Księga Zaklęć 18.doc

(54 KB) Pobierz
Księga Zaklęć

Księga Zaklęć

 

Rozdział XVIII

 

Harry wpatrywał się w swoją nową fryzurę z szerokim uśmiechem na twarzy. „Fretka jest niesamowita” – pomyślał, ostrożnie dotykając sterczących kosmyków. Nadal był rozczochrany, ale odpowiednie cięcie sprawiło, że teraz wyglądało to o wiele lepiej. Prawie jak model z gazety albo aktor z filmu... Tak, fryzura była idealna!

Harry’ego zalała fala wdzięczności i szczątkowego uwielbienia. Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, zdusił w sobie uczucia, żeby Malfoy nie dowiedział się o niczym. Szybko zerknął na niego w lustrze, ale zdawał się nie zauważać wewnętrznego rozdarcia Harry’ego. Patrzył na niego z zadowoleniem wypisanym na twarzy.

- Przeszdłeś samego siebie – powiedział Harry, żeby ukryć swoje nagłe zakłopotanie.

Obydwaj zapragnęli jak najszybciej wrócić do normalności, kiedy to ich myśli pozostawały bezpieczne w ich głowach. Zażyczyli sobie, aby jak najszybciej skończyć z telepatią.

- Ee... – zaczął Harry, ale przerwał mu Malfoy.

- Chyba możesz już iść. Tylko nie wracaj na lekcje.

„Myślałem, że mamy cały dzień spędzić razem” – pomyślał Harry, wciąż lekko pod wpływem alkoholu. Poczuł się nieswojo. Z drugiej strony chciał uciec jak najdalej od sypialni Ślizgona.

- Dobrze nam idzie ta telepatia – powiedział ostrożnie. Nie zauważył, że oczy blondyna rozszerzyły się nieznacznie, a twarz zamieniła w uprzejmą maskę.

- Powinniśmy spróbować – powiedział cicho Malfoy.

Harry zgodził się z nim w duchu. Tak, żeby jak najszybciej pozbyć się krępującego czytania w myślach. Malfoy nie powinien mieć wglądu w jego umysł, może to później wykorzystać...

- Jutro mamy się udać do Snape’a...

- Profesora Snape’a, Potter – odparł sucho Malfoy.

- Jak zwał, tak zwał. Powinien być przy tym, żeby w razie czego... odpowiednio zareagować – dokończył Harry, choć chciał powiedzieć „móc mnie powstrzymać”.

Przez minutę siedzieli w milczeniu, wiercąc się na swoich miejscach i nie wiedząc, gdzie podziać oczy.

- Pójdę już – wypalił w końcu Harry, choć jednocześnie zrobiło mu się odrobinę smutno, że to już koniec dobrej zabawy. Szybko zepchnął te uczucia na samo dno duszy, tym razem nie dlatego, żeby Malfoy nie mógł ich  odczytać, po prostu Harry się ich przeraził.

Ślizgon nie odezwał się słowem, nawet na niego nie spojrzał, kiedy opuszczał najpierw łazienkę a potem jego pokój. Gdy zamknął drzwi, nie odetchnął z ulgą, ale pobiegł prosto do dormitorium. Zaraz miała skończyć się pora obiadu, a jakoś nie bardzo miał ochotę na spotkanie z uczniami na korytarzu. Postanowił przeczekać resztę dnia w łóżku, pokazując się przyjaciołom dopiero wieczorem. Przygotował sobie doskonałą wymówkę – źle się czuł po wczorajszej kolacji. „Tylko jak im wytłumaczę nową fryzurę?”

 

*

 

- Harry!

Harry zatrzymał się w pół kroku i zamrugał, spoglądając na dwie rozczochrane głowy wystające zza oparcia fotela. Zapomniał o swoim złym samopoczuciu i po prostu stał, gapiąc się na bliźniaków szeroko otwartymi oczami. Przecież nie powinno ich tu być. Czyż nie rzucili szkoły w zeszłym roku i nie prowadzili sklepu z magicznymi przedmiotami? A może ma zwidy?

- Co tu robisz, Harry? Czemu nie jesteś ze wszystkimi na obiedzie?

- Ee... nie byłem głodny – powiedział bez przekonania. Jego żołądek natychmiast zaprzeczył jego własnym słowom, wydając z siebie donośne burknięcie. – A wy co tu robicie?

- Widzisz... no... tego... – chyba po raz pierwszy w życiu Harry widział, jak Fredowi i George’owi zabrakło słów. Co robili tu sami, podczas pory obiadu, na jednym fotelu i rozczochrani...? No, rozczochranie jeszcze mógł zrozumieć, w końcu nie raz dawali mu znać o ich preferencji, ale tu, w Hogwarcie?

- Lepiej nam powiedz, gdzie ty się podziewałeś przez cały ranek.

Harry zamrugał. Co robił? Nie, nie mógł im tego powiedzieć. Postanowił udawać, że nie wpadł na nich w Pokoju Wspólnym, a może i oni przestaną zadręczać go pytaniami. „Ale Hermiona nie” – pomyślał z przekąsem.

- Chyba pójdę do łóżka. Nie czuję się najlepiej – powiedział nie patrząc w ich stronę, a mijając ich odwrócił nawet głowę, nie chcąc zobaczyć nic więcej, niż rozczochrane czupryny.

Zamknął starannie drzwi dormitorium i rzucił się do kufra, żeby wygrzebać cokolwiek do jedzenia. „Powinienem mieć jeszcze kilka czekoladowych żab”. Po około minucie znalazł trzy żaby, które położył na łóżku. Natychmiast porwał jedną z nich i rozdarł papier. Ledwie zatopił zęby w słodkiej czekoladzie, drzwi dormitorium otwarły się i stanęli w nich, już porządnie wyglądający, bliźniacy.

- Harry, masz nową fryzurę! Wyglądasz oszałamiająco!

Harry skrzywił się w duchu. Bliźniacy byli stanowczo zbyt wścibscy. Skoro zauważyli nową fryzurę, nie odpuszczą mu tak łatwo. Usiedli po obu stronach zielonookiego i przyjrzeli mu się krytycznie. Harry’emu udało się przełknąć czekoladę, którą wpakował sobie do ust przed ich przybyciem i już chciał coś powiedzieć, ale bliźniacy nie dali mu dojść do słowa, biorąc go w krzyżowy ogień pytań.

- Skąd masz taką fryzurę, Harry?

- Ee...

- Byłeś na randce?

- Fred, powąchaj! Czuć od niego alkoholem.

- Piłeś coś, Harry?

- Z kim?

- Gdzie?

- Zamknijcie się...

- Czy to dziewczyna, którą znamy?

- George, może to nie jest dziewczyna.

- Racja. Kto to jest, Harry?

- Zamknijcie się!

Harry dyszał ciężko, spoglądając spode łba na rudzielców.

- To nie wasz interes, z kim się spotykam – jeśli się z kimkolwiek spotykam.

- Masz rację, Harry – odparł Fred. – Ale jak myślisz, nikt nie zauważy nowej fryzury? Nie było cię na lekcjach, jak to wytłumaczysz Hermionie?

- A mały Ron stanie się zazdrosny... – dodał mściwie George.

- Możemy cię kryć. Ale nie za darmo.

- Chcemy wiedzieć z kim się spotykasz.

Harry spuścił głowę, po raz pierwszy od kilku godzin myśląc o swoich przyjaciołach... Dawnych przyjaciołach. Co powie Ron? Czy zdenerwuje się jeszcze bardziej i znów się pokłócą? Po ostatnim razie jeszcze mu nie przeszło... A Hermiona? Czy zaakceptuje to, że jest coś, o czym nie chce jej powiedzieć?

- Z nikim się nie spotykam – wyjąkał po chwili Harry. – Zacieśniam więzi.

- Zacieśniasz więzi? Z kim?

- Z Malfoy’em.

Specjalnie wymówił nazwisko jego przyszłego przymusowego przyjaciela z nutką goryczy. Niech sobie nie myślą, że sprawia mu to przyjemność, choćby i rzeczywiście tak było.

- Och. To nam przypomniało, czemu na ciebie czekaliśmy.

- Czekaliście na mnie?

- A myślisz, że po co tu przyszliśmy? Żeby odwiedzić naszego kochanego brata? – prychnął George.

- Ojciec mówił, że Dumb niedługo wróci z wyprawy. Oczywiście, Snape zda mu relację z twojego zachowania i w ogóle, ale teraz musisz być ostrożniejszy, Harry.

- I musisz nauczyć się bronić umysł. Wiemy, że Snape nie jest najlepszym nauczycielem.

- Więc jeśli chcesz, możemy ci pomóc.

- Źle by się stało, gdyby Trzmiel się o wszystkim dowiedział.

- Więc jak, Harry? Wchodzisz w to?

Harry’ego zalała fala wdzięczności. Martwili się o niego. Chcieli mu pomóc. Byli przyjaciółmi, wiedzieli o wszystkim i mógł im zaufać. Oni i Syriusz. Nie był z tym wszystkim sam. Bolało go, że nie mógł widywać się z tymi, przed którymi nie musiał niczego ukrywać, ale nie miał wyjścia. Nie mogli nawet do siebie pisać, w obawie, że Dumbledore’a dojdą ich plany. Wszystko musiało być utrzymywane w ścisłej tajemnicy, więc musiał dusić wszystko w sobie, nie mogąc nikomu się pożalić. No bo przecież Snape’owi nie będzie się zwierzał. A teraz miał okazję widywać się z bliźniakami odrobinę częściej. Przynajmniej przez jakiś czas.

- Jasne.

Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Ju-huu! Choć włamywanie się do Hogwartu tak, żeby nikt się nie dowiedział, jest bardzo męczące.

- I niebezpieczne.

- Kiedy wreszcie nauczysz się animagii, będzie o wiele prościej.

Harry roześmiał się i rozluźnił, będąc wreszcie wśród przyjaciół, którym mógł się zwierzyć ze wszystkiego. Którym mógł zaufać.

- Sam-Wiesz-Kto ci teraz nie zagraża, więc bez obaw możesz opuścić tereny szkoły.

- Tylko musisz być bardzo ostrożny, żeby nikt cię nie nakrył.

- Snape się wścieknie, ale nie będzie mógł powiedzieć dyrektorowi.

- Może ci za to dać szlaban.

- Więc uważaj. A jak wróci Dumb, będzie jeszcze trudniej.

- Damy radę – powiedział Harry, nagle wierząc w to, że wszystko się jakoś ułoży. Po raz pierwszy odkąd zawarł pakt z Voldemortem poczuł, że istnieje szansa, bardzo nikła, na szczęśliwe zakończenie. Choć nie wiedział jaka, to wsparcie przyjaciół było dla niego bezcenne.

 

Kolejne kilka godzin spędzili rozmawiając i ćwicząc oklumencję. Nie potrafili oprzeć się plotkom, które tak ochoczo wymieniali przez ostatnie wakacje. Teraz także musieli obgadać wszystko, co nawinęło im się pod język – żadne konkretne osoby, ale sklep bliźniaków, szkołę Harry’ego, Voldemorta, naukę czarnej magii i wszystko to, co działo się po za Hogwartem. Na szczęście wciąż trwały lekcje i nikt nie niepokoił ich swoją obecnością. W przerwach pomiędzy wymianą informacji, Fred i George instruowali Harry’ego jak skutecznie oczyścić umysł i zablokować dostęp do myśli niepożądanym osobom.

- Tak naprawdę, to musisz się po prostu na czymś skupić. Nie możesz nie myśleć o niczym.

- Kiedy nie myślisz o niczym, jesteś łatwym celem.

- Najważniejsze, to skupić się na jednej konkretnej myśli.

- Możesz spróbować coś sobie wyobrazić. Jakiś przedmiot, osobę...

- Ja śpiewam piosenki. Fałszuję, ale przecież mnie to nie obchodzi.

- Angelina tłumaczyła różne słowa z angielskiego na hiszpański.

- Wybierz coś, co ci odpowiada i po prostu skup się na tym całym sobą.

- Tylko nie przesadź z tym skupianiem się...

I tak ćwiczyli. Byli dużo ostrożniejsi niż Snape, więc Harry rzadko przeżywał fizyczny ból. Byli też przyjaciółmi, więc nie musiał się bać, że zobaczą coś, czego nie powinni. Albo, że zrobią z tego użytek. Ufał im.

Udzielali mu instrukcji, cały czas mówili, co musi poprawić, a co mu dobrze idzie. Pod koniec sesji Harry potrafił już przez dłuższy czas uchronić swój umysł.

- Ze Snapem nie pójdzie mi tak łatwo – pożalił się Harry, kiedy Fred i George szykowali się do powrotu do Londynu.

- Nie martw się, Harry, dobrze ci idzie – Fred poklepał go pocieszająco po ramieniu.

Harry wiedział, że zrobił spore postępy, ale zdawał też sobie sprawę, że Snape zniweczy całą jego ciężką pracę. Było mu też smutno, że bliźniacy musieli już wyjechać. Wtem wpadł na genialny pomysł.

- A gdybyśmy użyli tych waszych kulek-świstoklików, żeby móc się częściej widywać?

Fred i George wymienili zaniepokojone spojrzenia.

- Co jest?

- Widzisz, Harry... To nie takie proste. Nie możemy ich używać, bo pozostawiają ślad w zaklęciach obronnych Hogwartu.

- Dopóki robimy to raz na czas, Dumb nie zacznie nas podejrzewać.

- Ale gdybyśmy zaczęli stosować je zbyt często... sam rozumiesz.

- Och – zdołał powiedzieć Harry.

- Nie martw się, stary. Wkrótce znów się zobaczymy – wyszczerzył zęby George.

- Właściwie to jak się tu dostaliście? – spytał zaintrygowany Harry, widząc, że bliźniaki zamierzają otworzyć okno. Do ziemi było stamtąd bardzo daleko.

Uśmiechnęli się szeroko i ukłonili, nim ciche puf! rozbrzmiało. W miejscu, w którym stali, znajdowały się teraz dwa zwierzątka: czarny gawron o lśniących piórach i rudawym dziobie oraz ruda wiewiórka, która zaszczebiotała cicho na pożegnanie i wdrapała się na grzbiet gawronowi. Ten z kolei rozłożył skrzydła i odleciał – czarny ptak z rudą plamą na grzbiecie. Harry stał przy otwartym oknie jeszcze jakiś czas, uśmiechając się na wspomnienie odlatujących bliźniaków.

Wreszcie odwrócił się i zaczął ćwiczyć zbolałą minę. „Czas przygotować się na powrót przyjaciół” – pomyślał cierpko. Wrócił do Pokoju Wspólnego, gdzie zapadł się w najwygodniejszy fotel. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, bo za portretem rozbrzmiały wesołe głosy uczniów. Po chwili do pokoju wlały się pierwsze sylwetki. Z radosnych rozmów wywnioskował, że profesor Sprout skończyła lekcję wcześniej i pozwoliła wracać wszystkim do domów.

- Harry! – przez dziurę pod portretem przeszła Hermiona i natychmiast ruszyła w jego kierunku. – Gdzie się podziewałeś przez cały dzie...

Stanęła jak wryta, wpatrując się w nastroszone, ale powalające włosy Harry’ego. Lavender i Parvati poszły za jej przykładem, by na chwilę zaniemówić na widok przystojniaka, który stał przed nimi.

- Wow! Harry, świetnie wyglądasz!

- Dzięki, Parvati – Harry uśmiechnął się nieśmiało.

Hermiona również się uśmiechnęła i uniosła dwa kciuki do góry. Wtedy tuż za nią rozległo się donośne prychnięcie. To Ron wszedł do Pokoju Wspólnego i zobaczył Harry’ego. Odszedł gniewnie w kierunku dormitorium, mrucząc pod nosem coś o „metroseksualnych lalusiach”.

Harry i Hermiona wymienili zaniepokojone spojrzenia. Dziewczyna zbliżyła się do niego i delikatnie objęła ramieniem.

- Nie przejmuj się, przejdzie mu. Wyglądasz szałowo!

- Dzięki, Herm.

- Kto ci to zrobił?

- Ee...

Szczerze mówiąc, Harry nie miał pojęcia, co jej odpowiedzieć. Miał się przyznać do spędzenia dnia z Malfoy’em? To zrodzi kolejne pytania: dlaczego z nim? A na to, niestety, już nie mógł udzielić odpowiedzi. Nie, jeśli chciał żyć. Nagle poczuł się bardzo zmęczony i bardzo stary.

- Jeśli nie chcesz, nie mów – odpowiedziała Hermiona z niepewnym uśmiechem. – Zrozumiem.

Harry pokiwał głową z wdzięcznością i przytulił mocno przyjaciółkę.

- Jest tyle rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć – wyszeptał w jej włosy. – Ale nie mogę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak to boli.

Gryfonka poklepała go po plecach i odsunęła na długość ramienia. Spojrzała na niego surowo swoimi brązowymi, mądrymi oczami i odparła:

- Nie musisz mi o niczym mówić. Jestem twoją przyjaciółką, pamiętaj o tym. A Ronem się nie przejmuj. Wiem, że też jest twoim przyjacielem.

Uśmiech wdzięczności wpełzł na wargi pewnego bruneta.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin