K s. E d w a r d S t a n i e k UWIERZYĆ W KOŚCIÓŁ.doc

(382 KB) Pobierz
K s

K s.   E d w a r d   S t a n i e k
UWIERZYĆ W KOŚCIÓŁ

 

 

SPIS TREŚCI

CZĘŚĆ PIERWSZA
TAJEMNICA KOŚCIOŁA

1. KOŚCIÓŁ WSPÓLNOTĄ
2. DUCH EWANGELICZNEJ WSPÓLNOTY
3. KOŚCIÓŁ TO LUD BOŻY
4. KOŚCIÓŁ TO KRÓLESTWO BOŻE
5. CHRYSTUS ZAKŁADA KOŚCIÓŁ
6. WŁADZA PIOTRA
7. KOŚCIÓŁ APOSTOLSKI
8. KOŚCIÓŁ ŚWIĘTY
9. KOŚCIÓŁ WYCHOWAWCĄ
10. KOŚCIÓŁ WALCZĄCY
11. POWSZECHNOŚĆ KOŚCIOŁA
12. JEDNOŚĆ KOŚCIOŁA
13. KOŚCIÓŁ PRAWOSŁAWNY
14. KOŚCIOŁY REFORMOWANE
15. KOŚCIÓŁ RZYMSKO - KATOLICKI
16. WOBEC EKUMENIZMU
17. STOSUNEK KOŚCIOŁA DO PAŃSTWA
18. CHARYZMATY W KOŚCIELE
19. MIEJSCE I ROLA ZAKONÓW W KOŚCIELE
20. KOŚCIÓŁ JEST MISYJNY
21. CZY ZBAWIENIE JEST TYLKO W KOŚCIELE?
22. WYŁĄCZENIE Z KOŚCIOŁA
23. ZGORSZENIE W KOŚCIELE

 

1. KOŚCIÓŁ WSPÓLNOTĄ

 

 

 

Kiedy mówimy o Kościele, mamy na uwadze najczęściej papieża, biskupa, proboszcza, katechetę, kancelarię parafialną lub kurię biskupią. Znakiem Kościoła jest dość często siostra zakonna czy brat w habicie. Dziecko po raz pierwszy spotyka się z Kościołem, kiedy przyprowadzą je do ołtarza, kiedy widzi księdza. I bywa, że to pierwsze spotkanie z Kościołem jest i ostatnim spotkaniem. Wielu sądzi, że Kościół to tylko instytucja. Tymczasem to, co widzimy, to zewnętrzny wymiar Kościoła, i to niepełny. To jest mniej więcej tak jak z orzechem. Wszystko, co wymieniłem, jest twardą skorupą orzecha, czasem tak twardą, że można sobie na niej zęby połamać. Tak jest z instytucją kościelną. Wielu ludzi przechodzi przez życie, nie docierając do wnętrza tego orzecha. A przecież orzech to nie tylko skorupa. Gdyby w niej nie było nic, to nadaje się na śmietnik. Gdyby w skorupie instytucji Kościoła nie było wartości, to nie należałoby się nią zajmować. Ta skorupa ma pewne zadania doczesne i z tego punktu widzenia jest ważna. Orzech musi mieć twardą skorupę, jeśli w środku ma dojrzewać ziarno. O jego wartości nie decyduje jednak twarda skorupa, ale jego wnętrze.

 

Czym jest Kościół? Zwięźle mówiąc, Kościół jest zorganizowaną przez Chrystusa wspólnotą ludzi wierzących, którzy chcą żyć wartościami duchowymi. Coś z tajemnicy Kościoła możemy spotkać w szczęśliwym rodzinnym domu. Kochająca się wspólnota domowa jest na ziemi pierwszym znakiem, który może pomóc w rozpoznaniu tajemnicy Kościoła.

Chcąc w wieku dojrzałym doświadczyć Kościoła jako rzeczywistości duchowej, trzeba spotkać się z człowiekiem o bogatym sercu, z człowiekiem, który promieniuje dobrocią, miłosierdziem, przebaczeniem i prawdziwą mądrością. Spotykając takie wielkie serce, chciałoby się do niego podłączyć swoje, by na zasadzie naczyń połączonych bogactwo tamtego przepłynęło do naszego serca. Bliższe spotkanie z takim człowiekiem prowadzi do odkrycia, że bogactwo jego serca nie jest jego, to bogactwo jest zaczerpnięte z innych serc, a te są połączone z Sercem Chrystusa.

Kościół zatem to sieć serc zjednoczonych na zasadzie naczyń połączonych. Z jednego najbogatszego Serca Jezusa, doskonałego Człowieka -- w którym dobroć, miłość, mądrość, przebaczenie mają stopień najwyższy, bo Boski -- przepływa to bogactwo do serc innych, którzy zechcieli się do niego podłączyć.

Jest rzeczą znamienną, że Kościół w sakramencie chrztu przyjmuje człowieka, czyli podłącza go do Serca Bożego, nadając mu równocześnie imię. Jest to znak, że w chrzcie dokonuje się połączenie nie tylko serca człowieczego z Sercem Chrystusa, ale i z sercem drugiego człowieka, a jest nim patron, który żyje w wieczności. Moje imię zawiera odniesienie do mego patrona. Jestem połączony z nim, a on ze mną. Dziwi zarzut, dlaczego papież tak dużo ludzi beatyfikuje i kanonizuje. Beatyfikacja i kanonizacja jest wskazaniem konkretnego człowieka o bogatym sercu. To jest najprostszy sposób objawienia tajemnicy Kościoła. Serce świętego zostało wypełnione bogactwem Serca Jezusa Chrystusa. Papież nam mówi, popatrz, na tej ziemi, w tym mieście wyrósł człowiek wielkiego serca, podejdź do niego i podłącz swoje serce. W świętym dotykamy tego, co w Kościele najważniejsze, tego, za czym tęskni nasze serce. Nie da się inaczej mówić o tajemnicy Kościoła, jak tylko przy pomocy obrazów. Chciałbym wyprowadzić was z myślenia czysto instytucjonalnego i ukazać, czym jest w rzeczywistości Kościół jako wspólnota ludzi poszukujących wartości ducha.

Dodam jeszcze jeden obraz. Kościół to spotkanie ludzi przy ognisku, ludzi zziębniętych, ludzi, którzy tęsknią za światłem i ciepłem. Tym ogniskiem jest sam Bóg. On jest światłością świata. Ludzie podchodzą i powoli rozgrzewają swoje ręce i serce. Przeżywając spotkanie przy tym ognisku, widzą radość tych, którzy do ogniska wcześniej dotarli. Jest to wielkie wydarzenie. To moment dostrzeżenia Kościoła.

Chciałbym, by nasze rozważania, które będą dotykać i bolesnych, i radosnych spraw, pomogły nam gromadzić się przy tym Bożym ognisku, pozwoliły ogrzać ręce, rozpalić serca, zaleczyć rany. Będziemy wspólnie prosić Boga, abyśmy weszli głębiej w tajemnicę Kościoła. To jest to, za czym tęskni każde ludzkie serce. Może nasze było wiele razy rozczarowane, może zwątpiło już w możliwość takiego spotkania, ale ta możliwość istnieje. Trzeba, abyśmy podeszli do ogniska i odkryli, czym jest światłość Boga i ciepło Chrystusowego Serca. Trzeba, abyśmy otwarli twardą skorupę orzecha i odkryli wartość i bogactwo, które się w nim kryje.

 

2. DUCH EWANGELICZNEJ WSPÓLNOTY

 

W naszej refleksji nad tajemnicą Kościoła, rozumianego jako wspólnota, we wstępnym rozważaniu posłużyłem się trzema obrazami: obrazem orzecha, który składa się z twardej łupiny i cennego środka, obrazem ogniska, przy którym gromadzą się ludzie szukający światła i ciepła, i obrazem naczyń połączonych, w które przepływa bogactwo Chrystusowego Serca.

Dziś chciałbym zatrzymać się nad pytaniem: jakie elementy decydują o tym, że człowiek może twórczo uczestniczyć we wspólnocie ewangelicznej? Teksty z Dziejów Apostolskich z rozdziału drugiego i czwartego oraz z Listów św. Pawła, które mówią o bogactwie ludzkich serc zgromadzonych w pierwszych wspólnotach ewangelicznych, są nam znane. Dokumentem mniej znanym, a wiele mówiącym o życiu pierwszych chrześcijan, jest pochodzące z początku II wieku Didache, czyli Nauka Dwunastu Apostołów.

Jakie według tego pisma są podstawowe warunki, które winno spełnić ludzkie serce, jeśli chce twórczo uczestniczyć w ewangelicznej wspólnocie? Pierwszym warunkiem jest troska o wrażliwość sumienia. Ponieważ wspólnota kościelna jest skoncentrowana wokół Boga, serca tej wspólnoty muszą być wrażliwe na Jego głos. Wiadomo, że sumienie jest podobne do aparatu odbiorczego. Bóg podaje skierowane do mnie słowo, ja mam je usłyszeć i do niego dostosować swoje życie. Ta troska o doskonalenie sumienia, o jego wrażliwość, pozwala tworzyć wspólnotę ludzi otwartych na słowo Boga, gotowych do wykonania Jego poleceń.

 

Autor Nauki Dwunastu Apostołów zwraca uwagę na dwie metody doskonalenia sumienia. Na troskę o coraz pełniejsze angażowanie się po stronie dobra i unikanie czynów złych oraz na troskę o spotkanie z człowiekiem wartościowym. Przestrzega natomiast przed niebezpieczeństwem zniszczenia sumienia w spotkaniu z człowiekiem, który świadomie i dobrowolnie wybrał grzech. Z punktu widzenia duszpasterskiego wiadomo, że największym zagrożeniem dla sumienia jest bliskie spotkanie z człowiekiem, który żyje w grzechu. Wrażliwość sumienia -- oto pierwszy element, który winien być uwzględniony w budowie wspólnoty ewangelicznej.

Drugi element to nastawienie na maksymalizm etyczny. Każdy chce zrobić tyle, na ile go stać. To jest sprężyna, która decyduje o rozwoju. Na ziemi nie ma równości, jeden dostał dwa talenty, inny otrzymał ich dziesięć, możliwości zatem każdego są różne. W świecie istnieje rywalizacja, zawsze ci ubożsi przegrywają. We wspólnocie ewangelicznej natomiast istnieje radość z osiągnięć każdego. Kto ma jeden talent, cieszy się z osiągnięć geniusza, a geniusz cieszy się nawet z niewielkich sukcesów tego, kto otrzymał tylko jeden talent. Jeśli pojawi się rywalizacja i ten ubogacony patrzy z góry na człowieka, który nie posiada tylu talentów co on, to wówczas więzy wspólnoty ewangelicznej ulegają zniszczeniu. Jeszcze gorzej się dzieje, jeśli bogaty w talenty, zamiast je rozwijać, marnuje w imię tego, że i tak jest lepszy od tych, którzy otrzymali mało.

Trzecim elementem decydującym o włączeniu serca w sposób twórczy we wspólnotę ewangeliczną jest umiejętność dziękczynienia. Od Boga otrzymuję i Bogu dziękuję, dostrzegając wartość Jego darów i Jego dobroć. Wdzięczność obejmuje zarówno dar, jak i Dawcę. Jest to ważny element decydujący o radości w ewangelicznej wspólnocie. Ci, którzy umieją dziękować, nie popadają w stany depresji i smutków dlatego, że dostrzegają, iż każdego dnia mają tysiące razy więcej powodów do dziękczynienia aniżeli do smucenia się. Jeżeli człowiek zatrzymuje się nad tym, czego mu brakuje, to łatwo wpada w narzekanie, w krytykanctwo i jego oczy przysłania mgła. Pesymista przestaje dostrzegać wielość darów otrzymywanych minuta po minucie. Dziękczynienie uodparnia na groźną chorobę narzekania i smutku.

Następnym elementem jest uczciwość w pracy. W ewangelicznej wspólnocie mogą uczestniczyć ludzie, którzy potrafią spotkać się przy uczciwej pracy. Już na początku chrześcijanie dostrzegli, iż można robić interes na Chrystusie, i przestrzegają przed takimi członkami wspólnoty ewangelicznej.

Jeszcze jeden element to szacunek dla tego, co święte. Niedziela jako dzień Pański, dzień pojednania z sobą, z braćmi i z Bogiem, dzień święty. Wtedy to było łatwe, ponieważ przenoszono na niedzielę szacunek dla dnia świętego z szabatu w religii żydowskiej. Duża część chrześcijan wywodziła się z tego środowiska, a dla Żydów szabat to rzeczywiście dzień święty. Podobnym religijnym szacunkiem otaczano codzienną modlitwę, czyli minuty spotkania z Bogiem.

 

Ostatni element. Ten, kto należy do wspólnoty ewangelicznej, musi żyć nadzieją. Zasada była mniej więcej taka: spodziewać się najgorszego, a mieć nadzieję na lepsze. Chrześcijanin nie mógł być zaskoczony nieszczęściem, wiedział, że wszystko, co go spotyka, jest przewidziane przez Boga i że nawet najtrudniejsza sytuacja może być sytuacją twórczą. Spodziewać się najgorszego, ale zawsze mieć nadzieję na lepsze. To jest ważny element, który przygotowywał chrześcijan do spotkania z trudnościami. Autor wyraźnie wzywał, by za każdą, nawet najtrudniejszą sytuację, dziękować Bogu, bo w niej chodzi o nasze dobro.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że są to wymagania bardzo wysokie. W rzeczywistości są to wymagania, które przy dobrej woli potrafi wypełnić każdy człowiek. Wystarczy iskra dobrej woli. Dobra wola decyduje o tym, że człowiek rezygnuje z narzekania i zaczyna dziękować. Dobra wola decyduje o tym, że chcę uczciwie pracować. Dobra wola decyduje o tym, że chcę doskonalić wrażliwość sumienia. Tacy ludzie, podłączeni do Serca Chrystusa, mogą tworzyć wspólnotę ewangeliczną, którą jest Kościół. W starożytności tych wspólnot, rozsianych po całym basenie Morza Śródziemnego, było wiele. Wszędzie zbierano się we wspólnoty według tego właśnie klucza, taka była atmosfera życia Kościoła starożytnego. Nie było w nim za wielu ludzi z wyższych sfer, byli to najczęściej ludzie prości, ale wszyscy byli świadomi, że Kościół jest jeden i że ta ich wspólnota, która niekiedy składa się z kilkunastu osób, należy do wielkiej wspólnoty, że Kościół jest wspólnotą wspólnot.

Prośmy, byśmy odkrywali coraz pełniej ten wymiar Kościoła. Został on w ostatnich wiekach w dużej mierze zapomniany, ale dopiero w takiej wspólnocie można się odnaleźć. Taka wspólnota nie przygniata człowieka, ale stwarza pewne możliwości jego rozwoju. Każda parafia powinna się składać z wielu takich niewielkich wspólnot, które umieją współpracować ze sobą i z kapłanem gromadząc się przy wspólnym ołtarzu. Dopiero w tych wspólnotach można w pełni być sobą, odetchnąć duchem Ewangelii. Jest to wezwanie Soboru Watykańskiego II, jest to wezwanie Synodu biskupów, jest to ciągłe wezwanie papieża, aby ten wymiar Kościoła, za którym tęskni ludzkie serce, został nie tylko na nowo odkryty, ale i odbudowany w ramach wielkiego Kościoła, który obejmuje cały świat.

. KOŚCIÓŁ TO LUD BOŻY

 

 

 

Kościół jest pomyślany przez Boga jako wspólnota wspólnot. Atmosfera rodzinna panująca w niewielkich, liczących po kilkanaście osób wspólnotach, powinna promieniować z całego Kościoła, który jest jedną wielką rodziną.

Kolejno pragnę ukazać biblijne wizje Kościoła. Pierwsza z nich jest ukryta w dziejach narodu wybranego, Ludu Bożego Starego Testamentu. Dzieje Starego Testamentu ukazują nam główne aspekty tajemnicy Kościoła. Posłużę się porównaniem. Św. Meliton, biskup z II wieku, w swoim kazaniu paschalnym ukazuje naród wybrany jako makietę, żywy model, którym Bóg posłużył się, przygotowując ludzkość do budowy wielkiej rzeczywistości Kościoła. To porównanie, zaczerpnięte z tradycji, może nam pomóc w odpowiedzi na pytanie, jakie winno być nasze podejście do lektury Starego Testamentu, a równocześnie, jak należy podejść do różnych napięć, jakie istnieją między Kościołem a wyznawcami judaizmu w chwili obecnej.

 

Model jest Boży. Każdy architekt musi poświęcić wiele czasu na zbudowanie dokładnego modelu. Później, w oparciu o ten model, prowadzi budowę. W narodzie wybranym mamy do czynienia z żywym modelem Kościoła. Można obserwować klęski i zwycięstwa. Ten Boży model posiada dużą wartość i powinien być otoczony szacunkiem. Każdy jednak wie, że makieta jest potrzebna tylko do czasu, liczy się bowiem gmach, który w oparciu o nią architekt wznosi.

Jakie są elementy obecne w życiu Kościoła, które można obserwować w życiu narodu wybranego? Pierwszym fundamentem Bożej wspólnoty jest wiara. Jak fundamentem życia Ludu Bożego była wiara Abrahama, Izaaka, Jakuba, tak fundamentem życia Kościoła jest wiara Najświętszej Maryi Panny, wiara Elżbiety, Zachariasza, Piotra, Jana, pozostałych Apostołów. Bez wiary nie można wznosić wspólnoty ewangelicznej. Kościół jest zbudowany na fundamencie wiary.

Drugi element to cała relacja między Izraelem a Egiptem, Kościołem a światem. Izraelici byli w obcym świecie, który pod względem cywilizacji im imponował. W tej niewoli ciągle musieli walczyć z pokusą dostosowania się do tego świata, z pokusą wzięcia udziału w rywalizacji z nim, w wielkich wyścigach, których celem była budowa coraz piękniejszego świata doczesnego. Egipcjanie starożytni patrzyli z pogardą nie tylko na Żydów, ale i na Rzymian. Zwykły chłop znad Nilu był tak świadom swej godności, że pogardzał Rzymianami. Egipt w starożytności był symbolem świata doczesnego, w którym wszystko było urządzone wspaniale. Żydzi musieli mocno walczyć z pokusą wzięcia udziału w rywalizacji dotyczącej budowy równie pięknego, bogatego i mocnego państwa, wiedząc, że chodzi o inne wartości, że oni z woli Boga nie mogą brać udziału w tej rywalizacji. Musieli zrezygnować z czosnku, cebuli i pełnych spichlerzy. To jest jedna z tajemnic Kościoła. Kościół przez dwadzieścia wieków musi bez przerwy walczyć z tą samą pokusą. Chodzi o pokusę tryumfalizmu, o budowę państwa zdolnego tworzyć wielką cywilizację, rywalizującego z innymi cywilizacjami tego świata. Jest to ciągła pokusa, ciągłe zagrożenie.

W Kościele każde pokolenie musi podejmować wielkie decyzje. W dziejach Izraela taką decyzją była Pascha i przejście przez Morze Czerwone. To wszystko dokonywało się w scenerii śmierci nie tylko baranka, ale i pierworodnych w Egipcie. Trudna decyzja zerwania z tym światem, odejścia od niego, wyodrębnienia się Izraela jako narodu ze świata, w którym mu było lepiej niż na pustyni. W Kościele jest to samo. Mówią o tym na przestrzeni wieków wyraźnie wszyscy męczennicy.

Następny element, jasno widoczny w modelu ludu wybranego, to pielgrzymowanie, to droga przez pustynię, droga trudna. Kościół nieustannie pielgrzymuje, pokonując różne trudności, ponosząc klęski i odnosząc zwycięstwa. Jest rzeczą znamienną, że droga przez pustynię trwała czterdzieści lat, a więc całe pokolenie, tak jakby Bóg chciał zaznaczyć, że każdy człowiek w Kościele musi też przejść przez pustynię, musi podjąć wielkie decyzje i osobiście przejść przez pustynię.

 

I jeszcze jeden element to nadzieja ziemi obiecanej. Pustynia ukształtowała ludzi wielkiego ducha. Mogli podjąć walkę o nowe wartości. To obraz Kościoła, to główny wątek jego historii. Przeglądając karty Starego Testamentu, jak na żywej makiecie możemy odkryć wiele mechanizmów działających w Kościele. Ten, kto je zna, nie dziwi się, jeśli coś się nie udaje, jeśli Kościół ponosi klęski. Tak było, Bóg to zapowiedział, Bóg to ukazał. Trudna droga do wielkich wartości. Przygoda ludu wybranego kończy się wejściem do Ziemi Obiecanej i próbą budowy królestwa izraelskiego, które będzie zapowiedzią królestwa mesjańskiego. Na tym królestwie Chrystus oprze swoją wizję Kościoła rozumianego jako Królestwo niebieskie. Królestwo Ojca Niebieskiego.

Mówię o tym, by uzasadnić, że w Kościele dlatego nieustannie czytamy Stary Testament, aby poznać tajemnice Kościoła. To nie jest czytanie dla ubogacenia naszych wiadomości historycznych, to jest refleksja nad naszą rzeczywistością. Podobnie jak ktoś, kto chce poznać wspaniały wielki gmach, przychodzi do makiety i obserwuje poszczególne jej elementy. W spotkaniu z rzeczywistością nie jest w stanie ogarnąć jej całości, a przy makiecie jest to możliwe.

Ta makieta jest dziełem Boga i winna być przez nas otoczona szacunkiem. Kościół nie bardzo interesuje się już dziejami Izraela po przyjściu Jezusa Chrystusa. Obserwuje jednak, jak rozwija się religia judaistyczna, ale są to dla niego dzieje makiety, nic więcej. Ponieważ istnieje zaplanowany przez Boga związek między tą makietą a rzeczywistością Kościoła, który jest w trakcie budowy, nie dziwmy się, że na przestrzeni dwudziestu wieków były napięcia między nami, a wyznawcami judaizmu, były, są i będą. Oni jako naród nigdy nie przyjęli faktu, że Bóg potraktował ich jak żywą makietę, że spełnili wielką rolę w dziejach zbawienia świata. Nie wierzą, że według tej makiety w planach Boga powstaje rzeczywistość Kościoła. Oni tego nie przyjęli, pozostali w swojej rzeczywistości. Trzeba to uszanować, skoro ich decyzje szanuje Bóg. Ich wierność w wielu wypadkach przewyższa naszą wierność, trzeba głowę skłonić np. przed ich dokładnością w zachowaniu szabatu, ale trzeba pamiętać o chrześcijańskim spojrzeniu, które uwzględnia kontynuację, drugi etap historii Ludu Bożego, którym są dzieje Kościoła.

Sobór Watykański II na pierwszy plan wysunął wizję Kościoła jako Ludu Bożego, tak jakby chciał nas przygotować do przejścia z Egiptu przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Ten obraz został wyeksponowany i dziś Kościół się nim chętnie posługuje. Ten obraz jest szczególnie obecny w Dokumentach Soborowych i w nauczaniu Jana Pawła II. Jego pielgrzymki to ciągłe wędrowanie, to przypomnienie wizji Kościoła jako Ludu Bożego. Papież chce uświadomić wszystkim, że to wędrowanie jest trudne, ale w tym trudzie kształtują się ludzie wielkiego formatu, w nim oczyszcza się i wzrasta Kościół.

Podziękujmy za dostęp do Ksiąg Starego Testamentu i za to, że możemy je odczytywać w duchu tej interpretacji, której nauczył nas sam Jezus Chrystus.

4. KOŚCIÓŁ TO KRÓLESTWO BOŻE

 

 

 

Ostatnio zwróciłem uwagę na wizję Kościoła opartą o model ludu wybranego, narodu wędrującego z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Kiedy Izraelici zorganizowali swoje państwo przez królów: Saula, Dawida i Salomona, w ich świadomości pojawiła się wizja Królestwa Bożego, Królestwa Mesjańskiego. Prorocy coraz częściej mówili o nadejściu Królestwa Bożego, które będzie oparte o sprawiedliwość, prawdę i miłość. Ta wizja proroków została mylnie odebrana i odczytana przez Izraelitów. Nadano jej bowiem charakter polityczny. Wierzono, że chodzi o idealną społeczność na ziemi, zbudowaną głównie przez Izraelitów przy nadzwyczajnej interwencji Boga. Uwierzono, że można zbudować wspaniałe państwo, królestwo, tylko i wyłącznie odgórnie. Wystarczy, że pojawi się wolny i sprawiedliwy władca z rodu Dawida -- Mesjasz, który wprowadzi idealne prawo i wszyscy do tego prawa się dostosują. Na realizację tego programu czekano wieki i powiedzmy otwarcie, wielu czeka do dziś.

Z tym wypaczonym pojęciem Królestwa Bożego polemizował Chrystus. Chciał ukazać, że nie da się zbudować idealnego królestwa na ziemi odgórnie. Może być idealna władza i doskonałe prawo, prawo zostanie podeptane przez podwładnych, a wspaniały władca ukrzyżowany. Nie tędy droga do szczęścia. Dlatego, kiedy Syn Boży przyszedł na ziemię, nie organizował Królestwa Bożego odgórnie, nie zajął miejsca w pałacu Piłata, który miał władzę na terenie Palestyny, nie zajął miejsca w Rzymie w pałacu cezara, gdzie mógł mieć do dyspozycji legiony, senat i prawo. Wiedział bowiem, że pretensje do władzy, do prawa będą dotąd, dopóki będą karłowate, małe ludzkie serca. Pracę trzeba rozpocząć od przemiany serc. A więc budowanie Królestwa Bożego jest możliwe tylko i wyłącznie oddolnie. Trzeba przemienić serca. To samo bowiem ludzkie serce można ukształtować jako serce potwora i to samo serce można ukształtować jako serce świętego. Wszystko zależy od tego, czy człowiek będzie pielęgnował wady, czy talenty i cnoty. Chrystus zaczął mówić o Królestwie Bożym nie w znaczeniu politycznym, lecz religijno-moralnym. Owszem istnieje wspaniałe Królestwo Boże, ale ono nie jest rzeczywistością ziemską. Tu, na tej ziemi, jest ono dopiero zasiane. Pan Jezus mówi o Królestwie Bożym w wielu przypowieściach. Ponad trzydzieści Jego przypowieści podejmuje temat Królestwa Bożego. W samej Ewangelii św. Mateusza mamy aż pięćdziesiąt razy użyte słowo "Królestwo Niebieskie, Królestwo Ojca".

 

Prawda o Kościele zostaje przez Chrystusa ukazana w wizji Królestwa Bożego, na zasadzie korekty źle zrozumianych przez Żydów przepowiedni mesjańskich. Pan Jezus oczyszcza to pojęcie z naleciałości politycznych.

Jakie są najważniejsze prawdy dotyczące Królestwa Bożego, o których Chrystus mówi w przypowieściach? Królestwo Boże, rozumiane jako życie Boże w sercu człowieka, jest najwyższą wartością. Chrystus mówi o drogocennej perle, o skarbie. Ten, kto odkrył wartość Królestwa Bożego, jest gotów sprzedać wszystko, co posiada, byle tylko uczestniczyć w Królestwie Bożym.

Królestwo może być przyjęte i może być odrzucone. Pan Jezus mówi o ziarnie, które pada na glebę; od jej urodzajności zależy los ziarna. W innej przypowieści Jezus mówi o dzierżawcach, którzy zabili właściciela i chcą przywłaszczyć sobie winnicę. Tracą w ten sposób nie tylko winnicę, ale i dzierżawę, a nawet życie. Królestwo Boże posiada potężną moc, samo jest jak ziarno, które potrafi przebić ziemię i wyróść jako wspaniałe drzewo.

Niedawno obserwowałem wymowny obraz. Dzieci, jedząc słonecznik, pogubiły jego ziarna na płytach chodnikowych. Ponieważ z racji budowy teren zagrodzono i nikt tam nie chodził, między płytami chodnika wyrósł wspaniały słonecznik. On znalazł w szczelinie glebę, potrafił wyróść i dziś dojrzewa duża tarcza słonecznika. Wymowny obraz potężnej mocy Królestwa Bożego, która w tym świecie betonowych chodników potrafi znaleźć szczelinę i ma w sobie tyle siły, by nawet w tak niewielkiej przestrzeni wyróść i wydać owoce. Oto moc Królestwa Bożego w nas. Oto tajemnica Kościoła istniejącego na ziemi.

W Królestwie Bożym potrzeba naszej współpracy i wysiłku. Pan Jezus mówi o zakopanych i wykorzystanych talentach. Ciągle Królestwo Boże jest zagrożone przez zło. Nie da się go definitywnie oddzielić od zła. Kąkol i pszenica sąsiadują z sobą, ich korzenie są splecione. Na ziemi nie da się ich rozłączyć, trzeba czekać na czas żniwa, to znaczy na czas ostateczny, wtedy zło zostanie oddzielone od dobra. Ludzkie serce dojrzewa w bliskim kontakcie ze złem.

Istnieje możliwość utraty Królestwa Bożego. Syn marnotrawny porzuca dom i po bolesnych doświadczeniach wraca do ojca. Utrata i odzyskanie Królestwa Bożego. Jest wreszcie wyczekiwanie na pełnię objawienia, na spotkanie się z czystym dobrem, ze świętością samego Boga. O tym mówi przypowieść o dziesięciu pannach. Przygotowane, oczekujące są szczęśliwe, nie przygotowane, zaskoczone -- nieszczęśliwe. Chrystus każe nam się modlić "przyjdź Królestwo Twoje". My wszyscy w swojej codziennej modlitwie prosimy o realizację, o rozwój Kościoła rozumianego jako Królestwo Boże.

 

W tym wielkim skrócie chciałem ukazać, że Kościół w naszym ludzkim rozumieniu jest daleki od tego, czym chce go mieć Chrystus. Niestety my często mamy obraz Kościoła tak wypaczony, jak wypaczony mieli obraz Królestwa Bożego Żydzi, traktując je jako wspólnotę doskonałą. Mamy pretensje o to, że on nie działa idealnie. Byli święci papieże, a w Kościele za ich czasów było wiele nadużyć, byli święci biskupi, a w ich diecezjach było wielu grzeszników, byli i są święci proboszczowie i kapłani, a w ich parafiach jest więcej kąkolu niż pszenicy. Kościół jest święty od wewnątrz. Jeśli się spotkają święte serca, to one potrafią stworzyć wspólnotę świętą. Trzeba się wciąż liczyć z wszystkimi zagrożeniami, o których bardzo wyraźnie mówi Chrystus w swoich przypowieściach.

Kościół na ziemi jest miejscem dojrzewania ludzkiego serca do tego, by mogło być sercem przeniesionym do wspólnoty istniejącej wiecznie. To jest twórcze środowisko. Cały proces dojrzewania ludzkiego serca dokonuje się w Kościele, dlatego Kościół w każdym pokoleniu ma wielkich świętych. To dowód na to, że ktokolwiek autentycznie chce, może i dziś zostać świętym.

Jeśli myślimy o Kościele takim, jakiego pragnie Chrystus, to znika wiele trudności, o które często się rozbijamy. Wtedy się nie dziwmy, że w Kościele, jak w sieci, są ryby dobre i złe, nie dziwny się, że syn marnotrawny odchodzi z Kościoła i do niego wraca, że pracują w nim dobrzy pasterze i źli najemnicy.

Ten, kto odkrył Kościół tworzony przez Chrystusa, a rozumiany jako potężna moc ukryta i przeobrażająca serce człowieka, ten odkryje moc tego słonecznika, który potrafił pokonać wszystkie trudności, wyróść ponad wszystkie płyty, zakwitnąć i wydać piękne owoce. To jest tajemnica Kościoła. Kto doświadczył tej mocy, ten nie dziwi się trudnościom. Chodnik nie jest miejscem uprawy słonecznika, a jednak jest możliwe, że między płytami chodnika słonecznik wyrośnie i wyda wspaniałe owoce. Tak jest z Kościołem. On zawsze jest rzucony na chodnik tego świata. Zawsze się boryka z trudnościami. Tak jest w skali społecznej i tak jest w skali indywidualnej. Każdy z nas ma wydać owoc mimo trudnej sytuacji, choćby był ściśnięty różnymi betonowymi płytami tego świata.

Jeśli dotkniemy tej duchowej mocy Kościoła, to odkryjemy swoje miejsce w trudnej sytuacji naszego narodu. Miejsce i szansę, bo w nas jest ta Boża energia. Trzeba ją odkryć i w pełni wykorzystać.

5. CHRYSTUS ZAKŁADA KOŚCIÓŁ

 

 

 

W naszej refleksji nad wizją Kościoła ukazałem charakter wspólnotowy Kościoła zakładanego przez Chrystusa, a następnie dwie jego wizje: jedna -- Ludu Bożego wędrującego przez pustynię i druga -- Królestwa Bożego.

Dziś zatrzymamy się nad samym założeniem Kościoła przez Jezusa Chrystusa. Miało to miejsce w czasie Jego publicznej działalności, a więc od chrztu w Jordanie aż do Zesłania Ducha Świętego. Pan Jezus przepowiadając gromadził wokół siebie tłumy. Stosunkowo szybko z tych tłumów wybrał duże grono uczniów. Św. Łukasz mówi, że zorganizował trzydzieści sześć dwuosobowych ekip misyjnych. Odpowiednio ich przeszkolił, podał szczegółową instrukcję i wysłał przed sobą, aby przygotowywali teren dla Jego rekolekcji, które prowadził obchodząc wioski i miasta. Już w tym dziele widzimy, że Chrystus organizował pewną wspólnotę, że była ona nastawiona misyjnie. Chodzi o wspólnotę ludzi świeckich, ale dobrze zorganizowaną.

 

Szczególne znaczenie nadał Chrystus niewielkiej grupie Dwunastu Apostołów, których wybrał, stawiając przed nimi bardzo wielkie wymagania. Im każe opuścić dom, rodzinę i pójść za Nim. Odpowiedzieli na to. Nie byli to bynajmniej wielcy bohaterzy. Byli wśród nich tacy jak Jan, który szukał wielkiego Mistrza i wcześniej przebywał u Jana Chrzciela, ale byli też i ludzie nie szukający jakiegoś głębszego życia religijnego. Takim człowiekiem był między innymi Piotr. Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny. W tych słowach Piotr wyraził postawę człowieka, który wcale nie palił się do jakiegoś głębszego życia religijnego. Był Judasz, który nigdy nie zachwycił się ewangeliczną drogą i myślał o Królestwie Bożym w kategoriach politycznych, a jednak znalazł się w gronie Dwunastu. Byli to ludzie prości, nie było wśród nich uczonych w Piśmie ani przedstawicieli arystokracji, ani -- mówiąc dzisiejszym językiem -- inteligencji. To trzeba zobaczyć. Jezus nie szukał geniuszy, zebrał garść prostych ludzi i wychowywał ich ponad dwa lata do wiary i do miłości. Trzeba to dobrze rozważyć, bo w tej niewielkiej grupie (72 + 12 = 84) osoby jest zakodowana cała tajemnica Kościoła.

Jezus wychowywał uczniów do wiary, ponieważ chciał, aby oni podjęli głoszenie Królestwa współpracując z Bogiem. Ten, kto nie uwzględnia wiary, ocenia wszystko według ludzkich możliwości; natomiast ten, kto żyje według wiary, wprawdzie oblicza dokładnie swoje możliwości, ale zostawia również przestrzeń potrzebną dla działania Boga. Chrystus uczył tej wiary, tego Boskiego obliczania. Czasami były to bardzo bolesne lekcje.

Jezus uczył uczniów również wzajemnej miłości: wprowadzi ich aż do Wieczernika, umyje im nogi i ogłosi nowe przykazanie, aby się wzajemnie miłowali. Uczył ich. Czy nauczył? Wielki Piątek ukazał, że nie zdali egzaminu ani z wiary, ani z miłości. Jedynie Jan podszedł do krzyża. Wszyscy się załamali i zwątpili. Nie udało się dzieło Jezusowi, tak jak byśmy chcieli. Czy umieli kochać? Wydarzenia Wielkiego Tygodnia ukazały, że nie opanowali i tej sztuki, wtedy nie umieli jeszcze kochać. Ale po tej linii szedł pedagogiczny wysiłek Jezusa Chrystusa. Chciał wychować Dwunastu Apostołów w wierze i miłości.

 

Jezus pragnął, aby byli Jego świadkami. Z tej racji musieli być obecni we wszystkich ważniejszych wydarzeniach od chrztu w Jordanie aż po Jego wniebowstąpienie. To był drugi, ważny warunek. Oni bowiem mieli opowiadać o Jego życiu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu. Tym Dwunastu Mistrz podawał szczegółowe wyjaśnienia wszystkich przypowieści, czyli kształcił ich jako przyszłych nauczycieli. Wśród tych Dwunastu szczególne zadanie wyznaczył Piotrowi. Ciekawe, że nie Janowi, który był najlepiej do tego przygotowany, bo miał już za sobą szkołę ascezy u Jana Chrzciciela. Wybiera Piotra, który takiej szkoły nie miał, trudnił się łowieniem ryb. Właśnie na nim, na człowieku, który w sytuacji trudnej się załamał, na nim Bóg postanawia budować swój Kościół. Odpowiedzialnym za losy Kościoła czyni człowieka, który przejawia słabość, który się Go zaparł. To również cecha zakodowana w Kościele, którą trzeba mieć na uwadze, śledząc dzieje Kościoła i słabość jego przełożonych.

Kościół był kształtowany przez Chrystusa, tak mniej więcej jak w opisie biblijnym Bóg kształtuje z ziemi ciało człowieka. I wtedy, kiedy to ciało było ukształtowane, tchnął weń ducha, wówczas powstał człowiek. Chrystus trudził się nad ukształtowaniem wspólnoty, która liczyła około sto dwadzieścia osób. Taka wspólnota znajdowała się w Wieczerniku w czasie zesłania Ducha Świętego. Było to przygotowane i ukształtowane przez Chrystusa Ciało Kościoła. W to Ciało Ojciec tchnął swojego Ducha i ono ożyło. Oto biblijny obraz.

Chrystus żył ponad trzydzieści lat na ziemi, nie ujawniając mocy cudotwórczej. Był zwykłym mieszkańcem Nazaretu, niczym się nie wyróżniał, nikt nie zwracał na Niego specjalnej uwagi. Nadszedł dzień chrztu w Jordanie. Na Chrystusa zstąpił Duch Święty i natychmiast objawiła się Jego Boska moc. Podobnie było z Kościołem. Ludzki wymiar był przygotowany, a w momencie zstąpienia Ducha Świętego Kościół -- wypełniony Jego mocą -- rozpoczyna swe działanie.

Jeśli chodzi o konsekwencje, które wynikają z tego, że sam Chrystus zakładał Kościół, zwracam uwagę na trzy:

Po pierwsze: Element instytucjonalny w Kościele jest dziełem Boga. Materiał jest ludzki, ale budowla z tego materiału jest wzniesiona przez samego Boga i dlatego nie wolno instytucji kościelnej lekceważyć. Zarys tej budowli jest zawarty w pełni w tekstach Nowego Testamentu i perspektywa rozwoju Kościoła musi się liczyć z tym Boskim zamysłem.

Po drugie: Kościół to nie tylko hierarchia, to wspólnota wierzących. My najczęściej uważamy, że Kościół to papież, biskupi i księża. Tymczasem Kościół to cała wspólnota. Nawiązując do obrazu ciała, którym posługuje się św. Paweł, można ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin