Jego głos cz[1].13.doc

(54 KB) Pobierz

Rozdział 13

 

 

Bella’s point of view

 

Otworzyłam szeroko oczy. Cała byłam zesztywniała. Pod powiekami czułam jeszcze resztki snu. Miałam koszmar z Edwardem w roli głównej.

 

Rozejrzałam się po pokoju. Na zewnątrz było jeszcze ciemno i mglisto.

Przez chwilę chciałam pójść do pokoju Edwarda, ale szybko pomyślałam o czymś innym. Tak naprawdę chciałam zobaczyć Jacoba.

 

Bardzo się za nim stęskniłam. Miałam ochotę wyskoczyć z łóżka, uciec przez okno i zacząć go szukać. Ale wiedziałam, że to niemożliwe. Nie, kiedy Edward jest w domu. Wiedziałby, że chcę uciec, kiedy tylko moje stopy dotknęłyby podłogi, aby wyjść z łóżka. A po chwili stanąłby w moich drzwiach, doprowadzając do porządku.

 

Jeszcze raz spojrzałam w stronę okna. Może nie obserwował mnie aż tak uważnie. Może chciał mi dać trochę wolności. Jeśli rzeczywiście by tak było, to byłoby miło, ale nie chciałam nadużywać jego zaufania. Nawet, jeśli chodziło o Jacoba.

 

Spojrzałam w okno jeszcze raz. Nie zaszkodzi spróbować. Mój mózg podsuwał mi dwie opcje. Radość z ujrzenia Jacoba ponownie - utrata zaufania Edwarda, pozostanie w łóżku – tęsknota za Jacobem. Ale wtedy pomyślałam o czymś jeszcze.

 

Czy jeśli Edward bardzo się na mnie zawiedzie, odwoła naszą wycieczkę do Alice i reszty jego rodziny? Naprawdę naraziłby mnie na takie tortury? Edward miał władzę. Najgorsze, że o tym wiedział. Jeden fałszywy ruch, a wycieczki nie będzie. Czułam, że Edward nie czeka z niecierpliwością na spotkanie z rodziną, więc jeśli dałabym mu powód do odwołania jej, z całą pewnością by to zrobił.

 

Nie! Nie pozwolę na to! Ale co, jeśli jestem przewrażliwiona? Co, jeśli Edward naprawdę się zmienił? Będzie musiał się naprawdę postarać, żeby mi to udowodnić. Zamknęłam oczy, próbując na chwilę wyłączyć mózg. Ale on uparcie powtarzał: Jacob, Jacob.

 

Gdy otworzyłam oczy, miałam podjętą decyzję. Odrzuciłam koce i dotknęłam stopami podłogi, najciszej, jak mogłam. Zamarłam, znowu zamykając oczy w oczekiwaniu, aż do moich drzwi zapuka Edward, mówiąc, że mam wrócić do łóżka. Ale niczego nie usłyszałam. Cisza.

 

Wypuściłam z płuc powietrze, które wstrzymywałam i ruszyłam powoli w stronę okna. Źle robiłam, wiedziałam o tym. Czułam motyle w brzuchu, fruwające z podekscytowaniem i strachem jednocześnie.

 

Popchnęłam okno. Na szczęście nie zaskrzypiało. Spojrzałam w dół, ale widziałam tylko ciemność. Odwróciłam się w stronę lóżka, mówiąc sobie, że jeszcze nie jest za późno, żeby tam wrócić i modlić się, żeby Edward nie zapytał mnie o to później. Ale przecież na pewno gdzieś jest i wszystko słyszy. Nigdy nie zostawiał mnie samej ani na chwilę. A nawet jeśli, to cały czas nasłuchiwał.

 

Trzymając ramę okna, wychyliłam się na zewnątrz. Tuż pod moim oknem był mały balkon. Przekroczyłam krawędź okna i zeskoczyłam na niego. Moje serce biło niesamowicie mocno, a oddech wymykał mi się spod kontroli. W każdej chwili mogę usłyszeć pełen dezaprobaty głos Edwarda. Ale ciągle było cicho.

 

Ześlizgnęłam się po balustradzie balkonu i spadłam na ziemię. Spojrzałam w stronę mojego otwartego okna, ale było już za późno. Jedyna droga, którą mogłam wrócić, prowadziła przez frontowe drzwi. Edward by je otworzył i obdarzył mnie tym spojrzeniem. Spojrzeniem pełnym rozczarowania i dezaprobaty.

 

Ale już podjęłam decyzję. Ruszyłam sprintem w stronę lasu, nie patrząc za siebie. Ze strachu, że zobaczę Edwarda stojącego na zewnątrz, patrzącego na mnie swoimi przenikliwymi, złotymi oczami.

 

 

Edward’s point of view

 

Poszedłem do mojego pokoju zaraz po tym, jak Bella zasnęła. Wyglądała tak spokojnie podczas snu. Podziwiałem ją za to. Mogła spać. Mogła uciec. Ale czy chciała uciekać? Chciała mnie zostawić? Bała się mnie?

 

Usiadłem na łóżku i oparłem się o poduszki. Siedziałem tak kilka godzin, oczywiście myśląc o Belli. O tym, jak wygląda, kiedy promienieje radością. Kiedy uśmiech sięga jej oczu. Kiedy się rumieni.

 

Nie chciałem, żeby mnie nienawidziła. Nie chciałem być wobec niej okrutny. Ale czasami to był jedyny sposób. Jedyny sposób, by zrozumiała, co do niej mówię, było zdyscyplinowanie jej. Potrząsnąłem głową. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedziałem (a raczej pomyślałem). Dyscyplina? Bella? Te dwa słowa zupełnie do siebie nie pasują.

 

Nienawidziłem tego. Nienawidziłem tego, czym się stałem. Po prostu ją wykorzystywałem. Jeśli tylko byłoby coś, co mógłbym powiedzieć, żeby już było dobrze... Ale niczego takiego nie było..

 

Przekręciłem się na bok, myśląc o tym, kiedy Bella się obudzi. Wtedy mógłbym zobaczyć jej uśmiech, jej czekoladowe oczy i jej miękką, gładką skórę, którą tak bardzo chciałem dotknąć.

 

Westchnąłem z niecierpliwością. Nie wytrzymam dłużej. Bezszelestnie opuściłem mój pokój i zatrzymałem się pod drzwiami Belli. Powoli je otworzyłem. Nie wiem, dlaczego, ale dziś nic nie było w stanie jej obudzić. Spała tak głęboko, że nawet, gdy zamknąłem drzwi za sobą, cały czas spała.

 

Podszedłem do niej. Zamarłem, wpatrując się w śpiącą Bellę. Była owinięta kocami, jej małe ręce kurczowo trzymały ich brzegi. Jej usta były lekko otwarte, słyszałem jej wolny, jednostajny oddech. Miała rozczochrane włosy, najwidoczniej się wierciła.

 

Zaśmiałem się do siebie. Wyglądała bardzo zabawnie, gdy spała. Rozejrzałem się po pokoju, szukając miejsca, gdzie mógłbym usiąść. Nie mogłem zrobić nic więcej. Mogłem wrócić do pokoju i nudzić się, dopóki by się nie obudziła. Ale wydawało się to bez sensu. Usiadłem więc w rogu pokoju, by móc swobodnie patrzeć na moją śpiącą królewnę. Raz na jakiś czas przekręcała się z boku na bok. Czasami się uśmiechała, ale zaraz potem na jej twarzy pojawiał się strach, złość, a nawet zagubienie.

 

O czym był jej sen? O mnie? Czy ten strach, który widziałem na jej twarzy, był wywołany przeze mnie? A może złość? Gdybym tylko mógł czytać w jej myślach. Ale, oczywiście, była to jedyna rzecz, której nie mogłem z nią zrobić*.

 

Nagle otworzyła szeroko oczy. Przez chwilę leżała w bezruchu. Po minucie usiadła, intensywnie nad czymś rozmyślając. Skrzywiła się i przygryzła wargę. Patrzyła w stronę okna, zapewne myśląc o ucieczce. Siedziałem, nie ruszając się, ciekawy tego, co dalej zrobi.

 

Jej stopy ześlizgnęły się z łóżka i w momencie, kiedy dotknęły podłogi, zamarła, zastanawiając się, czy nie zrobiła za dużo hałasu. Rozejrzała się, jej serce przyspieszyło. Ale ciągle wyglądała na pogrążoną w myślach, czy zostać w łóżku, czy podejść do okna.

 

Znów się zatrzymała. Czekała na mnie. Czekała, aż przyjdę i ukarzę ją za jej niesamowitą głupotę. Ale po chwili namysłu podeszła do okna. Powoli je otworzyła i rozejrzała się dookoła, zanim przełożyła nogę przez krawędź parapetu.

 

Jej serce biło bardzo szybko, nie kontrolowała swojego oddechu. Była przerażona. Przerażona, że ją przyłapię. Ale mimo wszystko zeskoczyła na balkon. Słyszałem, jak jej stopy uderzają o ziemię, gdy zeszła z balkonu, kiedy znów się zatrzymała, spoglądając w stronę okna. O czym myślała? Czy żałowała, że uciekła? Czy tylko utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze zrobiła?

 

Cokolwiek zamierzała zrobić, dowiem się tego. Kiedy się odwróciła, wyskoczyłem z okna, by pójść za nią. Szybkim sprintem biegła w stronę lasu. Nie odwracała się. Prawdopodobnie zamarłaby ze strachu, jeśli zobaczyłaby, że za nią idę. Czy to dlatego się nie odwracała? Bo wiedziała, że za nią pójdę?

 

Akurat do lasu! Ze wszystkich możliwych miejsc, gdzie mogła uciec! Musiała wybrać to najbardziej niebezpieczne, szczególnie w nocy! Znając Bellę, nie pomyślała o tym. Zwolniłem trochę, ciągle ją śledząc. Cały czas biegła, najszybciej jak mogła, potykając się tyle razy, że już straciłem rachubę. Dokąd chciała pójść? Uśmiechnąłem się, zaciekawiło mnie to.

 

 

Bella

 

Zatrzymałam się w środku lasu. Potrzebowałam chwili, żeby stwierdzić, że nie wiedziałam, dokąd biegłam. Wiedziałam tylko, że muszę uciekać, więc wbiegłam na ślepo do lasu. Głupia! Rozejrzałam się, ale wszedzie widziałam tylko ciemność. Położyłam rękę na najbliższym drzewie, wciągając do płuc tyle powietrza, ile były w stanie pomieścić.

 

- Jacob – wyszeptałam do siebie, zakrywając twarz dłońmi. To było bez sensu! Jak mogłam być taka głupia?! Nawet nie wiedziałam, dokąd mam iść. Katastrofa! Jak mogłam teraz wrócić do Edwarda? Na pewno zauważyłby wtedy moją nieobecność, o ile jeszcze tego nie zrobił.

 

 

Edward

 

Jacob!! Szukała Jacoba?!! Tego pchlarza! Tego psa! Do niego chciała pójść? Przez niego uciekła ode mnie? Dla niego ryzykowała, że ją złapię? Dla tego zwierzaka!

 

Bella nie miała pojęcia, dokąd szła. Zgubiła się. Zakryła twarz rękoma i osunęła się po drzewie. Źle się czułem z myślą, że to przeze mnie.

 

Jedyne, czego chciała to odrobina wolności. Chciała znów mieć przyjaciół. A to ja byłem tym, który ją więził, egoistą, który nie chciał się nią dzielić, mieć ją tylko dla siebie.

 

Ale musiała dostać nauczkę, by nigdy więcej nie uciekać.

 

 

Bella

 

Usiadłam na zimnej ziemi, starając się uspokoić oddech.

- Bella?

Zamknęłam oczy. To był on. Dokładnie tak, jak w moim śnie. Edward, ciągnący mnie do mojego więzienia, gdzie miałam z nim spędzić wieczność. Nie!

- Bella.

- Wiedziałam, że pójdziesz za mną. – powiedziałam martwym głosem

- Dla twojego własnego dobra.

- Skąd możesz to wiedzieć? – Nie odzywał się przez chwilę.

- Bella, wiem, że chcesz zobaczyć się z Jacobem, ale nie rób tego w ten sposób. Ile razy ci mówiłem, że w lesie nie jest bezpiecznie? – mówił tak, jakby był moim rodzicem.

- Dobrze – Powiedziałam bez emocji. Zawsze robił to, co mu się podobało.

- Bello, proszę. Nie chcę cię upokarzać w żaden sposób, ale nie wiem, co powiedzieć. Najwyraźniej przyprowadzanie cię z powrotem nie pomaga, tak samo jak kary i zakazy, naprawdę nie mam pojęcia, co jeszcze mogę zrobić.

- No właśnie! – zgodziłam się.

- Nigdy więcej nie wolno ci iść w nocy do lasu. Zrozumiano?

- Pewnie – Odwróciłam się od niego. Jeszcze przed chwilą ta noc była taka przyjemna. Nie mogłam nic poradzić na to, że czułam się winna. W końcu to ja uciekłam w nocy do lasu. Nieważne, czy Edward-tyran, czy mój Edward, żaden z nich nie pochwalałby ucieczki do lasu w środku nocy. Miał rację, wiedziałam, że źle zrobiłam. To dlatego tak ostrożnie uciekałam.

- Bello, nie chcę cały czas cię obserwować, zastanawiając się, kiedy znowu uciekniesz.

- Zawsze będę uciekać. Dopóki będziesz mnie tu przetrzymywał.

- Chcez odejść?

Po raz pierwszy spojrzałam w stronę Edwarda. Nie widziałam jego twarzy, bo było zbyt ciemno, ale domyślałam się, jak wygląda. Ból połączony ze strachem - to właśnie bym zobaczyła. Pozwoliłby mi odejść, gdybym chciała?

 

Przez chwilę starałam się wyobrazić sobie tydzień bez Edwarda. Było przyjemnie, ale dziwnie pusto. Tęskniłabym za nim. Zawsze był ze mną. Nieważne, czy czający się w cieniu, czy śledzący mnie, zawsze był ze mną. Był częścią mnie.

 

- Chcę iść do domu – powiedziałam. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Przestraszyłam się, że źle zinterpretował moją odpowiedź i odszedł.

- Właśnie myślałem…

- O czym?

- Kiedy pojedziemy odwiedzić Alice, może mogłabyś wtedy mieszkać z nimi.

- A ty gdzie byś poszedł?

- Nie wiem. Ale byłabyś szczęśliwa. – To mnie zdenerwowało.

- Dlaczego nie możemy być szczęśliwi tutaj?! Dlaczego nie możemy żyć normalnie, tak jak inne pary?! Dlaczego nie możesz mnie po prostu kochać?**

- Zastanawiałaś się kiedyś, czy na pewno jestem tym właściwym? Może ktoś inny był ci przeznaczony i ciągle na ciebie czeka? Szuka cię, tak jak ja szukałem?

- Nie. I nie zamierzam.

- Nie… co?

- Nie, nie ma nikogo innego. – Znowu zamilknął. Kiedy znowu się odezwał, był bardzo poważny.

- Bella, nie mogę ryzykować, że znów uciekniesz w środku nocy.

- Zostawisz mnie z Alice?

- Takie ucieczki są niebezpieczne – udawał, że nie usłyszał pytania.

- Zostawisz, czy nie?! – Westchnął.

- Prawdopodobnie. Tak chyba będzie dla ciebie najlepiej.

- Wcale, że nie. Bycie z dala od ciebie nie jest tym, co dla mnie najlepsze.

- Uciekasz z domu! Czy to nie jest jednoznaczne? Chcesz być z dala ode mnie! Spełniam twoje życzenie.

- Nie! Chcę ciebie i wolności! To jest moje marzenie. – Znowu nie odpowiedział. – Nie zostawisz mnie, prawda? – spytałam.

- Nigdy więcej nie uciekaj w nocy. – Powiedział „w nocy”, czy to znaczy, że w dzień mogę? – Jeśli cos by ci się stało… - nie dokończył zdania, wyczułam ból w jego głosie.

- Możemy iść już do domu? – Zaśmiał się.

- Tylko, jeśli obiecasz mi, że nigdy więcej nie uciekniesz. Jeśli ciągle chce ci się biegać, to równie dobrze możesz przebiec się do domu. Twój wybór.

- Nie, chcę już wrócić do łóżka.

- Ok

- Czekaj! Ja ci coś obiecałam, teraz twoja kolej.

- O, nie. Czego też może chcieć moja Bella?

- Nie szpieguj mnie cały czas.

- To znaczy?

- Nie chodź za mną wszędzie. Daj mi trochę swobody. – Mogłam usłyszeć rozbawienie w jego głosie.

- Brzmi rozsądnie. Zgoda.

- Zgoda.

- Jutro pojdziemy do Alice.

 

 

* fajnie wiedzieć. faceci…

** masło, masło i wazelina. nie mogłam się powstrzymać ;p

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin