Palmer Diana - Prawdziwy bohater - Pożegnanie z mroczną przeszłością.pdf

(999 KB) Pobierz
253314187 UNPDF
Palmer Diana
Pożegnanie z mroczną przeszłością
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Leslie odwróciła głowę. Jej wzrok przyciągnęła dumna sylwetka jeźdźca stojącego
nieruchomo na szczycie pobliskiego wzgórza. Obserwował, co się dzieje na
pastwiskach rozciągających się u jego stóp i wyglądał przy tym imponująco.
Jak na Teksas, ranczo nie było duże. W okolicach Jacobsville należało jednak do
dziesiątki największych, a właściciel był jednym z najzamożniejszych ludzi.
- Straszny tu kurz - stwierdził Ed Caldwell, marszcząc nos. Nie spostrzegł jeźdźca,
gdyż stał plecami do wzgórza. - Dobrze, że mogę pracować w mieście. Tam
przynajmniej powietrze jest nieskażone i znacznie czystsze.
Żartobliwy komentarz Eda wywołał uśmiech Leslie Murry. Miała przeciętną urodę.
Jasne, naturalnie falujące włosy i szare oczy. Do jej największych zalet należały
szczupła figura i wydatne, ładnie wykrojone usta. Była osobą niezwykle spokojną i
powściągliwą. Kryjącą głęboko uczucia.
Kiedyś jednak było inaczej. Zaliczała się wówczas do dziewczyn wesołych i
pełnych temperamentu, uwielbiają-
1
cych zabawę. Umiała być duszą każdego młodzieżowego towarzystwa.
A teraz? Teraz zachowywała się jak dostojna starsza pani. Na widok obecnej Leslie
ludzie, którzy niegdyś ją znali, przeżywali prawdziwy szok.
Należał do nich Ed Caldwell. Poznali się jeszcze na studiach w Houston. Ed robił
dyplom, kiedy Leslie przeszła na drugi rok. Wkrótce jednak musiała, niestety,
przerwać naukę ze względów osobistych i podjęła pracę jako sekretarka prawna w
kancelarii adwokackiej ojca Eda, którą prowadził w Houston.
Później, gdy nastały dla Leslie chwile jeszcze gorsze, ponownie przyszedł jej z
pomocą wypróbowany przyjaciel z młodości. To on właśnie namówił ją, żeby
przyjechała do Jacobsville. Dzięki wstawiennictwu Eda zaraz dostała pracę w
dużym przedsiębiorstwie należącym do jego bogatego i wpływowego ciotecznego
brata.
Do tej pory nie miała okazji poznać Mathera Gilberta Caldwella, przez wszystkich
nazywanego po prostu Mattem. Słyszała, że jest człowiekiem mądrym,
bezpośrednim, kulturalnym i sympatycznym. A ponadto życzliwym ludziom. Ed był
tego samego zdania. Przywiózł Leslie na ranczo Matta i wziął tutaj na konną
przejażdżkę po pastwiskach, żeby przedstawić przyjaciółkę sporo starszemu od
siebie ciotecznemu bratu, a zarazem jej nowemu szefowi.
Do tej pory zdołali zobaczyć jedynie tumany kurzu wznoszone przez bydło
przeganiane przez kowbojów.
- Leslie, poczekaj tutaj - zaproponował Ed. - Pojadę poszukać Matta. Zaraz wracam.
Z trudem zmusił swego wierzchowca do powolnego truchtu i ruszył przed siebie,
siedząc sztywno w siodle. Na ten widok Leslie zagryzła wargi, żeby się nie
roześmiać. Kochany Ed nie przepadał za konną jazdą. Znacznie lepiej
2
czułby się za kierownicą samochodu. Nie mogła mu jednak tego powiedzieć, gdyż
był właściwie ostatnim jej przyjacielem. Był też jedynym człowiekiem w
Jacobsville, który znał jej przeszłość.
Patrząc na oddalającego się Eda, nie zdawała sobie sprawy z tego, że sama jest
przedmiotem uważnej obserwacji innego jeźdźca.
Nieznajoma ładnie trzymała się na koniu. Miała zgrabną sylwetkę, która
przyciągnęłaby wzrok każdego znawcy kobiecych wdzięków. Nie patrzyła w jego
stronę. Niewiele myśląc, pogalopował w dół wzgórza. Po chwili zatrzymał się tuż
obok niej.
Usłyszała dopiero parsknięcie konia, któremu ściągnięto wodze. Przerażona
poderwała się w siodle. Spojrzała na jeźdźca.
Miał na sobie robocze ubranie, takie, jakie nosili pozostali kowboje. Ale na tym
kończyło się podobieństwo. Był bowiem zadbany i starannie ogolony. Jak wrośnięty
siedział na koniu. Miał imponującą postawę.
Matt Caldwell napotkał spojrzenie przestraszonych szarych oczu. Rozczarował się,
gdyż z bliska kobieta okazała się znacznie mniej atrakcyjna, niż się spodziewał. Jej
przeciętna uroda, mimo gracji i doskonałej figury, nie zrobiła na nim żadnego
wrażenia.
- Sprowadził tu panią Ed - raczej stwierdził, niż zapytał tonem szorstkim i
nieprzyjemnym.
Dla Leslie ten niemiły ton nie był zaskoczeniem. Nie sądziła jednak, że będzie aż tak
ostry. Ciął powietrze jak nóż.
Kurczowo zacisnęła ręce na lejcach.
- T... tak. Przy... przywiózł mnie Ed-wyjąkała zdenerwowana, z trudem
wydobywając z siebie głos.
Zaskoczyła Matta Caldwella. Dziewczyny, z którymi
185
prowadzał się lid, były zupełnie inne. Pewne siebie, obyte, eleganckie i
wyrafinowane. Niepodobne do kobiety, którą miał przed sobą. Jego młody
cioteczny brat lubił przywozić na ranczo swoje partnerki, żeby im zaimponować.
Na ogół Mail nie miał nic przeciwko temu, ale dziś, po piekielnie ciężkim dniu, był
wykończony i wściekły.
Czyżby interesowała panią hodowla bydła? - zapytał głosem pełnym jadu. - W
każdej chwili możemy dać pani lasso do ręki...
Leslie zesztywniała.
- Przyjechałam tu, żeby poznać ciotecznego brata Eda Caldwella - powiedziała z
wysiłkiem. - Tutejszego bogacza. - Widząc błysk w czarnych oczach mężczyzny,
poczerwieniała. Rozzłościła się na siebie. Jak mogła przy nieznajomym wygadywać
takie rzeczy! Poprawiła się szybko. - Miałam na myśli to, że Matt Caldwell jest
właścicielem ogromnej hodowli bydła. To w jego przedsiębiorstwie pracuje Ed. I ja
tam znalazłam właśnie pracę - dodała niepotrzebnie. Nie powinna mówić tego
wszystkiego, ale mężczyzna na koniu coraz bardziej działał jej na nerwy.
Miał ponurą minę. Jeszcze bardziej nieprzyjazną niż przed chwilą. Nachylił się w
siodle w stronę Leslie. Popatrzył na nią zimnymi oczyma spod półprzymkniętych
powiek.
- Proszę mówić prawdę - zażądał ostrym tonem. - Właściwie dlaczego pani tu
przyjechała?
Nerwowo przełknęła ślinę. Ten człowiek hipnotyzował ją jak wąż królika. Miał
niesamowite oczy... Czarne i nieprzeniknione.
To chyba nie pańska sprawa - odcięła się wreszcie, bo przecież nie miał prawa jej
wypytywać.
Nie odezwał się ani słowem, ale nie odrywał wzroku od twarzy Leslie. Wpatrywał
się w nią uporczywie.
4
- Niech pan przestanie! - rzuciła, poruszając ramionami. - To denerwujące.
- A więc przyjechała tu pani, żeby poznać swego szefa?
- zapytał jeździec pozornie spokojnym tonem. - Czy nikł pani nie mówił, że to
okropny facet?
- Wręcz przeciwnie - zaprotestowała Leslie. - Wszyscy uważają, że Matt Caldwell
jest bardzo kulturalnym i sympatycznym człowiekiem. Czego w żadnym razie
0 panu powiedzieć się nie da! - dodała odruchowo, po raz pierwszy od lat
ujawniając dawny temperament i pokazując pazurki.
Nieznajomy uniósł brwi.
- Skąd pani wie, że jestem niekulturalny i niesympatyczny? - zapytał,
nieoczekiwanie uśmiechając się krzywo.
- Bo pan... pan jest jak kobra - mruknęła Leslie. Przez chwilę patrzył na nią w
milczeniu, a potem
gwałtownie pchnął konia tak blisko w jej stronę, że zakoły-sała się w siodle.
Jąkająca się i nieśmiała nie była w jego typie, ale gniewna i zadziorna? Dopiero to
zaciekawiło Matta. Lubił kobiety z temperamentem, które nie bały się jego złych
humorów.
Wyciągnął rękę, przyciągnął do siebie siodło Leslie
1 z bliska zajrzał jej w oczy.
- Jeśli jestem wężem, mała, to kim ty jesteś? - zapytał, rozmyślnie przeciągając
sylaby. Był tuż obok. Czuła na twarzy ciepły oddech i korzenny zapach wody
kołońskiej.
- Mięciutkim, puchatym króliczkiem?
Zaszokowana bliskością nieznajomego, szarpnęła odruchowo lejce. Tak mocno, że
koń stanął dęba i zrzucił ją na ziemię. Upadła, uderzając boleśnie lewą, chorą nogą i
biodrem o twarde podłoże.
Z okrzykiem na ustach Matt błyskawicznie zeskoczyl
187
Zgłoś jeśli naruszono regulamin