211. Winston Anne Marie - Żona potrzebna od zaraz.pdf

(491 KB) Pobierz
297886308 UNPDF
ANNE MARIE WINSTON
Żona potrzebna od zaraz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tannis Carlson uchyliła drzwi prowadzące do piwnicy i przystanęła na betonowym chodniku.
Brrr! Piętnaście stopni to dość wysoka temperatura jak na styczeń w Wirginii, lecz osoba paradująca
jedynie w ręczniku na gołym ciele przyjmuje taką aurę bez entuzjazmu. Niestety, byli właściciele domu
kupionego przed siedmiu laty umieścili wAnne do masażu wodnego i gorących kąpieli na zewnątrz, nie
zaś w obszernej piwnicy. Trzeba się było zahartować.
Tannis odważnie wyszła do ogrodu. Zerknęła na sąsiednią posesję, by sprawdzić, czy może się
rozebrać bez świadków. Uniosła wieko ogromnej wanny, spod którego buchnęła obficie para niknąca
szybko w chłodnym powietrzu. Drzewa otaczające niewielkie podwórko, a także wysoki drewniany płot,
chroniły ją przed spojrzeniami ciekawskich sąsiadów… a raczej sąsiada. Tom… Nie! Dość rozmyślań.
Trzeba z tym skończyć raz na zawsze.
Rzuciła ręcznik na ogrodowe krzesło i szybko wspięła się po drewnianych schodkach.
Przystanęła na chwilę, by sprawdzić czubkami palców temperaturę wody, a potem zanurzyła się w
parującej kąpieli.
Oho, trochę przesadziła z tym ciepłem! Poderwała się, wskoczyła na obramowanie wanny i
zerknęła na termometr. Czterdzieści stopni. Woda nie była wcale zbyt gorąca. Tannis wolniutko
zanurzyła się po raz drugi. Postanowiła nie włączać sprężarki tłoczącej powietrzne bąbelki. Lubiła pławić
się w ciepłej wodzie i leniwie rozmyślać o niebieskich migdałach. Temperatura kąpieli była w sam raz.
Cudownie! Tannis zanurzyła się jeszcze głębiej. Zmartwienia długiego szkolnego dnia z wolna
traciły znaczenie. Niestety, Tannis miała również takie problemy, z którymi o wiele trudniej się było
uporać. Mimo woli zastanawiała się niemal bez przerwy, jak zarobić dość pieniędzy, by uniknąć
sprzedaży ukochanego domu i opłacić pensjonat, w którym przebywała matka. Czemu tego rodzaju usługi
muszą być horrendalnie drogie? Dlaczego nauczycielska pensja nie wystarcza na opędzenie
podstawowych potrzeb?
Czas spojrzeć prawdzie w oczy, Tannis Anne, westchnęła w głębi ducha. Musisz podjąć
dodatkową pracę. To będzie ciężka, fizyczna harówka. Na myśl o tym ogarnęła ją rozpacz. Codzienne
lekcje w sali, gdzie roiło się od pełnych energii czwartoklasistów, to ciężki kawałek chleba – nawet dla
nauczyciela kochającego swój zawód. Trudno będzie stawić czoło nowemu wyzwaniu, ale praca na
dwóch etatach okazała się koniecznością. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Tannis nie miała
żadnego wyboru. Poza dyplomem nauczycielskim nie zdobyła dodatkowych, bardziej popłatnych
kwalifikacji. Mogłaby, rzecz jasna, dawać korepetycje, ale to dorywcze zajęcie.
Postanowiła złożyć podania o pracę w miejscowych magazynach. Miała nadzieję, że przy
odrobinie szczęścia znajdzie posadę urzędniczki; mogłaby pracować popołudniami oraz w sobotę i
niedzielę. Kto wie, czy jakiś bank nie zatrudni jej w charakterze kasjerki…
– Ale ci dobrze!
Tannis drgnęła jak oparzona i omal nie krzyknęła, ale natychmiast rozpoznała głęboki, przyjemny
głos sąsiada, Toma Hayesa. Zdawała sobie sprawę, że świadomość i pamięć niewiele tu znaczyły.
Tajemniczy szósty zmysł sprawił, że całym ciałem zareagowała od razu na jego nadejście. Zawsze i
wszędzie wyczuwała mimo woli obecność tego mężczyzny. Po chwili serce, które przez jakiś czas
kołatało niespokojnie, odnalazło zwykły rytm, lecz Tannis nadal czuła, że cała drży z przejęcia i
podniecenia.
– Tom, ty łobuzie! Dostanę przez ciebie ataku serca. – Brakło jej tchu nie tylko dlatego, że była
wystraszona. Miała nadzieję, że mężczyzna niczego się nie domyślił. – Jak śmiesz się tu zakradać?
– Chciałbym z tobą porozmawiać – oznajmił sąsiad, nie próbując się usprawiedliwić. –
Dzwoniłem, ale nie podnosiłaś słuchawki. Gdy zobaczyłem twój samochód, ucieszyłem się, że wróciłaś
do domu. Amy zdradziła mi, że kąpiesz się często wieczorami, a więc postanowiłem wpaść na chwilę.
– Dzieci już śpią? – Tannis zmrużyła oczy, by lepiej widzieć Toma w kłębach pary unoszącej się
znad wanny. Stał przy schodkach z nogą opartą na stopniu i łokciem na kolanie. Był ubrany w dżinsy,
ciepłą marynarkę zarzuconą na ramiona i flanelową koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Zza jej
rozchylonych brzegów wyglądały ciemne włosy porastające szeroki tors. Wystarczyło jedno spojrzenie,
by Tannis poczuła znajomy ucisk w okolicach żołądka. Nie podniecaj się tak, Tannis Anne, powtarzała w
duchu. To nie jest mężczyzna dla ciebie.
Jasne. Nie powinna robić sobie żadnych nadziei. Niestety, wciąż pamiętała, jak się całowali do
utraty tchu na ciemnej werandzie. Zniecierpliwiona, próbowała odsunąć natarczywe wspomnienie.
Tamten pocałunek był głupim wybrykiem. Od czterech lat żałowała swego postępku.
W głębi serca przyznała uczciwie, że podczas spotkań z Tomem Hayesem z trudem panuje nad
sobą. Tak było od chwili, gdy ujrzała po raz pierwszy męża swojej przyjaciółki Mary. Zdawkowy
powitalny uścisk dłoni Toma przyprawił Tannis o silny dreszcz; poczuła, że cierpnie jej skóra na całym
ciele. Zastanawiała się, dlaczego ten jeden jedyny mężczyzna działa na nią w ten sposób.
Sąsiad Tannis wcale nie był urodziwy; nie przypominał wyśnionego księcia z bajki. Ostre rysy
twarzy miały w sobie tyle ciepła i uroku, co granitowe urwiska, lecz zniewalająca silą, którą emanował
ten potężnie zbudowany mężczyzna, przyciągała młodą kobietę niczym magnes. Naprawdę piękne były
tylko jasnozielone oczy Toma. Gdy się złościł, nabierały szmaragdowego odcienia, natomiast kiedy był w
dobrym humorze, lśniły w nich złociste iskierki. Ilekroć zapominał o kłopotach i wybuchał śmiechem,
jego surową twarz opromieniał męski urok i chłopięcy wdzięk. W takiej chwili żadna kobieta nie była w
stanie mu się oprzeć.
Na szczęście dla Tannis rzadko bywał pogodny i roześmiany. Po śmierci żony, która przed trzema
laty umarła na raka, stał się prawdziwym ponurakiem. W oczach sąsiadki pozostał jednak wyjątkowo
przystojnym mężczyzną.
– Tak, dzieci już śpią. – Głos Toma przerwał rozmyślania Tannis i sprawił, że natychmiast
przypomniała sobie, o co pytała.
Mężczyzna zamilkł.
– Co masz mi do powiedzenia? – rzuciła po chwili.
– Jebbie twierdzi, że zabrakło ci pieniędzy na naprawę samochodu.
Tannis oniemiała, usłyszawszy tę uwagę. Widoczne zza obłoku pary jasnozielone oczy
wpatrywały się w nią tak intensywnie, jakby mogły czytać w myślach.
– Jebbie ma za długi język – mruknęła Tannis. Postanowiła odtąd nie rozmawiać o swoich
sprawach w obecności wścibskiego sześciolatka. – Moje kłopoty finansowe nie powinny cię obchodzić.
Nawiasem mówiąc, możesz uspokoić syna. Auto jest już naprawione. Miałam kłopoty z gaźnikiem.
– Skąd Jebbie wie, że zabrakło ci pieniędzy na tę naprawę?
– Na pewno dowiedział się przypadkowo. – Tannis westchnęła ciężko. Tom był uparty i
dociekliwy. – Musiał słyszeć jakąś rozmowę telefoniczną. Na szczęście w porę zdobyłam pieniądze.
Wróćmy do tematu. Czemu zawdzięczam twoją niespodziewaną wizytę?
– Chcę zaproponować ci pracę.
Domyśliła się od razu, co to za oferta. Zapewne chodzi o dwójkę dzieci osieroconych przez Mary.
Mary… Natychmiast przypomniała sobie ostatnią prośbę umierającej przyjaciółki. Ich rozmowa
miała dramatyczny przebieg.
– Tannis… możesz mi coś obiecać? – zapytała chora słabym głosem. W ostatnich dniach życia
bardzo cierpiała.
– Wiesz, że w każdej sytuacji możesz na mnie liczyć. Słucham.
– Pomóż Tomowi wychować Amy i Jebbie'ego. Sam nie da sobie rady.
Tannis z trudem wykrztusiła obietnicę. Miała ściśnięte gardło. Mary była taka dobra i
wyrozumiała. Tannis czuła, że nie zachowała się wobec niej lojalnie. Gotowa była wiele poświęcić, byle
tylko cofnąć czas i wymazać z przeszłości tamten nieszczęsny pocałunek!
Tydzień po owej rozmowie Mary umarła.
Tom nie przyjął żadnej pomocy. Twierdził uparcie, że doskonale sobie poradzi. Był tak oschły, że
Tannis poczuła się dotknięta. Długo było jej przykro z tego powodu.
– Czyżbyś zapomniał, że pracuję w szkole, Tom? – rzuciła nieufnie, odpowiadając na pytanie
sąsiada. – Czy twoim zdaniem powinnam rzucić tę posadę?
– Wykluczone! Mam na myśli dodatkową pracę, którą można pogodzić z nauczaniem.
– A konkretnie?
– Pani Cutter oznajmiła dziś, że odchodzi z końcem miesiąca – odparł wykrętnie Tom. Miał na
myśli kobietę, która od śmierci Mary codziennie wyprawiała dzieci do szkoły i opiekowała się nimi po
lekcjach.
– Fatalnie. Dzieci bardzo ją lubią.
– Owszem. – Tom wszedł na drugi schodek i stanął bliżej wanny. Tannis zanurzyła się nieco
głębiej. – Zastanawiałem się, czy nie mogłabyś opiekować się moimi pociechami. One cię uwielbiają.
Płaciłbym ci taką samą pensję, jaką dostaje pani Cutter. Poświęcałabyś dzieciakom najwyżej trzy godziny
dziennie.
Ta propozycja miała swoje dobre strony. Tom był prawnikiem; jako notariusz pracował w stałych
godzinach. Czasami skarżył się, że wybrał okropnie nudną specjalność; wciąż tylko akty własności i
testamenty. Tannis, rzecz jasna, nie mogła przyjąć do wiadomości takiej opinii. Wszystko, co dotyczyło
tego niezwykłego mężczyzny, wydawało się jej intrygujące. Tak czy inaczej, było rzeczą niemal pewną,
że o piątej Tom wraca do domu. Wieczory miałaby wolne.
– Muszę to przemyśleć – odparła.
Tom mruknął coś z irytacją. Najwyraźniej oczekiwał, że sąsiadka bez wahania przyjmie jego
ofertę.
– Zdążysz to rozważyć do soboty?
Tannis chętnie przystała na takie rozwiązanie. Skinęła głową. Tom odzyskał dobry humor.
– Doskonale. Może przyjdziesz do nas na kolację? Dzieci od dawna błagają, żebym cię zaprosił.
Porozmawiamy spokojnie, gdy pójdą spać.
– Zgoda. Co mam przynieść? – spytała, dokładając starań, by jej słowa brzmiały pogodnie i
uprzejmie.
– Nic. Sam przygotuję kolację. Czekamy o piątej.
Odwrócił się i odszedł. Tannis znowu powróciła myślami do przeszłości. Wyraźnie stanęło jej
przed oczyma wspomnienie nieszczęsnego wieczoru sprzed czterech lat. Wszystko zdarzyło się wkrótce
po tym, jak Mary zachorowała. Pewnego dnia Tom pokłócił się z żoną. Tannis nie wiedziała, co było
powodem sprzeczki. Gdy Mary poprosiła ją o popilnowanie dzieci, zgodziła się od razu. Jebbie miał
wtedy dwa lata; Amy była w drugiej klasie. Mary oznajmiła, że musi porozmawiać z Tomem w cztery
oczy.
Małżonkowie poszli do kina i na kolację. Tannis spędziła wieczór w ich domu, zajmując się
maluchami. Tom i Mary wrócili około jedenastej. Tannis zaprotestowała, gdy mąż przyjaciółki
postanowił ją odprowadzić. Miała do przejścia zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale był nieugięty. Gdy
znaleźli się na werandzie, długo milczał, stojąc bez ruchu.
– Jak minął wieczór? – zapytała uprzejmie, by wyrwać go z zamyślenia.
– Nie był udany, jeśli mam być szczery.
Tannis nie pytała o szczegóły. Nie interesowały jej małżeńskie kłopoty sąsiadów.
– Kłóciliśmy się… Chodzi o to, że mamy odmienne zdanie co do rodzaju terapii, jaki powinna
wybrać moja żona – oznajmił po chwili Tom. Odwrócił się do Tannis plecami i wcisnął ręce w kieszenie.
Długo milczał, a potem westchnął głęboko. – Boże, tak strasznie się boję. Jak mam bez niej żyć? Jeśli
umrze…
– Nic nie mów. – Pod wpływem nagłego impulsu objęła mężczyznę współczującym gestem i
położyła dłoń na jego ustach. – Nie wywołuj wilka z lasu. Za wcześnie na takie przypuszczenia. Lekarz
na pewno ją przekona.
Tom wolno położył ręce na ramionach Tannis i powiedział:
– Proszę, pomóż mi. Potrzebuję cię.
Objął ją mocniej i przyciągnął do siebie. Czuła, że jej serce zaczyna szybciej bić, ale nie była
zaniepokojona. Sądziła, że Tom pragnie współczucia i pociechy, którą mogła mu ofiarować. Nie
protestowała, gdy przytulił ją.
– Już dobrze, Tom. Wiem, co… – Niespodziewanie poczuła usta mężczyzny na swoich wargach.
Ogarnął ją żar, jakby dotknęła płomienia i nie doznała bólu. Próbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt
silny. Nagle straciła panowanie nad sobą i posłusznie rozchyliła wargi. Wsunęła palce we włosy Toma,
który jęknął i objął ją z całej siły. Poczuła śmiałą pieszczotę natarczywego języka.
Jak długo trwał ten namiętny, zachłanny pocałunek? Nie miała pojęcia. Za krótko. Zbyt długo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin