Moim zdaniem najbardziej ekonomicznym sposobem dostania się do Włoch jest samochód więc taką metodę opiszę, ale można także pociągiem, auto-stopem lub dosiąść się do jakiejś wycieczki autokarowej. Te inne sposoby są może tańsze ale mniej wygodne. Szczerze odradzam.
Generalnie są dwie trasy dojazdu:
1. Cieszyn - Ołomuniec - Brno - Wiedeń - Brack an der Mur - Klagenfurt - Cortina d' Ampezzo
2. Zgorzelec - Drezno - Chmnitz - Notymbergia - Monachium - Innsbruck- Cortina d' Ampezzo
Podróż samochodem można odbyć w ciągu jednego dnia, ale dobrze mieć wtedy dwóch kierowców w samochodzie i bardzo cierpliwych pasażerów.
Trasę przejazdu możecie sobie zaplanować korzystając z internetowych serwisów drogowych ich przykłady zamieszczam w dziale linki oprócz serwisów drogowych znajdziesz też tam link do PZMu na którego stronach znajdują się aktualne ceny paliw w europie.
My wybraliśmy pierwszą trasę dojazdu. Wyjazd nastąpił o godzinie 9.30 z Kędzierzyna. Jechaliśmy w trzy samochody. Na szczęście szybko wyjechaliśmy z Polski, kolejka na przejściu granicznym nie była duża. Po przekroczeniu granicy należy kupić sobie oczywiście winietkę na szybę zezwalającą na jazdę po autostradach. W Czechach nie obyło się bez problemów: dostaliśmy trzy mandaty (jeden na każdy samochód) i to za to samo wykroczenie czyli parkowanie w niedozwolonym miejscu w Ołomuńcu (Olomouc). Jak na ironię stanęliśmy dokładnie przed komendą policji. Cóż zrobić, trzeba zapłacić (ale policjant się musiał zdziwić że trzy samochody stają dokładnie przed jego samochodem i to na zakazie). Mandat nie był miłym akcentem podróży ale na szczęście później wszystko gładko poszło. Płynnie jechaliśmy autostradą (dziwne i rzadkie słowo dla Polaka, co nie?), aż zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji przy autostradzie D1 tuż przed Brnem (zjazd do Roholenki), szczerze polecam to miejsce do jedzenia gdyż jest to zbiór trzech jadłodajni (McDonalnda, baru i restauracji). Dalsza droga była prosta i komfortowa lecz nużąca, gdyż na autostradzie nic ciekawego się nie dzieje , wszyscy się spieszą i nie zwracają na ciebie uwagi, a widoki też nie są zbyt ciekawe. A i taka drobna rada, jeśli jedziecie też w kilka samochodów to bardzo łatwo się można zgubić w niektórych miastach gdyż są tam drogi aż cztero a niekiedy pięciopasmowe. W takiej dżungli łatwo można zgubić trop innego samochodu w gąszczu podobnych, a potem bardzo trudno się odnaleźć. Po wjeździe do Austrii należy także kupić winietki na autostradę. Tuż przed Włochami rozpoczyna się przepiękna droga z niesamowitą ilością tuneli i to jakich długich, po kilka kilometrów. Jest to na początku bardzo ciekawe ale potem bardzo nużące. W Włoszech autostrady są płatne przy zjeździe więc nie trzeba szukać sklepów z winietkami. Niestety tuż po wjeździe do Cortiny zapadła noc więc jazda nie sprawiała już nikomu przyjemności. Naszym celem był dojazd do Misuriny. Na pole namiotowe dotarliśmy bardzo późno bo o godzinie 23.10.
eżeli jedziemy w grupie kilku osobowej o zróżnicowanym poziomie umiejętności to można się podzielić na na dwie drużyny. Jedna będzie chodziła po trudniejszej trasie a druga po łatwiejszej. W końcu i tak wszyscy spotykają się w jednym miejscu.
Dzień 0.Jak już wspomniałem w "dojeździe" dojechaliśmy o godzinie 23.10 . Było ciemno, wszyscy byli zmęczeni. Na szczęście udało się nam rozbić w tych ciemnościach, co prawda straty w śledziach i szpilkach były dość znaczne z powodu kamienistego gruntu. Już wtedy wyszły braki w podstawowym wyposażeniu, bo na trzy namioty posiadaliśmy tylko jeden młotek, a w takiej sytuacji robi się dość nerwowo. Przy takiej ilości namiotów każdy chce iść spać, a nie ma czym wbić śledzi od namiotu. Po długim czasie udało się rozbić. Normalnie człowiek nie myśli o takich szczegółach jak korki do materacy, my też nie pomyśleliśmy i zginęły nam dwa, a zapasowych oczywiście nie mieliśmy. Sytuacje udało się rozwiązać tylko dzięki sposobowi a'la MacGyver: niektóre długopisy posiadają pewne części które można wykorzystać jako korek np. zatyczka lub nakrętka która utrzymuje wkład w długopisie.(przykład)
Dzień 1.
Nr. trasy
Odcinek trasy
Czas przejścia
Skala
Wariant łatwy
Hotel Rif.Auronzo (2320m n.p.m)
T100
Od hotelu - przełęcz Forcella Lavaredo - schronisko Rif. Tre Cime (2405m n.p.m)
1h30
bez trudności
T125
Aż do wypłaszczenia Pian da Rin gdzie zmieniamy szlak
1h
T102
przełęcz Forcella Col de Mezo - Rif. Auronzo
2h
Wariant trudniejszy
Hotel Rif.Auronzo (2320m n.p.m.)
Od hotelu - przełęcz Forcella Lavaredo na której zmieniamy szlak
45min
T105
Przełęcz Forcella Laverado - Przełęcz Forcella Passaporto - przełęcz Forcella Camosci
1h15
dosyć trudno
T103
Wejście na Monte Paterno (2744m)i zejście tą samą drogą
25min
T104
Via Ferrata Innerkofler - De Luca i dojście do schroniska Rif. Tre Cime (2405m n.p.m.)
1h30min
niezbyt trudno
Gdy wstałem dzisiaj wszystko wydawało się takie piękne i inne mimo to że wiele rzeczy próbowało popsuć to wrażenie takich jak dosyć niska temperatura nie tylko otoczenia ale i wody z kranu. Po rannej ocenie uznaliśmy, że udało się nam nawet dobrze ustawić namioty w nocy, chociaż przez nieuwagę zastawiliśmy jednym namiotem wejście sąsiedniemu namiotowi innych turystów. Po wyjeździe z pola namiotowego widoki stawały się coraz ładniejsze. Pogoda nie zapowiadała się dosyć dobrze. Góry, podczas gdy podchodziliśmy do szlaku monumentalnie rosły. Grupa podzieliła się na dwie części, jedni poszli trasą łatwiejszą a drudzy trudniejszą. Droga łatwiejsza nie oferuje zbyt dużo atrakcji, polegała na przejściu bardzo wydeptanej ścieżki. Droga trudniejsza nie była zbyt trudna mimo to że była to pierwszej ferraty jaką większość z nas właśnie pokonała, ekspozycja nie była duża. Po przejściu tej ferraty czekały na nas tylko dwie ciemne sztolnie które pokonaliśmy bez żadnego problemu. Ta "trudniejszą" droga jest świetna na początek przed zdobywaniem wielkich szczytów. Wszyscy spotkaliśmy się w schronisku Tre Cime. Wycieczka dalej nie była już tak ciekawa z powodu podającego deszczu i znacznego zniżenia wysokości na której szliśmy. Na szczęście przed dojściem do punktu końcowego tej wycieczki przestało padać.
Dzień 2
Parking w dolinie Boite
T307
Dolina rzeki Boite - dolina Valle di Fanes - most Ponte Outo
Pogoda cały czas się psuła a wypadało gdzieś pójść, więc wsiedliśmy w samochody i pojechaliśmy na bardzo krótką trasę. Początek i koniec trasy były dość monotonne mimo padającego deszczu który tę monotonię próbował przerwać. Później trasa stawała się coraz bardziej atrakcyjna. Na trasie czekała na nas niespodzianka w postaci wodospadu pod którym przechodziło się pod spodem jak w jakimś filmie przygodowym. Po wodospadzie czekała na nas już tylko krótka ferratka i koniec tras na dzisiaj. Popołudnie spędziliśmy w Cortinie podziwiając w niej zabytki i niesamowity widok na góry z ulic tego przepięknego miasta. Nieszczęśliwie trafiliśmy na porę sjesty więc musieliśmy poczekać aż się skończy żeby dokonać zakupów. W restauracji zjedliśmy przepyszne jedzenie, którego nie da się porównać z polskim.
Dzień 3.
Wariant łatwiejszy
T362
Dojazd na Passo Falzarego i dalej kolejką na Lagazuoi Piccolo Rifugio Lagazuoi - Forcella Travenanzes - Biwacco della Chiesa - Forcella Grande
Nieco trudno
T363
Do Forcella Travenanzes
0h30m
Bez trudności
T319
Na Passo Falzarego
0h40m
T365
Via Ferrata Cesco Tomaselli na Punta Sud di Fanis
Bardzo trudno
T366
Zejście drogą północno-wschodnią do ścieżki T363
0h45m
Trudno, krótkie odcinki bardzo trudne
Wystartowaliśmy od górnej stacji kolejki, uprzednio korzystając z jej dobrodziejstwa wjeżdżając na szczyt. Widoki na początku nie były zbyt piękne z powodu koparek które przekopywały górę, przygotowując stok dla narciarzy. Nareszcie nie padało, bo inaczej byśmy szli w strasznym błocie, rozkopanym przez koparki. Po przejściu tego odcinka powitało nas swojskie beczenie wolno pasącego się stadka owiec. Trasa dalej prowadziła nas łagodnym trawersem ale i bardzo długim w górę. Na szczycie tego wzniesienia bardziej bojowa część grupy oddzieliła się i poszła na bardzo trudną ferratę, która niestety okazała się zbyt trudna więc musieliśmy zrezygnować z niej korzystając z łagodnego rozwidlenia szlaku. Nawet udało nam się dogonić resztę grupy. Dalsza wspólna trasa nie była już zbytnio interesująca gdyż prowadziła zwykłym zejściem.
Dzień 4.Tego dnia nie spędziliśmy zbyt pracowicie bo na przeprowadzce z jednego pola namiotowego na drugie, a mianowicie na pole w Falcade. Pogoda tam była o wiele ładniejsza a woda z kranu nie mroziła szkliwa na zębach, nie mówiąc już o śledziach od namiotu które wchodziły w ziemię bardzo dobrze. W sumie to pole namiotowe było o wiele lepsze od poprzedniego. Panowała na nim cisza i spokój. Większość miejsca na tym polu zajmowały puste przyczepy kempingowe.
Dzień 6.
Wyciąg w San Martino di Castrozza
T209
Schronisko Rosetta - przełęcz Passo di Ball - schronisko Pradidali
nieco trudno
T217
Schronisko Pradidali - przełęcz Passo Pradidali Basso - Altipiano di Pala - Schronsko Rosetta
2h30min
Zjazd wyciągiem do San Martino di Castrozza
T228
Via ferrata del Porton
trudno
T301
Via ferrata Vecchia
20min
T225
Val de la Vecchia - S. Martino
Dzień zapowiadał się pięknie. Wjechaliśmy dwoma wyciągami. Grupa podzieliła się na dwie części jedna szła łatwiejszym wariantem, a druga szybciej trudniejszym. Początkowo szliśmy tą samą drogą ale potem nasze szlaki się rozdzieliły. Trudniejsza trasa poprowadziła nas na ferratę. Była ona dość ciekawa z uwagi na dużą ekspozycję i bardzo wąskie półeczki skalne po jakich się poruszaliśmy przywarci do skały. Po przejściu ferraty zeszliśmy ścieżką prowadzącą kawałek na dół. Nasza ścieżka urwała się dosyć niespodziewanie przekształcając się w pionową drabinę prosto w dół. Po zejściu z owej drabiny przemieszczaliśmy się już dosyć komfortowo po dosyć dobrze wydeptanym szlaku aż do dolnej stacje kolejki, gdzie mieliśmy poczekać na resztę która szła trasą łatwiejszą. Czekaliśmy do końca czyli aż dotąd póki kolejka przestała pracować. Byliśmy dosyć zdziwieni jak widzieliśmy jak wagoniki wyciągu zaczynają zwalniać aż się zatrzymały a nasi ciągle nie wychodzili z budynku kolejki. Zaczęło się ściemniać. Postanowiliśmy rozpocząć poszukiwania zaginionej części grupy! Po pierwsze wykonaliśmy telefon na ich komórkę lecz odziwo telefony komórkowe niedziałały na szczycie. Licząc na dużą inwencje grupy która została na górze pojechaliśmy dookoła tego masywu górskiego do innego zejścia, bo przecież mogli tamtędy zejść jak już stwierdzili że kolejka zakończyła swoją pracę lub wcześniej się zorientować że nie zdążą przed końcem pracy wyciągu i zawrócić na to zejście już wcześniej. Niestety się przeliczyliśmy i tylko straciliśmy godzinę na bezsensowną jazdę gdyż grupy nie spotkaliśmy na miejscu w którym spodziewaliśmy się ze zejdą. Więc z powodu braku wyników naszego poszukiwania postanowiliśmy zawrócić na nasze pole namiotowe uznając że zostali w schronisku na górze. Wróciliśmy na pole namiotowe z czystym sumieniem że nie możemy im już pomóc. Szczęśliwie tego dnia wyjechaliśmy dwoma samochodami więc jeśli nawet wrócą na dół w nocy dotrą do nas na pole namiotowe bezpiecznie dzięki temu oto samochodowi. Po przyjeździe szczęśliwie udało nam się porozumieć z nimi dzięki uprzejmości obsługi naszego kampingu która znała aktualny numer telefoniczny schroniska na szczycie. Jak się upewniliśmy że są w schronisku to poszliśmy spać, a deszcz padał i padał.
Dzień 7.
Dzisiaj wreszcie dotarła do nas "zagubiona" część grupy. Tego dnia nie udało się nam spędzić zbyt interesująco gdyż nigdzie nie poszliśmy. Co bardziej wrażliwi na sztukę członkowie grupy poszli zwiedzać miasto które było koło pola namiotowego czyli Falcade.
Dzień 9.
...
k.bug