10. Biblia — księga niosąca Życie....doc

(56 KB) Pobierz
Biblia — księga niosąca Życie

Biblia — księga niosąca Życie...

 

Żeby słowo przepowiadania obietnicy mogło się w nas sprawdzić, potrzebny jest jeden fundamentalny warunek — wiara. Abraham jest typem takiej wiary, o którą chodzi Bogu, i taką właśnie wiarę chce wzbudzić w Kościele. Wiara bowiem jest niezbędnym warunkiem dzia­łania Boga w nas, a Bogu zależy na osobistym szczęściu każdego z nas. Gdy tym szczęściem będzie sam Bóg w sercu człowieka, nikt nie będzie musiał nad swoim życiem płakać. Każdy będzie szczęśliwy i zadowolony, będzie uwielbiał Boga nawet za sprawy w jego życiu nieudane. Bóg pragnie widzieć ludzi zadowolonych z życia, a smucą Go serca stale zanurzone w niezadowoleniu. W planie zbawienia mieści się moje szczęście i radość z życia, które jest moim udziałem.

Trzeba się uczyć wielbić i dziękować Bogu za wszystko. Pismo św. nazywa lud wybrany Ludem Błogosławieństwa, a św. Piotr mówi, że jesteśmy powołani do tego, aby odziedziczyć błogosławieństwo przeży­wając takie życie, jakie mamy. Wielki plan zbawienia zawiera również to, żeby moje życie było dobre.

Naszą odpowiedzią na Boży plan zbawienia jest wiara; ale to dopiero początek, nasza wiara bowiem — podobnie jak Abrahama — musi rosnąć, rozwijać się. W szkole wiary ważne jest, by znalazła się ona w otoczeniu trzech czynników powodujących jej wzrost.

Jeśli wiarę porównamy do zaczynającego istnienie embrionu, to pierwszym warunkiem jego rozwoju jest znalezienie się w łonie matki, gdzie są dla niego odpowiednie warunki życia. Tym miejscem dla em­brionu wiary jest:  życie sakramentalne, modlitwa,  eklezjalny (wspólnotowy) wymiar tego życia.

Odpowiednie życie wspólnotowe będące naszym udziałem — to wielki problem. Chodzi o to, żeby Chrystus Zmartwychwstały był wię­zią, która nas całkowicie scala i łączy, a tego nie można narzucić. Co mnie łączy z moją wspólnotą??? Praca? Sympatia? Mieszkanie? Może łączy nas wspólnie przeżywana „droga” wiary? Jeżeli tak, to w jakim stopniu? Czy tak głęboko, że burzy bariery strachu między nami? Barie­ry, które w zakonie tworzy konwenans? Bo może istnieć w życiu zakonnym podwójny nurt: zewnętrzna poprawność, a wewnątrz plotki, obmowy i całkowita nieprzystawalność wewnętrzna. Żeby ta bariera została złamana, wszyscy muszą głęboko wejść w prawdę, solidnie po­znać siebie, żeby nie gorszyć się problemami innych. Gdyby nam się udało nie bać się siebie, to trzeba zastawić stół i ucztować z radości, jak ewangeliczna kobieta poszukująca zgubionej drachmy.

Słowo Boże czytane wspólnotowe pomaga dojść do miejsca, gdzie życie wspólnotowe nabiera Bożych kształtów. „Słowo Chrystusa niech w was przebywa z całym swoim bogactwem: z wszelką mądrością nauczaj­cie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach...” (Koi 3,16). Ta zażyłość ze słowem Bożym zeszła w zakonach do tzw. „kości ogo­nowej”. Trzeba więc, aby każdy z nas indywidualnie uczepił się tej księgi. Żeby ona nie była od wielkiego święta. Żebyśmy ją czytali w podróży i wszędzie. Ta nieustanna lektura jest jakby wodą dla ziarna wiary, bez tego ona się nie rozwinie. Bóg chce, aby chrześcijanin sięgał po normalne źródła życia, jakie On mu zostawił. Dlatego Biblia powinna być najbardziej wyczytaną księgą.

Biblia inaczej rozumie słowo niż my, nie jako nośnik ludzkich myśli, lecz jako fakt, wydarzenie. Dlatego hebrajskie wyrażenie „dabar” ozna­cza po pierwsze: wydarzenie, fakt, rzecz, coś. Dopiero wtórnie oznacza dźwięk-słowo. Te dwa znaczenia słowa są ze sobą spokrewnione przy­padkowo, podobnie jak w naszym języku wyraz „zamek” oznacza zarówno zamek u drzwi, jak i siedzibę księcia. Hebrajskie „dabar” za­wiera te dwa znaczenia jako jeden aspekt tej samej rzeczy. Pismo św. powstało nie w europejskim, lecz semickim kręgu myśli, a Semici prze­żywali słowo w wymiarze faktu, wydarzenia. Nasze pojęcie słowa doznało intelektualnego zapłodnienia, ale i u nas to przeznaczenie słowa jest podstawowe. Na przykład, gdy ktoś w tłumie krzyknie „Elżbieta” i choć jeszcze nie przekazał żadnej myśli, żadnej treści, to jeśli usłyszy wołanie właścicielka tego imienia, jest poruszona. Wie, że o nią chodzi. Dźwięk znaczenia wszedł głębiej niż w umysł, w żywą tkankę egzystencji.

Takie właśnie jest semickie pojęcie słowa, które wnika w człowieka przynosząc mu życie i miłość. Matka powtarzająca nad dzieckiem nie­zrozumiałe dla niego słowa, widzi oddźwięk porozumienia. Dziecko nie wie, co ona mówi, lecz w ten sposób odbiera miłość swej matki. I tu jesteśmy blisko znaczenia słowa biblijnego. Izrael przeżył coś takiego, jak my, gdy ktoś w tłumie woła nasze imię. Był ludem niewolników zagubiony w straszliwej niewoli egipskiej i tam zwrócił się do niego Bóg, i zawołał: „Izraelu, usłyszałem twój krzyk, dostrzegłem jak cierpisz”. To dało Izraelowi życie i nadzieję. To słowo powiększane w historii przez ciągle nowe fakty, coraz to nowe treści pozwoliło mu utrzymać się w tej roli w planie zbawienia, którą mu Bóg wyznaczył do pewnego czasu.

Gdy na początku nie rozumiemy Biblii, nie zrażajmy się. Diabeł ro­zumie, co tu jest napisane, i boi się, bo w pierwotnym Kościele ta księga była używana do egzorcyzmów. Kładziono ją na głowie i wierzono, że skuteczności tego słowa boją się szatani. Czytając to słowo z pokorą zobaczymy, że ono będzie się nam otwierać, wskazywać drogę, powoli przekazywać ducha Jezusowego i ukaże, jak w tym słowie odzwierciedla się życie wewnętrzne człowieka. Po jakimś czasie będziemy pytać: czemu od razu nie mogę zwalczyć wszystkich swoich wad? Bo to by ci zaszko­dziło. Rozmnożyłyby się dzikie „zwierzęta i bestie”, takie jak pycha i pożarłyby nas. Pan zachowuje pewne wady do czasu. W tej księdze z czasem każdy odczyta swoją biografię.

Trzeba zrozumieć, czym jest Biblia w Kościele, gdzie jest jej miejsce, skąd wyrosła, co ją wydało. To nam pomoże w zrozumieniu „drogi” Bożej swego życia. Jeżeli słowo w poczuciu semickim oznacza fakt, wydarzenie, to powiedzenie, że Bóg objawił się w swoim słowie oznacza przede wszystkim, że objawił siebie w historii, w faktach, wydarzeniach. To jest język, którym Bóg przemówił do człowieka, to jest miejsce, które wybrał, by się dokonało Jego objawienie. Jest to ważne dlatego, że dzia­łalność biblijna rodzi się właśnie stąd, że człowiek odkrywa działanie Boga w historii swego życia. Oznacza to, że trzeba się uczyć poznawać Boga w historii, nie zaś w systemach filozoficznych, jakie ludzie sobie tworzą. On, Bóg objawił się najpierw poprzez łańcuch wydarzeń, faktów; to one były słowem Bożym, a słowo wysłannika było rzeczą wtórną. Wysłannik Boży interpretował fakty wieloznaczne same w sobie. Mogą one mieć rozmaite znaczenie, mogą być tak czy inaczej rozumiane. Żeby były zrozumiane we właściwym świetle Bóg posyła kogoś, kto tłumaczy sens i znaczenie tych faktów historii.

Jaki to łańcuch faktów najpierw w Nowym Testamencie był istotny? Przede wszystkim życie Jezusa Chrystusa, Jego nauka, cuda, męka, śmierć i zmartwychwstanie. Te dwa ostatnie fakty mają rangę wyjątko­wą, Wchodzą w skład tajemnicy wielkanocnej, czyli Misterium Paschalnego. Są u podstaw wydarzenia zbawczego w Nowym Testa­mencie. Z nich płynie do nas życie. Jezus zbawia nas swoim krzyżem, swoją śmiercią i zmartwychwstaniem. Te fakty nas sądzą objawiając nam największą miłość i ucząc nowej formy miłości. Gdyby Jezus tylko umarł i nic się dalej nie działo, wówczas jedyną rzeczą, którą by nam Bóg objawił na krzyżu byłoby to: „Popatrz, rodzino ludzka, jaka jesteś; w jakim fałszu i zakłamaniu wszyscy żyjecie, jesteście rasą zbrodniarzy”. Jezus jednak poszedł w swej miłości dalej, bo zmartwychwstał. Jeżeli w zmasakrowanym na śmierć Panu jest zapisany nasz grzech, jeśli Jezus stał się dla nas „grzechem” i „przekleństwem” (2 Kor 5,21 Ga3,13); jeżeli ciało Pana, zostaje mocą Boga powołane do życia, to tym faktem Bóg wszystkim oznajmia odpuszczenie grzechów. Oto w Nim mamy nowe życie.

Jezus został wskrzeszony jako pierwszy z braci (por. l Kor ł 5,20); jako źródło tego życia, które od Ojca otrzymał w zmartwychwstaniu dla nas i które teraz nam rozdaje, jako duch dający życie (por. l Kor 15,45). Tym samym Chrystus spełnia obietnicę z Księgi Ezechiela (por. Ez 36,26), dając nam serce nowe w zamian za serce z kamienia, by mogło kochać. W tym momencie Jezus sprawia, że chrześcijaństwo staje się Dobrą Nowiną, wydarzeniem zbawczym, a nie moralizatorstwem chcącym, by człowiek własną mocą się przemienił.

Następne ogniwo to zesłanie Ducha Świętego. Zbawienie Boże, doko­nujące się do tego momentu poza nami, zaczyna się głęboko wżynać w nasze życie. Nowe działanie Jezusa zaczyna się w dniu Zielonych Świąt. Jezus po swoim zmartwychwstaniu posyła apostołów ze swoim słowem przepowiadania: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15) — czyńcie z ludzi moich uczniów, uczcie ich zachowywać wszystko, co wam nakazałem, „A oto Ja jestem z wami, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Ta obietnica odnosi się do uczniów spełniających misję Pana. On sam jest tym słowem, dlatego ma ono skuteczną moc zwoływania ludzi, nawracania i przemiany.

Nakaz ewangelizowania i wykonywania go przez apostołów należy do owego łańcucha wydarzeń zbawczych jeszcze przed powstaniem czterech Ewangelii. Apostołowie rzeczywiście ewangelizują, a w ludziach prze­powiadanie rodzi życie Boże. Uwierzyli w Jerozolimie, winnych miastach judzkich, w Samarii, a potem w Antiochii, Azji Mniejszej, Rzymie, Europie, itd. Wszędzie, gdzie dotarło słowo, tam ma moc, tam ludzie pytają, jak Piotra w dniu Zielonych Świąt: „Co mamy czynić?”. „Nawróćcie się i przyjmijcie chrzest”. I oni to robią. Tak powstają pierwsze Kościoły, które jeszcze nie mają Pism Nowego Testamentu, więc na razie żyją Starym Testamentem. Doświadczają w sobie jednak. że słowo obietnicy jest mocne, ma zdolność łączenia. Mają Jedno serce i jednego ducha”. Ten opis należy do istoty kerygmy. Ukazuje działanie Bożego stówa: trwali w nauce apostatów, słuchali ich biblijnych katechez i dalszych instrukcji, żyli słowem Bożym we wspólnocie, w łamaniu chleba (życie sakramentalne) i w modlitwie. Bojaźń ogarniała wszyst­kich, gdyż apostołowie czynili cuda. Przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Ludzie rozmaitych warstw społecznych, wieku, wykształcenia... Sprzedawali dobra i rozdzielali innym według potrzeby (por. Dz 2,42-47). Nie bali się, że ich kochana wspólnota oszuka. „Codziennie trwali jed­nomyślnie na modlitwie”.

Jest to opis mocy słowa, które — dokonując czegoś takiego wśród lu­dzi — stwarza Kościół, czyli ostatnie ogniwo w łańcuchu faktów zbawienia. Kościół uwierzył w słowo, które naprawdę zmienia życie, burzy bariery, otwiera serca, scala w jedną rodzinę. Księga Nowego Testamentu wyrasta właśnie z tego doświadczenia, jest jego odzwiercie­dleniem i wykwitem, oczywiście fragmentarycznym. Nikt bowiem wtedy nie zakładał sobie, że musi je całe opisać. Siłą rzeczy to, czym żył pier­wotny Kościół, w co wierzył, czego doświadczał, co stanowi nurt tzw. tradycji jest szersze niż Pismo św. Listy Pawłowe zawierają różne aspekty doświadczenia wiary, o które poszczególne gminy pytały apostola.

Podobnie się ma z Ewangeliami, które nie są pamiętnikami, rejestra­cją na żywo działalności Jezusa. Jest to spojrzenie na życie i działalność Pana sprzed Jego męki, ale w świetle przeżywanego już po zmartwych­wstaniu doświadczenia wiary pierwszych Jego wyznawców i to na płaszczyźnie serca. W perykopach ewangelicznych odzwierciedla się historyczne działanie Jezusa. Jest ono jednak widziane przez pryzmat przeżyć, potrzeb, misji, jaką prowadził Kościół, lub w związku z liturgią; np. scena rozmnożenia chleba ilustruje i wyjaśnia sens Eucharystii. Czy­tając Nowy Testament trzeba o tym pamiętać.

Pismo św. jest doświadczeniem życia apostołów i ich wspólnot. Skoro zostało napisane pod natchnieniem, to tak jakby Duch Święty chciał zaświadczyć: o to mi chodziło, aby pozostało na wieki normą dla Kościo­ła; niech się w tej Księdze, w tym doświadczeniu wiary przegląda Kościół wszystkich wieków, aż do skończenia świata. Jeśli będzie miał podobne przeżycie, niech wie, że jest na dobrej drodze. Jeżeli my, ludzie XX wieku, czytając Pismo św. nic z tego nie rozumiemy, to znak, że przeszliśmy w inną religię. Gdy nie odnajdujemy siebie w tym słowie, to nie przeżywamy swego stosunku do Boga według normy, którą Bóg uwierzytelnił. Gdy w nas będzie to samo życie, które pulsuje w Piśmie św., gdy zaistnieje współgranie między tym, co napisane a naszym prze­życiem — wówczas Księga ta stanie się nam bliska i przez to kochana; w niej odnajdziemy siebie, stanie się ona naszą biografią.

Podobnie jak ktoś zakochany odbiera listy od narzeczonego. Ponieważ listy te wynikły z doświadczenia życiowego, to nawet po latach budzą wzruszenie i są źródłem przypomnienia czasu, który minął. Innym ten list będzie się wydawał śmieszny i niezrozumiały. Podobnie Pismo św. jest listem kogoś zakochanego w Bogu, kto doświadczył, że Bóg przyszedł do niego ze słowem Ewangelii, a on uwierzył w to słowo i stwierdził, że wiara w nie przyniosła nowe życie jemu osobiście i braciom w Kościele. Życie to znalazło ślad pisany w Piśmie św., a Kościół uznał w nim obec­ność natchnienia, włączył je do kanonu, my zaś czytamy je teraz jako Nowy Testament. Podobnie jest ze Starym Testamentem. Najpierw był cały łańcuch różnych wydarzeń. Dla Starego Testamentu wyjście z Egiptu, wędrówka przez pustynię, wejście do Ziemi Obiecanej, Przymierze na Synaju było tym, czym dla nas śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Te fakty dla Izra­ela były zbawieniem, dały mu życie. Następnie przeżywane, reflektowane, doświadczane w rozmaitych konsekwencjach życiowych i społecznych, z biegiem czasu wydały jako owoc dokumenty pisane, które z upływem czasu stały się Pismem św.

W Starym Testamencie — jako fazie przygotowawczej — odzwier­ciedla się historia Jezusa Chrystusa. Stary Testament jest również napisany pod natchnieniem. To jednak, co Bóg zdziałał w Starym Te­stamencie, nie jest pełnym objawieniem. Ostateczne objawienie dokona się w Nowym Testamencie. Jednak już w Starym Testamencie Bóg działał ku zbawieniu ludzi w taki sposób, jaki będzie powtarzał w No­wym Testamencie, tyle że na głębszej płaszczyźnie ludzkiego serca, a nie w faktach społecznych i politycznych życia narodowego.

Czytając Stary Testament trzeba przejść na to wyższe piętro, transponować go na problemy wiary dziś przeżywane. Na przykład historii Abrahama nie można przeżywać tak, jakby mogła się powtórzyć do­słownie w wypadku bezpłodnej kobiety. Ta płaszczyzna jest zamknięta, skończona. Trzeba iść naprzód i szukać analogii w sensie duchowym. Abraham uwierzył i ruszył w drogę. My też musimy uwierzyć, a nasze życie stanie się „drogą” spełniania się obietnic Bożych. Abraham miał na tej drodze swoje odejścia, robił po swojemu, co też i nam się zdarza. Nawet nasz grzech jest przewidziany przez Biblię. Nawet on się w niej mieści. Ale od razu wiemy, jak z tego korzystać, żeby nie diabeł, lecz Bóg miał chwałę. Uczymy się, że odchodząc od Boga zawsze coś traci­my, więc lepiej oprzeć się o Niego. Podobnie jak Abraham miał widzenia, którymi Bóg go utwierdzał, tak i my mamy jasne momenty. On się doczekał spełnienia obietnicy, my też dostrzegamy, że w nas się coś zmienia. Cieszymy się widząc, że historia Abrahama w nas się powtarza. W ten sposób Stary Testament staje się jakby naszą biografią. Po pew­nym czasie odkrywamy, że o wiele łatwiej odnajdujemy te podobieństwa. W Starym Testamencie jest już obecny Chrystus. Działa, lecz jeszcze pod osłoną figur, typów biblijnych. O tym, jak Chrystus zbawia w Starym Testamencie ukazuje antycypacja tego działania, które później będzie się dokonywało w chrześcijaństwie. Gdy doświadczamy tego, wówczas nasze życie wiary będzie karmione także słowem Starego Te­stamentu. Nie narzekajmy więc na Stary Testament, bo tkwi w tym niezdrowy antysemityzm, a na pewno zupełne niezrozumienie spraw wiary.

Oba testamenty są jak drzewo, którego pień stanowi Stary Testament, a koroną jest Nowy. Bez Starego Testamentu nie ma całego drzewa. Oba są jedną historią, jednym ciągiem faktów, które działał Bóg dla naszego zbawienia. Stary Testament przygotowywał ludzi na przyjście Jezusa Chrystusa. Historia Starego Testamentu była katechumenatem, który Bóg robił z Izraelem. Dlatego Kościół adeptom od chrztu dawał kateche­zę w 3/4 opartą o Stary Testament, bo uważał, że prowadząc do Chrystusa najlepiej będzie powtórzyć pedagogię Boga. Te katechezy i dziś mogą nam dawać ogromnie dużo światła i radości.

Nie można Nowego Testamentu zrozumieć bez Starego. Dlatego No­wy Testament jest dla nas taki obcy, bo nie znamy Starego Testamentu. Wszystkie pojęcia w Nowym Testamencie pochodzą ze Starego i gdy go nie znamy, trudno nam zrozumieć, co znaczy, że Chrystus jest Przebłagalnią za nasze grzechy, a komunia manną. Wszystko jest przygotowane i zarysowane już w Starym Testamencie. Dlatego tak Stary, jak i Nowy Testament są potrzebne w Kościele.

Teologia chrześcijańska jest już zapowiedziana w Starym Testamen­cie, tylko trzeba znaleźć klucz do Pisma Świętego. Jest nim kerygmat. Jeśli tym żyję, to przyjęte wiarą słowo będzie się we mnie rozwijało w tym kierunku, w jakim jest opisane. Często trzeba uczynić wielki skok z dotychczasowego przeżywania Boga i spraw chrześcijaństwa w coś nowego, czego nie doświadczyłem. O ile to uczynię, Księga ta stanie się dla mnie otwarta, da mi życie. Zacznę w niej odkrywać koleje własnego życia. Nie trzeba się zniechęcać, gdy pierwszy kontakt z tą Księgą jest trudny. Z nią jest tak, jak mówi Ezechiel: gdy ją połknął, najpierw po­czuł gorycz, ale potem stała się mu słodka. Podobnie stanie się z nami, jeśli zdecydujemy się karmić tym słowem. Z początku Stary Testament będzie trudny, będzie nas w nim raził opis walki, rzezi, itp. Fakty te brane na płaszczyźnie ówczesnej historii wyglądają niewinnie. Trzy tysiące lat temu ludzkość i Izrael żyli w stanie barbarzyństwa. Bóg jako mądry pedagog brał tych ludzi takimi, jakimi byli, nie nakazywał im od razu etyki Kazania na Górze. Na tym polega katechumenat Boga, ze jakby dopasowuje się do możliwości człowieka, bierze jego barbarzyń­skie zwyczaje pod opiekę swojego objawienia, powoli oczyszczając je. W porównaniu z innymi narodami tamtych czasów prawodawstwo Izra­ela okazuje wyższość, jest bardziej humanitarne. Księga Królewska chwali króla Jehu za krwawe rządy, a w jakiś czas później prorok Ozeasz wspominając te wydarzenia piętnuje je jako wielki grzech tego króla. W tym czasie bowiem wzrosła świadomość ludzi i to, co ongiś nie było złem — w miarę otrzymywania światła od Boga — dostrzegają i piętnują jako grzech.

W przedstawionym na przestrzeni Pisma św. rozwoju łatwo nam za­uważyć własny rozwój. My podobnie dojrzewając do kolejnych ocen korygujemy poprzednie. Lud Wybrany jest w „drodze”; życie chrześcijan także jest w „drodze”, więc podlega ewolucji. Im bliższy jest Bóg, tym bardziej się nam objawia i tym ostrzej w Jego świetle widzimy najmniej­szy kurz, jaki w nas jest. Staje się on taki nieznośny, że chcemy, aby i od niego Bóg nas uwolnił.

My dziś wiemy, że opisy w Starym Testamencie są analogicznym ob­razem naszego grzechu, którego Bóg każe nam się pozbyć i wydać mu walkę. Teraz, gdy Bóg dał nam światło i moc, mamy iść, atakować, by zwyciężać. Rok temu nie było nic, a teraz otrzymuję rozkaz i zwyciężam, bo przyszedł czas Jego mocy. Zatem dziś dla nas te wszystkie wydarzenia Starego Testamentu pozostają figurą zbawienia, którego dokonał Bóg przez Jezusa Chrystusa w naszym życiu.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin