Takeshi Kovacs 03 - Zbudzone furie.doc

(2500 KB) Pobierz

 

 










ZBUDZONE FURIE

Tytuł oryginału: WOKEN FURIES

Copyright © 2005, 2006 Richard Morgan. Wszelkie prawa zastrzeżone.

First published by The Orion Publishing Group Ltd, London.

Prawa do wydania polskiego należą do ISA Sp. z o.o., Warszawa 2006.

Ilustracja na okładce: Łukasz Mrozek

Wszystkie postacie występujące w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób prawdziwych, żyjących lub nie, jest całkowicie przypadkowe. Książka jest chroniona polskim i międzynarodowym prawem autorskim. Jakiekolwiek jej powielanie lub nieautoryzowany użytek jej zawartości jest zabronione bez pisemnej zgody wydawcy lub właściciela praw autorskich.

Wydanie I

Wydawca: ISA Sp. z o.o.

Tłumaczenie: Marek Pawelec

Korekta: Aleksandra Gietka-Ostrowska

Skład: KOMPEJ

Informacje dotyczące sprzedaży hurtowej, detalicznej i wysyłkowej:

 



ISA Sp. z o.o.

Al. Krakowska 110/114

02-256 Warszawa

tel./fax (0-22) 846 27 59

e-mail: isa@isa.pl       ISBN: 83-7418-114-1

ISBN: 978-83-7418-114-3

 

Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej:

www.isa.pl


Ta książka jest dla mojej żony

Virginii Cottinelli

która wie, co to przeszkody


PODZIĘKOWANIA

Większość tej książki po prostu wymyśliłem. W kilku miejscach, gdzie nie było to możliwe, wdzięczny jestem za pomoc następującym osobom:

Dava Clare dostarczył mi bezcennych rad i wiedzy w zakresie wspinaczki, zarówno na papierze, jak i na ścianie. Doskonała powieść Kema Nunna Tapping the source i e-maile Jaya Caselberga umożliwiły wgląd w kulturę surferów. A Bernard w Diving Fornells nauczył mnie, jak bezpiecznie przetrwać pod wodą. Jeśli coś napisałem źle, ponoszę za to winę ja, nie oni.

Szczególne podziękowania dla Simona Spantona i Carolyn Whitaker, która czekała z niewyczerpaną cierpliwością i absolutnie nigdy nie przypominała o terminach.


Furia (rz):

1a              dzika, niekontrolowana i często niszczycielska wściekłość...

2              dzika, nieopanowana siła lub działalność

3a              jedna z trzech mściwych bogiń, które w greckiej mitologii

karały zbrodnie

3b              zła lub mściwa kobieta

The New English Penguin Dictionary 2001


PROLOG

Miejsce, w którym mnie obudzili, musiało być starannie przygotowane.

To samo dotyczyło sali recepcyjnej, gdzie wyłuszczyli sprawę. Rodzina Harlana niczego nie robi połowicznie i, jak może potwierdzić każdy przyjęty, lubi sprawiać dobre wrażenie. Podkreślone złotem czarne dekoracje pasujące do rodzinnych herbów na ścianach, w tle prawie niesłyszalne dźwięki mające przypominać o szlachectwie. W rogu jakiś marsjański artefakt, milcząco sugerujący, że opieka nad światem przeszła od naszych dawno nieistniejących, nieludzkich dobroczyńców w ręce twardej i nowoczesnej oligarchii Pierwszych Rodzin. Obowiązkowa holorzeźba starego Konrada Harlana w pozie przepełnionego triumfem planetarnego odkrywcy. Jedna ręka uniesiona w górę, druga osłania twarz przed promieniami obcego słońca. I tym podobne.

I wśród tego wszystkiego pojawia się Takeshi Kovacs, wynurzając się ze zbiornika pełnego żelu, upowłokowiony w zupełnie nieznane, nowe ciało, charczący w łagodnym pastelowym świetle, podnoszony do pionu przez skromne dworskie służki w powycinanych strojach kąpielowych. Ręczniki o niezgłębionej puszystości, by zetrzeć większość żelu, i szlafrok z podobnego materiału, by niepewnie przejść do następnego pokoju. Prysznic, lustro - lepiej przyzwyczaj się do tej twarzy, żołnierzu - i nowy zestaw ubrań dla nowej powłoki, a później do sali audiencyjnej na rozmowę z członkiem rodziny. Oczywiście kobietą. Znając moje akta, absolutnie nie wykorzystaliby do tego mężczyzny. Porzucony w wieku dziesięciu lat przez ojca alkoholika, wychowywany z dwoma młodszymi siostrami, życie pełne sporadycznych reakcji psychotycznych w kontaktach z patriarchalnymi przedstawicielami władzy. Nie, to kobieta. Jakaś wytworna ciotka, której powierza się tajne misje rodziny Harlana. Subtelna piękność w indywidualnie hodowanej powłoce, prawdopodobnie tuż po czterdziestce rachuby standardowej.

- Witamy z powrotem na Świecie Harlana, Kovacs-san. Wygodnie panu?

- Tak. A pani?

Gładka bezczelność. Szkolenie Emisariusza pozwala wchłaniać szczegóły otoczenia z prędkością nieosiągalną dla zwykłych ludzi. Rozglądając się, Takeshi Kovacs w ułamku sekundy rozumie wszystko i od chwili wyjścia z wanny wie, że go potrzebują.

- Ja? Może mnie pan nazywać Aiurą. - Wykonuje subtelny gest. Mówi w amangielskim, nie po japońsku, ale pięknie skonstruowane niedopowiedzenie, elegancja, z jaką unika obrazy, nie odwołując się do oburzenia, jasno wskazują na kulturalne korzenie Pierwszych Rodzin. - Choć w tej sprawie nie jest istotne, kim jestem. Myślę, że i tak wie pan, kogo reprezentuję.

- Tak, to oczywiste. - Może to subsonika, a może po prostu trzeźwa reakcja kobiety na moją beztroskę, ale tłumię arogancki ton. Emisariusze wchłaniają to, co ich otacza, i do pewnego stopnia ten proces powoduje skażenie. Człowiek często odkrywa, że instynktownie przejmuje obserwowane zachowanie, zwłaszcza jeśli intuicja Emisariusza podpowiada, że dzięki temu zdobywa się przewagę. - A więc zostałem tymczasowo przeniesiony.

Aiura odkasłuje delikatnie.

- Można to tak ująć.

- Misja solo? - Samo w sobie nic niezwykłego, ale też mało przyjemne. Fakt, że jest się elementem zespołu Emisariuszy gwarantuje poczucie bezpieczeństwa, na które nie ma szans podczas współpracy ze zwykłymi istotami ludzkimi.

- Tak. Będzie pan jedynym Emisariuszem. Bardziej konwencjonalnymi zasobami może pan za to dysponować w znacznych ilościach.

- Brzmi nieźle.

- Mamy nadzieję.

- A więc, co mam zrobić? Kolejne delikatne chrząknięcie.

- Wszystko w swoim czasie. Chciałabym ponownie zapytać, czy powłoka jest wygodna?

- Sprawia bardzo dobre wrażenie. - Nagle to sobie uświadamiam. Bardzo sprawne reakcje na imponującym poziomie, nawet dla kogoś przyzwyczajonego do powłok bojowych Korpusu. Piękne ciało, przynajmniej od wewnątrz. - To coś nowego z Nakamury?

- Nie. - Czy spojrzenie kobiety umyka w górę i w lewo? Jest szefową ochrony, pewnie ma wbudowany wyświetlacz siatkówkowy. - Harkany Neurosystems, hodowane na pozaplanetarnej licencji Khumalo-Cape.

Emisariusze nie powinni okazywać zdziwienia. Nie wolno im marszczyć czoła.

- Khumalo? Nigdy o nich nie słyszałem.

- Tak, nie mógł pan.

- Czyli?

- Powiem tylko, że wyposażyliśmy pana w najlepszą dostępną biotechnologię. Pewnie nie muszę wyliczać możliwości powłoki komuś o pańskim przygotowaniu. Jeśli zapragnie pan poznać szczegóły, dzięki wyświetlaczowi w lewej części pola widzenia uzyska pan dostęp do podręcznika. - Lekki uśmiech, może ze śladami znużenia. - Harkany nie zostały wyhodowane specjalnie na potrzeby Emisariuszy, ale nie było czasu na przygotowanie indywidualizowanego zamówienia.

- Macie tu jakiś kryzys?

- Bardzo pan przenikliwy, Kovacs-san. Tak, sytuację można uznać za krytyczną. Chcielibyśmy, żeby natychmiast zaczął pan pracę.

- Cóż, za to właśnie mi płacą.

- Tak. - Czy poruszy teraz sprawę tego, kto właściwie mi płaci? Pewnie nie. - Jak niewątpliwie już pan zgadł, będzie to misja tajna. Zupełnie inna niż na Sharyi. Choć jak rozumiem, pod koniec kampanii miał pan do czynienia z terrorystami.

- Tak. - Po tym jak zniszczyliśmy ich międzyplanetarną flotę, zagłuszyliśmy systemy transmisji danych, rozbiliśmy ich ekonomię i zasadniczo wyeliminowaliśmy możliwość globalnego oporu, zostali tam twardogłowi, którzy nie zrozumieli przekazu Protektoratu. Więc wyłapaliśmy ich. Infiltracja, obłaskawienie, korupcja, zdrada. Ciche morderstwa. Trochę się tym zajmowałem.

- Dobrze. Ta praca będzie podobna.

- Macie problem z terrorystami? Znów pojawili się quelliści?

Lekceważący gest ręki. Nikt już nie traktuje poważnie quellizmu. Już od paru stuleci. Tych kilku żyjących, prawdziwych quellistów przehandlowało swoje rewolucyjne zasady na dochodową zorganizowaną przestępczość. Nie stanową zagrożenia dla tej kobiety i reprezentowanej przez nią oligarchii. To pierwsza wskazówka, że sytuacja wcale nie jest tak oczywista.

- Mam na myśli raczej polowanie na człowieka, Kovacs-san. Konkretną osobę, bez podtekstów politycznych.

- I chcecie wsparcia Emisariuszy? Nawet przez maskę kontroli musiało przeniknąć zdziwienie. Uniosłem brwi. Mój głos pewnie też trochę zdradził. - Musi to być ktoś wyjątkowy.

- Tak. Jest. Prawdę mówiąc, to były Emisariusz. Kovacs-san, zanim przejdziemy do szczegółów, myślę, że musimy wyjaśnić jedną sprawę, która...

- Z pewnością musi pani coś wyjaśnić z moim oficerem dowodzącym. Ponieważ wygląda mi to na marnowanie czasu Korpusu Emisariuszy. Nie robimy takich rzeczy.

- ...może być dla pana szokiem. Bez wątpienia wierzy pan, że został upowłokowiony krótko po kampanii na Sharyi. Może zaledwie kilka dni po transferze strunowym.

Wzruszenie ramion. Opanowanie Emisariusza.

- Dni czy miesiące, nie robi mi to dużej róż...

- Dwa wieki.

- Co?

- Tak jak powiedziałam. Spędził pan w przechowalni prawie dwieście lat. W czasie rzeczywistym...

Opanowanie Emisariusza wylatuje przez okno.

- Co, do diabla, stało się...

- Proszę, Kovacs-san. Wysłuchaj mnie. - Ostry, rozkazujący ton. A potem, gdy warunkowanie znów mnie wyłącza, zmuszając do słuchania i uczenia się, trochę ciszej: - Później przekażę panu wszystkie szczegóły, jakie zapragnie pan poznać. W tej chwili powinno panu wystarczyć, że nie stanowi pan już części Korpusu Emisariuszy jako takiego. Może się pan uznać za rentiera rodziny Harlana.

Odległy o stulecia od ostatnich zapamiętanych na żywo doświadczeń. Upowłokowiony poza czasem. Wiele pokoleń od znanych ludzi i przedmiotów. Jak cholerny przestępca. Cóż, technika asymilacyjna Emisariuszy powinna to już opanować, ale...

- W jaki sposób...

- Plik pańskiej osobowości rodzina nabyła jakiś czas temu. Jak powiedziałam, później mogę podać więcej szczegółów. Nie musi się pan tym przejmować. Kontrakt, który chcę panu zaproponować, jest naszym zdaniem wyjątkowo korzystny. Ważne jest jednak, by pan zrozumiał, że konieczne jest wykorzystanie pańskich umiejętności Emisariusza. Nie jest to Świat Harlana, jaki pan znał.

- Z tym sobie poradzę. - Niecierpliwie. - Tym się zajmuję.

- Dobrze. Teraz, oczywiście, będzie pan chciał wiedzieć...

- Tak. - Stłumić szok... Jak opaska na krwawiącej kończynie. Jeszcze raz zebrać doświadczenie i butną beztroskę. Trzymać się tego, co oczywiste, kluczowego w tym wszystkim faktu. - Więc kim, do cholery, jest ten były Emisariusz, którego tak bardzo chcecie złapać?

* * *

Może tak to wyglądało.

Z drugiej strony, może nie. Wnioskuję na podstawie podejrzeń i fragmentarycznej wiedzy z później. Buduję z tego, co uda mi się odgadnąć, wykorzystuję intuicję Emisariusza, by wypełnić łuki. Ale mogę się mylić.

Nie wiem.

Nie było mnie tam.

I nie widziałem jego twarzy, kiedy powiedzieli mu, gdzie jestem. Ze to ja... i co musi z tym zrobić.


CZĘŚĆ I

OTO KIM JESTEŚ

Weź to do siebie...

QUELLCRISTA FALCONER

Rzeczy, które powinnam już wiedzieć, Tom II


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Uszkodzenia.

Rana piekła jak diabli, ale miewałem już gorsze. Ładunek z blastera uderzył mnie w żebra osłabiony pancernymi drzwiami, przez które musiał się przebić, zanim się do mnie dobrał. Zebrani za zatrzaśniętymi drzwiami kapłani strzelili mi w bebechy. Noc pieprzonych amatorów. Sami pewnie oberwali równie mocno rykoszetem z przystawionego do blachy blastera. Za drzwiami wykręciłem się w bok. To, co zostało z ładunku, wyorało mi długą, płytką bruzdę w klatce piersiowej i poleciało w świat, wypalając siew fałdach mojego płaszcza. Nagłe zimno wzdłuż boku ciała i ostry smród spalonych czujników w skórze. Ten dziwny syk, który ma niemal własny smak - smak kości pękających w miejscu, gdzie ładunek przedarł się przez biologiczną osłonę żeber.

Osiemnaście minut później, według delikatnie świecących cyfr wyświetlacza w lewym górnym polu widzenia, syk nadal mnie nie opuszczał, gdy pędziłem oświetloną latarniami ulicą, próbując ignorować ranę. Spod płaszcza dyskretnie wyciekały płyny. Niewiele krwi. Syntetyczne powłoki mają swoje zalety.

- Chcesz się zabawić, koleś?

- Już to zrobiłem - odpowiedziałem mu, odwracając się od drzwi. Mrugnął wytatuowanymi powiekami w lekceważący sposób, który mówił, że to moja strata, i schował gibkie, muskularne ciało z powrotem w mrok. Przeszedłem na drugą stronę ulicy i skręciłem za róg, przeciskając się między parą dziwek, kobietą i drugą o nieokreślonej płci. Kobieta była przerabiana, wysunęła z przerośniętych ust rozwidlony smoczy język, może smakując w nocnym powietrzu zapach mojej rany. Jej wzrok przesunął się po mnie, potem odpłynął. Stojący po drugiej stronie obojnak zmienił lekko postawę i rzucił mi pytające spojrzenie, ale nic nie powiedział. Żadne z nich nie okazało zainteresowania. Ulice były puste i śliskie od deszczu, a oni mieli więcej czasu, by mi się przyjrzeć, niż tamten koleś w drzwiach. Ogarnąłem się po wyjściu z cytadeli, ale coś we mnie musiało zdradzać, że nie dam im zarobić.

Usłyszałem, jak rozmawiają o mnie za plecami w japskim. Wyłapałem słowo spłukany.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin