Michaels Fern - Brzydkie kaczatko.pdf

(1493 KB) Pobierz
Michaels Fern - Brzydkie kaczatko.rtf
Fern Michaels
Brzydkie Kacz ą tko
(Plain Jane)
Przełożyła Anna Pajek
1
Dla Melby Johnson, Beth, Rona i Erica Goinsa.
A także dla Lindsey i Misty.
2
Prolog
Uniwersytet Stanu Luizjana
Baton Rouge, Luizjana, rok 1988
Jane Lewis zamknęła książkę i ciężko westchnęła. Jeśli nie na-
uczyła się do tej pory, to już się nie nauczy. Grzbietem dłoni
potarła piekące oczy, przekonana, że bez trudu poradzi sobie z
końcowym egzaminem. Miała zdawać następnego dnia rano.
Spojrzała na zegarek i znowu westchnęła. Przesiedziała w bi-
bliotece cały dzień i wieczór bez jedzenia. Nagle uświadomiła
sobie, jak bardzo jest głodna. Umierała z głodu. Na myśl o tym,
ile przytyła, od kiedy znalazła się na uczelni, westchnęła po raz
kolejny. Prawie dwadzieścia kilo. Zamierzała latem mocno nad
sobą popracować i zrzucić nie tylko te dwadzieścia, ale i pięć
dodatkowych. Zrobi to, choćby miała to być ostatnia rzecz w jej
życiu. Pewnie padnie przy tym trupem, bo rzeczywiście się roz-
tyła.
Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się.
– Masz na imię Jane i mieszkasz w Acadian Hall, prawda?
– Tak, Jane Lewis. Znam cię z widzenia, ale nigdy nie miałyśmy
okazji się poznać. – Jane wstała i wyciągnęła dłoń, żeby się
przedstawić.
– Connie Bryan. Mieszkam na trzecim piętrze, ty chyba na
czwartym? Może wracasz do akademika? Mogę pójść z tobą?
Jest późno, a ja nie znoszę chodzić sama o tej porze. Wstyd się
przyznać, ale straszliwy ze mnie tchórz.
– Oczywiście, bardzo proszę – powiedziała Jane, zbierając
książki. Connie Bryan była wszystkim, czym zawsze chciała
być i czym nigdy nie będzie – drobną, niewysoką blondynką,
ważącą nie więcej niż pięćdziesiąt kilo i tak popularną, że wy-
brano ją Królową Powrotu na imprezie zorganizowanej z okazji
3
powrotu uniwersyteckiej drużyny futbolowej ze spotkań wyjaz-
dowych. Jej chłopak był czołowym napastnikiem tej drużyny i
chodziły słuchy, że w czerwcu mają się pobrać.
– Zdałaś już wszystko, Jane? Ja mam jeszcze jutro dwa ostatnie
egzaminy i będę wolna. A ty? – spytała Connie, wyrównując
krok.
Jane aż zamrugała, zdziwiona życzliwym zainteresowaniem
Connie.
– O ósmej rano zdaję ostatni. Nie powinnam mieć z nim kłopo-
tów. To prawda, że zaraz po dyplomie wychodzisz za mąż?
– Tak. Mama właśnie planuje wesele. Powiedziała, że będzie
dziś wypisywać zaproszenia. W sobotę mam ostatnią przymiar-
kę sukni. Nie mogę się doczekać. Chcę wyjść za mąż i mieć
dom pełen dzieci. Todd też tego chce. Ale zanim zaczniemy
powiększać rodzinę, chciałabym rok czy dwa popracować w
szkole. A ty? Jakie masz plany?
– Idę na medycynę. W Tulane. Marzę o tym. Chyba nie bardzo
nadaję się na żonę, przynajmniej na razie. Chcę pracować za-
wodowo.
– Podziwiam cię. Mnie cztery lata college’u w zupełności wy-
starczą. Zastanawiałaś się już nad specjalizacją?
– Pediatria. A może interna. Nie jestem pewna. Mogę cię o coś
zapytać?
Connie roześmiała się.
– Boże, jak tu ciemno! Aż ciarki chodzą mi po plecach. Cieszę
się, że jesteś ze mną. O co chcesz zapytać?
Jane rozejrzała się. Zazwyczaj kampus nie bywał tak opusto-
szały, nawet późnym wieczorem. Dziś jednak panował tu spo-
kój. Większość studentów zdała końcowe egzaminy i rozjechała
się do domów.
– Nie pali się kilka lamp. Zauważyłam to już wczoraj. A tak w
ogóle: jakie to uczucie, zostać Królową Powrotu?
4
– To druga najbardziej ekscytująca rzecz w moim życiu, po tym
jak poznałam Todda i zrozumiałam, że znalazłam swoją drugą
połowę. A ty, spotykasz się z kimś szczególnym?
Jane roześmiała się. Żałowała, że nie potrafi odpowiedzieć
dowcipnie i błyskotliwie.
– Nie, nie spotykam się z nikim, ani szczególnym, ani żadnym
innym.
– Po prostu jeszcze nie znalazłaś odpowiedniego faceta, Jane.
Ale to kwestia czasu. Pewnego dnia spojrzysz w czyjeś oczy i
będziesz wiedziała, że właśnie odnalazłaś swoje przeznaczenie.
Todd i ja zamierzamy prowadzić cudowne, szczęśliwe życie.
Wybraliśmy już dom, meble, nawet naczynia kuchenne i ple-
cione podstawki pod talerze. Chcemy mieć czworo dzieci i ma-
my w nosie, czy urodzą się chłopcy czy dziewczynki, o ile będą
zdrowe. Wybraliśmy już nawet imiona. Zamierzam piec ciasta i
dekorować dom na święta. Zimą w każdym pokoju będzie stała
choinka. Oboje uwielbiamy Boże Narodzenie. Poznaliśmy się tu
na uniwerku na pierwszym roku, tuż przed feriami świąteczny-
mi. Po prostu nie mogę się doczekać. Nie potrafię myśleć o ni-
czym innym, a w nocy też tylko o tym śnię. Szczęściara ze
mnie, prawda?
– Rzeczywiście, Connie. Oby ci się udało – powiedziała Jane
szczerze. Wychynęli z ciemności niby stado skradających się
wilków. Dopóki się nie odezwali, trudno było ocenić, ilu wła-
ściwie ich jest. Pięciu, uznała Jane, i jeden trzymający się nieco
na uboczu. Poczuła, że jeżą jej się włosy na karku. Kolejność
ustalą, rzucając monetą, przemknęło jej przez głowę, a potem
zaczęła drżeć. A może to drżała Connie, która nagle chwyciła jej
ramię w uścisk mocny niczym imadło?
– Patrzcie no tylko, chłopaki. Trafiła nam się prawdziwa laska.
Na miarę tej szkoły oczywiście.
– Czego... czego chcecie? Zostawcie nas – wykrztusiła Connie,
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin