Dziecko z termometrem.pdf

(457 KB) Pobierz
fizyka k.qxd
jak to odkryli
obserwacją zjawisk fizycznych. I choć może nie
zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, to nasza
intuicja w głównej mierze jest wykreowana dzięki
obserwowaniu świata zewnętrznego, w którym nie-
ustannie coś się dzieje. Każdy z nas ma w sobie jakoś
zakodowaną chęć poznawania rzeczy nowych i wyko-
nywania pouczających doświadczeń. Świadczy o tym
doskonale choćby zachowanie małych dzieci, które
z każdym dniem poznają nowe tajemnice otaczające-
Tomasz Sowiński
w 2005 roku skoń-
czył z wyróżnieniem
studia na Wydziale
Fizyki Uniwersytetu
Warszawskiego
w zakresie fizyki
teoretycznej. Obec-
nie jest asystentem
w Centrum Fizyki
Teoretycznej PAN.
Z zamiłowania zaj-
muje się populary-
zacją nauki. W roku 2005 był nominowany do nagrody
w konkursie Popularyzator Nauki organizowanym przez
Ministerstwo Nauki i Informatyzacji oraz Polską Agencję
Prasową.
Dziecko
z termometrem
Tomasz Sowiń ski
go świata. W ich oczach widać ogromne zaciekawie-
nie wykonywaniem, wydawałoby się, nawet najbar-
dziej trywialnych, eksperymentów. Kiedy dziecko bie-
rze do ręki pierwszy raz grzechotkę i słyszy jej cha-
rakterystyczny dźwięk, nie może wyjść z podziwu,
że ruszając rączką, można ułożyć „taką sympatyczną”
muzyczkę. Jakże wielkim zdziwieniem jest dla niego,
gdy pierwszy raz ową grzechotkę upuści na ziemię
i za żadne skarby nie chce ona wrócić do jego ręki.
Niezbędna jest wtedy pomoc rodzica. Z dnia na dzień
dziecko, a później dorosły człowiek, coraz lepiej rozu-
mie, że każde konkretne działanie jest przyczyną
jakiegoś konkretnego
zdarzenia. To po-
zwala mu budo-
wać w głowie abstrakcyjny model rzeczywistości,
dzięki któremu szybko uczy się przewidywać konse-
kwencje różnych swoich działań. W pewnym momen-
cie rozwoju samo obserwowanie różnych zjawisk
przestaje być jednak interesujące i w głowie zaczyna
kiełkować pytanie: dlaczego? Dlaczego jest tak, że jak
ruszam ręką, to grzechotka wydaje dźwięki? Dlaczego
upuszczona grzechotka nie chce wrócić do ręki? Dla-
czego...? Dlaczego...? Gdy człowiek zaczyna zadawać
takie właśnie pytania, czyli mniej więcej w wieku 3–4
lat, staje się fizykiem . U przeważającej większości lu-
dzi ten etap rozwoju jednak w pewnym momencie się
kończy i tym samym przestają oni być fizykami. U nie-
licznych, takich jak ja czy ty, młody Czytelniku, poszu-
kiwanie odpowiedzi na pytania zaczynające się od
skromnego „dlaczego” staje się pasją na całe życie.
MOJE ULUBIONE PYTANIE
50
Każdy z nas fizyków ma swoje ulubione pyta-
nie, na które poszukuje odpowiedzi w każdej wolnej
chwili. I choć początkowo wydaje nam się, że odpo-
wiedź na nie szybko uda nam się znaleźć, okazują się
zagadką na całe dziesiątki lat. Moje pytanie narodziło
się w mojej głowie w pierwsze Boże Narodzenie, któ-
re pamiętam. Była wtedy bardzo sroga zima i nieus-
tannie padał śnieg. Tak jak każde dziecko uwielbia-
łem różnego rodzaju zabawy na śniegu, ale jedna
rzecz mnie w śniegu zawsze denerwowała – to że nie
można go sobie, choćby troszkę, wziąć do domu. Ileż
ja wykonałem w swoim dzieciństwie różnych prób
przechowania śniegu w domu pod swoim łóżkiem.
Próbowałem go trzymać w szklance, w garnku, na pa-
pierze, na styropianie, na jeżyku do kredek, a nawet
N asze codzienne życie związane jest z nieustanną
12875013.026.png 12875013.027.png 12875013.028.png
 
cieczy, gdzie ma się ustawić. No i rzecz, która była
dla mnie zawsze największym zaskoczeniem i przez
którą niejedną noc w swoim dzieciństwie, zamiast
spać, spędziłem na rozmyślaniu. Jak to do licha się
dzieje, że każde, ale to absolutnie każde, ciało ma ja-
kaś temperaturę? Przecież każde ciało jest zbudowa-
ne zupełnie inaczej, ma inne parametry fizyczne, inny
kolor. Jedne, jak kawałek stołu czy ubrania, są wi-
dzialne, inne, jak woda czy szkło, są przezroczyste,
a jeszcze inne jak powietrze są zupełnie niewi-
dzialne. Ale każde z nich ma temperaturę!
I niezależnie od tego, czym jest to ciało, to
temperaturę zawsze można zmierzyć tym
samym termometrem. Oczywiście o ile ter-
mometr ten ma na skali taką liczbę, która będzie
pasowała do temperatury, jaką ma dane ciało.
pod kołdrą. Zawsze jednak, wcześniej czy później,
kończyło się tak samo – małą lub dużą kałużą na pod-
łodze. I choć dorośli wielokrotnie mi tłumaczyli, że
śniegu nie można utrzymać w domu, „bo jest za wy-
soka temperatura”, to ja nie dawałem za wygraną.
Nie mogłem uwierzyć, że jakaś tam „temperatura”
będzie mi mówiła, co można, a co jest niemożliwe.
Tym bardziej że nikt z dorosłych nie potrafił mi do
końca wytłumaczyć czym jest owa „temperatura”.
Powszechnie panowało jedynie przekonanie, że jak
jest zbyt niska, to można zachorować, a jak zbyt wy-
soka, to się oparzyć. No i że zdrowy człowiek to ma
tej temperatury trzydzieści sześć i sześć stopni jakie-
goś tam Celsjusza. Ale czym ona tak naprawdę jest,
stało się jednym z pytań, przez które do dziś pozosta-
łem fizykiem.
MOJE PRZYGODY Z TEMPERATURĄ
Chcąc lepiej zrozumieć, czym jest temperatura,
zacząłem ją mierzyć dla różnych ciał. Muszę przy tym
przyznać, że dużą rolę w tym moim eksperymentowa-
niu odegrał mój tata, który zawsze dysponował dużą
kolekcją odpowiednich termometrów i umiał zapropo-
nować odpowiednie doświadczenie. Zasługą mamy
było natomiast przymrużone oko, które pozwalało
nam się „bawić” w eksperymenty. W tym miejscu
chciałbym zaapelować do wszystkich rodziców: jeśli
Wasze dziecko chce zrobić jakiś eksperyment, który
wydaje Wam się nawet bardzo głupi – pro-
szę! Pozwólcie mu na to! Jedyne, o co za-
dbajcie, to bezpieczeństwo Waszych po-
ciech. Nie tłumcie natomiast ich ciekawo-
ści świata.
Wracając jednak do moich do-
świadczeń z temperaturą, chciałem
powiedzieć, że bardzo szybko do-
wiedziałem się, że gdy włoży
się termometr do wrzącej
wody, to poziom cieczy
w termometrze ustali
się na poziomie stu
stopni Celsjusza.
Gdy natomiast
będzie on zanu-
rzony w wodzie,
w której od dłuż-
szego czasu (po-
wiedzmy 30 min)
zanurzone są
kostki lodu, to ter-
mometr będzie
wskazywał tajem-
nicze ZERO.
POMIAR TEMPERATURY
Powszechną wiedzą jest fakt, że temperaturę
mierzy się urządzeniem zwanym termometrem . Naj-
częściej spotykane termometry wykonane są z papie-
rowej skali i przyczepionej do niej szklanej rurki, która
wypełniona jest zabarwionym alkoholem (kiedyś wy-
pełniało się je rtęcią). Termometr to takie cwane urzą-
dzenie, w którym po przyłożeniu do dowolnego ciała
poziom cieczy wypełniającej rurkę sam ustala się na
konkretnej wysokości. Odczytując odpowiednią liczbę
na skali, do której przyczepiona jest rurka, mówimy,
że dokonaliśmy pomiaru temperatury.
W procesie po-
miaru temperatury
niewątpliwie jest
coś tajemniczego.
Oto, po przyłożeniu
termometru, ciecz
zaczyna zmieniać
swój poziom, tak jak-
by stawało się jej
więcej albo mniej.
Gdyby tego było
mało – ustala się
ona na konkret-
nym poziomie,
co oznacza, że
nie jest to zu-
pełnie przypad-
kowy proces, ale
coś „mówi” tej
DZIE CIĘCA DEFINICJA TEMPERATURY
Pierwszą próbę wytłumaczenia, czym jest tem-
peratura, podjąłem po eksperymencie polegającym na
mieszaniu wody o różnej temperaturze. Jeśli zmiesza-
my ze sobą jedną szklankę wody o temperaturze
100°C (fizycy używają symbolu ° zastępując słowo
„stopni”, aby krócej się pisało) i jedną szklankę wody
o temperaturze 0°C, to otrzymana mieszanina będzie
miała temperaturę ok. 50°C – czyli dokładnie w poło- 51
12875013.001.png
 
jak to odkryli
wie między nimi. Jeśli zmieszamy natomiast trzy
szklanki pierwszej z jedną drugiej, to temperatura
mieszaniny wzrośnie do 75°C. Moja dziecięca fantazja
sprawiła, że postawiłem następującą hipotezę: tem-
peratura to taka magiczna ciecz znajdująca się w wo-
dzie, która przepływa z jednej części wody do drugiej
tak, aby jej poziom się wyrównał. Graficznie wyobra-
żałem to sobie następująco:
własne prawo fizyki od tej pory brzmiało tak: „Grzej-
ność to taka magiczna substancja, która przepływa
pomiędzy substancjami tak, aby jej poziom się wy-
równał. Dana substancja ma tym więcej grzejności
w sobie, im większą ma temperaturę”.
Miałem swoją hipotezę, która dla mnie miała
rangę prawdziwego prawa fizyki. Jednak, jak to za-
wsze bywa z rewolucyjnymi teoriami naukowymi, na-
potkała ona duży opór mojego „środowiska naukowe-
go”, czyli moich rodziców. Mojemu tacie szybko udało
się znaleźć dziurę w moim naukowym prawie. Zrobił
to jednak na tyle sprytnie, że nie zniszczył mojej fascy-
nacji grzejnością i temperaturą, ale wręcz przeciwnie
– bardzo ją rozbudził.
KONTRDOŚWIADCZENIE
Rzeczywiście taka hipoteza dobrze
tłumaczy wynik wspomnianego eks-
perymentu. W każdej szklance go-
rącej wody jest wyższy poziom
owej magicznej substancji niż
w każdej szklance zimnej. Tym
samym po ich zmieszaniu woda
będzie miała temperaturę po-
średnią – dokładnie taką, jaka
wynika z proporcji mie-
szania wody o róż-
nych temperatu-
rach. Byłem
bardzo dumny
ze swojego
odkrycia.
Doświadczenie, które zostało mi zademonstro-
wane, było bardzo proste. Wodę gotujemy, aż zacznie
wrzeć. Następnie zdejmujemy ją z palnika i odstawia-
my na bok w spokoju. Wkładamy do niej termometr
i mierzymy jej temperaturę dokładnie co 10 minut.
Następnie, po kilku godzinach obserwacji, wynik na-
nosimy na wykres zależności temperatury od czasu.
Oczywiście wielki naukowiec (czyli ja, Tomek, lat 7),
wszystkie odczyty robiłem samodzielnie i samodziel-
nie rysowałem też wykres. To co otrzymałem, wyglą-
dało mniej więcej tak:
52
Szybko doszedłem do wniosku, że muszę
swoje prawo troszkę zmodyfikować, a to
ze względu na fakt, że różne ciała
w różnym tempie „oddają” swoją
temperaturę. Otóż po zmieszaniu
szklanki wody o temperaturze
20°C ze szklanką zimnego oleju
z lodówki o temperaturze 4°C,
otrzymana mieszanina nie mia-
ła wcale temperatury 12°C, jak-
by wskazywały wcześniejsze
eksperymenty. Temperatura
była nieco wyższa (ok. 17°C),
co wskazywało na to, że tej
magicznej substancji jest więcej
w wodzie niż w oleju o tej samej
temperaturze. Z dziecinną wręcz
pasją nazwałem tę magiczną
substancję „ grzejnością ”, a moje
Z otrzymanego wykresu wynika
bez żadnych wątpliwości, że tempera-
tura wody spada w miarę upływu cza-
su. Spada zatem również ilość zawartej
w niej grzejności. Dodatkowo dzieje
się to w sposób dość dziwny. Naj-
pierw woda stygnie dość gwałto-
wanie, a później coraz wolniej
i wolniej. Aż w pewnym momencie
można uznać, że temperatura wo-
dy już zupełnie się nie zmienia.
Pytanie jest więc oczywiste: jak
wytłumaczyć takie zachowanie
temperatury wody moją „doskona-
łą” hipotezą o grzejności?
Nie muszę chyba nikomu
tłumaczyć, że po przeprowadzeniu
tego eksperymentu nie miałem za
ciekawej miny. Wtedy zrozumia-
łem, że moja hipoteza o tym, że
temperatura jest magiczną cieczą,
12875013.002.png 12875013.003.png 12875013.004.png 12875013.005.png 12875013.006.png 12875013.007.png 12875013.008.png 12875013.009.png 12875013.010.png 12875013.011.png 12875013.012.png 12875013.013.png 12875013.014.png 12875013.015.png 12875013.016.png
 
musi zostać poważnie zrewidowana. Jak bowiem
można wytłumaczyć to, że znika ona jakoś z zagoto-
wanej wody i to w taki dziwny niejednostajny sposób
i zatrzymuje się na pewnej wartości ok. 25°C. Aby
bardziej zachęcić mnie do myślenia, tata zapropono-
wał mi powtórzenie tego samego eksperymentu, ale
dla wody, która uprzednio całą noc stała w lodówce.
Z wielkim zaciekawieniem stwierdziłem, że woda wy-
ciągnięta z lodówki ma temperaturę ok. 4°C. Wyniki
pomiarów temperatury tej wody również wykonywa-
łem co 10 minut, a wynik umieściłem na tym samym
wykresie. To, co otrzymałem, wyglądało teraz tak:
EUREKA!
Podobnie jak od-
krycia wielkich naukow-
ców, trop prowadzący
do rozwiązania mojej
zagadki pojawił się
przypadkowo.
Przynajmniej tak
mi się wtedy wy-
dawało. Gdy pew-
nego dnia rano ma-
ma wzięła mnie
z pokoju i prowadzi-
ła do łazienki, spoj-
rzałem na termometr
wiszący na ścianie.
Jakim wielkim i zara-
zem miłym zaskocze-
niem było dla mnie, że
wskazuje on temperaturę
25°C. Tak! Wskazywał on dokładnie tę samą wartość,
którą każda woda (zarówno ciepła, jak i zimna) chcia-
ła tak bardzo osiągnąć. Krótko mówiąc, była to ta sa-
ma temperatura, jaką miało powietrze w naszym mie-
szkaniu. W tym momencie całkowicie zrozumiałem,
jakie jest rozwiązanie mojego naukowego problemu.
Dla pewności zmierzyłem jeszcze temperaturę w bu-
tach w przedpokoju, temperaturę ziemi w doniczce
z kwiatkiem oraz temperaturę wody z kiszonych ogór-
ków stojących od kilku dni w kuchni. Każda z nich
wynosiła dokładnie 25°C. Wszystkie ciała, które do-
statecznie długo stały zupełnie swobodnie, miały
tę właśnie temperaturę. Wszystkie inne – cieplejsze
i zimniejsze – spontanicznie dążyły do uzyskania tej
temperatury. A moja hipoteza brzmiała następująco:
„Temperatura jest pewną miarą ilości grzejno-
ści zawartego w danym ciele. Grzejność jest nato-
miast taką magiczną cieczą, która przepływa pomię-
dzy ciałami w taki sposób, aby ich temperatura się
wyrównała. Im większa jest różnica pomiędzy tempe-
raturami, tym grzejność pomiędzy ciałami przepływa
szybciej, a gdy ciała mają tę samą temperaturę, to
grzejność pomiędzy nimi nie przepływa”.
W taki właśnie sposób powstało pierwsze ofi-
cjalne prawo mojej dziecinnej fizyki. z
Wykres, który otrzymałem, był dla mnie wiel-
kim przeżyciem. Wynikało z niego wprost, że woda
wyciągnięta z lodówki ogrzewa się w sposób niejed-
nostajny i jej temperatura zatrzymuje się na
25°C. Na tych samych 25°C, na których za-
trzymuje się woda gorąca przy ochładza-
niu. Owe 25°C stały się dla mnie na parę
dni magiczną wartością temperatury,
poniżej której woda gorąca nie chce się
sama ochłodzić i powyżej której woda
zimna nie chce się sama ogrzać.
Pierwszy pomysł na wyjaśnienie tego zadziwiającego
zjawiska był dla mnie dość oczywisty: woda zawsze
dąży do uzyskania temperatury 25°C. I to dąży tym
szybciej, im dalej od tej temperatury się znajduje. Ale
dlaczego? Co jest takiego w tej wodzie, że chce ona
mieć za wszelką cenę taką temperaturę? Na rozwią-
zanie tego problemu znów musiałem poświęcić kilka
nieprzespanych nocy. Tym bardziej że miałem niemal
pewność, obserwując uśmiech mojego taty, że on zna
odpowiedź na to pytanie. Na nic jednak były moje
prośby o wyjaśnienie. Widząc moje zaangażowanie,
wiedział, że nie pozostawię tego pytania bez odpo-
wiedzi. Miał też w sobie przekonanie, że gdy odpo-
wiedź znajdę sam, to będę miał z tego dużą większą
radość.
Od autora
Miłym zaskoczeniem było dla mnie, gdy w li-
ceum dowiedziałem się, że:
z to, co nazywałem w dzieciństwie grzejnością,
w fizyce nazywa się ciepłem;
z magiczną substancją, którą utożsamiałem w swoim
dzieciństwie z grzejnością, do końca XIX wieku na-
zywano flogistonem. Było to, zanim ludzkość zrozu-
miała, czym jest ciepło;
z doświadczalną obserwację, że prędkość przepływu
ciepła pomiędzy ciałami jest proporcjonalna do róż-
nicy temperatur tych ciał historycznie nazywa się
prawem Newtona, gdyż to właśnie sir Isaac New-
ton jako pierwszy je odkrył i ilościowo opisał;
z spostrzeżenie, że pomiędzy ciałami, które mają tę
samą temperaturę, nie ma spontanicznego przepły-
wu ciepła, nazywa się w fizyce zerową zasadą ter-
modynamiki.
53
12875013.017.png 12875013.018.png 12875013.019.png 12875013.020.png 12875013.021.png 12875013.022.png 12875013.023.png 12875013.024.png 12875013.025.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin