Artur21.txt

(15 KB) Pobierz
96






























  �wi�te �r�d�o
  Pielgrzymi byli lud�mi, dlatego te� post�pili w spos�b nast�puj�cy. Przebywszy wielki
  szmat drogi, teraz, gdy podr� by�a w�a�ciwie zako�czona, a g��wny jej ce� znik�, nie zawr�cili,
  nie udali si� na poszukiwania czego� lepszego, jakby to na ich miejscu uczyni�y koty, psy
  lub inne zwierz�ta. Na odwr�t, kontynuowali drog� pragn�c ujrze� miejsce, gdzie tryska�o
  �r�d�o, przy czym ku temu nowemu celowi d��yli z niemniejszym zapa�em ni� ku poprzedniemu.
  Natura ludzka jest tajemnicza i nieodgadniona.
  Wyjechali�my wszyscy razem i w trzy godziny przed zachodem s�o�ca znale�li�my si� na
  wzg�rzu w pobli�u �w. Doliny. St�d mo�na by�o spojrzeniem ogarn�� ca�� dolin�. Wida�
  by�o trzy grupy zabudowa� po�o�onych w olbrzymiej odleg�o�ci od siebie. Z tej wysoko�ci
  wydawa�y si� zabawkami rozrzuconymi w�r�d ogromnej pustyni. Krajobraz wzbudza� jak��
  dziwn� melancholi�, przygn�biaj�ca cisza nasuwa�a my�li o nico�ci wszystkiego doczesnego.
  Jeden tylko d�wi�k m�ci� i podkre�la� ca�� jej ponuro��. By�y to oddalone d�wi�ki dzwon�w
  klasztornych, kt�re dolatywa�y do nas wraz z lekkimi podmuchami wiatru i by�y tak lekkie i
  przyt�umione, i� trudno by�o okre�li�, czy d�wi�cz� one w rzeczywisto�ci czy te� s� jedynie
  p�odem wyobra�ni.
  By�o jeszcze widno, gdy�my przest�pili progi klasztoru. M�czyznom zaproponowano
  nocleg na miejscu, kobiety za� odes�ano do �e�skiego klasztoru.
  Dzwony ko�ysa�y si� teraz nad nami i uroczyste d�wi�ki ich brzmia�y jak tr�by s�du ostatecznego.
  Zabobonne przera�enie opanowa�o tu wszystkich mnich�w i odzwierciedli�o si� na
  pos�pnych ich twarzach. Dooko�a snu�y si� ponure, czarne cienie w mi�kkich sanda�ach, o
  bladych twarzach. Bezg�o�nie si� zjawia�y i znika�y jak widziad�a gor�czkowego snu.
  Stary przeor przyszed� do mnie ogromnie podniecony, �zy sp�ywa�y po jego policzkach,
  wreszcie zapanowawszy nad sob� powiedzia�:
  � Nie zwlekaj, synu, ratuj nas. Je�eli woda nie zjawi si� w najbli�szych dniach, to jeste�my
  zgubieni! Lecz uczy� tak, synu, a�eby czary twe mi�e by�y Bogu, gdy� ko�ci� nie mo�e zezwoli�,
  by dopomaga�y mu moce piekielne.
  � B�d� pewien, ojcze, �e moje czary nigdy nie s� zwi�zane z moc� szatana. Dopomagaj�
  mi si�y, kt�rymi obdarzy� mnie Pan B�g, oraz materia�y przeze� stworzone. Lecz chyba i
  Merlin ucieka si� tylko do boskiej pomocy?
  � Ach, synu, obiecuje wci��, �e nas uratuje, i przysi�ga, �e dotrzyma s�owa.
  � A wi�c, niech�e sko�czy, co zacz��!
  � Czy� mo�liwe, by� nie wzi�� udzia�u w naszym strapieniu?
  � Ojcze, nie mog� przeszkodzi� czarom innego. Ludzie jednej profesji nie powinni podrywa�
  sobie wzajemnie autorytetu. Dop�ki Merlin nie sko�czy, inny mag nie ma prawa wtr�ca�
  si� do jego roboty.
  � Ale ja go zaraz usun�! Wobec krytycznej sytuacji nie b�dzie to nawet niesprawiedliwo�ci�.
  I w og�le kto �mie stwarza� przepisy dla ko�cio�a, kt�ry sam stwarza je dla wszystkich.
  Usun� go, a ty bez zw�oki we�miesz si� do pracy.
  � Nie, to niemo�liwe, ojcze! Masz racj�, �e tam gdzie dyktuje zakazy si�a, nale�y si� jej
  podporz�dkowa�. Lecz my, biedni magowie, znajdujemy si� w nieco odmiennej sytuacji.
  Merlin jest dobrym czarownikiem i w swej skromnej dziedzinie cieszy si� dobr� opini�. Stara
  si� zrobi�, co mo�e, i by�oby nieprzyzwoite z mojej strony wtr�ca� si� do jego spraw, zanim
  sam nie zrezygnuje. � Oblicze przeora rozja�ni�o si�.
  � Ale�, je�li tak, to sprawa jest bardzo prosta, mo�na go nam�wi�, by zrezygnowa� cho� zaraz.
  � Nie, nie, ojcze, z tej m�ki ciasta nie b�dzie. Je�eli nam�wi si� go wbrew w�asnej woli, to
  got�w powik�a� spraw� z�ymi czarami, kt�rych usuni�cie b�dzie trwa�o kilka miesi�cy. Ale
  tymczasem ju� pu�ci�em w ruch nie trac�c czasu ma�� czarodziejsk� sztuczk� zwan� telefonem
  i r�cz�, �e nawet w ci�gu stu lat nie odkryj� jej sekretu. A chyba nie chcesz, ojcze, by si�
  sprawa odwleka�a na par� miesi�cy.
  � Na par� miesi�cy! Dr�� na sam� my�l o tym! Czy� synu, jak uwa�asz za w�a�ciwe, ja za�
  nadal b�d� po�ci� i umartwia� swe cia�o wzmacniaj�c ducha modlitwami, jak to czyni� w
  ci�gu ostatnich dziesi�ciu dni. Cho� si�y moje s� ju� na wyczerpaniu, a zn�kane cia�o domaga
  si� odpoczynku.
  Rzecz jasna, �e najlepiej by�o przyczepi� si� do przyzwoito�ci i pozwoli� Merlinowi nadal
  trudzi� si� przy �r�dle. Cud mu si� naturalnie nie uda, gdy� je�eli mu nawet czasami jaki� cud
  si� udaje, to nie w obecno�ci t�umu widz�w, jak to mia�o miejsce teraz. T�um dla mag�w
  zawsze by� przeszkod� podobnie jak dla spirytyst�w moich czas�w. Zawsze znajdzie si�
  sceptyk, kt�ry zapali �wiat�o w najbardziej nieodpowiedniej chwili i popsuje ca�� spraw�.
  Zreszt�, by�o mi bardzo nie na r�k� odrywa� Merlina od jego zaj��, dop�ki sam nie zako�czy�em
  wszystkich przygotowa� do pracy. Moi asystenci za� wraz z niezb�dnymi materia�ami
  mogli nadej�� z Camelotu nie wcze�niej ni� za jakie� dwa, trzy dni.
  Obecno�� moja jednak�e bardzo pokrzepi�a mnich�w na duchu i na nowo obudzi�a w nich
  nadziej�, po raz pierwszy od dni dziesi�ciu kusili oni siebie tej nocy, jak si� nale�y. Kiedy
  przestali czu� w brzuchach niemi�� pustk�, nastr�j ich si� znacznie poprawi�, a kiedy do tego
  przy��czy� si� wp�yw wychylanego dzbanami miodu, weso�o�� dosz�a do szczytu. Posypa�y
  si� �arty i dowcipy, stare, dobre dowcipy kr��y�y przechodz�c z ust do ust, �zy p�yn�y z oczu,
  szerokie gardziele nie zamyka�y si� ani na chwil�, a okr�g�e brzuchy trz�s�y si� od niemilkn�cego
  �miechu. Ciche, �a�osne d�wi�ki dzwon�w ton�y w ha�asie tej orgii.
  Wreszcie przysz�o mi do g�owy opowiedzie� w�asn� anegdot�. Trudno opisa� jej sukces.
  Co prawda, nie tak od razu znowu si� po�apano, o co w niej chodzi, gdy� autochtoni tutejsi s�
  przyzwyczajeni do bardziej nieskomplikowanego i rubasznego humoru. Dopiero po pi�tym
  powt�rzeniu zacz�li z lekka parska�, po �smym, zdawa�o si�, �e zerw� sobie boki ze �miechu,
  po dwunastym le�eli pokotem na ziemi i pod sto�ami, a po pi�tnastym musia�em zbiera� ich
  cz�onki i doprowadzi� je w�asnor�cznie do porz�dku.
  Rozumie si�, �e wyra�am si� obrazowo. Nie ulega w�tpliwo�ci jednak�e to, �e wyspiarzy
  na og� z trudem tylko udaje si� rozrusza� i �e z pocz�tku wynagradzaj� nas bardzo s�abo w
  por�wnaniu z zu�yt� przez nas energi� i materia�em. Za to ju� raz si� rozruszawszy staj� si�
  tak szczodrzy, �e zostawiaj� daleko w tyle za sob� wszystkie inne narodowo�ci. Ale czas ju�
  by�o dzia�a�. Merlin wyczerpa� swe czarodziejstwa i pracowa� jak b�br, ale bez skutku. Humor
  mu te�, �atwo zrozumie�, nie dopisywa� i za ka�dym razem, kiedy wspomina�em, �e
  sprawa jest trudna, zaczyna� wymy�la� i kl�� jak tragarz. Co za� do �r�d�a, to rzeczy si�
  przedstawia�y, jak przypuszcza�em. By�a to zwyk�a studnia w najzwyklejszy spos�b wykopana
  i otoczona kamienn� cembrowin�. �adnego cudu s�dz�c ze wszystkiego w dziejach jej nie
  by�o. Mog�em to sobie powiedzie� b�d�c sam na sam ze sob�. Znajdowa�a si� ta studnia w
  ciemnej sali mieszcz�cej si� w kamiennej kaplicy. �ciany jej by�y g�sto obwieszone rozmaitymi
  obrazami �wi�tobliwej tre�ci, namalowanymi przez wczesnych mistrz�w, ale kt�re,
  rzecz jasna, nie umywa�y si� nawet do przyzwoitych chromolitografii. Po wi�kszej cz�ci
  wyobra�a�y one rozmaite cuda; nie brak by�o r�wnie� anio��w. Ci ostatni co prawda bardzo
  przypominali stra�ak�w. Przyjrzyjcie si� specjalnie obrazom starych mistrz�w.
  Sala ze studni� by�a o�wietlona s�abo pal�cymi si� �uczywami. Wod� wydostawali mnisi
  za pomoc� wiadra ci�gnionego na �a�cuchu. Wycieka�a ona na zewn�trz budynku kamiennym
  korytem. Nikt poza mnichami nie mia� prawa wchodzi� do kaplicy. Co do mnie, dosta�em si�
  tam korzystaj�c ze swego autorytetu i dzi�ki uprzejmo�ci mego kolegi po profesji, Merlina.
  Sam on jednak tam nie wszed�. Nie lubi� on nigdy wysili� m�zgu, ale zawsze prostodusznie
  wierzy� w sw� czarodziejsk� moc. Gdyby przest�pi� pr�g kaplicy i zbada� rzecz na miejscu,
  zamiast samemu j� gmatwa�, z pewno�ci� znalaz�by spos�b naprawienia �r�d�a. By� to jednak,
  jak powiedzia�em, stary idiota nie w�tpi�cy ani troch� w sw� nadprzyrodzon� pot�g�. A
  nie by�o jeszcze maga, kt�remu by cokolwiek si� udawa�o przy tego rodzaju wierze.
  Przysz�o mi do g�owy, �e w studni zrobi�a si� po prostu dziura. Zapewne w kamiennnej
  �cianie wypad� kamie� i utworzy� si� otw�r, przez kt�ry wycieka�a woda. Zmierzy�em �a�cuch
  � dziesi�� metr�w. Zawo�awszy paru mnich�w zamkn��em drzwi, wzi��em �wiec� i kaza�em
  im spu�ci� siebie na �a�cuchu do studni. Kiedy dosi�gn��em dna, stwierdzi�em, �e
  przypuszczenia moje mnie nie myli�y. Znaczna cz�� �ciany by�a zniszczona i utworzy�a si�
  w niej szeroka szczelina.
  �a�owa�em niemal, �e przypuszczenie moje okaza�o si� s�uszne: w g��bi duszy spodziewa�em
  si� czego� innego i mia�em nadziej�, �e b�d� musia� si� uciec do cudu. Przypomnia�em
  sobie, �e w Ameryce po wielu stuleciach, kiedy przestawa�o bi� �r�d�o nafty, pomagano sobie
  dynamitem. To samo zamierza�em zrobi� teraz. Ale, jak si� okaza�o, mo�na by�o obej�� si�
  bez bomby.
  Tak czy inaczej, nie mia�em zamiaru z tego powodu si� martwi�. Nale�a�o wymy�li� co�
  nowego. �Nie b�d� si� �pieszy� � pomy�la�em � mo�e przyda si� jeszcze i bomba�. Tak te�
  post�pi�em.
  Wydostawszy si� ze studni poprosi�em, aby mi przyniesiono miark�. Studnia mia�a 14 metr�w
  g��boko�ci, woda za� podnosi�a si� na 8 metr�w.
  � Do jakiej wysoko�ci dochodzi�a woda w studni? � zapyta�em mnicha.
  � Do samego wierzchu w ci�gu dwustu lat, tak m�wi� kroniki zostawione przez naszych
  poprzednik�w.
  W�wczas rzek�em:
  � A�eby z powrotem podnie�� poziom wody w studni, b�d� musia� uciec si� do bardzo
  trudnego cudu. Jestem pewien, �e wkr�tce b�d� musia� wyr�czy� w tej pracy Merlina. Kolega
  Merlin jest bardzo przeci�tnym czarownikiem i mo�e liczy� na jak...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin