Alyson Noel - Nieśmiertelni 02 - Błękitna godzina [Nieof. tłumaczenie].pdf

(429 KB) Pobierz
Pierwszy
ALYSON NOEL
Nieśmiertelni 02
Błękitna godzina
***
Nieoficjalne tłumaczenie: H.O.M.I.K, Tasia2902
Pierwszy
- Zamknij oczy i wyobraź ją sobie. Widzisz to?
Skinęłam głową, zamykając oczy.
- Wyobraź sobie, że jest przed tobą. Zobacz jej strukturę, kształt i kolor – masz to?
Uśmiecham się, mając ten obraz w głowie.
- Dobrze. Teraz wyciągnij rękę i dotknij jej. Poczuj jej kontury końcami swoich
palców, otul jej ciężar swoimi dłońmi, a teraz połącz wszystkie swoje zmysły – wzrok, dotyk,
węch i smak – możesz spróbować?
Zagryzam wargi i stłumiam chichot.
- Doskonale. Teraz połącz się z tym uczuciem. Uwierz, że to istnieje przed tobą.
Poczuj to, zobacz to, dotknij tego, spróbuj tego, zaakceptuj to, ukaż to! – mówi.
Więc to robię. Robię wszystko z tych rzeczy. A kiedy on jęczy, otwieram oczy i patrzę
na siebie.
- Ever. – Potrząsa głową. – Miałaś myśleć o pomarańczy. To nie jest nawet jej bliskie.
- Nie, to nic owocowego. – śmieję się, uśmiechając do każdego z moich Damenów –
repliki objawiającej się przede mną, i wersji ciała i krwi obok mnie. Obaj równie wysocy,
ciemni, i tak niszczycielsko przystojni, że aż wydają się mało realni.
- Co ja mam z tobą zrobić? – pyta prawdziwy Damen, próbując przybrać spojrzenie
dezaprobaty, ale na marne. Jego oczy zawsze go zdradzają, pokazując tylko miłość.
- Hmmm… - spoglądam pomiędzy moich dwóch chłopaków – jednego prawdziwego,
drugiego wyczarowanego. – Myślę, że możesz podejść i mnie pocałować. Lub, jeśli jesteś
zbyt zajęty, spytam go czy zostanie, choć nie sądzę że on myśli. – ruszam w kierunku
nieprawdziwego Damena, śmiejąc się, kiedy on się uśmiecha i mruga do mnie chociaż blednie
i w końcu znika.
Ale prawdziwy Damen się nie śmieje. On tylko kręci głową i mówi: - Ever, proszę.
Musisz być poważna. Masz tyle do nauki.
- Po co ten pośpiech? – wygładzam poduszkę i klepię miejsce obok siebie, mając
nadzieję, że on odejdzie od biurka i dołączy do mnie. – Myślałam, że nic nie mamy, ale czas?
– uśmiecham się. A gdy patrzy na mnie, w całym moim ciele wzrasta ciepło, a oddech
zatrzymuje się w moim gardle i nic nie mogę na to poradzić, ale zastanawiam się czy
kiedykolwiek zdołam się przyzwyczaić do jego niesamowitego piękna – jego gładkiej
oliwkowej skóry, lśniących brązowych włosów, idealnej twarzy, i szczupłej wyrzeźbionej
sylwetki. – Myślę, że znajdziesz we mnie bardzo chętnego ucznia. – mówię, a moje oczy
spotykają jego – dwie ciemne studnie niezgłębionej głębi.
- Jesteś nienasycona – szepcze, potrząsając głową i podchodzi do mnie, siadając obok.
- Po prostu próbuję nadrobić stracony czas – mruczę, zawsze tak chętna na te chwile
tylko dla nas, i nie muszę się nimi dzielić z nikim innym. Nawet świadomość, że cała
wieczność jest przed nami, nie czyni mnie mniej chciwej.
Pochyla się aby mnie pocałować, rezygnując z naszych lekcji. Wszystkie wyrażane
myśli, telepatia – wszystkie te psychiczne sprawy zostają zastąpione czymś znacznie bardziej
bezpośrednim, gdy pcha mnie na stos poduszek, obejmując moje ciało swoim, nas dwoje
łączących się jak upadłe winorośle w poszukiwaniu słońca.
Jego palce wiją się w górę, przesuwając się od skraju mojego brzucha do stanika, a ja
zamykam oczy i szepczę. – Kocham cię. – Słowa kiedyś skrywane we mnie.
Słuchałam jego stłumionego jęku, gdy odpina zapięcie mojego biustonosza, bez
najmniejszego wysiłku, doskonale i bez skrępowania.
Każdy jego ruch był tak pełen wdzięku, tak doskonały, tak…
Może zbyt doskonały.
- Co się stało? – pyta, kiedy go odpycham. Jego oddech przeszedł w krótkie, płytkie
sapanie, gdy jego oczy szukają moich, a skóra wokół nich jest napięta i ściśnięta w sposób do
jakiego przywykłam.
- Nic złego. – Odwracam się do tyłu, poprawiając swój top i cieszę się że skończyłam
już lekcję osłony myśli, ponieważ to była jedyna rzecz, która pozwalała mi kłamać.
On wzdycha i oddala się, pozbawiając mnie swojego mrowiącego dotyku i ciepłego
spojrzenia, kiedy kroczy przede mną. A kiedy w końcu się zatrzymuje i staje twarzą do mnie,
ściskam wargi, wiedząc co będzie dalej. Byliśmy już tutaj wcześniej.
- Ever, nie próbuję cię poganiać ani nic. Naprawdę, nie próbuję – mówi, a twarz ma
zmarszczoną z niepokoju. – Ale w pewnym momencie musisz to skończyć i zaakceptować to
kim jestem. Mogę uzewnętrznić twoje pragnienia, wysłać telepatyczne myśli i obrazy, gdy
jesteśmy daleko od siebie, mogę w każdej chwili zabrać cię do Summerlandu. Ale jedynej
rzeczy, której nie mogę zrobić, to zmienić przeszłości. Ona po prostu jest.
Patrzę na podłogę, czując mały i całkowity wstyd. Nienawidzę, tego że jestem
niezdolna ukryć zazdrości i obaw, nienawidzę tego, że są tak przejrzyste i wyraźnie widoczne.
Bo bez względu na to jaki rodzaj tarczy psychicznej stworzę, to jest bez sensu. On miał
sześćset lat na badanie ludzkiego zachowanie ( badanie mojego zachowania ), w porównaniu
do moich szesnastu.
- Po prostu… po prostu daj mi trochę więcej czasu, aby przyzwyczaić się do tego
wszystkiego – mówię, dłubiąc postrzępiony szew na mojej poduszce. – To jedynie kilka
tygodni. – wzruszam ramionami, przypominając sobie jak zabiłam jego byłą żonę,
powiedziałam mu, że go kocham i zapieczętowałam swój nieśmiertelny los, mniej niż trzy
tygodnie temu.
Patrzy na mnie, jego usta zaciskają się, a oczy są zabarwione wątpliwością. I choć
jesteśmy tylko kilka metrów od siebie, dzieląca nas przestrzeń jest tak ciężka i brzemienna –
jakby to był ocean.
- Odnoszę się do tego życia – mówię, a mój głos przyśpiesza i rośnie, chcąc wypełnić
pustkę i złagodzić nastrój. – A ponieważ nie przypominam sobie żadnych innych, to wszystko
co mam. Potrzebuję tylko trochę więcej czasu, dobrze? – uśmiecham się nerwowo, a moje
wargi niezdarnie zatrzymują w miejscu wydech ulgi, gdy on siada obok mnie i podnosi palce
do mojego czoła, szukając miejsca, gdzie kiedyś była moja blizna.
- Cóż, to jedyna rzecz, której nam nie zabraknie. – Wzdycha, ciągnąc palcami po
krzywiźnie mojej szczęki, i gdy pochyla się aby mnie pocałować, jego wargi robią serię
przystanków, na moim czole, nosie i ustach.
I właśnie wtedy, gdy myślę, że znowu mnie pocałuje, on ściska moją rękę i oddala się.
Idąc prosto do drzwi, pozostawił pięknego czerwonego tulipana na swoim miejscu.
Drugi
Chociaż Damen może wyczuć taką chwilę, gdy moja ciotka Sabine skręca w naszą
ulicę i zbliża się do podjazdu to nie, dlatego wyszedł.
Wyszedł ze względu na mnie.
Ze względu na prosty fakt, że jest już ze mną od setek lat, dążąc do mnie we
wszystkich moich wcieleniach tak, więc możemy być razem.
Tylko, że my nigdy nie jesteśmy razem.
Co oznacza, że to się nigdy nie stało.
Podobno za każdym razem, gdy mieliśmy zrobić następny krok do skonsumowania
naszej miłości, jego była żona Drina pojawiała się i mnie zabijała.
Ale teraz ja ją zabiłam, wyeliminowałam ją w dobrym miejscu, choć niewątpliwie
słabym, trzepnęłam ją w czakrę serca i teraz nic ani nikt nie blokuje nam drogi.
Z wyjątkiem mnie.
Bo choć kocham Damena we wszystkich moich istnieniach, i na pewno chcę podjąć
następny krok – nie mogę przestać myśleć o tych ostatnich sześciuset lat. I jak wybrał takie
życie. (Dziwnie, jego zdaniem.)
I kogo wybrał do takiego życia. (Oprócz jego byłej żony Driny, nawiązywał wiele
innych znajomości.)
I, jak ja nienawidzę tego przyznawać, wiedząc to wszystko, czuję się trochę niepewna.
Dobrze, może dużo niepewna. To znaczy, to nie tak, że ktoś z mojej żałośnie ubogiej
listy facetów, których całowałam mógł się porównywać z jego sześcioma wiekami podbojów.
I choć wiem, że to śmieszne, choć wiem, że Damen kocha mnie od wieków, faktem
jest, że serce i umysł nie zawsze są przyjazne.
W moim przypadku, są one mało mówiące.
A przecież za każdym razem, gdy Damen przychodzi na moje lekcje, które zawsze
udaje nam się przekształcić w dłuższe sesje, przychodzi mi na myśl; To jest to! To naprawdę
stanie się tym razem!
Tylko, że odpychanie go jest jak najgorsza złośliwość.
A prawda jest dokładnie taka, jak powiedział. On nie może zmienić swojej
przeszłości, ona po prostu jest. Kiedy coś jest zrobione nie można tego cofnąć. Nie ma
odwrotu.
Jedyne, co człowiek może kiedykolwiek zrobić to iść dalej.
I to jest dokładnie to, co muszę zrobić.
Wziąć bez wahania duży krok do przodu, ani razu nie patrząc wstecz.
Wystarczy zapomnieć o przeszłości i zacząć budować przyszłość.
Chciałabym, żeby to było takie proste.
- Ever? – Sabine wchodzi po schodach, gdy ja biegam gorączkowo po pokoju, a potem
siadam przy biurku, starając się wyglądać na czymś zajętą. – Co robisz? – pyta, wkładając
głowę do środka. I choć jej ubranie jest pogniecione, jej włosy są w bezładzie, oczy ma
czerwone i zmęczone, jej aura ma promienny i ładny odcień zieleni.
- Właśnie skończyłam zadanie domowe – mówię, odpychając laptop tak jakbym
właśnie go używała.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin