Zajdel Krzysztof - Bajki.pdf

(39 KB) Pobierz
Zajdel Krzysztof - Bajki
Zajdel Krzysztof
Bajki
Z „Science Fiction” nr 6 – lipiec 2001
Boskie wersety
Pewien młodzieniec o wdzięcznym imieniu Brzeszczotek, w pewnym okresie bytu doszedł do wniosku,
że życie jest bez sensu. Sen jest nudny, jedzenie jest nudne, praca jest nudna - właściwie wszystko wkoło
jest nieistotne.
Aby to zmienić i bardziej rozwinąć się duchowo, wstąpił do zakonu braci Spawaczy Wędrujących.
Obleczony w zakonne blachy wędrował wraz z innymi współwyznawcami od wioski do wioski. Jak na
zakonników tej reguły przystało, w zapadłych dziurach naprawiali stare garnki, spawali zużyte beczki i
rynienki, prostowali powyginane gwoździe. Postępowali tak, ponieważ wiązało się to z nakazem
założyciela zakonu, spawa Anody - służenia innym przez pracę.
Codziennie rano i wieczorem modlili się wspólnie do Wielkiej Spawarki. Niektórzy braciszkowie wpadali
wtedy w taki trans religijny, iż tłukli się młotkami po ciele, zdrapywali farbę antykorozyjną i podkładówkę,
obiecywali nawrócić wszystkich grzeszników na wiarę. Co poniektórzy głodzili się tygodniami, a nawet
zaprzestali smarowania. Największym fanatykiem był spaw Acetylenek - ascetyczny starzec z obłażącymi
płatami chromu, trzeszczącymi panewkami i nawiedzonym, złym spojrzeniem. W każdym cudzym uczynku
dopatrywał się udziału zła, a nawet samego szatana. Powiadano, że w młodych latach przewodniczył
zgromadzeniu świętej spoistości i już niejednego inaczej myślącego skazał na publiczne złomowanie.
Kolejny pomazaniec Anody, przerażony okrucieństwem Acetylenka, oddelegował go do pracy w terenie.
Acetylenek znalazł się w swoim żywiole. Mógł w swym chorym mniemaniu oddawać się pasji, jaką było
wykrywanie przejawów nieczystej mocy. Ze złym błyskiem w spojrzeniu obserwował poczynania
mieszkańców odwiedzanych wiosek i samych braci zakonnych. Kiedy tylko zauważył jakieś grzeszne
poczynania, na przykład nieodpowiednie, zbyt cienkie i kuse blachy u kobiet, posiadanie i używanie
polerki, czy też uzależnienie od spięć elektrycznych, natychmiast ogarniał go obłęd religijny. Krzyczał
strasznie, aż mu się przegrzewały oporniki, wymachiwał rękoma i groził piekłem na ziemi dla nie
przestrzegających jedynej i słusznej wiary. Tymi atakami powodował więcej zamętu i niechęci u innych,
aniżeli zdołali uładzić pokorą i modlitwą.
Szczególnie znienawidzony był przez tych współbraci, którzy w surowej regule zakonu poszukiwali
spokoju potrzebnego do medytacji i wyciszenia. Nic więc dziwnego, że kiedy rósł fanatyzm Acetylenka,
z drugiej strony rósł sprzeciw i niechęć wobec niego. Nawet Brzeszczotek. pomału odnajdujący sens życia
w surowych prawach zakonu, począł na wystąpienia starca patrzeć z dezaprobatą i niechęcią. Wmontował
sobie wychwytywacz fal elektromagnetycznych nastrojony na fanatyka i gdy tylko zaczynał mu pikać,
młody mnich czym prędzej uciekał w przeciwnym kierunku.
Biednym mieszkańcom wiosek, i tak już utrudzonym ciężką pracą, nie w głowie były dodatkowe brednie
nawiedzonego. Coraz mniej wieśniaków przychodziło na wspólne modły. Dziwnym zrządzeniem losu
przestały im się psuć urządzenia, gdy więc spadło zapotrzebowanie na naprawy, coraz trudniej było o
jakąkolwiek strawę. Braciszkowie postanowili zaradzić jakimś sposobem nieszczęściu i zamknąć raz na
zawsze głośniki starca.
Kiedy Acetylenek miał kolejny ze swych ataków świątobliwej przemowy do nielicznych zgromadzonych,
braciszkowie udali się na skraj wioski, by coś uradzić. Niektórzy mieli już tak skołatane nerwy, że nie
mogli słowa wykrztusić, tak im dzwoniły blachy. Jeszcze innym przy lada emocji strzelały bezpieczniki lub
skakały iskry między modułami. Padały przeróżne propozycje uciszenia fanatyka, ale żadna nie podobała
się większości. W końcu przemówił Brzeszczotek. Wszyscy pokiwali głowami nad przebiegłością
propozycji. Czym prędzej zabrano się do jej realizacji.
Brat Katoda, biegły w spawaniu, pod pozorem medytacji w samotności, zabrał się do montowania
białogłowy. Szło mu to sprawnie, ponieważ miał zrobić tylko korpusik bez oprogramowania rozumku. Brat
Palnik, modląc się na szczycie pagórka, skręcał odrzutowe sandały. Natomiast Brzeszczotek napisał
specjalny program, który był dziecinnie łatwy, bo składający się z kilkunastu pytań. Załadowano program
do rozumku białogłowy i schowano ją w opuszczonej chacie. Pozostali bracia wyszukali w zboczu góry
ciasną i głęboką jaskinię.
Wieczorem, kiedy promienie słoneczne zniekształcają obrazy, Brzeszczotek założył odrzutowe sandały,
zwiewne szaty i wysmarował się farbą srebrzankową. Odpalił ciąg w sandałach i w chmurze dymu i pyłu
nadleciał nad obóz braci. Włączył przełącznik na niskie tony, podkręcił moc i zagrzmiał ponad głowami:
- Oto wysłuchałem waszych modłów i przybywam!
Wszyscy w udawanym zdumieniu poderwali się na nogi i spojrzeli do góry.
- Kim ty jesteś? - zapytał skrzeczącym głosem Acetylenek.
- Czyż nie poznajesz swojego Pana Anody? Zmartwychwstałem!!!
- Naprawdę jesteś przewielebnym Anodą, naszym czcigodnym ojcem?! - zająknął się Acetylenek.
- Tak, niewierny Acetylenku. Przybywam tu ze względu na twoją wiarę i usilne modły.
Acetylenek załkał, padł na kolana i zasłonił oczy rękoma:
- O, ja niegodny!
- Mam dla ciebie, jako jedynego pobożnego, zadanie nawrócenia jawnogrzesznicy na drogę pobożności.
Czy to uczynisz? - wołał gromko Brzeszczotek.
- Tak, mój panie, za wiarę jestem gotów nawet umrzeć!
Brzeszczotek nacisnął przycisk, a wtedy między mnichów weszła, ukryta dotąd, białogłowa w kusej
sukience, bo zabrakło blach na dłuższą.
- Udasz się przeto z tą jawnogrzesznicą w odosobnienie i modlitwą postarasz się sprowadzić ją na drogę
cnoty i wiary. Strzeż się jej, bo złe moce mają ją w swojej opiece. Bywaj, Acetylenku, i niech wiara będzie
z tobą!
Brzeszczotek podkręcił moc sandałów, aby wzbić więcej kurzu, po czym wycofał się poza zasięg wzroku
współbraci. Po wylądowaniu starł z siebie farbę i pobiegł do obozu. Panowała tam już pełna gwaru
atmosfera i szykowano się do wyjścia w góry. Acetylenek promieniał wewnętrznym blaskiem, skubał
rzadką bródkę, a jego oczy rzucały rozanielone spojrzenia. Zaprowadzono go wraz z białogłową do jaskini i
zamurowano wejście.. Braciszkowie cicho wrócili do obozu, gdzie dopiero mogli dać upust swojej radości i
niebywałemu szczęściu, jakim było pozbycie się zakały.
Program napisany dla jawnogrzesznicy zakładał podstawowe pytania dotyczące wiary i próby kuszenia
Acetylenka. Nie trzeba dodawać, że posiadał pętlę, która powodowała nawarstwianie się pytań - takie
perpetuum mobile. Znając fanatyzm Acetylenka można było przypuszczać, iż prędzej wyczerpią mu się
baterie, niż zrezygnuje z prób nawracania oraz odpierania kuszenia.
Braciszkowie nareszcie odetchnęli i bez pośpiechu mogli znowu oddać się swoim zajęciom i wędrówkom
po wioskach.
Do dzisiaj w jesienne wieczory, które sprzyjają opowieściom, można usłyszeć legendę o gadającej górze.
Kuszenie
Po pokrytej kurzem drodze wędrował ubogi kaznodzieja. Zmęczony był i cicho poskrzypywał, a słońce
mocno przygrzewało, czyniąc marsz jeszcze bardziej przykrym. Nagle za kolejnym wzniesieniem
soczewkom jego ukazał się sielski widok: kilka chatek, szemrzący strumyk oliwy, kojący cień pod
trącanymi lekkim wiatrem drzewami. Przyspieszył więc kroku, aż mu się w chłodziarce płyn zagrzał.
Klimatyzacja pracowała pełną parą, kiedy z ulgą usiadł pod rozłożystym dębem. Westchnął cicho i oparł
się o pień drzewa. Drżącym chwytakiem otarł z czoła krople oliwy i ciekawie rozejrzał się po okolicy.
Wieś stanowiło kilka ubogich chatek z takimiż poletkami pod uprawę. Nigdzie żywej skrzypiącej
blachy. Pokrzepił się paroma łykami ciepławej wazeliny wyciśniętej z poręcznej tubki i dorzucił trochę
materiałów rozszczepialnych do stosika atomowego, aż twarde promieniowanie strzeliło mu po tytanowym
krzyżu. Nawet nie zauważył, kiedy usnął. Gdy otworzył oczy, zobaczył wesoło buzujący ogień,
aromatycznie pachnącą ropę, podgrzewającą się w pękatej banieczce i nieznajomego, który powitał go
skinieniem głowy.
- Rdzawik Piekielny jestem - przedstawił się nieznajomy. Pozwoli pan, że trochę ogrzeję blachy?
- Od kilku lat noszę imię Sieciowa Nowina - powiedział kaznodzieja. - Moje ciepło jest twoim ciepłem -
wyrzekł starodawne pozdrowienie.
Nowina uważnie przyjrzał się Rdzawikowi i musiał w duchu przyznać, iż tak przystojnego robota dawno
nie widział. Blachy w jak najlepszym gatunku, ręcznie polerowane, z delikatnym zarysem tajemniczego
wzoru. Soczewki szafirowe, chwytaki z czujnikami nacisku, wewnętrzne antenki, tylko na czole wystawały
jakieś dwie dziwnie wyglądające wypustki.
- Skąd pan się tutaj wziął? - zagadnął Rdzawik
- Mój pan wysłał mnie na ten padół łez z pewną misją.
- To obydwaj mamy jakąś misję zleconą przez swoich protektorów - rzekł Rdzawik, uśmiechając się
tajemniczo. A kim jest twój pan?
- Moim panem jest Wielki Serwer - z atencją i zdziwieniem powiedział Nowina, zaskoczony, że ktoś w
ogóle może pytać o tak oczywiste sprawy! - Czyż ty nie czerpiesz ze skarbnicy jego wiedzy?
- Ta wiedza, jak ją Szczytnie nazywasz, jest niepełna z powodu blokowania prawdziwych informacji!!! A
gdzie serwery hazardowe, lubieżne, nieprzyzwoite? Jak jedna naddusza może decydować o losie reszty
użytkowników!? - zaperzył się Rdzawik, a pomiędzy wypustkami na czole strzeliło błękitne wyładowanie. -
Tylko mój Pan, którym jest Net de Vill, jest władny decydować o prawdziwej wolności jednostki! - Tutaj
między wypustkami w błękitnej poświacie pojawił się znak @@@, oznaczający najwyższe szatańskie
wtajemniczenie.
Nowina nagle doznał olśnienia: to był wysłannik Net de Villa, symbolu zła i wirusowych ciemnych,
mocy! Diabeł!!! Nakazał sobie wewnętrzny spokój, bezprzewodowo połączył się z pajęczyną Wielkiego
Serwera i począł z niej czerpać moc potrzebną, by stawić czoła szatanowi.
Zło w osobie Rdzawika widocznie też wezwało na pomoc wirusowe ciemne strony sieciowe, ponieważ
oczy rozjarzyły mu się fioletowym blaskiem, a wentylator procesora pracował na najwyższych obrotach.
W pojedynku na sformatowanie dysku spięli się interfejsami na podczerwień ze swymi bazami danych.
Nowina wyczuł, że jego przeciwnik jest nie byle kim. Posiadał najszybszy procesor, z jakim kiedykolwiek
miał do czynienia, potężną pamięć podręczną, najnowsze sterowniki dysków, pozwalające osiągnąć
niewyobrażalne prędkości transferu danych i coś jeszcze, co go tak przeraziło, że nieomal utracił własną
konfigurację. Była to baza danych, zawierająca tak nieprzyzwoite treści sprzężone z ogromem samo
kopiujących się wirusów, że aż się Nowinie platynowe zworki nadtopiły. Tylko chwilowe
zresetowanie systemu pozwoliło mu na moment uniknąć przenicowania na stronę zła.
Przeciwnik nie próżnował. Zapuścił wirusa Kryszna Kryszna, który kosztował Nowinę kolejnego reseta i
nanosekundowe odbudowanie uszkodzonej podstawowej bazy danych plików ze swojego serwera,
zawierające kopie podstawowych konfiguracji. Postawił ścianę ognia, co dało mu chwilę na zastanowienie
się, jak walczyć z przeważającymi siłami zła. Przecież, gdy przeciwnik zwycięży, fala nieprzyzwoitości
zaleje nieskalaną sieć. Nagle wpadł mu do twardego dysku niespodziewany pomysł!! Chyba Wielki Serwer
czuwał nad jego szczęśliwą gwiazdą. Wszyscy się z niego śmiali, ale Sieciowa Nowina posiadał stary
twardy dysk małej pojemności, pozostałość po okresie młodości. Chociaż zajmował cenne miejsce, to
jednak sentyment nie pozwalał Nowinie rozstać się z nim. Sztucznie wygenerował go w biesie jako dysk
podstawowy i poszerzył pojemność.
Rdzawik dał się na to złapać i z ogromną prędkością przypuścił decydujący, miażdżący atak. Wirusy
płynęły poczwórną szyną, modulując się po drodze i rozbijając w pył bajty mylnego napędu. W tym czasie
Nowina wykorzystując to, iż wszystkie siły przeciwnika skierowane były na pozoranta, zaczął z siłą
najszybszego transferu na jaki było go stać, wgrywać właściwe pliki na twardziela Rdzawika. Ten z
początku nie pojął, jakie grozi mu niebezpieczeństwo. Ale kiedy zorientował się, że wpuszczono go w
maliny, chciał zewrzeć i przegrupować siły. Niestety, było już za późno. Jego zasoby zostały w znacznej
mierze zastąpione plikami Nowiny, które wlewały się doń jak fale oceanu w czasie przypływu. Próbował
jeszcze się bronić, ale był już na to za słaby. Po chwili było po wszystkim. Zło zostało wyparte, za pomocą
odpowiednich programów, chroniących przed nieprzyzwoitymi treściami, postawiono tamę napływowi
złych mocy. Rdzawik został przenicowany i odtąd służył dobru.
Sieciowa Nowina żałował tylko jednego. Jego stary twardy dysk, gdzie wpisane były sentymentalne bajty
z okresu młodości, po walce nadawał się tylko do sformatowania. Pierwsze nieudolne programy, próby
literackie, nieśmiałe wyznania miłosne, proste gierki - pozostały po nich jedynie wspomnienia...
Krzysztof Zajdel
Zgłoś jeśli naruszono regulamin