Artur25.txt

(7 KB) Pobierz
120






























  Interdykt
  Moja uwaga zosta�a zwr�cona nagle w inn� stron�. Nasze dziecko zn�w zaczyna�o chorowa�
  i musieli�my siedzie� obok niego, gdy� sytuacja sta�a si� bardzo powa�na. Nie mogli�my
  pozwoli�, aby ktokolwiek wyr�cza� nas w tych sprawach, i tak sp�dzali�my na czuwaniu
  dzie� za dniem.
  Ach Sandy! Jak cudowne by�o twe serce, proste, szczere i dobre! Jako �ona i matka by�a
  bez zarzutu, a jednak o�eni�em si� z ni� z przyczyn ca�kiem osobliwych. Jak wiadomo, mia�a
  by� moj� w�asno�ci� dop�ty, dop�ki kt�rykolwiek z rycerzy nie odbierze mi jej na polu walki.
  Je�dzi�a za mn� po ca�ej Brytanii, odnalaz�a mnie pod szubienic�, pod murami Londynu i
  zaj�a przy mnie swe dawne miejsce, �agodnie lecz zdecydowanie, jakby czuj�c swe niezaprzeczalne
  prawo. By�em Anglikiem p�niejszej epoki i s�dzi�em, �e tego rodzaju stosunek
  pr�dzej czy p�niej m�g� mnie skompromitowa�. Wtedy gdy si� najmniej tego spodziewa�a,
  przerwa�em swe rozmy�lania o�wiadczaj�c si� jej. To by�a, oczywi�cie, loteria � lecz po 12
  miesi�cach ub�stwia�em j� i mi�dzy nami zapanowa�a tak doskona�a przyja��, jak tylko to
  mo�na sobie wyobrazi�! Wiele m�wi si� pochlebnego o przyja�ni ludzi tej samej p�ci. Lecz
  czy� mo�na por�wna� najserdeczniejsz� z nich z przyja�ni� pomi�dzy m�em i �on�, gdzie
  pobudki z najwy�szych p�yn�ce �r�de� dwojga r�nych istnie� ��cz� si� w jednolit�, nienaruszaln�
  harmoni�? Nie mo�e istnie� w og�le por�wnanie � jedna przyja�� jest ziemska, druga
  � niebieska. Przez d�ugi czas wraca�em we �nie do dziewi�tnastego stulecia i m�j nieukojony i
  wzburzony duch przys�uchiwa� si� d�wi�kom i wymawia� s�owa, zawieraj�ce poj�cia ze zagas�ego
  ju� dla mnie �wiata. Cz�sto Sandy s�ysza�a okrzyki wyrywaj�ce mi si� z ust podczas snu
  lub natarczywe ��dania za pomoc� u�ycia tych samych wyraz�w, kt�re s�ysza�a ode mnie
  r�wnie� na jawie i kt�re szczeg�lnie zapami�ta�a. Z w�a�ciw� sobie szlachetno�ci� postanowi�a
  nazwa� nasze dziecko imieniem mej utraconej ukochanej. By�em wzruszony do �ez i
  jednocze�nie omal nie run��em jak d�ugi, gdy ze swym czaruj�cym u�miechem oznajmi�a,
  jak� szykuje mi niespodziank�.
  � Imi�, kt�re by�o ci tak drogie, pozostanie dla nas �wi�te i stanie si� muzyk� dla naszych
  uszu. Jestem pewna, �e b�dziesz zachwycony i uca�ujesz mnie, gdy si� dowiesz, jakie imi�
  postanowi�am nada� naszemu dzieci�ciu.
  Oczywi�cie, nie mog�em sobie wyobrazi� tego imienia i by�em na tyle okrutny, �e pozbawi�em
  j� przyjemno�ci uczynienia mi niespodzianki we w�a�ciwym czasie.
  � Znam twe dobre serduszko, najdro�sza! Ale chcia�bym, �eby twe s�odkie usteczka wym�wi�y
  teraz to drogie imi�, kt�re ma si� sta� z czasem muzyk� dla naszych uszu.
  Zmieszana i promieniej�ca szcz�ciem nie do wypowiedzenia wyrzek�a:
  � Hallo!-Centrala!
  Nie za�mia�em si�, oczywi�cie, by�em wzruszony i wdzi�czny, lecz wysi�ek, by nie wybuchn��
  �miechem, by� tak pot�ny, �e omal mi nie skr�ci� kr�g�w. I co najmniej
  przez tydzie� jeszcze potem s�ysza�em, jak trzeszcza�y mi ko�ci przy ka�dym poruszeniu.
  Nigdy nie pozna�a swego b��du. Z pocz�tku s�ysz�c ode mnie to um�wione pozdrowienie
  telefoniczne, dziwi�a si�, a nawet z�o�ci�a. Potem przysz�o jej do g�owy, �e wymy�li�em ten
  wyraz, by uczci� i uwieczni� pami�� ukochanej, i �e to by�o jej pieszczotliw� nazw�. Oczywi�cie,
  nie by�o to prawd� � ale na og� mniej wi�cej si� z ni� pokrywa�o.
  Dwa i p� tygodnia sp�dzili�my przy ko�ysce naszego male�stwa i nie wiedzieli�my o niczym,
  co si� dzia�o poza �cianami dziecinnego pokoju. Ostatecznie byli�my wynagrodzeni �
  nasz skarb zacz�� powoli powraca� do zdrowia. Co�my wtedy czuli? Rado��? Wdzi�czno��?
  Wszystkie s�owa by�y zbyt ubogie, by wyrazi� to uczucie. Ka�dy je zna, kto wyrywa� swe
  dzieci� z krainy cieni i widzia�, jak �ycie do� powraca i u�miech rado�ci zaigra na ukochanym
  buziaku.
  W jednej chwili powr�cili�my do rzeczywisto�ci I natychmiast przeczytali�my nawzajem
  w naszych oczach jedn� i t� sam� my�l: dwa tygodnie min�y od odej�cia naszego okr�tu,
  dot�d jednak nie powr�ci�!
  W nast�pnej chwili ju� by�em przy swej eskorcie. Z ich twarzy widzia�em, jak straszliwy
  prze�ywali niepok�j. W ich otoczeniu ruszy�em na wzg�rze, by rozejrze� si� po morzu. Gdzie
  si� podzia� m�j olbrzymi handlowy okr�t ol�niewaj�cy pi�knem swych bia�ych, rozwini�tych
  �agli?
  Znik�. Ani �agla, ani dymu, od ko�ca do ko�ca jak okiem si�gn�� � pustka i martwota
  bezludna w tym kr�lestwie wiatru i ruchu. Szybko zawr�ci�em nic nikomu nie m�wi�c. Opowiedzia�em
  tylko Sandy o smutnej nowinie. Nie przychodzi�o nam do g�owy �adne wyt�umaczenie.
  Napad? Trz�sienie ziemi? Zaraza? By� mo�e ca�a ludno�� zosta�a starta z oblicza
  ziemi? B��dzenie po omacku by�o bezcelowe. Obowi�zek nakazywa� mi jecha� tam natychmiast.
  Kr�l u�yczy� mi swego ma�ego okr�ciku, nieprzekraczaj�cego wymiarami drobnego
  rzecznego siateczka.
  Trzeba by�o si� rozsta� � c� za okrutny los! Zasypywa�em moje male�stwo po�egnalnymi
  poca�unkami, a ono �mia�o si� do mnie be�koc�c co� w swej osobliwej gwarze. Po raz pierwszy
  od dw�ch tygodni � omal nie powariowali�my z rado�ci! Kochany dziecinny be�kot, kt�rego
  nie zast�pi mi najpi�kniejsza muzyka. Jak�e� smutno, gdy ust�puje miejsca prawid�owej
  wymowie... Ale nie wywo�ujmy lepiej mi�ych, subtelnych wizyj minionego.
  Nast�pnego ranka zbli�y�em si� do Anglii. W porcie Dawida by�y statki, ale ogo�ocone z
  �agli, i nigdzie nie ujrza�by� znaku �ycia. By�a to niedziela. Nawet w Canterbury ulice �wieci�y
  pustk�, a co najdziwniejsze, nigdzie ani jednego ksi�dza i do uszu nie wpad� mi d�wi�k
  dzwon�w. Wsz�dzie panowa�a �miertelna ponuro��. Nie mog�em tego poj��. Wreszcie w odleg�ym
  zak�tku tego miasta ujrza�em pogrzeb � rodzina i kilku przyjaci� towarzyszy�o trumnie
  � bez ksi�dza. Pogrzeb � bez dzwon�w i �wiec. W pobli�u znajdowa� si� ko�ci�, zamkni�ty.
  Przeszli obok niego p�acz�c, ale nikt tam nie wszed�. Spojrza�em na dzwonnic�:
  dzwon by� owini�ty krep�, a serce jego � odj�te. Teraz zrozumia�em! Wiedzia�em teraz, jaka
  to straszliwa kl�ska spad�a na Angli�. Inwazja? Inwazja to fraszka w por�wnaniu z tym. To
  by� INTERDYKT!
  Wi�cej nie pyta�em, gdy� to by�o zbyteczne. Ko�ci� kara�. Jedyne, co mi pozostawa�o �
  przebra� si� i mie� si� na ostro�no�ci. Jeden ze s�u��cych da� mi sw� odzie�, a gdy ju� byli�my
  za miastem, odprawi�em go i poszed�em samotnie obawiaj�c si� pozostawa� w czyimkolwiek
  towarzystwie.
  Smutna podr�. Wsz�dy beznadziejne milczenie. Nawet w Londynie. Handel usta�. Ludzie
  nie rozmawiali i nie �miali si�, nie chodzili grupami a nawet we dw�jk�. B��kali si� samotnie
  z pochylonymi g�owami i spazmem przera�enia w sercach.
  Na wie�y da�y si� zauwa�y� �lady wojennych operacyj. O tak, wiele si� tu sta�o beze mnie.
  Ma si� rozumie�, zd��a�em ku poci�gowi do Camelot. Poci�g! Na stacji by�o pusto i ciemno
  jak w podziemiach. Poszed�em pieszo. Podr� do Camelot by�a powt�rzeniem tego, com ju�
  widzia�. Poniedzia�ek i wtorek niczym si� nie r�ni od niedzieli. Przyby�em p�n� noc�. Zamiast
  jaskrawo o�wietlonego elektryczno�ci� miasta � podobnego najbardziej do odpoczywaj�cego
  s�o�ca � zobaczy�em z�owrog� czarn� plam� na ciemnym tle, je�li mo�na tak si�
  wyrazi�, gdy� by�o ciemno�ci� bardziej zg�szczon� od otaczaj�cego mroku. Poczu�em w tym
  co� jakby symbol � znak, �e ko�ci� po�o�y� w�adcz� r�k� na wszystkich mych poczynaniach,
  zgasi� �wiat�o mej cudownej cywilizacji, zar�wno jak i �wiat�a Camelotu. Nie by�o �ycia w
  ciemnych ulicach. Szed�em dalej z ci�kim sercem. Olbrzymi zamek niby czarne widmo pi�trzy�
  si� na wzg�rzu, nie wyb�ys�a ani jedna iskierka. Most by� spuszczony, pot�ne wrota
  rozwarte na o�cie�. Wszed�em bez has�a i s�ysza�em tylko stuk w�asnych krok�w po�r�d mogilnej
  ciszy rozleg�ego podw�rca.
 
                                       KONIEC ROZDZIA�U
Zgłoś jeśli naruszono regulamin