Meissner+Janusz+-+JM+01+-+Czarna+Bandera.pdf

(1121 KB) Pobierz
Messner Janusz „Czarna Bandera”
Messner Janusz - „Czarna Bandera”
1
Jan Kuna, zwany Martenem, szyper korsarskiego okrętu
„Zephyr", stał na pokładzie i patrzył w górę, gdzie na szczyt
grotmasztu wspinała się szybko czarna bandera z wizerunkiem
złotej kuny rozciągniętej w skoku. Pod tęgim tchnieniem
północno-wschodniego pasatu ciężka jedwabna materia zwijała się
i rozwijała jak wąż czy też smok o długim ogonie, połyskując w
słońcu złotym haftem. Na szczycie przedniego masztu, tuż pod
jabłkiem rzeźbionym w kształt orła, powiewała już inna flaga,
prostokątna, o czterech polach z herbami Tudorów, angielskimi
lampartami i irlandzką harfą.
Upewniwszy się, że czarno-złote godło „Zephyra" zostało
należycie umocowane, Marten odwrócił się i objął wzrokiem
cztery inne okręty spowite obłokami dymu po odpaleniu salw
armatnich.
341802979.002.png
Dwie duże trzymasztowe karawele * manewrowały z
bocznym wiatrem, okrążając smukły, znacznie mniejszy angielski
okręt o niskich kasztelach — zapewne po to, aby użyć przeciw
niemu swych dział z drugiej burty. Na ich masztach powiewały
czerwono-żółte flagi hiszpańskie. Anglik -- „Golden Hind", jak
brzmiała jego nazwa, którą Marten zdołał odczytać na rufie —
szedł pełnym wiatrem wprost pomiędzy nie a największy,
czteromasztowy statek frachtowy z opuszczonymi i porwanymi
przez pociski żaglami, który dryfował bokiem, poddając się fali.
Jego biało-niebieska flaga wskazywała na przynależność
portugalską, a stan omasztowania i ożaglowania zdradzał, że ogień
działowy napastnika był celny i skuteczny. Ten napastnik
widocznie sam z kolei stał się celem ataku okrętów hiszpańskich,
lecz — jak dotąd — wymykał im się bardzo zręcznie.
Marten podziwiał w duchu bystrość jego orientacji: żadna z
karawel nie mogła go teraz razić nie ryzykując przy tym, że
pociski podziurawią burty i pokład portugalskiego statku. Lecz
wiedział także, iż ów statek tylko przez krótką chwilę będzie
osłaniał Anglika, który musiał go minąć. Dlatego, chcąc zwrócić
uwagę obu walczących stroń na „Zephy-ra", podniósł na przednim
maszcie również angielską banderę. Spodziewał się w ten sposób
odciągnąć choćby jeden z hiszpańskich okrętów, a zarazem
umocnić na duchu załogę „Złotej Łani", zanim jeszcze sam
wmiesza się do bitwy.
Ale Hiszpanie, pewni swojej przewagi, mając tuż blisko
jednego wroga, widocznie postanowili skończyć najpierw z nim, a
dopiero potem pokonać drugiego, który mu przybywał z odsieczą.
Zaufali ilości swych dział i potędze ognia,
341802979.003.png
z pewnością znacznie większej od tej, jaką rozporządzali tamci
dwaj; nie wzięli jednak w rachubę ich zręczności w ma-
newrowaniu lekkimi, zwinnymi okrętami.
Oto w chwili, gdy obie karawele wykonały zwrot i gdy
podwójne rzędy paszcz armatnich skierowały się przeciw ,.Złotej
Lani", jej szyper nagle zmienił kurs, wykręcając w lewo, tuż za
rufą Portugalczyka. Prawie jednocześnie zagrzmiały jego cztery
fałkonety umieszczone na tylnym kasztelu, a jedna z kul strzaskała
reje fokmasztu bliższej ka-raweli. Wielki czworokątny żagiel
spadł na pokład, sprawiając tam nagłe zamieszanie, a salwa
wymierzona w burtę Anglika chybiła o kilka iardów.
W tej samej chwili opustoszały dotąd pokład statku por-
tugalskiego zaroił się ludźmi. Marten ujrzał z daleka kłębki dymu,
a potem usłyszał bezładną, gęstą palbę z hakownic, od której na
angielskim okręcie padło kilku marynarzy. Druga karawela
wykręciła obszernym łukiem w lewo, odcinając odwrót Anglikom,
a jej przednie działa zagrzmiały raz po raz dwiema salwami z
górnego i dolnego pokładu.
To przyśpieszyło decyzję Martena. „Zephyr", lecąc jak na
skrzydłach, znalazł się wreszcie w odległości skutecznego ognia, a
jeśli jego interwencja miała uratować „Złotą Łanię", był już wielki
czas, aby działać. Kanonierzy z zapalonymi lontami stali przy
działach tuż za celowniczymi, ^tórzy rych-towali lufy; główny
bosman, Tomasz Pociecha, czekał na znak szypra, aby skoczyć w
głąb luku, na dolny pokład do
341802979.004.png
swoich baterii; sternik, Henryk Schultz, patrzył na Martena z góry,
gotów do manewru; bosmani i chłopcy trwali nieruchomo u burt
przy brasach w oczekiwaniu na rozkaz obrócenia rej. Wszystkie
spojrzenia utkwione były w wysokiej, barczystej postaci kapitana,
czujne, wyostrzone, płonące niecierpliwością. On zaś stał
pośrodku głównego pokładu, rozstawiwszy szeroko nogi, duży,
mocny, jak tęgi młody dębczak z rodzinnych pomorskich lasów.
Nozdrza drgały mu wciągając słony powiew pasatu; zdawały się
wietrzyć zapach prochu i krwi, którą miał przelać. Krwi
hiszpańskiej, tak samo, a może nawet bardziej nienawistnej niż
krew gdańskich patrycju-szy, z którymi kiedyś w przyszłości także
miał się policzyć. Nie myślał teraz o nich; przed sobą miał
Hiszpanów, a los walki, do której się gotował, był niepewny. Po
raz ostatni rozejrzał się po swojej załodze i ukradkiem rzucił
spojrzenie w tył, za'rufę. Spodziewał się, że ujrzy tam na horyzon-
cie maszty i żagle „Ibexa". Lecz jego towarzysz, Salomon White,
spóźniał się. „Ibex" nie dorównywał prędkością „Ze-phyrowi".
Nie można było liczyć na jego pomoc, która wyrównałaby szanse
wobec przewagi Hiszpanów.
Marten postanowił wszystko postawić na jedną kartę: minąć
pierwszą karawelę, na której zapewne nie zdołano jeszcze nabić
powtórnie dział na prawej burcie, i zaatakować tę, która odcinała
odwrót Anglikowi.
—Dwa rumby w prawo! — zawołał.
—Ay, ay, dwa rumby w prawo! — powtórzył bosman przy
sterze.
„Zephyr" pochylił się wchodząc na łuk zakrętu, a gdy padła
następna komenda: „Prosto ster!" — wstał, posłuszny i zwinny,
jakby sam dźwięk tych słów kierował jego bie-' giem, chyżym jak
lot mewy.
341802979.005.png
Marten skinął na głównego bosmana, wskazał mu cel. — Reje i
żagle — powiedział głośno. — Musicie je znieść za pierwszym
razem.
Brodatą, zarośniętą aż po oczy twarz Pociechy wykrzywił
grymas, który miał być uśmiechem. Podniósł ogromną, sękatą
dłoń i uczynił ruch naśladujący pociągnięcie nożem po gardle.
Potem znikł pod pokładem.
Tymczasem załoga hiszpańskiego okrętu, który ostrzelał
„Złotą Łanię" i teraz zbliżał się do niej od strony nawietrznej,
szykowała się do abordażu: kilkudziesięciu ludzi z długimi
bosakami w rękach tłoczyło się przy burcie, a inni, stojąc na
przednim kasztelu, usiłowali z góry zarzucić liny z hakami na
wanty Anglika, aby przyciągnąć go do siebie. Druga karawela
zostawała coraz bardziej w tyle, a jej dowódca widocznie
zdecydował się na zwrot, bo wykręcała powoli w lewo, jakby z
zamiarem ominięcia pozostałych dwóch okrętów i podejścia do
„Złotej Łani" od przodu.
Wtem huknęły cztery działa „Zephyra" z dolnego pokładu
lewej burty, a v; sekundę po nich jeszcze trzy ustawione pomiędzy
przednim a środkowym masztem. Spiżowe lufy skoczyły w tył,
szarpnęły linami, lawety poddały się nieco i wróciły na miejsca,
chmura czarnego dymu na chwilę przesłoniła widok. Gdy wiatr ją
rozwiał, okrzyk triumfu yyrwał się z piersi puszkarzy. Ani jeden
żagiel nie pozostał na grot-maszcie, a jego reje bądź zwisały na
poły zerwane, bądź runęły na pokład szerząc zamieszanie i
spustoszenie wśród załogi.
Marten skoczył do steru.
— Gotuj zwrot! — zawołał.
Schultz pobiegł na dziób, starsi bosmani odkołkowali
341802979.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin