198. Small Lass - Lemon.pdf

(722 KB) Pobierz
297664706 UNPDF
LASS SMALL
Lemon
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lemon Covington w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że jest istotą śmiertelną. Ci, którzy
urodzili się i wychowali w Teksasie, zawsze tak czują. Udało im się jakoś przeżyć, myślą
więc, że są niepokonani.
Lemon miał prawie metr osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu. Jego jasne włosy
wybieliło ostre teksańskie słońce. Włoski, które pokrywały jego ciało, były złociste i na ich
widok kobiety stawały się niespokojne.
Zachodnia część Teksasu, gdzie wychowywał się Lemon, jest bardzo słabo zaludniona i
pozbawiona bogactw naturalnych. Kiedy Lemon był mały, nikt nie domyślał się nawet, jak
bardzo jest upośledzony, potrafił bowiem znakomicie udawać.
Kiedy w końcu poddano go odpowiednim testom, rodzice ze zdziwieniem dowiedzieli
się, że ich jedyne dziecko nie jest wcale zbuntowanym urwisem, lecz dyslektykiem.
W szkole nie był w stanie nadążyć za innymi dziećmi. Widział litery zupełnie inaczej niż
one. Nie mógł zrozumieć, skąd inne dzieci wiedzą to, czego on nie wie.
Nie potrafił czytać, wobec tego po prostu się buntował. Był do wszystkich wrogo
nastawiony, nauczyciele uważali więc go za upartego i złośliwego. Za rozpieszczonego
jedynaka.
Dopiero kiedy prawidłowo zdiagnozowano jego przypadek, zaczęto go inaczej traktować.
Jako człowiek dorosły Lemon był uprzejmy, lecz przebiegły. Nigdy nikomu nie
rozkazywał, tylko bardzo grzecznie prosił. Był bardzo delikatny, ale praktycznie potrafił
zawsze postawić na swoim. Fakt, że nie wykorzystywał tej umiejętności przeciwko
porządnym ludziom, bardzo dobrze o nim świadczył. Był naprawdę niezwykle kulturalnym
człowiekiem.
Mieszkał na odludziu w wielkim, starym domu otoczonym krzewami i kaktusami.
Ten ogromny dom był podarunkiem od mamy.
Majątek zawdzięczał tacie.
W zaawansowanym wieku trzydziestu pięciu lat był o pięć centymetrów wyższy od Johna
Browna, swego doradcy finansowego. Ożywiony i rozmowny, był także przeciwieństwem
tego cichego obserwatora.
Liczna grupa pochodzących z Ohio Brownów łatwo przyjęła Lemona do swego grona.
Oprócz Johna Browna, w San Antonio mieszkała Susanne z Crayem, na ranczu Sama Fullera
Tweed i Connie, Tom i Susan Lee u Petersonów, zaś Mike i Sara w bazie wojskowej w
środkowym Teksasie.
Właśnie minęło pięć lat od dnia, w którym John Brown został doradcą finansowym
Lemona. Obojętny przez długi czas na urok pewnej Margot, John zwrócił w końcu na nią
uwagę, kiedy w minionego sylwestra zamknęła się z nim w bibliotece Lemona. Dopiero
wtedy naprawdę ją zauważył.
Posiadłość Lemona leżała daleko od wszelkich ludzkich siedzib, Johnowi było więc
wygodniej po prostu tam zamieszkać. Lemon był tym zachwycony. John bowiem,
297664706.001.png
wychowany w pełnym dzieciaków domu w Tempie w stanie Ohio, umiał znakomicie
współżyć z innymi.
Ponieważ tyłu Brownów mieszkało w tej części Teksasu, nikt się nie zdziwił, kiedy
pewnego dnia w posiadłości Lemona zjawił się Tom i Susan Lee. Zdziwienie wywołał tylko
towarzyszący im ogromny, żółty pies.
– Tom, skąd wytrzasnąłeś to paskudztwo?! – wykrzyknął Lemon. – Nie wiedziałem, że
masz takiego psa.
W drzwiach stanęła przebywająca akurat w odwiedzinach u Johna Margot. Popatrzyła na
psa i uśmiechnęła się. Tom w powitalnym geście uniósł kapelusz.
– Ja też nie wiedziałem, że mam psa – wyjaśnił Lemonowi. – Od pewnego czasu błąkał
się sam po okolicy. Trwało to tak długo, że stał się wyjątkowo czujny i ostrożny. Zostawiałem
mu wodę i jedzenie. Pewnego razu, kiedy razem z Susan Lee przywieźliśmy mu jedzenie, z
krzaków wyskoczył dzik i pognał za mną do auta. Ten pies ocalił mi życie. Wskoczyłem na
samochód, a Susan Lee przez cały czas strzelała do tego cholernego dzika, ale on nic sobie z
tego nie robił.
Lemon z powagą kiwał głową, słuchając tej mrożącej krew w żyłach opowieści.
– Nie wiem, co by się stało, gdyby nie nadjechał pan Tiller, listonosz – mówił dalej Tom.
– Potrącił biegnącego za psem dzika. Ale pies już wcześniej właściwie ocalił mi życie, bo
dzik na nim skupił swoją uwagę.
– To bardzo piękne zwierzę – rzekł Lemon, patrząc na psa.
Hunter podszedł do niego i przez chwilę mu się przyglądał. Był tak duży, że prawie nie
musiał unosić głowy. Traktował ludzi jak równych sobie.
Lemon powiedział coś do niego, ale nawet nie próbował go dotknąć. Pies przez chwilę
nad czymś się zastanawiał, potem po prostu usiadł obok Lemona.
– Nie wierzę własnym oczom – szepnął z niedowierzaniem Tom.
– Ja też – zgodził się z bratem John.
– Lemon, wygląda na to, że Hunter chce z tobą zostać – rzekł z lekkim żalem Tom.
– Co mu przyszło do głowy?
– Nie mam pojęcia, ale przecież sam widzisz. Jestem rozczarowany. Zacząłem się już do
niego przyzwyczajać, ale on cały czas szukał tego, komu się zgubił. Teraz postanowił zostać
tutaj. Nie zechce ze mną wrócić.
Lemon z lekceważeniem machnął ręką.
Kiedy jednak Tom i Susan Lee zakończyli swą wizytę u Lemona i szykowali się do
odjazdu, Hunter stanął przy Lemonie i wolniutko machał ogonem. Patrzył, jak Tom
podchodzi do auta, ale nie ruszył się z miejsca.
Dla Toma był to bardzo trudny moment. Podszedł do psa, przykucnął, głaskał go po
głowie i coś do niego mówił. Hunter polizał twarz Toma, ale nie odszedł od Lemona.
Była to bardzo dziwna i wzruszająca scena.
– Widzisz? – Tom wstał i spojrzał na Lemona. – Tak oto zyskałeś wspaniałe zwierzę.
Hunter miewał już do czynienia z bydłem. Geo twierdzi, że znakomicie dawał sobie radę.
Opiekuj się nim.
297664706.002.png
– Możesz być spokojny – rzekł z powagą Lemon.
Tom usiadł za kierownicą i pomachał trójce żegnających go ludzi. Potem z ogromnym
żalem spojrzał na psa. Włączył silnik i ruszył bardzo, bardzo wolniutko, jakby z nadzieją, że
pies zaszczeka i pobiegnie za nim. Hunter jednak nie opuścił Lemona.
– Nigdy bym nie uwierzyła, że Hunter jednak cię zostawi – powiedziała Susan Lee.
– Myślałem, że już jest mój. – Tom smutno pokiwał głową.
– Cieszę się, że nie nalegałeś.
Tom z uśmiechem spojrzał na swoją ukochaną.
– Jest tak samo uparty jak ty. Czy nadal szukasz właściwego mężczyzny?
Susan Lee przysunęła się do niego i położyła mu głowę na ramieniu.
– Już go znalazłam.
– No, cóż, kiedy mężczyzna ma kobietę i psa, może pozwolić psu odejść, jeśli wie, że
zostanie przy nim kobieta.
Susan Lee roześmiała się i lekko uderzyła go w ramię. Tom też się roześmiał.
– Chcesz dobrego psa? – zwrócił się Lemon do Johna, kiedy zostali tylko we trójkę z
Margot.
– To nie jest pies, którego można ot, tak sobie oddać – zauważył nie bez racji John. – To
on ciebie wybrał.
– Ciekawe, kim był człowiek, który go wyszkolił. Musieli być w dobrej komitywie –
rzekł w zadumie Lemon.
– Taak.
– Ciekawe, dlaczego błąkał się na pustkowiu? – wtrąciła się Margot.
– Czasami lepiej, że zwierzęta nie mówią.
Przez chwilę wszyscy stali zadumani. Pies nie spuszczał z nich wzroku.
– Pomożesz mi przepędzić to stado do innej zagrody?
– zwrócił się po chwili do Johna Lemon.
– Nie, to nie należy do moich obowiązków i...
– Ja chętnie pomogę! – zgłosiła się Margot.
– Nie ma mowy – jęknął Lemon. – To nie jest zajęcie dla kobiety.
– Jeżdżę na koniu równie dobrze, jak...
– Kiedy wracają pracownicy? – spytał John.
– To ty nalegałeś, by dać im urlop – zauważył Lemon.
– Ja miałbym zajmować się krowami! Czy ty wiesz, ile zapłacił Salty, by mnie
wykształcić, żebym mógł teraz pilnować twoich finansów?
– Żółtodzioby chętnie płacą kupę forsy za coś takiego – poinformował go Lemon. –
Popatrz na Margot, jaką ma ochotę. Zgódź się. Potraktuj to jako zabawę.
Margot parsknęła śmiechem.
– Ona pierwsza przesunęła listek figowy Adama – przypomniał John. – To świadczy o jej
zdolnościach do oceny sytuacji.
– No, tak, mogłem się tego spodziewać. Jeśli będziesz miał szczęście, to może...
297664706.003.png
– Uważaj. – W głosie Johna zabrzmiała groźba.
– To może co? – dopytywała się Margot.
– Jesteś za młoda – rzekł John.
– Na co?
– Na prawie wszystko. Pokieruję tobą, aż zrozumiesz, co znaczy życie, miłość i
odpowiedzialność.
– No, nie! Znowu to samo.
– Co znowu? – zainteresował się Lemon.
– Nie twoja sprawa – poinformował szefa John. – Jesteś za młody.
– Jestem o rok starszy od ciebie!
– Ale nie w sprawach uczuć.
– Naprawdę próbowałem. Ale nawet Margot mnie odtrąciła.
– Próbowałeś z Margot?
– Kiedy ty byłeś zajęty Lu...
– Na imię miała Priscilla – nie mogła powstrzymać się od sprostowania Margot.
– Straszna z ciebie pedantka – zauważył z rozbawieniem Lemon. – John, zgadzasz się ze
mną?
– Wyrośnie z tego, Margot wydała z siebie odgłos, jaki absolutnie nie przystoi damom.
Tak więc tego dnia Hunter postanowił zamieszkać w domu Lemona. W zaganianiu bydła
okazał się dużo lepszy od Johna, który przecież był w tym całkiem niezły. Margot, mimo
najlepszych chęci, tylko im przeszkadzała.
– To było całkiem nowe doświadczenie – zauważyła po zakończeniu pracy.
Mężczyźni wymienili pełne rozbawienia spojrzenia.
Rodzina nie pozwalała Margot na razie zamieszkać z Johnem i choć do ślubu pozostały
tylko dwa miesiące, musiała wrócić do siebie.
– To są zasady z zupełnie innej epoki – rzekł John. – Dzisiaj wszyscy mieszkają ze sobą
przed ślubem.
– Ale nie dzieci moich rodziców. Nawet chłopcy nie mogą o tym marzyć!
Ponieważ Salty i Felicja byli dokładnie tacy sami, John nie powinien właściwie
dyskutować, nie mógł się jednak powstrzymać.
– Jesteś dorosła. Możesz robić, co chcesz – spróbował po raz nie wiadomo który.
– Chcesz pojechać do mojego domu i położyć się ze mną do łóżka? – spytała Margot. –
Tata jest od ciebie silniejszy, a Sam i Phil wciąż jeszcze są w domu.
– Jesteś paskudna, wiesz o tym?
Margot zupełnie się tym nie przejęła, poklepał więc ją po pupie i stwierdził, że
przydałaby się jej twarda, męska ręka.
– Naprawdę? – zainteresowała się Margot. – Gdzie? John spojrzał w niebo i jęknął.
Choć była dopiero trzecia po południu, kiedy Margot odjechała, John miał wrażenie, że
słońce zaszło.
– Boże, chroń mnie od kobiet – skomentował z rozbawieniem Lemon.
297664706.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin