Cindy Holbrook - Narzeczeni panny Julii.pdf
(
1188 KB
)
Pobierz
10985795 UNPDF
Cindy Holbrook
Narzeczeni panny Julii
1
- Lucindo! - rozległ się ryk głębokiego barytonu.
- Lucy - szepnął Garth do rudowłosej piękności, którą
trzymał w objęciach. - Ktoś cię woła.
- Mhm - mruknęła Lucy. Oczy miała zamknięte, a war
gi lekko rozchylone. - Ach, pocałuj mnie jeszcze raz!
- Lucindo! - ponownie dobiegł wrzask.
Lucy gwałtownie otworzyła oczy. Namiętność w jednej
chwili uleciała. Spojrzenie kobiety ujawniało rodzący się lęk.
- Ach, mój Boże! To Jason!
- Co za Jason? - dopytywał się Garth, w zdumieniu
unosząc brwi.
- Mój mąż! - Lucy nagłym ruchem odsunęła się od Gar-
tha. - Nie ma najmniejszych wątpliwości, że bardzo się
rozeźlił. Jest z natury ogromnie zazdrosny.
- Ty wyszłaś za mąż? Dlaczego mi wcześniej nic po
wiedziałaś?
- Bo... bo zapomniałam. Tak bardzo się ucieszyłam, kie
dy cię znów ujrzałam. - Lucy, mówiąc to, zsunęła rozchylo
ne fałdy sukni, zasłaniając dekolt. - Szybko, musisz się ukryć!
- Nie będę się chował! - Garth pospiesznie już się schy
lał, sięgając po zrzuconą wcześniej koszulę i surdut. - To
się nigdy nie opłaca.
- Masz rację. - Lucy podbiegła do drzwi balkonowych
i prędkim ruchem otworzyła je na oścież. - Musisz ucie
kać po trejażu.
5
- Nie bądź niemądra! - zaoponował Garth, patrząc na
kochankę ze zmarszczonymi brwiami. - Skręcę sobie kark!
- Och, nie, na pewno nie, kratownica jest bardzo moc
na - zaklinała się Lucy z niezachwianym przekonaniem. -
Zapewniam cię, że inni mężczyźni pokonywali tę drogę
bez najmniejszych kłopotów.
- Ach, skoro tak... - W oczach Gartha błysnęło rozba
wienie, aż musiał się pochylić, wkładając koszulę. - Wo
bec tego mnie również nie pozostaje nic innego.
Drzwiami do sypialni wstrząsnął huk.
- Pospiesz się - szepnęła Lucy.
- Wyborna rada, moja droga! - Garth, uśmiechając się,
posłał jej w powietrzu pocałunek i ruszył ku otwartym
drzwiom na balkon. Otaczał go wysoki do pasa kamien
ny murek. Trejaż, o którym wcześniej była mowa, nie
trudno było dostrzec. W istocie wyglądał na bardzo solid
ny. Lucy bez wątpienia zaprojektowała go osobiście.
- Do widzenia! - zawołała jeszcze Lucy. - Naprawdę
cudownie, że wróciłeś do miasta.
Drzwi do sypialni zatrzeszczały, niebezpiecznie się wy
ginając.
- Lucindo!
- Wątpię, czy Jason jest również tego zdania - roze
śmiał się Garth i rozpoczął niezaplanowany pospieszny
odwrót w dół po drewnianej konstrukcji. - Doprawdy,
powoli zaczynam już być za stary na takie harce!
Z góry dobiegł głośny trzask.
- Jason, to ty, kochanie? - spytała Lucy słodkim gło
sem. - Wcześnie wracasz do domu. Jak ci minął dzień?
- Gdzie ta kanalia? - ryknął w odpowiedzi męski głos.
- Kto taki, najmilszy? Nie ma tu nikogo oprócz mnie.
Jestem sama. Byłam sama przez całe...
- Tu był jakiś mężczyzna!
6
- Mężczyzna? Ależ, Jasonie, jak możesz myśleć o mnie
coś podobnego? - W głosie Lucy dało się słyszeć popłaki
wanie. - Przecież ja bym nigdy tak nie postąpiła!
- Wobec tego zechcesz mi, moja pani, wytłumaczyć, co
to jest? - zażądał odpowiedzi Jason.
Garth przeklął pod nosem. Jakiż to dowód swojej byt
ności mógł pozostawić?
- T-t-t... to? To należy do mnie. - Śmiech Lucy za
brzmiał bardzo sztucznie. - Taka jest najnowsza moda,
kochany. Wprowadziła ją... hm... lady Jersey.
- Ach, drzwi na balkon są otwarte! Ten skończony drań
zszedł na dół po tym przeklętym trejażu!
- Ależ, nie, Jasonie, przysięgam, że tak nie było! To ja
chciałam po prostu zażyć świeżego powietrza.
Garth, słysząc to, zachichotał, lecz ów śmiech okazał
się fatalny w skutkach. „Skończony drań" źle postawił no
gę i zamiast spuścić się w dół po kratownicy z ostatniego
odcinka, spadł prosto w zarośla. Bardzo kruche, a przy
tym kolczaste.
- Kocham cię, Jasonie! - krzyknęła Lucy. - Kocham cię!
- On tam jest! Przysięgam, że mam już tego dosyć. Za
biję tego łotra!
- Ach, Jasonie, nie! Mój Boże, nie możesz go zastrzelić!
- Puść mnie, do diabła, kobieto! Bo inaczej zastrzelę
ciebie!
Garth zdołał się wreszcie uwolnić z krzaków. Podniósł
głowę i popatrzył do góry. Na balkonie pojawił się Jason -
najwyraźniej Lucy „puściła go do diabla", tak jak sobie te
go życzył - i zaraz przeskoczył przez balkonowy murek na
kratownicę trejażu. Garth doszedł do wniosku, że nie mo
że obwiniać tej kobiety, choć okazała się tak niegodna za
ufania. Jason był naprawdę ogromnym mężczyzną.
Garthowi pozostawała właściwie jeszcze tylko nadzie-
7
ja, że pod pokaźnym ciężarem Jasona kratownica po pro
stu się zawali. Postanowił jednak nie zwlekać ani chwili
dłużej, żeby na własne oczy przekonać się, jaki los spotka
tego Goliata, i ruszył naprzód nierównymi susami, a to
z powodu bolącej kostki.
- O tak, zdecydowanie jestem już na to za stary!
Udało mu się przejść przez prywatny ogród, należący
do kamienicy. Doszedłszy do żywopłotu, stanowiącego
granicę z podwórkiem obok, zanurkował między krzewy
i wkrótce znalazł się na sąsiedniej posesji. Czym prędzej
skierował się ku bezpiecznym cieniom stojącego na niej
budynku. Zwolnił zaledwie odrobinę, usiłując w biegu na
rzucić surdut na niezapiętą koszulę, i zaraz do jego uszu
dotarł odgłos pękającego materiału. Zaklął. A chwilę póź
niej zaklął o wiele głośniej, wpadł bowiem na słup. Roz
legł się pisk i Garth przestraszony uskoczył w tył.
Słup, jak się okazało, wcale nie był słupem, lecz drabi
ną, trzęsącą się i chwiejącą drabiną, na której stała ucze
piona szczebli kobieta.
- A niech to!
Na Gartha runął obłok halek.
- Do licha! - Garth ze wszystkich sił starał się odzyskać
równowagę i tak przy tym wymanewrować, aby móc po
chwycić ów żywy tłumoczek. Powiodło mu się, lecz siła
uderzenia mimo wszystko sprawiła, że oboje upadli na zie
mię. Garth poderwał się pierwszy i zaraz wyciągnął rękę.
- Stokrotne przeprosiny, madame. Czy nic się pani nie
stało?
- Oczywiście, że nie! - odcięła się krótko dama, łapiąc
podaną sobie dłoń. Otulona była w obszerną pelerynę,
a twarz miała niemal całkowicie zasłoniętą kapturkiem
z szerokim rondem.
Garthowi wydało się, że usłyszał ostre przekleństwo,
Plik z chomika:
MISIOMM
Inne pliki z tego folderu:
Linda Francis Lee - W pułapce przeznaczenia.pdf
(1328 KB)
Margaret Evans Porter - Gorszycielka.pdf
(1096 KB)
Nadine Miller - Kobieta, którą kocham.pdf
(1069 KB)
Nadine Miller - Magia i miłość.pdf
(1085 KB)
Sheridon Smythe - Lekcja miłości.pdf
(928 KB)
Inne foldery tego chomika:
4 sezon - napisy wgrane
Ann Major
Harlequin Romanse
Jordan Penny
Major Ann
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin