym pogodzić. Trudno ci, mała, ale ty spisujesz się

lepiej od innych ludzi. Może dlatego, że jesteś, jaka jesteś. Wiele

przeszłaś, nie miałaś w życiu wielu szans. Jesteś takim samym wyrzutkiem

jak ja, tyle że na własnej ziemi.

To mogła być prawda, ale przynajmniej b y ł a m s t ą d , a więc od

tej strony było mi łatwiej. Ale nie powiedziałam tego Aniołowi. Sądzę,

że dobrze mu było z myślą, iż potrafi radzić sobie w życiu tak samo jak

ja, a może nawet i lepiej - to znaczy z myślą, że ja na przykład nie

potrafiłabym tak po prostu spojrzeć na jakiegoś chłopaka w skórze i

wydębić od niego dwudziestodolarowego banknotu. Oberwałabym raczej

pięścią w twarz, albo i gorzej.

Dzisiejszego wieczora nie wiodło mu się jednak tak dobrze; to przez

tę kobietę w samochodzie. Wybiła go z rytmu, coś w tym rodzaju.

Nie myśl o niej, powiedział Anioł, ni stąd, ni zowąd. Nie myśl o niej

więcej.

Okay, powiedziałam, czując ciarki przechodzące ~i po plecach, bo

ciarki przechodziły mnie zawsze, kiedy Anioł zerkał do mojej głowy. I

wtedy nie mogłam, rzecz jasna; skupić na niczym swoich myśli.

Chcesz wrócić do domu? spytałam go.

Nie, nie mogę teraz siedzieć w domu. Dziś wieczór zrobimy, co się da,

ale muszę uważać ze sztuczkami. Tyle mnie kosztują i jeśli mamy nie

kusić złego, mogę nie zdołać dostatecznie tego nadrobić.

W porządku, powiedziałam. Już jadłam. Dziś wieczór niczego więcej mi

nie potrzeba, nie musisz już nic robić.

Na twarzy Anioła malował się teraz ten wyraz, co, jak wiedziałam,

oznaczał; że pragnie mnie obdarowywać różnymi rzeczami, na przykład

uczuciami, których już więcej nie mogłam mieć. Wspaniałomyślny był ten

Anioł. Ale ja nie potrzebowałam tych uczuć, w odróżnieniu od innych

ludzi, którym wyraźnie na nich zależało. Anioł jakby przez chwilę tego

nie rozumiał, ale o nic nie zapytał.

Mała, powiedział i niemal mnie dotknął. Anioł nie dotykał zbyt

często. Ja mogłam go dotykać i to było w porządku, ale jeśli o n kogoś

dotknął, to nie mógł już nie zrobić czegoś temu komuś, jak temu

klientowi, który dał nam pieniądze. To było rozmyślne. Gdyby ten klient

pierwszy dotknął Anioła, wszystko miałoby inny przebieg, nic by się nie

wydarzyło, chyba że Anioł odwzajemniłby się mu dotknięciem. Sam dotyk

znaczył dla Anioła coś, czego nie rozumiałam. Istniał też dotyk bez

dotknięcia. Tak jak jak przechodzące na mnie rzeczy. A czasami, kiedy

dotykałam Anioła, doznawałam uczucia, że dotknięcie było raczej jego niż

moje, ale nie przywiązywałam do tego żadnej wagi. Ilu ludzi przeszło

przez życie i nigdy nie miało okazji doknąć Anioła ?

Szliśmy razem i wszędzie wokół nas ulica naprawdę budziła się dopiero

do życia. Robiło się też zimniej. Usiłowałam ciaśniej otulić się kurtką.

Anioł tego nie czuł. Ciepło i zimno niewiele zazwyczaj dlań znaczyły.

Ponownie ujrzeliśmy tych trzech typków. Ten, od którego Anioł wydębił

pieniądze, wsiadał do samochodu. Dwaj pozostali przyglądali się, jak

odjeżdża, a potem poszli swoją drogą. Obejrzałam się na Anioła..

Dlatego, że wzięliśmy od niego tę dwudziestkę, powiedziałam.

Nawet gdybyśmy nie wzięli, odparł Anioł.

Szliśmy więc dalej, Anioł i ja, i czułam, jak dzisiejszego wieczora

jest inaczej, niż bywało we wszystkie inne wieczory, kiedy razem szliśmy

lub staliśmy. Anioł był jakiś zamknięty w sobie i miałam wrażenie, że

cały czas na mnie uważa i trzyma się mnie coraz bliżej. Dostrzegałam

kątem oka coraz więcej tych fajerwerków, ale kiedy odwracałam głowę,

żeby spojrzeć, znikały. Przypomniało mi to noc, kiedy spotkałam Anioła

stojącego na moim rogu jak uosobienie cierpienia. Anioł powiedział mi

później, że muszę mieć prawdziwy talent, bo wyczułam wtedy, że cierpi.

Nigdy nie posądzałam siebie o jakiekolwiek talenty, ale sądząc po tym,

jak wszyscy inni po prostu go ignorowali, wydaje mi się, iż musiałam

mieć coś takiego, że go mimo wszystko zauważyłam.

Anioł zatrzymał się kilka metrów za całonocną księgarnią. Nie patrz,

powiedział. Spoglądaj na ulicę, albo gap się pod nogi, ale nie patrz, bo

to się nie stanie.

Akurat wtedy nie było na co spoglądać, ale i tak nie patrzyłam. Tak

czasami się zdarzało: Anioł mówił, że to, czy będę na coś patrzyła, czy

nie, zrobi jakąś różnicę; coś o innych ludziach świadomych tego, że ja

zwracam na nich uwagę. Nie rozumiałam, ale wiedziałam, że Anioł ma

zwykle rację. A więc kiedy ten facet wychodził z księgarni i obrywał

pięścią w głowę, gapiłam się akurat na ulicę.

Niemal to zauważyłam kącikiem oka. Jakieś zamieszanie, fruwające w

powietrzu ramiona i nogi, postękiwania. Inni ludzie przystawali, żeby

popatrzeć, ale ja nie odrywałam wzroku od ulicy i widziałam, jak

niektóre samochody zwalniają, bo kierowcy chcieli przyjrzeć się lepiej

bójce. Anioł stał obok mnie cały sztywny. Chłonął to, co nazywał

wydatkowaniem emocjonalnej energii kinetycznej. Nie ma dobra, nie ma

zła, mała, mawiał. To tylko energia, jak zresztą cała reszta wszechświata.

Tak więc wchłaniał ją, a ja czułam, jak ją wchłania, i kiedy

smakowałam to uczucie, jakaś srebrna mgła zaczęła spowijać moje gałki

oczne i znalazłam się w dwóch miejscach na raz. Obserwowałam ruch

uliczny i jednocześnie byłam w Aniele patrzącym na walkę, i czułam jak

się ładuje niczym wielki akumulator.

Było to uczucie, jakiego nigdy dotąd nie doznałam. Tych dwóch

okładających się pięściami facetów - no nie, okładaniem zajmował się

raczej jeden z nich; drugi miotał się rozpaczliwie usiłując się wywinąć

spod razów tamtego i nie zarobić nokautującego ciosu w głowę, Anioł zaś

napawał się tym widokiem, jak gdyby popijając z pustej filiżanki, w

której mimo wszystko coś jeszcze zostało na dnie. Gdzieś głęboko w

Aniele potężniało to, co podtrzymywało go na chodzie.

Poddawałam się falom przepływającym tam i z powrotem pomiędzy nim a

mną; można by to lepiej przyrównać do kołysania. Zastanawiałam się, skąd

to pochodzi, bo Anioł mnie nie dotykał. Naprawdę staję się nim,

pomyślałam; Anioł przechwycił moje myśli i odłożył odpowiedź na później.

Miałam wrażenie, że podróżuję poprzez mgłę, będąc raz jednym, to znów

drugim z nas, i trwało to chyba dłuższy czas, a potem, po chwili, znowu

byłam bardziej sobą niż nim i mgła jakby się przerzedziła.

I ujrzałam ten samochód, tym razem zaparkowany przodem w odwrotną

stronę, a kobieta wysiadała z niego z szerokim, niesamowitym uśmiechem

na ustach, jak gdyby coś właśnie wygrała na loterii. Pomachała na

Anioła, żeby do niej podszedł.

Diabli wzięli całkowicie łączącą nas więź i Anioł przemknął obok mnie

uciekając w stronę przeciwną do tej, gdzie stał samochód. Pobiegłam za

nim. Kątem oka zobaczyłam jeszcze, jak kobieta wskakuje z powrotem do

wozu i chwyta za dźwignię zmiany biegów.

Anioł nie był wielkim biegaczem. Coś dziwnego działo się z jego

kolanami. Przebiegliśmy nie więcej jak jakieś trzydzieści metrów; kiedy

zaczął się zataczać i usłyszałam, jak ciężko dyszy. Przeciął pusty i w

większości ciemny parking niestrzeżony, który sąsiadował z jakimś

parkingiem prywatnym, a otaczające oba place ogrodzenia usiłowały odciąć

ten sam wąski pas pokiereszowanego trotuaru. Łatwo je było przesadzić,

ale Anioł był zbyt przerażony. P r z e b i e g ł po prostu przez nie,

zanim zdążył o tym pomyśleć; wiedziałam o tym, bo gdyby pomyślał,

pragnąłby zachować to, czym się właśnie naładował, na chwilę, kiedy

naprawdę będzie tego potrzebował.

Ja musiałam przełazić przez ogrodzenie w normalny sposób i kiedy

usłyszał, jak drapię się z grzechotem po obwisłej siatce, przystanął i

się obejrzał.

Uciekaj, powiedziałam do niego. Nie czekaj na mnie !

Pokręcił ze smutkiem głową. Jestem głupcem, mała. Mogłem nauczyć się

od ciebie czegoś więcej.

Nie stój, uciekaj ! Pokonałam wreszcie płoty i znalazłam się po

drugiej stronie. W nogi ! Przebiegając obok szarpnęłam go za rękaw i

ruszył za mną ciężkim truchtem.

Trzeba się gdzieś ukryć, powiedział, wtopić w tłum.

Potrząsnęłam głową wiedząc, że gdyby udało nam się przebiec jeszcze

jakieś cztery przecznice dalej, znaleźlibyśmy się przy kładce dla

pieszych przerzuconej nad drogą szybkiego ruchu. Pod tą. kładką

znajdowały się nasypy starej drogi, którą zamknięto po zbudowaniu

autostrady. Można się tam było ukrywać do końca świata i nikt by cię nie

znalazł. Ale Anioł kazał mi skręcić w prawo i biec wzdłuż domów do

rozsypującej się rudery zwanej "Barem u Stasia". Nigdy tam jeszcze nie

byłam - nie mam skłonności do odwiedzania takich spelunek - ale Anioł

tak nalegał, że nie potrafiłam się mu przeciwstawić.

W środku panował zaduch i mrok, i nie było zbyt przytulnie.

Podeszliśmy z Aniołem do końca baru i stanęliśmy w świetle

krwistoczerwonej lampy, a on zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu

pieniędzy.

Wystarczy na po jednym drinku na osobę, powiedział. ja nic nie chcę.

Możesz napić się wody sodowej, albo coś w tym rodzaju. Anioł złożył

zamówienie u zerkającego na nas podejrzliwie barmana. To był lokal dla

stałych bywalców i nikogo więcej, a już na pewno nie dla takich jak ja i

Anioł. Anioł wyczuwał to jeszcze silniej ode mnie, ale stał nie dając

niczego po sobie poznać i sączył drinka nie patrząc na mnie. Był

całkowicie pogrążony w myślach, a ja majaczyłam tylko gdzieś na

obrzeżach jego podświadomości. Widziałam, że nadal jest porządnie

wystraszony i stara się obmyśleć jakiś plan działania. O ile się nie

myliłam, to jeśli musi wiać gdzieś naprawdę daleko, będzie miał problem,

i ja też. Będzie musiał mnie holować, a to nie było w tej sytuacji zbyt

wygodne.

Może żałował teraz, że nie chciał pójść ze mną do domu. Ale wtedy był

tak słaby, a teraz, po całym tym filtrowaniu i robocie, jaką dla niego

odwaliłam, nie mógł tak po prostu mnie zostawić, bo sprawiłoby to mu

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin