Na Falach Amuru.pdf

(496 KB) Pobierz
681866918 UNPDF
Józef Wiesław Dyskant
NA FALACH AMURU
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1985
Okładkę projektował: Marek Soroka
Redaktor: Wanda Włoszczak
Redaktor techniczny: Beata Kondej
Korektor: Joanna Mazur
681866918.001.png
Zamiast wstępu
Amur, szósta co do długości rzeka azjatycka, a dziewiąta świata (około 4480 km), powstały z
połączenia Szyłki i Argunia, płynie skrajem północnej Mandżurii, po stokach Wielkiego i Małego Chinganu
oraz Sichote Aliń, i uchodzi do Morza Ochockiego w rejonie Cieśniny Tatarskiej. Spośród jego prawie
dwustu dopływów najważniejszymi są Zeja, Bureja i Amguń (lewe) oraz Sungari i Ussuri (prawe). Będąc
żeglownym na całej swojej długości (poza okresem listopad—marzec, kiedy pokrywa się lodem), stanowi
Amur jedną z najważniejszych wodnych arterii komunikacyjnych wschodniej Azji. Szeroki na 4 do 6
kilometrów (w czasie letnich rozlewów nawet ponad 10), o głębokościach dochodzących do kilkunastu
metrów, pod względem nawigacyjnym dzieli się na górny (od źródeł do ujścia Zeji), środkowy (między
ujściem Zeji i Ussuri) i dolny (od Ussuri do ujścia). Postanowieniami traktatów ajguńskiego (1858 r.) i
pekińskiego (1860 r.) wzdłuż Argunia, Amuru i Ussuri oraz poprzez jezioro Chanka, na przestrzeni około
3500 km, przebiegała granica rosyjsko-chińska.
Dwudziestego ósmego listopada 1908 roku władze carskiej Rosji, rywalizujące z Japonią o wpływy w
chińskiej Mandżurii, do działań w dorzeczu Amuru sformowały Amurską Flotyllę Rzeczną, składającą się
początkowo z 10 kanonierek i 10 kutrów pancernych, a następnie, w 1910 roku, wzmocnioną 8 monitorami.
Pierwszym jej dowódcą mianowano kapitana 1 rangi * A. Kononowa. Choć nie wzięła ona bezpośredniego
udziału w pierwszej wojnie światowej, została znacznie osłabiona, gdyż przekazała flotom Bałtyckiej i
Czarnomorskiej większość kutrów pancernych, prawie całą artylerię, wyposażenie okrętowe (przede
wszystkim silniki napędowe) i załogi. W linii pozostały tylko 2 monitory, 3 kanonierki i 2 kutry pancerne i
one to przyjęły na siebie uderzenie białogwardyjskich i interwencyjnych wojsk japońskich, amerykańskich
oraz brytyjskich, które w latach 1918—1922 opanowały cały radziecki Daleki Wschód.
Wycofujący się interwenci zniszczyli lub uprowadzili większość taboru pływającego Amurskiej Flotylli
i władze radzieckie musiały ją tworzyć od nowa. Latem 1923 roku rozpoczęła ona swoją powojenną
działalność szkoleniowo-ćwiczebną, realizując nowe zadania polityczne i wojskowe — obronę zdobyczy
rewolucji październikowej i granic pierwszego w świecie kraju socjalistycznego.
A nad Amurem nadal nie było spokoju. O wpływy w ogarniętych wojną domową Chinach rozpoczęły
ostrą rywalizację Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Japonia. Zwłaszcza ta ostatnia, uboga w
surowce mineralne, pożądliwym okiem spoglądała na bogatą w kopaliny Mandżurię, której gubernatorzy,
marszałek Czang Tso-lin, a potem jego syn Czang Sue-liang, prowadzili własną politykę wewnętrzną i
zagraniczną, niewiele sobie robiąc z zarządzeń i instrukcji rządu centralnego w Nankinie. Ulegli wobec
obcych mocarstw militaryści mandżurscy, obawiając się zaktywizowania elementów postępowych i
rewolucyjnych wśród społeczeństwa, dla którego przykładem stały się osiągnięcia narodów radzieckich, z
poduszczenia Japonii i USA wywołali w październiku 1929 roku zbrojny konflikt z ZSRR — pretekstem
stało się opanowanie przez wojska chińskie zarządzanej wspólnie, a biegnącej przez tereny Mandżurii, Kolei
Wschodniochińskiej **. W walkach wyróżniła się Amurska Flotylla Wojenna pod dowództwem J. Ozolina
(od kwietnia 1927 roku zwana Dalekowschodnią), która w bitwach na Sungari, pod Lahasusu i Fugdinem
rozbiła chińską Sungaryjską Flotyllę Rzeczną. Za tę zwycięską kampanię dekretem Rady Najwyższej ZSRR
z 28 kwietnia 1930 roku Dalekowschodnia Flotylla Wojenna odznaczona została Orderem Czerwonego
Sztandaru.
Kiedy Japonia ostatecznie opanowała Mandżurię, tworząc w 1932 roku oderwane od Chin
marionetkowe państwo Mandżukuo ***, Amur oraz Arguń i Ussuri stały się miejscami nieustannych
prowokacji soldateski japońsko-mandżurskiej. Agresja japońska w Chinach oraz utrzymywanie w Mandżurii
stale powiększanej, doborowej Armii Kwantuńskiej niepokoiły rząd radziecki, a zbrojne konflikty w rejonie
jeziora Chasan (1938 r.) i rzeki Chałchin-goł (1939 r.) wskazywały niedwuznacznie, iż cesarstwo japońskie
* Tu i dalej w tekście zachowano stopnie oficerskie obowiązujące w marynarce wojennej ZSRR. A oto ich polskie
odpowiedniki: kapitan 1 rangi — komandor, kapitan 2 rangi — komandor porucznik, kapitan 3 rangi — komandor
podporucznik, kapitan-lejtnant — kapitan marynarki, starszy lejtnant — brak odpowiednika, lejtnant — porucznik
marynarki, młodszy lejtnant — podporucznik marynarki.
** Kitajsko-Wostocznaja Żeleznaja Doroga (KWŻD), zbudowana w latach 1897—1902 przez rząd carskiej Rosji,
zgodnie z układem mukdeńskim (20.09.1924 r.) była wspólnie zarządzanym (na zasadach parytetu) chińsko-radzieckim
przedsiębiorstwem handlowym, w którym pracowali urzędnicy i robotnicy radzieccy. W lipcu 1929 r. władze
mandżurskie samowolnie zerwały układ — opanowano KWŻD, wydalono z kraju pracowników radzieckich, a 200 z
nich wtrącono do więzień. Jednocześnie, przewidując negatywną reakcję władz radzieckich, skoncentrowano w rejonie
granicy państwowej 300 000 armię oraz Sungaryjską Flotyllę Rzeczną.
*** Od 1934 r. cesarstwo.
szykuje się do wojny z ZSRR. Japońsko-radziecki pakt o neutralności z 13 kwietnia 1941 roku nie
zlikwidował tego niebezpieczeństwa, lecz jedynie odsunął je w czasie.
Zrozumiałym jest więc, że Związek Radziecki wzmacniał nieustannie potencjał bojowy wojsk
stacjonujących na Dalekim Wschodzie, Floty Oceanu Spokojnego oraz Amurskiej Flotylli Wojennej (do
nazwy tej powróciła wiosną 1932 r.), której od 22 czerwca 1941 roku przypadło niezwykle ważne zadanie —
osłona granicy państwowej przed spodziewaną agresją japońską. Ten stan podwyższonej gotowości bojowej
trwał do 9 sierpnia 1945 roku, kiedy to ZSRR, wykonując postanowienia konferencji jałtańskiej, rozpoczął
działania wojenne przeciwko Japonii.
Tomik niniejszy przypomina te decydujące o przyspieszeniu rozstrzygnięcia wojny na Dalekim
Wschodzie wydarzenia, uwypuklając przede wszystkim udział w nich Amurskiej Flotylli Wojennej, która
walczyła w składzie 2 Frontu Dalekowschodniego.
Daleki Wschód czuwa
Zima na przełomie 1941 i 1942 roku srożyła się nad dorzeczem Amuru w całym znaczeniu tego słowa.
Wiejące z Azji centralnej wiatry zachodnie i z rejonów Syberii północno-zachodnie przygnały masy
mroźnego powietrza. Szalały groźne zamiecie śnieżne. Słupek rtęci utrzymywał się poniżej minus
dwudziestu stopni, rzeki pokryły się kilkumetrowej grubości lodem. Żegluga stanęła całkowicie, a statki i
okręty musiały schronić się w portach i przystaniach. Dla jednostek Amurskiej Flotylli Wojennej nastał czas
remontów i przeglądów, a dla ich załóg — czas szkolenia na lądzie.
Daleko stąd, na zachodzie, toczyły się krwawa zmagania wojenne, tu zaś było na razie spokojnie, choć
wszystko zamarło w czujnym wyczekiwaniu. Na drugim brzegu Argunia, Amuru i Ussuri stały dywizje
japońskie. Czy nie przyjdzie im aby ochota teraz, kiedy cały potencjał militarny i ekonomiczny Kraju Rad
skierowano pod Moskwę, zadać cios w plecy walczącym wojskom — uderzyć w kierunku jeziora Bajkał,
uchwycić transsyberyjską linię kolejową i przemieszczając się po niej opanować życiodajne dla przemysłu
radzieckiego Zagłębie Kuźnieckie, a potem wyjść na podnóża Uralu i tu poczekać na hitlerowskiego
sojusznika? Przecie to na Uralu pragnęli obaj agresorzy ustanowić granicę niemiecko-japońską.
Czas był sposobny do takiego uderzenia choćby i z powodu warunków atmosferycznych. Bo chociaż
mróz i zamiecie uniemożliwiały użycie broni pancernej i ograniczały działania lotnictwa, to zamarznięcie
rzek i sparaliżowanie działania Flotylli Amurskiej ułatwiało sytuację. Wróg mógł przekroczyć granicę
państwową i opanować biegnący tuż nad Amurem i Ussuri odcinek transsyberyjskiej linii kolejowej lub, co
gorsza, bazy Flotylli — główną w Chabarowsku i tyłową w Błagowieszczeńsku — wraz ze stojącyrini tam
okrętami. Fakt taki miał już miejsce w okresie rewolucji październikowej. Dwadzieścia lat temu, 22 grudnia
1921 roku, wspierane przez japończyków oddziały białogwardyjskie generała Mołczanowa przeszły po
lodzie Amur i znienacka opanowały Chabarowsk, przy czym w ich ręce wpadły zimujące tam monitory
„Smiercz” i „Groza”, kanonierka „Kałmyk”, uzbrojone statki „Pawieł Żurawlew” i „Murawiew—Amurskij”
oraz kilka jednostek taboru portowego. Wprawdzie „biali” nie zdołali już ich wykorzystać, gdyż po klęsce
pod Wołoczajewką w panice opuścili Chabarowsk, jednak wydarzenie to stanowiło wyraźną przestrogę na
przyszłość.
Mając to na uwadze dowództwo wojsk radzieckich na Dalekim Wschodzie już w lipcu 1941 roku
przystąpiło do rozbudowy umocnień polowych wokół Chabarowska i Błagowieszczeńska oraz innych miejsc
postoju okrętów Flotylli — Dżalindy, Leninskoje, Bikinu, Imanu (Dalnie-rieczeńsk *), Turiego Rogu, a na
przełomie 1941 i 1942 roku poleciło w każdym związku taktycznym Flotylli Amurskiej sformować batalion
narciarzy. Bataliony te miały stanowić odwody wojsk pogranicznych, a nieoficjalnie zastępowały niejako
unieruchomione jednostki, zwłaszcza w patrolowaniu pokrytych lodem rzek, dlatego też żartobliwie, a może
i z pewnym przekąsem, nazywano je „okrętami na płozach”. Zresztą wszystkich marynarzy Flotylli zaczęto
szkolić w musztrze polowej i taktyce wojsk lądowych — uczono okopywania się, maskowania, posługiwania
pistoletem maszynowym, granatem, butelką z mieszaniną zapalającą oraz środkami minerskimi. Z
inicjatywy organizacji komsomolskich organizowano wśród marynarzy zawody szkolno-bojowe, np.
konkurs na najlepszego snajpera czy najcelniej miotającego granaty. A niezależnie od szkolenia na okrętach
trwały, jak już wspomniano, remonty oraz przeglądy urządzeń, mechanizmów i uzbrojenia.
* W nawiasach podano nazwy aktualnie obowiązujące.
Ussuryjski samodzielny zespół kutrów pancernych kapitana—lejtnanta Nikołaja Korkina zimował w
rejonie portu Bikin, w jednym z zatonów * rzeki o tej samej nazwie, naprzeciw małego mandżurskiego portu
Żaohe (Raohe). Korkin był dziś w Bikinie na odprawie dowództwa 2 brygady okrętów rzecznych, gdzie
zastanawiano się nad sytuacją militarną i nowymi zadaniami Flotylli w związku z japońską napaścią na
Hawaje, Malaje, Filipiny i Indie Holenderskie. A że wrócił zmarznięty, nalał sobie gorącej herbaty, siadł
przy ciepłym piecu w pomieszczeniu bazy i rozmyślał nad tym, co usłyszał od dowódcy brygady. Odczuwał
pewną ulgę, a może nawet satysfakcję, że Japończycy uderzyli na południe, a nie na północ, na ZSRR. Boją
się nas, przewrotni samuraje, cieszył się. To już nie słaba Rosja carska. Czasy Port Artura, Mukdenu i
Cuszimy minęły bezpowrotnie. Teraz jesteśmy znacznie silniejsi i oni dobrze o tym wiedzą...
Przebywając na Dalekim Wschodzie od przeszło siedmiu lat, Korkin był naocznym świadkiem wielu
incydentów granicznych wywołanych przez soldateskę japońską i posłusznych jej mandżurskich żołdaków,
wielu akcji dywersyjno-sabotażowych, do których wykorzystywano osiadłych w Mandżurii Rosjan z byłych
białogwardyjskich jednostek wojskowych. Ze starć tych żołnierz radziecki zawsze wychodził zwycięsko,
przy czym o sukcesach decydowało nie tylko wyższe morale, świadomość i patriotyzm, ale również lepsza
broń. Korkin, niezbyt zorientowany w sprawach uzbrojenia wojsk lądowych czy lotnictwa, na temat
marynarki wojennej wiadomości miał pewne i ścisłe. Wiedział, iż radziecka Flota Oceanu Spokojnego
ustępowała znacznie japońskiej Zjednoczonej Flocie, zwłaszcza w głównych klasach okrętów, ale za to
Amurska Flotylla Wojenna zdecydowanie górowała pod każdym względem nad japońsko-mandżurską
Sungaryjską Flotyllą Rzeczną, której monitory były trzykrotnie słabsze pod względem wyporności, a
dwukrotnie pod względem ilości i siły ognia.
Czy oznaczało to jednak, że teraz, kiedy samuraje rozpalili nowe ognisko wojny na morzach południa,
nie uderzą tu, nad Amurem i Ussuri? Korkin uważał, że mimo wszystko Japończycy nie zrezygnują z próby
agresji. Cesarstwo Japońskie gospodarzyło się w Azji niczym łakomy chłopiec w spiżarni pełnej
smakołyków. Wszystko go w niej nęciło. Pochwycił jeden, spróbował... dobre! Ale już jego wzrok padł na
drugi specjał, więc nie kończąc pierwszego wpychał go do ust. Niezłe! Wtem dojrzał trzeci, równie
smakowity, sięgnął więc i po niego. I tak z łakomstwa, nie zjadając żadnego do końca, napoczynał
wszystkie. Podobnie było z Japonią. Początkowo zasmakowała w Chinach — pierwszym kęsem była
Mandżuria, następnymi Szanghaj, Kanton i Hankou (Wuhan). Ale Chin nie można zjeść za jednym
przysiadem, a tu już nęci następny specjał: słabiutkie po klęsce Francji w Europie Indochiny. Więc nie
kończąc Chin sięgnęła po nie i zajęła Tonkin. A stąd już widać kolejny smakowity kąsek — kauczukowe
Malaje Brytyjskie, a dalej roponośne Indie Holenderskie. Ale że tam do akcji wkroczył równie łapczywy
Wuj Sam, przeszkadzał i groził represjami ekonomicznymi, więc wyrzuciło się go przez drzwi
pearlharborskie, aby w spokoju popróbować tych i innych smakołyków... Kto więc zagwarantuje, że
kolejnym specjałem, na który będzie miał apetyt japoński łakomczuch, nie stanie się nasza Syberia, tym
bardziej iż od dawna ostrzy sobie na nią zęby... Trzeba być więc czujnym i gotowym na każdą
niespodziankę.
Doszedłszy do takiego wniosku Korkin dopił herbatę i podszedł do okna. Przez zamarznięte szyby
usiłował wyjrzeć na zaton, gdzie trwało „wymrażanie” ** jego kutrów. Nie dojrzał niczego, wcisnął tedy na
głowę futrzaną papachę, narzucił na siebie szynel i wysunął się z ciepłego baraku na mróz.
Wśród lodowej tafli zatonu tkwiło sześć szarozielonych sylwetek, po obu burtach których płonęły
ogniska. Wokół ognisk i kutrów krzątali się marynarze ubrani w watowane fufajki — jedni siedzieli w
głębokich dołach, dobiegały stamtąd odgłosy uderzeń i syczenie palników acetylenowych, drudzy pochyleni
nad tymi dołami wyciągali wiadra i kosze wypełnione lodem oraz podawali belki i deski, jeszcze inni,
których widać tamci zmienili przy pracy, grzali się przy płonących ogniskach. Korkin podszedł do jednej z
takich grupek.
— Zimno? — spytał grzejących się marynarzy.
— Gdyby tak po sto gram na jedną nogę, towarzyszu kapitanie — zauważył któryś — to i mrozy
syberyjskie nie byłyby straszne.
Roześmieli się.
* Zalew albo boczne rozlewisko rzeki, najczęściej w przybrzeżnym jarze, osłonięte przed działaniem prądu oraz
spływającą krą; zapewnia względnie bezpieczne zimowanie okrętom wprowadzanym tu w czasie jesiennego przyboru
wód, a wyprowadzanym w czasie przyboru wiosennego.
** Metoda dokowania jednostek pływających w lodzie; stosowana powszechnie w rejonach subarktycznych.
Polega na stopniowym wyrąbywaniu lodu wokół kadłuba i zastępowaniu go lewarami i drewnianymi rusztowaniami.
Po zakończeniu procesu ,,wymrażania” okręt spoczywa na drewnianych stemplach w lodowej niecce niczym w suchym
doku i można dogodnie przeprowadzać naprawę dna lub jego malowanie.
— Poczekajcie do przydziału — zawtórował im Korkin. — A na razie musicie rozgrzewać się filiżanką
herbaty i... przy pracy.
Zbliżył się dowódca kutra z meldunkiem. Był to młody chłopak z pierwszej, wojennej już, promocji
szkoły oficerskiej, jeden z takich, co to marzą o wielkich czynach na dalekich morzach. A tu zamiast na
oceany przysłano go do flotylli rzecznej, i to jeszcze na takie zacisze. Więc też z trudem skrywał
niezadowolenie; obowiązki swoje wykonywał bez zastrzeżeń, ale i bez zapału. Korkin zdawał się tego nie
zauważać. Dokładnie oglądał wykonywane prace, dopytywał się o terminy, doradzał, rozmawiał z ludźmi.
Kiedy już odchodził, młodszy lejtnant przytrzymał go za rękaw:
— Towarzyszu kapitanie, czy mogę zameldować się do was w osobistej sprawie?
— Dobrze... Ale nie wcześniej jak za godzinę. Odpowiada wam?
Kiedy wrócił z obchodu, młodszy lejtnant czekał już pod drzwiami. Szybkim ruchem, jakby chciał mieć
już to za sobą, wyciągnął zza mankietu szynela złożoną kartkę papieru i salutując wcisnął ją w rękę
Korkinowi.
— Towarzyszu kapitanie, oto mój raport o przeniesienie — zameldował pospiesznie.
Korkin odetchnął głęboko.
— Wejdźmy i pogadajmy — zaproponował. — A dokąd to chcecie się przenieść, towarzyszu
lejtnancie? — spytał, kiedy siedzieli już w cieple baraku.
— Na front, towarzyszu kapitanie. Bić hitlerowskiego gada jak inni Amurcy...
— Tutaj też jest front. A werbunek do morskich brygad strzelców już zakończono, jeśli będą jakieś
przerzuty wojsk na zachód, to całymi okrętami lub nawet zespołami okrętów — oświadczył. — Czekajcie
więc cierpliwie. Może i nas skierują gdzieś na Wołgę...
— Czekajcie, czekajcie —- powtórzył tamten z goryczą. — Myślałem, że pójdę na Bałtyk lub Morze
Czarne, no, w ostateczności na Barentsa. Tymczasem mnie, absolwenta szkoły morskiej, nie skierowano
nawet do Floty Oceanu Spokojnego, lecz na flotyllę rzeczną. Ale przebolałbym i to, gdyby ona wojowała. A
tu nic, dokoła spokój i cisza, o wojnie ani słychu. Uczą mnie jeździć na nartach — powiedział z ironią. —
Siedzę sobie z założonymi rękami, a przeklęci faszyści mordują moją rodzinę. — Umilkł i zacisnął nerwowo
pięści.
Korkin przypomniał sobie, że lejtnant pochodzi z Nowgorodu Wielkiego i stąd ten ból. Zrobiło mu się
nawet żal chłopaka, ale stłumił to uczucie i powiedział twardo:
— Jesteście komsomolcem, więc bądźcie mężczyzną, a nie babą. Nie czas teraz na rozczulanie się nad
sobą. Zresztą idzie o coś ważniejszego niż rodzina, chodzi o Ojczyznę, o jej dobro. Dla jej dobra — ciągnął z
patosem — pełnicie wachtę na Ussuri, strzeżecie jej tyłów, aby spokojna o nie mogła zdławić faszystowską
hydrę pod Moskwą i Leningradem... Rozumiecie?
— Rozumiem i nie rozumiem — odparł markotnie młodszy lejtnant, a widząc zdumienie we wzroku
dowódcy, wyjaśnił: — Nie rozumiem, czemu boimy się Japończyków. Przecież zawarliśmy z nimi pakt o
neutralności... A gdyby nawet zerwali układ, to na pewno nie teraz, kiedy związali się walką z imperialistami
anglo-amerykańskimi — zakończył autorytatywnie.
— Ja na waszym miejscu nie byłbym taki pewny — ofuknął go Korkin. — Z Niemcami też mieliśmy
układ o nieagresji, i co? Od pół roku wojna... A jeśli nie powiedzie się nam pod Moskwą — słowa te
wypowiedział czując ogarniające go drżenie — to czy zagwarantujecie mi, że oni tu nie uderzą? Przecież
codziennie na granicy dochodzi do incydentów. A nawet drobny incydent wystarczy, aby rozpalić wielki
konflikt zbrojny, nawet wojnę, jeśli agresor szuka pretekstu... Dlatego waszego raportu nie poprę.
Odpowiadacie nie tylko za siebie, ale także za swoich ludzi i za swój okręt. Nie możecie zostawić ich, ot, tak
sobie, bo taką macie fantazję. Jesteście dowódcą i komsomolcem! — I patrząc na smutną twarz
podwładnego dodał jeszcze: — Może kiedyś, za pół roku, jak się wszystko wyjaśni, wtedy poprę...
Kiedy tamten wyszedł z pomieszczenia, kapitan wsparł głowę na rękach.
Tak, konflikt może rozpalić się w każdej chwili, pomyślał z goryczą. Wystarczy drobny incydent
graniczny. Choćby taki, jak ten sprzed dwu i pół roku, kiedy jeszcze jako lejtnant był dowódcą kutra
pancernego „BK 62”. A stało się to właśnie niedaleko stąd, poniżej ujścia Bikinu, w rejonie wysp 121 i 124
na Ussuri.
Dwudziestego siódmego maja 1939 roku, o godzinie wpół do dziesiątej, z przystani rzecznej Dunańcżen
(Dong-an), naprzeciw Szeremietiewa, dwa kutry pancerne Sungaryjskiej Flotylli Rzecznej ruszyły w górę
Ussuri. W godzinę później przy wyspie nr 124 natknęły się one na wiosłową łódź pograniczników
radzieckich, w której przeprawił się na wyspę patrol ze strażnicy „Widna”. Podczas kiedy jeden z kutrów
zajął się łodzią, marynarze z drugiego postanowili „zapolować” na żołnierzy radzieckich. Kuter przybił do
brzegu wyspy i wysadził ośmioosobowy desant. Japończycy pochwycili szeregowca Żarowa, natomiast
szeregowiec Pczelnikow zdołał uciec i przepłynąć Ussuri. Zaalarmował on strażnicę, skąd wysłano pluton
Zgłoś jeśli naruszono regulamin