Potocki Waclaw - Moralia.rtf

(2293 KB) Pobierz
Moralia

Wacława Potockiego

 

 

 

Moralia

(1688)

 

Wydali Tadeusz Grabowski i Jan Łoś
1915


Odkładając do trzeciego tomu omówienie „Moraliów” Potockiego, które obecnie po raz pierwszy ukazują się w druku, ograniczamy się tylko do kilku uwag o sposobie wykonania wydawnictwa. Podajemy tekst według kopii z rękopisu, znajdującego się w Petersburskiej bibliotece publicznej, a noszącego tytuł: „Moralia, abo Rzeczy do Obyczajów, Nauk i Przestróg w każdym stanie Żywota ludzkiego z Łacińskich y z Polskich Przypowieści Oyczystym krotko napisane wierszem. Część Pierwsza Xięgi Pierwszey. Przekładania z Greckiego Języka Erasma Roterodama. Przez Wacława Potockiego, Podczaszego Krak. Roku Pańskiego 1688”. Skolacyonował kopię z rękopisem Tad. Grabowski, modernizacyę pisowni przeprowadził Jan Łoś.

Wydając „Ogród fraszek” Potockiego, prof. Brückner umieścił w tomie II „O Ogrodzie i o wydaniu jego słów kilka”, gdzie omawia — system, którego się trzymał przy drukowaniu tekstu. Niniejsze wydanie „Moraliów”, z wyjątkiem drobnych szczegółów, na takimże samym systemie się opiera. I tutaj, jak i w „Ogrodzie”, Potocki według wyrażenia prof. Brücknera „szyk słów naturalny łamie bez litości, wsuwa zdania, a skąpi spójników, przez co gładki tok myśli psuje”. Czy jest to wynikiem naśladownictwa składni łacińskiej, czy stosowania się do rytmu wiersza, dość, że nieraz trudno sens pochwycić, zwłaszcza że autor używa znaków przestankowych inaczej, niż to jest dziś we zwyczaju. Pod tym względem w druku przeprowadzono użycie tych znaków według wymagań dzisiejszych. Modernizując pisownię, zmieniliśmy sposób pisania końcowego sz zam. z w takich formach, jak coss, Moss, krgyss, masę, nie zachowaliśmy dość częstego an zam. ą, ęn zam. e. zachowując ąn zam. aw, spolszczyliśmy łaciński sposób pisania imion i nazw obcych, usunęliśmy x zam. ks natomiast zachowaliśmy inne sposoby pisania, jakie znaleźliśmy w rękopisie np. lassa, wiśsi, figora, natora, dziora. bot i t. p., jak również nie zmienialiśmy tak zw. rymów dla oka, któremi lubił się posługiwać Potocki, zmieniając wskutek tego zwykłą pisownię np. kłomstwa (zam. kłamstwa) dla rymu do potomstwa.

W niektórych miejscach, zresztą rzadko, wierszom brak jednej zgłoski, oczywiście wskutek omyłki przepisywacza; dodane w takich wypadkach domyślne wyrazy ujęte zostały w klamry, zarówno jak i wszelkie inne dodatki, konieczne z powodu myłek trafiających się w tekście.

W rękopisie oddzielne przypowieści nie są numerowane, to też nie numerowaliśmy ich i w druku, natomiast w spisie rzeczy każdą przypowieść oznaczyliśmy numerem kolejnym. Również tamże umieściliśmy tytuły łacińskie, w rękopisie stojące obok polskich; opuściliśmy je w tekście dla oszczędzenia miejsca.


Przypowieści.


Pijaństwo bez wina.

 

Niechaj się nikt nie myli, żeby tylko winem,

Abo więc trunkiem ludzie upijali inem:

Żadnym masłokiem, który dla szaleństwa piją.

Ani tak drwią gorzałką, jako opinią.

Małoż w miłości? mało ich szaleje w gniewie?

I rozpuszczony język sam, co gada. nie wie,

A czegóż nie rozumie o sobie? nie broi?

Pycha naprzód, kiedy kto głowę nią opoi,

Lub imaginacya mocno przedsięwzięta:

Ten chorobą, bywszy zdrów, ten się czartem pęta,

Prostak z mądrymi, chudy chce pachołek z pany

Równać, tego nie widząc, że kawi pijany.

Drugi się bojąc śmierci do gardła jej lezie,

Drugi omylony w swej wiesza się imprezie,

A cóż mówić o żalu i zbytniom frasunku?

Żaden z najmocniejszego tak nie bredzi trunku,

Kiedy i Bogu bluźni. Pod taż kładę wiechą

Nagłą, a wielką serce pijane pociechą.

Drugi ledwie nadzieję, nie same rzecz trzyma.

Nie wie, jako ma stąpić, i tak się odyma.

Tak się, przenosząc okiem równych swych, kokoszy,

Często skutek nadzieją skołozrywą spłoszy.

Tu łakomce, tu liczę nieuważne śmiałki:

Wszyscy bez wina, młodu drwią i bez gorzałki.

Ci już nie drwią, ale śpią sami, jako drzewa,

Których tu świecka swacha winem swym zalewa.

Cokolwiek drwią, co brydża, żyjąc tu cieleśnie,

Nie na jawi: wszystko to drwią i bredzą, we śnie.


Stary pies szczeka.

 

Darmo się drą szczenięta, ale kiedy pocznie

Stary szczekać, gospodarz niechaj nieodwłocznie

Dokoła dom ogląda: abo wilka w szopie

Zastanie, abo złodziej komorę mu kopie.

Chciejcie słuchać starego, młodzi ludzie, dziada:

Za laty doświadczenie, za tym chodzi rada.

Dziś kto głośniej zawoła, kto się w słowa sadzi,

Choć młody, niewiadomy, przecież lepiej radzi,

I starych — czegóż wino w gospodzie nie sprawi? —

Od publicznej funkcyej przy domu zostawi.


Co głowa, to rozum

 

Każdy człek głowę, każda głowa swe ma zdanie,

Skąd w Rzeczachpolitych wielkie zamieszanie;

Łacniej bowiem zegarek z starym zgodzić nowy,

Niż uporne przy swoim rozumieniu głowy.

Pycha tego przyczyną, że choć z jawną szkodą,

Wprzód racyami, potym rogami się bodą.

Cóż gdzie się o pieniądze cudze zgodzą zwajcy!

Bo nic niemasz trudnego złotej — mówią — szwajcy.

Lubo wadzą, lubo się zjednają panowie,

Trzeszczą ubogim kmieciom czupryny na głowie.


Ręce Chrystusowe

 

Kupując coś dziecięciu w aptece na glisty,

Przeczytam na ampule słowa: Manus Christi.

Wżdy Pan Jezus z rękoma wszedł do nieba — rzekę —

Wieręby słuszna skarać o ten grzech aptekę.

Tu aptekarz: Nie ręka, lecz która pochadza,

W tym słoju leży z ręku Chrystusowych władza.

A ja: Czemuż się o niej dla Boga nie dowie

Józefowicz we Lwowie, Reynekier w Krakowie

Wprzód, niż mi tamten syna. ten córkę umorzy?

Żywot brali umarli, zdrowie wszyscy chorzy

Z rąk Chrystusowych; jeszcze mam syna, mam wnęki.

Nażyczcie mi choć jednej, przedajnali, ręki.

O straszna impostura! o powaga lekka,

Mocy Bożej się równać! Że kędyś z daleka

Przywiózszy, nakłócili do swej woli ziela,

Przeto je zwać rękami świata Stworzyciela?

Nie znaliż pierwej ludzie, a dłużej sto razy

Żyli, niźli my dzisia, takowej zarazy.

Bo do natury żyjąc, jedli, pili miernie.

Wszystko dyabeł na świecie, i to też przewernie.

Z rozpusty do nas weszła doktorska nauka,

Mając doma lekarstwa, za morzami szuka,

Przezwiska im; jakie snę któremu zabaźy

I skutki przypisując dla droższej przedaży,

Ze więcej poszły, które uważa, na czary,

Dziesięć ze sta uzdrowią, ostatek na mary.

A kiedy manus Christi żadnej nie ma mocy,

Wziąwszy doktor pieniądze choć i o północy,

Choć na ich konfuzyą siełu się wylęga

Zwątpionych, mocą Bożą od chorego zbiega.

O sławę mu gra chodzi, żeby tym nie staniał,

Przeto nie wiem, słusznieli ktoś Turkom przygarnął,

Że zaraz na szubieńcę prowadzono, który

Obojął się go leczyć, skoro umarł chory.

Nie proszki, nie syropy nieznane nam zgoła,

Miara, wczas przy dyecie i domowe zioła,

Które ubodzy naszy zagrodnicy jedzą,

Doktory i zamorskie brednie upośledzą.

Każdy kraj ma osobne liścia i korzenia

Do ludzkiego i inszych zwierzów przyrodzenia.

Kto je przywiozszy do nas nimi ubezpieczy,

Kłama, bo gorzej truje dla zysku, niu leczy.

I mojać już na cienkim włosie wisi przędza.

Proszę miasto doktora w chorobie o księdza,

Chyba żeby, jakiej się dzisia jęli mody,

Ksiądz oraz był doktorem dla większej wygody.


W duchu się cieszyć.

 

Chceli kto, żeby zazdrość nie mogła mu wadzić?

Radzę głęboko w sercu pociechę osadzić.

Z tej przyczyny Poppeą żonę Otto zgubieł.

Kiedy się przed Neronem z jej urody chlubieł

I krukby się lepiej miał, gdyby nie to licho,

Że zwabi kompanią, nie mogąc jeść cicho;

Często mu nie połkniony kęs wypadnie z pysku.

Niemasz z chwały żadnego krom zazdrości zysku.

Dał ci Bóg grzeczne dzieci? wolno ludziom chwalić.

Ty milcz, nie chciej do zguby okazy ej galić.

Odbiera od chwałeckich swoje Boskie dary:

Przykład w Ezechiaszu ma testament stary,

Pokazując, jako go wielmożnie zbogacieł,

Wszytkie skarby i z dziećmi do pogaństwa stracieł.

Doznał tego i Dawid, choć oba kochani,

Jako Bóg zmierzłą sobie ludziom pychę gani.

W zanadrzu się ciesz! I tym swoje wiersze kończę:

Z łakomym, kiedy co je, skryj się pod opończę.


Rzadko łzy szczere, kiedy jawne

 

I tę wadę miewają nieostrożni ludzie,

Że się wydają jawnie, żałując w obłudzie.

Że przeto łez nieszczyrych wywiesili wiechę.

Chcąc nią pokryć serdeczną w piersiach swych pociechę.

Jakoż dwojakie tylko łzy najszczersze liczą,

Co synów i pieniędzy zginionych się tyczą:

Pieniądze za fortuny mogą być faworem,

Synów trudno uchować ludziom starem, chórem.


Skromnie znoś niebożę, co cię minąć nie może

 

Nie skwierczeć, nie narzekać! Raczej skromnie znosić,

Czemu ani obronić, ani się wyprosić;

Co każdego, nie ciebie samego z osobna

Potkać może człowieka, minąć niepodobna.

Pod regiestrem szkód, chorób siedzimy na świecie,

Bez przywołania sprawy będzie po dekrecie

I nie wprzód nam zadzwonią w kościele u fary,

Aż po egzekucyej położą na mary.

I to jeszcze sen, nie śmierć, nie grób, turma, z który,

Skoro wynidą czasu wymierzone sznory.

Nie do dzwonka, do .trąby nową sądu modą

Ostatniego dekretu słuchać nas wywiodą.

Może uciec przed trąbą żołnierz, może uledz.

Ale tu każdy w nosie swój nosi hamulec.


Opak świat

 

Że nie zaraz sodomskich gromów padną chmury,

Prawa Boże a czemuż depcemy natury,

Choć nam nic nie borguje ani czeka śmierci,

Ale w ciele cielesne wypłaca nam ćwierci?

Nie dość. że nam we wszytkim ujęła obroku,

Że w tym dziś zgrzybiał, w którym pierwej ssał człek

Kto bowiem wejźry w regestr przed potopem stary, [roku;

Ledwie nas część dziesiąta dojdzie tamtej miary.

Uprzedzają rodziców synowie do grobu,

Inakszego dziś trzeba pisania sposobu:

Nie synów, jako było, do ojców śmierć rącza.

Ale ojców, niestetyż, do synów przyłącza.

Insze kinąwszy, swoim dowodzę przykładem.

Gdym z ojca trojga dzieci ledwo został dziadem

Jednego wnuka, kto wie, i tego przede mną

Jeśli nie weźmie sroga śmierć w przepaść podziemną.

Siedmdziesiąt lat ociee żyw pod serdeczną raną,

We dwudziestu dwu zdrowe dzieci żyć przestaną.


Miej się do mocniejszej ściany

 

Kiedy się dwaj sąsiedzi przez trzeciego wadzą,

Do wojny go, choć o niej nie myśli, wprowadzą;

Oba proszą o pomoc, a niemasz sposobu,

Chyba pojednać, żeby posiłkować obu;

Choćbyś na obie stronie chciał uderzyć płazem,

Żebyś dwu nie mial na się nieprzyjaciół razem.,

Gdyż i ten i ów na cię, byle skończył bitwę,

Żeś jego prośbę wzgardził, cicho ostrzy brzytwę.

Nie możeszli ich zgodzić, nie czekaj wygranej:

Zawczasu się przychylaj do mocniejszej ściany;

Umykaj z tego boku, który bliższy wody,

Siedząc na środku łodzi, jeśli chcesz ujść szkody.


Dojutraszek

 

Bałeś mię w ten czas nie znał! bałeś nie ratował,

Kiedym w toni kłopotów po uszy bobrował!

Z dalekaś patrzył, jako moja biera padnie;

Któż wie, jeśliś nie życzył pić mi wody na dnie r1

Jeśliś nie mógł zdobyczą całego mieć bobra,

I deska z sąsiedzkiego rozbicia rzecz dobra.

Teraz, widząc na wierzchu z niebezpiecznej tonie,

Ofiarujesz swe chęci; wierę mniej dbam o nie.

Zawodzi się, kto takich przyjaciół sposobi;

Łacno o myszkę, łacno o ptaszka do zobi:

Dmuchnie wiatr, aż oboje wraca do natury,

Ptak oknem leci na dwór, mysz się kryje w dziury.

Fortel na złego charta, co tylko do parzy,

W polu nie chce pościgać: wieścić, gdzie się zdarzy.


Chceszli wziąć, daj

 

Kto chce wziąć, trzeba wprzód dać: samo niebo świadkiem.

Że wzięte być inaczej nie chce, tylko datkiem.

Ktoby rzekł, że Bóg czego po nas. będąc Bogiem.

Potrzebuje? Bogu ten, kto daje ubogiem.

Starej to przypowieści argument niezbity:

Daję, żebyś dał; czynię, żebyś czynił i ty.

Sądy by tylko, w których sprawiedliwość [naci.

Wolne być darów miały: dziś kto nie da. traci.

A co gorsza, gdy wziąwszy od obojej struny.

Więcejli da krzywdzący, przebrał ukrzywdzony.


Lepiej najdrożej kupić, niż wyprosić

 

Ciężkie słowo rzec: Proszę, umysłom wspaniałem,

Ale jeszcze daleko cięższe słyszeć: Dałem.

Wolę najdrożej kupić, wolę jeść jałowo.

Niż i mówić i słyszeć tak okropne słowo.

Aleć próżno: nie ma gwałt prawa, nie ma czoła,

Największy wstyd koniecznej potrzebie nie zdoła,

Zwłaszcza gdzie gra o żywot. Choćbym mógł nazbierać

Przykładów, niż on prosić, że wolą umierać.

Wielu i dziś w obligu żyć nie życzy sobie

Cudzej łaski, a tamci i leżeć z nim w grobie.

Tak to rzecz u poganów żywot była tania;

Dziś i prosi, i płaci, i doktorom kłania,

Zabierając obligi dożywotne. ręczy

Dziećmi, przysięga, że mu tę łaskę zawdzięczy.

Bez pożytku ciskając wszytko troje w błoto.

Kędy indziej doktora sądzanoby o to

Kiedyby ich w cieśniejsze trzewiki obuli,

Koło zdrowia ludzkiego chodziliby czuli.

Abo widząc, że miejsca już nie mają leki,

Nie pisałby recepty drogiej do apteki.

Prócz korzenia do kuchnie, na lekarstwo wina

I w tych nie przedawano. Dziś czym ociec syna.

Abo syn ojca miał grześć, wprzód, niż mary ścielą,

Doktor to z aptekarzem między się rozdzielą.


Inaczej daje ubogi, inaczej bogaty.

 

Bogaty ubogiemu dawszy, nic nie bierze

W nagrodzie, jedne tylko nabożne pacierze;

Ubogi bogatemu dając upominek,

Wyzywa go na skryty z sobą...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin