Harbison Elizabeth - Wszystko zostaje w rodzinie.pdf

(594 KB) Pobierz
Two brothers and a bride
Elizabeth Harbison
Wszystko zostaje w rodzinie
392351547.004.png 392351547.005.png 392351547.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Dwadzieścia dziewięć lat w tej mieścinie.
- Trzydzieści. W ubiegłym miesiącu skończyłam trzydzieści.
- Dobrze, niech będzie. Nareszcie udało ci się stąd wyrwać, Joleen. Szczęście
się do ciebie uśmiechnęło, kochanie. Spełniają się marzenia twojej mamy. Tak się
cieszę, że chyba zacznę płakać. Wychodzisz za Carla Landona! Dziecinko, już
nigdy nie będziesz musiała pracować!
- Marge, nie powiedziałam, że za niego wyjdę. - Joleen Wheeler wierzchem
dłoni otarta łzy spływające po policzku. Nie wiedzieć czemu trzymała się kurczowo
tej myśli, która była dla niej niczym koło ratunkowe. - Szczerze mówiąc, nie wiem,
czy wspólny wyjazd do Dallas na tak długo to dobry pomysł. - Zacisnęła usta i po-
kręciła głową.
Doskonale wiedziała, że Marge oraz inne dziewczyny pracujące w „Domo-
wych obiadkach", z powodu właśnie takich wątpliwości uważają ją za idiotkę.
Wszystkie chciały się wyrwać z dusznej garkuchni cuchnącej hamburgerami i ce-
bulą. Po pracy musiały długo stać pod prysznicem, aby zmyć nieprzyjemny zapach.
Marge położyła dłonie na ramionach Joleen i spojrzała jej prosto w oczy.
Znajoma woń cebuli i staroświeckich perfum zalatujących lawendą sprawiły, że
znów ogarnęło ją wzruszenie.
- Posłuchaj mnie uważnie, dziecinko - powiedziała stanowczo Marge. - Kiedy
umarła twoja mama, jej ostatnim życzeniem było, abyś wyrwała się z tej podrzęd-
nej jadłodajni w miasteczku zapomnianym przez Boga i ludzi. Nie możesz spędzić
tu reszty życia.
Święte słowa. Matka zawsze chciała czegoś więcej; nie wystarczało jej kel-
nerowanie, ale umarła młodo, a los nie był dla niej łaskawy. Bladobłękitne oczy
Marge rozjaśnił blask, którego Joleen nigdy w nich nie widziała.
- Ludzie osiedlają się w Alvirze na krótko, a potem nie potrafią już stąd wy-
392351547.007.png
jechać. Dla ciebie to życiowa szansa. Nie zmarnuj jej z powodu błahostki.
Joleen uśmiechnęła się bez przekonania i delikatnie pogładziła policzek naj-
lepszej przyjaciółki swojej matki.
- Moim zdaniem uczucia żywione do mężczyzny, którego mam poślubić, to
nie jest błahostka.
Marge chrząknęła z irytacją, a potem dokonała niemożliwego: spojrzała z gó-
ry na Joleen, która była od niej wyższa o dwadzieścia centymetrów.
- Mam rozumieć, że to jedyna wątpliwość, która cię powstrzymuje od poślu-
bienia potentata naftowego?
Joleen podeszła do stojącej przy ścianie szafy grającej.
- Wcale nie powiedziałam, że za niego wyjdę. Potrzebuję czasu, żeby
wszystko przemyśleć. Muszę być pewna, że to miłość, a nie... - Umilkła nagle, ale
w głębi serca wiedziała, że do poślubienia Carla może ją skłonić desperacja. Szyb-
ko odrzuciła natrętną myśl.
- Mniejsza z tym. Ten facet ma sporo atutów i warto go poślubić - upierała się
Marge.
- Czas pokaże. - Joleen sięgnęła do kieszeni po ćwierćdolarówkę, ale zamiast
monety wyjęła pierścionek z dużym brylantem, który Carl ofiarował jej jako dowód
szczerego oddania, chociaż jeszcze nie byli zaręczeni.
Przez chwilę przyglądała się ukradkiem okazałemu klejnotowi, a potem
schowała go do kieszeni.
- Szczerze mówiąc, jego prośba, żebym na lato przeprowadziła się do rodzin-
nej posiadłości i oswoiła z Landonami, zrobiła na mnie dziwne wrażenie. - Joleen
nie mogła znaleźć monety, więc nacisnęła klawisz B3 i kopnęła w bok maszyny. Z
głośnika popłynęła stara melodia. „Crazy" Patsy Cline. Szalona. Kto tu oszalał... z
miłości?
- Nie chcesz zamieszkać w przestronnym domu z klimatyzacją? - spytała
zdziwiona Marge.
392351547.001.png
- Przecież nie chodzi o komfort i takie inne bzdury. - Joleen odgarnęła jasne
włosy, ale niesforne kosmyki znów opadły jej na twarz. - Mam wejść do rodziny
Landonów i być jedną z nich. Nie jestem pewna, czy podołam takiemu wyzwaniu.
Za bardzo się od nas różnią.
- Kochanie, zmieni się tylko otoczenie. Landonowie, tak jak my, jedzą, piją i
chodzą do toalety.
- Jesteś pewna? A może to inna rasa? - Joleen wybuchnęła śmiechem.
- Nawet jeśli mają pokoje kąpielowe zamiast łazienek, szybko nauczysz się z
nich korzystać, bo masz głowę na karku, dziewczyno. - Marge wzruszyła ramiona-
mi.
- Nie jestem pewna - westchnęła Joleen i po chwili namysłu mruknęła: - A je-
śli z czasem wyjdzie na jaw, że popełniłam błąd?
- Przestań szukać dziury w całym. Dasz sobie radę.
- Chciałabym mieć twoją pewność siebie.
Zapadła cisza. Marge zrobiło się żal dziewczyny, więc dodała:
- Rób, jak ci serce dyktuje.
Nie była pewna, co Marge ma na myśli, lecz nim zdążyła spytać, stuknęły
drzwi wejściowe. Obie kobiety odwróciły się jednocześnie, a Joleen machinalnie
wygładziła spódnicę. Zwykle miała na sobie kelnerski fartuszek.
Do baru wszedł wysoki mężczyzna około trzydziestki, szatyn o lśniących nie-
bieskich oczach. Wyglądał na zagubionego turystę.
Joleen spojrzała na niego... i nie potrafiła już odwrócić wzroku.
Miał na obie dopasowane, wytarte dżinsy podkreślające zgrabną sylwetkę i
doskonały gatunkowo bawełniany podkoszulek, ale nosił go tak niedbale, jakby to
był stary, zniszczony łach. Joleen doceniła od razu barczyste ramiona, mocną bu-
dowę i ciemną opaleniznę znamionującą siłę i zdrowie. Obrazu dopełniały lśniące
jasne oczy, i pełne zmysłowości usta.
Poczuła, że wstrzymuje oddech i powoli wypuściła powietrze z płuc. Przypo-
392351547.002.png
minała uczennicę podstawówki, która spotkała przypadkowo kapitana drużyny fut-
bolowej z liceum. Lęk przed małżeństwem z rozsądku, który próbowała zlekcewa-
żyć, powrócił ze zdwojoną siłą. Stał przed nią wspaniały mężczyzna, którego los
zesłał tu w momencie, gdy zadawała sobie pytanie, czy kocha Carla i czy gotowa
jest spędzić z nim resztę życia. Oto prawdziwy Apollo... rodem z westernu. Mógłby
zagrać szeryfa albo reklamować dżinsy.
Chyba śniła na jawie.
Mężczyzna spojrzał na drzwi, które automatycznie zamknęły się za nim, po-
tem zerknął na Marge, w końcu na Joleen. Oczy mu zabłysły, gdy poczuł na sobie
jej uporczywy wzrok. Milczenie się przedłużało, sekundy mijały - co mogło ozna-
czać, że nieznajomy chce ją poderwać. Często musiała odprawiać natrętów; zaraz
zaczną się niewybredne żarty i dwuznaczne propozycje. Joleen nie odpowiadała na
takie zaczepki. Tak przynajmniej było do tej pory...
A teraz przez krótką chwilę gotowa była umówić się z tym obcym mężczy-
zną. Na szczęście miała trzeźwy umysł i szybko wybiła sobie z głowy ten idio-
tyczny pomysł. Pora wrócić do rzeczywistości; to nie przeznaczenie ani miłość od
pierwszego wejrzenia sprawiły, że poddała się nagłemu zauroczeniu. Skłoniła ją do
tego nieco przesadna obawa przed małżeństwem i zmianą stylu życia. Gdyby
wszedł tu fryzjer Hank, zareagowałaby tak samo, byle tylko odwlec decyzję. No...
może przesadziła z tym Hankiem, ale symptomy oczarowania na pewno byłyby
podobne.
- Czego pan sobie życzy? - Marge przerwała kłopotliwe milczenie.
Nieznajomy rzucił jej badawcze spojrzenie. Nie patrzył już na Joleen, która
nagle posmutniała; czuła się przez moment jak rzucona w kąt szmaciana lalka.
- Szukam Julie Wheeler - powiedział niskim, wibrującym głosem. Zerknął
pytająco na dziewczynę, jakby szukał potwierdzenia, że trafił pod właściwy adres.
- Ja... - zaczęła niepewnie Joleen, ale Marge natychmiast dała jej kuksańca w
bok.
392351547.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin