Nocny Śpiewak
autorka :Ewa BiałołęckaGdybym też miał dar prorokowania,i znał wszystkie tajemnice,i posiadał wszelką wiedzę, ,i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił,a miłości bym nie miał,byłbym niczym.ŚW. PAWEŁ APOSTOŁ Słońce stało w zenicie. Ciemna łata cienia łasiła się do stóp maga. Usiadł wprost na ziemi, krzyżując nogi. Powietrze stało, zgęstniałe w duchocie śródlecia i najmniejsze drgnienie nie poruszało wypłowiałych płacht cyrkowych bud na kołach i namiotów. Pora sjesty jak zwykle wyludniła okolicę. Ciszę mącił tylko przygłuszony odgłos gongu, w który uderzano w pobliskiej świątyni, niemrawe postękiwanie niewidocznych zwierząt i przeciągłe nawoływanie roznosiciela wody. Mag nasunął głębiej na oczy rąbek chusty osłaniającej głowę i ramiona przed skwarem. Milcząc, patrzył na sporą pakę zbitą niedbale z desek, otwartą z jednego boku i wypełnioną wiórami wymieszanymi ze słomą. Tam także panowała cisza. Magiczny talent mężczyzny pozwalał na wyławianie ludzkich myśli i zwierzęcych instynktów, nawet na znaczne odległości, a także wysyłanie własnych wieści tą samą drogą mentalnego kontaktu. Sięgnął do swych umiejętności. Istota, skryta przed jego wzrokiem w stercie brudnej sieczki, cierpiała. ...boli...pić...wody...boję się...boli...niech on odejdzie... boli... boli... wody...pić... Mag odbierał powolną, beznadziejną litanię na pół sformułowanych skarg. Spomiędzy płacht najbliższego namiotu wysunęła się dziewczynka - chuda, prawie naga, odziana jedynie w skąpą przepaskę. Włosy miała jasne, kontrastujące z opaloną skórą. Wybielone sztucznie - u nasady pojawiły się już ciemne odrosty. Pod pachą niosła zrolowaną matę. Rozłożyła ją w kwadracie cienia pod baldachimem i zaczęła rozciągać szczupłe członki. Mag obserwował, jak składa się wpół, rozgina nogi do linii prostej lub wygina się w tył, zwijając ciało w krąg. Być może zachęcona obserwacją, przerwała ćwiczenia, podeszła do maga, krocząc energicznie po gorącym piachu.- Mogę zrobić ci miło. Zapłacisz? - Głos miała matowy, jakby piasek dostał się jej do gardła. Mag spojrzał jej w oczy. Miała spojrzenie dorosłej kobiety, która widziała już niejedno. Sięgnął w zanadrze, rzucił w powietrze drobną monetę. Została złapana chciwie i błyskawicznie schowana w fałdzie przepaski. - Chodź. Umiem różne rzeczy... Potrząsnął głową.- Opowiedz mi o tym, w tej skrzyni. Przykucnęła obok. Niewrażliwa na słońce jak mahoniowa statuetka.- O Potworku? Pewnie zdechnie. Nie wyłazi od wczoraj.- Zacznij od początku. Mówiono mi, że to chłopiec. Wzruszyła ramieniem z obojętną miną.- Między nogami wygląda jak chłopak. A wszędzie indziej jak zwierz. Był u nas za wilcze szczenię. Kuraki rozdzierał przy publice. Byk mu kazał wyć i warczeć. Mag skinął głową. Dotąd wszystko zgadzało się z tym, co słyszał wcześniej.- Ile ma lat ten...Potworek?- Ciotka mówiła, że będzie miał ze sześć. Ledwo siedzieć umiał, jak go tamta dziewka Bykowi sprzedała. I tak jest tu aż do tej pory. Ale pewno niedługo, bo Byk go dobrze poharatał. Szkoda, bo można było jeszcze niezły pieniądz na nim zrobić.- A Byk? Jaki on był? Dziewczynka rzuciła magowi kose spojrzenie.- A po co ci to wiedzieć, panie? Bydlę był i tyle. Na płacy ołgiwał, z łapami lazł, a dać nic nie chciał za to. Inni się bali, bo mocny. Ale na mocniejszego trafił, ot Sam Los Łaskawca go ukarał i tyle.- Widziałaś, jak to było? Mała pokiwała głową twierdząco, a na jej chudą twarzyczkę wypłynął wyraz zgrozy i fascynacji.- Pewno. Wszyscy widzieli.- Opowiedz od początku i dokładnie - polecił mag.- No, to było tak : pozawczoraj z wieczora Byk wrócił uchlany jak świnia albo i dwie. Dziw żaden... co i rusz się zalewał, a wtedy lepiej było mu pod rękę nie włazić. I chyba na Potworka miał krzywe oko, czy co...? Bo raptem krzyk się podniósł, jakby kto żywcem kota ze skóry darł. Lecę patrzeć, a Byk małego okłada. I to nie, jak zwyczajnie batem czy kijem, ale łańcuchem, co na nim go wiązał! Ciotka rzuciła się szczeniaka ratować, bo Byk by go zatłukł na miejscu. Wzięła w łeb, aż nogami się nakryła. A wtedy Potworek rozdarł się jeszcze gorzej. Mało płuc nie wypluł. I widzimy : Bykiem o ziemię rzuciło, tarzał się i charczał, a krew z niego sikała jak z pociśniętego bukłaka. Jak żeśmy chcieli go w końcu podnieść, to połowa flaków na ziemi mu została. Wczoraj go zakopali. Mag wyciągnął kolejny pieniążek i włożył w oczekującą dłoń dziecka. W tej chwili nadszedł mężczyzna, przewodnik owej wędrownej menażerii. Równie chudy jak jasnowłosa dziewczynka, muskularny, pokryty tatuażem od stóp do głów. Przedstawiał on wirujące spirale, które nadawały całej postaci cyrkowca wrażenie doskonałej anonimowości. Rozpływał się i niknął, stając się dodatkiem do własnego tatuażu.- Kotkat . Nie masz roboty? - fuknął z niezadowoleniem. - Matce idź pomóc Mała zniknęła jak zdmuchnięty płomyk świecy: Mag wstał z wysiłkiem, zesztywniały od siedzenia w jednej pozycji.- Przynieś wody, człowieku - rzekł do przybysza. - Ten mały umiera z pragnienia. Nie macie litości?- Skończyła się nam z zeszłym miesiącu - powiedział wytatuowany, ale skierował się do wnętrza namiotu i po paru chwilach wrócił z miską. Postawił ją tuż obok skrzyni, zastukał pięścią w drewno.- Wyłaź, zarazo! Woda! Z wnętrza dobiegł zduszony pisk i chlipnięcie. Nic poza tym. Cyrkowiec machnął ręką i westchnął.- Zakatował biedaka ten drań, żeby w parszywej świni się odrodził, skurwysyn- Chcę zabrać to dziecko - odezwał się mag.- Po co? Nie dam. Tu przynależy i tu zdechnie.- Dość!! - syknął mag złowróżbnym tonem. - Zapominasz z kim mówisz! Obraża się tu mnie od chwili przybycia. Moja cierpliwość się skończyła! Ukrywa się tu dziecko z magicznym talentem. Nie zgłosiłeś tego straży. Mały jest prawdopodobnie Stworzycielem, a ja muszę dowiadywać się tego od zawodowego plotkarza! Wyraźnie straciłeś przywiązanie do własnych kciuków. Gwardia Kręgu będzie wiedziała, co z tobą zrobić. Zanim skończył, człowiek-mozaika leżał w pyle, z czołem przyciśniętym do ziemi. "Tak to się zwykle kończy. Pospólstwo uprzejmość bierze za słabość" - pomyślał mag z przykrością. Rzucił dwie srebrne monety na piasek obok głowy leżącego.- Jestem łagodnym człowiekiem, lecz nie należy mnie drażnić. To za chłopca. Teraz idź wyszczotkować mego konia. I dopełnij mój bukłak. Został znów sam i nadal czekał. Woda w glinianej misie odbijała blask słońca i lśniła jak lustro. Słoma zaszeleściła. Mężczyzna ujrzał małą, bardzo brudną dłoń wyłaniającą się z niej. Potem szczuplutkie ramię, pokryte czarną, skudloną sierścią. Dziecko, zwane Potworkiem, wyczołgiwało się powoli, skuszone bliskością wody. Mag trwał nieruchomo, jakby miał do czynienia z dzikim zwierzątkiem. Chłopczyk rzeczywiście przypominał zwierzę - całe jego ciało pokrywało futro. Mag nie znał się na dzieciach, ale od razu wydało mu się, że nie wygląda na sześć lat, tak był drobny i wychudzony. Za małym ciągnął się łańcuch, u szyi brutalnie zeszczepiony zakręconym twardym drutem. Dziecko próbowało podnieść miskę. Nie mogło utrzymać naczynia. Trochę wody chlapnęło na ziemię. Malec położył się na brzuchu i pił chciwie. Mag ze ściśniętym sercem patrzał na jego plecy poznaczone śladami okrutnych razów. Zaschnięta krew pozlepiała włosy w sztywne kłaki. Nad dzieckiem unosił się rój drobnych muszek, przywabionych wonią nie oczyszczonych ran. "Matko Świata...' - pomyślał mag. - "Za to powinno się wieszać głową w dół".Z trudem uwolnił chłopca od łańcucha. Przy okazji odkrył jeszcze jedno skaleczenie - otarcie od żelaza na szyi. Dziecko krótko stawiało opór, gdy oglądał jego obrażenia i sprawdzał, czy ma całe kości. Po prostu nie miało na nic sił, osłabione i rozgorączkowane - zawinął je w płachtę jak pakunek. Droga do domu nie była długa, lecz mężczyzna zdążył się zmęczyć. Upałem i nieustannym cichym skomleniem dziecka, które urażały ruchy konia. Siedzibą maga była banalna budowla w pobliskim mieście - wieża kanciasta, przysadzista i nieładna. Zwana tradycyjnie Wieżą Przekazów lub Wieżą Mówcy. Budynki takie sprawiało sobie każde miasto, które na mapie było oznaczone kropką choć nieco większą niż ślad po musze. Wieże Przekaźnikowe były węzłami szybkiego zbierania i przekazywania wiadomości . W każdym takim miejscu pracował jeden mag z kasty Mówców. Istniała także jeszcze jedna wspólna cecha tych budynków - wszystkie tradycyjnie były ponure i brzydkie. Po latach Mówca już nie zauważał tej brzydoty. Zresztą wieża służyła mu tylko za pracownię i bibliotekę. Na tyłach stała niska przybudówka, gdzie miał swoje niewielkie gospodarstwo - kilka pomieszczeń. Sypialnie, spiżarnia, składzik i przede wszystkim kuchnia, gdzie koncentrowało się życie domu i gdzie władała Petunia. Od dwunastu lat prowadziła dom maga, od jedenastu byli kochankami , a wciąż Petunia zwracała się do niego "Panie Bukat", z szacunkiem należnym członkowi Kręgu Magów, bo "porządek w świecie musi być". Poza tym zachowywała się jak żona i gwardzista cesarski jednocześnie. Jej przewidywana reakcja niepokoiła maga. Gdybyż jeszcze chłopiec nie wyglądał tak, jak wygląda. Mimo najszczerszych chęci znalazł w nim tylko jeden element, który można było nazwać ładnym. Oczy. Dość szeroko rozstawione i skośne - nie bez racji nazywano taki kształt "znamieniem maga" - miały wyjątkowo interesujący odcień złotawego bursztynu. Tak jak przewidywał, Petunia aż plasnęła w ręce, wydziwiając nad niespodzianym nabytkiem gospodarza.- Panie Bukat, a cóż toto jest?!- Dziecko, Petunio. Chłopiec.- Wygląda jak szczur, co zdechł przed tygodniem - zauważyła kobieta trafnie.- Nie marudź. Petunio. Przygotuj coś do jedzenia i wodę do mycia. Ciepłą, nie gorącą. Należy delikatnie się z nim obchodzić.- Mleko. Koty piją mleko, dzieci też. A wody zaraz nagrzeję. Czy toto choć raz w życiu było myte, panie Bukat?- Nie przypuszczam. Idź już, Petunio, muszę się skontaktować z wieżą Szklanego. I tak się spóźniłem. Poszła wreszcie. Złożony na ławie tłumoczek nie dawał znaku życia, ale mag wyczuwał, że chore dziecko jest mimo wszystko przytomne. Skupił się i rozwinął ścieżkę mocy ,sięgając do jaźni Szklanego - Mówcy rezydenta w mieście oddalonym o dwa dni drogi. Wewnątrz widzenie ukazywało mu świetliki ludzkich istnień, zgęstki energii. Mógł sięgnąć do każdego i poznać ich najskrytsze sekrety. Przestało go to bawić, gdy był jeszcze dzieckiem. Myśli zwykłych ludzi były zwyczajne. Zwykle pozbawione namiętności, szare i przyziemne. W tym natłoku ludzkich iskierek Szklany płonął jak świeca. Bukat nigdy nie spotkał go twarzą w twarz, lecz byli bliskimi przyjaciółmi. Szklany, tu Bukat. Spóźniłeś się. Jakie wieści? Plotka była prawdziwa. Mam chłopca u siebie. Przekaż wiadomość do Kręgu, że wstępne określenie talentu brzmi: Stworzyciel. Bukat wyczuł nagłe podniecenie drugiego Mówcy. Stworzyciele władali materią. Byli najwyższą, najpotężniejszą i najbardziej uprzywilejowaną kastą w Kręgu Magów. Odkrycie samorodnego talentu wśród plebsu było wydarzeniem. Jak wysoki poziom talentu? Na tyle, że dzieciak urodził się pokryty sierścią. Czyli może okazać się nawet większy, niż się spodziewamy. Potęga. Orzeł wśród jastrzębi. Przekaż też, że talent objawił się bardzo późno - chłopak ma około sześciu lat. Okoliczności...? Rozszarpał człowieka, który mu zagrażał. Jest w złym stanie. Zagłodzony i ranny. Dzikie dziecko. To może być problem. Na razie chcę go utrzymać przy życiu, Szklany, a potem będziemy martwić się resztą. Ma jakieś imię? Bukat zawahał się. Potworek nie było dobrym imieniem. Określało zbyt dosadnie wygląd dziecka i było wręcz obraźliwe. Jeśli chłopiec miał w przyszłości zostać magiem wysokiej rangi, takie miano było niedopuszczalne. Nie. Nie można nazwać tego imieniem. Później wybiorę mu coś odpowiedniego i oficjalnie zarejestruję u Strażnika Słów. Muszę kończyć. O zmroku przekażę ci zwykły zestaw wiadomości od klientów. W końcu za to płacą. Powodzenia, Bukat. I tobie, Szklany. Wezwany medyk wycinał pasma włosów z pleców małego Stworzyciela. Zaakceptował też pomysł kąpieli.- Bardzo potłuczony. Rany są rozległe, ale nie głębokie. Powinny zagoić się bez śladu. Z wyjątkiem tego...i tego tutaj. - Palec mężczyzny wskazał odpowiednie miejsca. - Tu są przecięte mięśnie. Przy tym łańcuchu musiało coś być - kawałek metalu, hak...coś w tym rodzaju. Jeśli nawet będziesz malca kąpać codziennie, pani Petunio, na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Utrzymujcie go w czystości, zwłaszcza ze względu na to futro. Na zranienia starczy zwykły wywar z szałwii. Zostawię też proszek z mącznika. Nie należy zakładać bandaży, tylko posypać tym po wierzchu. Rany nie będą się sączyć. Na gorączkę wierzba. Trzeba go też odkarmić. To przede wszystkim. Pięć lekkich posiłków dziennie. Rosół, jarzyny, białe mięso i mleko. Petunia wymownie spojrzała na maga. "Pan Bukat ma fanaberie, a cała robota spada na biedną kobietę" - można było wyczytać w jej wzroku.- Mleko - szepnął chłopiec, powtarzając ostatnie słowo medyka. Cała trójka wlepiła w niego wzrok. Do tej pory wykazywał równie dużo inwencji co przedmiot. Przełykał wodę i mleko, jeśli wlano mu je do ust. Pozwalał się przenosić z miejsca na miejsce. Przewracać z boku na bok, oglądać i dotykać. Zrezygnowany i obojętny. Jęczał cichutko przez zaciśnięte zęby, jeśli obce ręce sprawiały mu ból.- Lubisz mleko? - spytał łagodnie Mówca, pochylając się i patrząc w oczy dziecka, jednocześnie sięgając do jego umysłu przytępionego gorączką....wszystko inne...inaczej...co się dzieje...kto to, co robią...boli... nie biją...boli...spać...czy lubisz mleko...mleko...mleko...jest dobre... Bursztynowe oczy zamknęły się powoli.- Rozumie, co się do niego mówi, ale chyba potrwa, zanim znów się odezwie - powiedział mag, prostując się. - Jest całkowicie zdezorientowany. Zdaje się, że nigdy nie widział domu od wewnątrz.- Nadchodzą ciekawe czasy dla twego domu, panie Mówco - rzekł medyk tonem niespełnionego proroka. - Zdecydowanie ciekawe. Pierwsza woda, jaka spłynęła z małego dzikusa, była czarna jak tusz do pisania. Druga - ciemnoszara. Mokry mag desperacko walczył z rozhisteryzowanym malcem. Na przedramionach miał czerwone kreski po paznokciach i pojedynczy ślad zębów - zapłatę za doświadczenie, w jaki sposób należy trzymać dziecko, które bardzo nie chce być umyte. Najlepszą metodą okazało się skrzyżowanie jego rąk na karku i utrzymywanie w tej pozycji. Magowi cierpła skóra na myśl, że mały w każdej chwili może uznać całą operację za zagrożenie ,życia i użyć talentu. W pewien sposób przypominało to kąpanie tygrysa w cebrzyku.- Spokój! - krzyknął wreszcie ostro. - Skórę ci złoję, jak nie przestaniesz! Wrzask urwał się jak nożem uciął. Chłopiec zamilkł, przestał się wyrywać. Dygotał tylko jeszcze i szczękały mu zęby.- W życiu czegoś takiego nie widziałam - burknęła Petunia, wyżymając myjkę. - Zapchlony jak kundel śmietnikowy. Litość bierze. Niech go pan wyciągnie. Najchętniej wygotowałabym go jak ścierkę. Trzecia woda była jasnoszara z różowym odcieniem, bo odmoczyła się większość strupów i zranienia na nowo zaczęły krwawić. Osuszony, opatrzony, napojony nową porcją mleka i wierzbowego naparu, chłopczyk zapadł w ciężki sen człowieka wyczerpanego i zszokowanego do ostateczności. Zmęczony mag patrzył na kosmatą głowę złożoną na bieli prześcieradła. Wilgotne kosmyki schły i coraz bardziej jaśniały. Po zmyciu wieloletnich pokładów brudu wyłonił się spod nich naturalny kolor - brązowy, w odcieniu pestek jabłka. Mówca dotknął ostrożnie głowy dziecka. Włosy były miękkie i przyjemne w dotyku. - Nie jest tak źle, mój mały - szepnął Mówca. Zalecone przez lekarza pięć lekkich posiłków okazało się tylko piękną teorią. Malec mógł jeść wszystko, każdą ilość i o każdej porze, łącznie ze środkiem nocy. Gdy tylko spadła mu gorączka, odzyskał apetyt, który przerósł wszelkie oczekiwania Petunii. Biedna kobieta miała wrażenie, że wrzuca jedzenie w studnię. Wreszcie straciła cierpliwość.- Nie żałuję mu, ale wszystko ma swoje granice, panie Bukat. Nie można tak przekarmiać dzieciaka, jak pan każe. On zjada na zapas, a co nie może w siebie wepchnąć, to utyka po kątach. Onegdaj znów znalazłam ogryzki pod siennikiem. Wycwanił się i spod rąk mi resztki kradnie, jakbym nie dawała mu dość. Tak nie może być.- Robi zapasy. Boi się, że ten dostatek mu się skończy.- I skończy się, jak będę musiała jeszcze raz po nim podłogę szorować! - zagroziła zirytowana kobieta.- Moja droga, to się raz zdarzyło i nigdy więcej! - zawołał mag niecierpliwie. - Nie potrafił sobie drzwi otworzyć. Teraz umie. Czego ty chcesz od tego dziecka?- ...
kubolina12310