Nałóg gier i TV
Nieuleczalny nałóg
Niedawno oglądałem w telewizyjnej "Panoramie" kolejny materiał o szkodliwości gier komputerowych. W zasadzie nicnowego - typowy obraz Sodomy i Gomory, bicie na trwogę idelikatna sugestia, by zakazać tego diabelskiego substytututwardych narkotyków (a może jestem przewrażliwiony?). Róż-nił się jednak od typowych koszmarków tego typu. Mianowi-cie autorzy za główny cel ataku postawili sobie nie przemoc wgrach komputerowych lecz uzależnienie, jakiemu podobnomasowo ulegają gracze.Byc może słuch mnie zawiódl, bo aż trudno wierzyć, że wtelewizji ktoś mógłby rozpowszechniać podobne głupoty, alemoim zdaniem padło tam stwierdzenie o niemożności (!!!)wyleczenia się z tego zgubnego nałogu. Jedyne, co możnazrobić, to przeciwdziałać jego powstaniu - pocieszyli mnie au-torzy materiału. Tak, Moi Drodzy, gry komputerowe to nałógnieuleczalny. Od razu przyszło mi do glowy, że w obawie ozdrowie powinienem natychmiast przeżucić się na cos bez-pieczniejszego. Coś, z czego mozna się wyleczyć. Alkoholizm,nikotynizm, lekomania, narkomania? - pomyślałem. Nazwij-cie mnie głupcem, lecz postanowiłem zostać przy grach (jestto, oczywiście, świadectwo mojego calkowitego uzaleznienia).W programie tym wystąpił znany psycholog, który coprawda nie powiedział, czy opowiada się za światłą tezą o nie-uleczalności nalogowego grania, ale za to poradził rodzicom,jak sprawdzać, czy ich pociechanie wpada w szpony nalogu.Otóż należy co pewien czas oddawać na dwa, trzy dni kompu-ter do naprawy i obserwowac zachowanie dziecka. Jeśli staje się nerwowe, nie może sobie znaleźć zajęcia i nie chce np. po-jeździć na rowerze, to ani chybi należy coś zrobić.Cóż, pomysł całkiem dobry, problem tylko w tym, że na ta-kie kłamstwo (och, przepraszam, powinno chyba być:"mija-nie się z prawdą dla dobra Rodziny") nabiorą się tylko bardzomałe, względnie głupie dzieci. Chciałbym zobaczyć reakcjedwunastolatka, któremu rodzice - komputerowi ignoranci - oświadczają, że maszyna się zepsuła. Oczywiście, im leiejmamusia czy tatuś znaja się na komputerach, tym łgarstwoma większe szanse powodzenia. Nie da się jednak ukryć, żejest to stąpanie pokruchym lodzie (zwłaszcza jeśli malolat makonsolę!). Większości rodziców pozostaną historie o tajemni-czych wirusach i krasnoludkach-sabotażystach, względnie au-tentyczne uszkodzenie komputera za pomocą śrubokrętu.Jaką alternatywe ma małolat pozbawiony sprzętu, jeśli niechce wyjść na dwór (a powody moze mieć rózne)? Niewielkaczęść dzieci, zachęcona przykładem rodziców, może sięgnąćpo książkę. Jednak zdecydowana większośc, zachęcona przy-kładem rodziców, raczej sięgnie po pilota.Otóż to - telewizja. Telewizor znajduje się w każdym prawiepolskim domu, a przeciętny Polak spędza przed nim codzien-nie 4 godziny i 17 minut (w niedzielę 5 godzin i 34 minuty!).O ty, czy wpatrywanie się w plastikowo-szklane pudło,podłączone do anteny zamiast komputera, jest szkodliwe - z"Panoramy" sie jednak nie dowiecie. Zgadnijcie, dlaczego?Podano, że nalogowy gracz na same gry (czyli internet zapew-nie nie wliczany) potrafi miesięcznie wydać do tysiąca zlotych.Nikt jednak slowem nie wspomni, ile z kieszeni telewidza wy-ciągają idiotyczne konkursy audio-tele i najczęściej równiegłupie reklamy. Te pierwsze to oczywiście świadomy wybór - dzwoniąc wiemy, że dostaniemy wyższy rachunek - natomiastte drugie przede wszystkim zabierają nam czas, a czas to pie-niądz.Wspomnialem o świadomym wyborze. Większość ludziwłącza telewizor, by obejrzeć dziennik, teleturniej oraz film.Przeciętny widz (oczywiście taki, który nie ma kontaktu z książkami ani grami komputerowymi), rzadko wyłączaodbiornik, nawet jeśli żaden program mu nie odpowiada. Boco będzie robił? Może zmieniać kanały co minutę, ale zawszecoś leci (zakładam, że zapomnial lub nie chciało mu się pójśćdo wypożyczalni wideo). Ot - siła nałogu. Może się wówczaszdarzyć, że nieodpowiednia osoba obejrzy coś, na co normal-nie nawet by nie spojrzała, chodzi głównie o filmy w atrakcyj-ny sposób pokazujące przemoc. Natomiast gracz, wydając nagrę od stu do dwustu złotych, raczej wie, w co pakuje pienią-dze. Chyba każdy zgodzi się, że dużo łatwiej nadziać sięnieświadomie na krwawy film w telewizji niż ptzypadkowokupić taki program. Tym samym doszedlem do kolejnej infor-macji podanej w "Panoramie": 60% gier na rynku zawiera ele-menty przemocy. Jeśli liczba ta o czyms może świadczyć, towyłącznie o popycie na tego typu produkty. Przecież nie jesttak, że gracz kupuje dziesięć gier i w sześciu z nich ma rzeźnię.To nie telewizja! Programy wybiera sie według indywidual-nych gustów!Jak widać, autorzy omawianego programu chociaż skon-centrowali sie na nałogu, o przemocy nie zapomnieli. Ogro-mnie zafascynowala mnie owa liczba 60%. Kto i na jakiej podsta-wie ją wyliczył? Prowadzi to do fundamentalnego pytania - gdzie zaczyna sie przemoc? W platformówkach najpopular-niejszym sposobem usuwania (uśmiercania?) przeciwnikówprzez bohatera gry jest ksok na głowę. Wygląda to niewinnie,ale przecież uczy silowego rozwiązywania konfliktów. Takwięc, czy to już przemoc, czy jeszcze nie? Jeśli nie, to co należydodaćdo sceny "usunięcia", by była uznawana za brutalną - agonalny krzyk, dźwięk pękających kości, litry krwi wypływa-jące z "przeszkadzajki"? Podstawi się jednak wesoły krzyk, a krew przemaluje na zielono (nie takie rzeczy widywalem) ...Czy wtedy gra będzie odpowiednia dla dzieci, czy też nie maznaczenia, jakiego koloru jest płyn wypływający z "zamordo-wanego" przciwnika?Jeśli dla ewentualnych cenzorów ów, typowy dla platfor-mowek, symboliczny skok na glowę jest przemocą nawet bezdodatkowych efektów, należaloby zapytać o szachy. Mamytam figury uosabiające ludzi lub oddziału wojskowe, zwalcza-jące się w bezpardonowy sposób i to jak! Nie ma litości nawetdla własnych pionów, jeżeli to może pomóc w uzyskaniu zwy-cięstwa. Czy wobec tego należy szachy nazwać gra z elemen-tami pzremocy, a jej komputerową wersję zaliczyć do owych60%?Weźmy taką Cywilizację; w grze tej bezwzględnie mordujesię ni tylko bogu ducha winnych osadników konkurencji, ale i całe narody (ludobójstwo!). Czy to naprawdę jest mniej bru-talne od Mortal Kombat, ponieważ nie pokazuje pzy tym rze-źni? Gdyby urozmaicić Cywilizację autentycznymi, digitalizo-wanymi filmami prosto z "Wiadomości" czy "Panoramy",otrzymalibyśmy produkt dużo bardziej drastyczny, bo odwo-łujący się do rzeczywistości. Kogo zaś winić za rzeczywistość - chyba nie programistów?Na koniec chciałbym zwrocic waszą uwagę na zda-nie-formułkę, również z tego programu, charakterystycznedla wszelkich, nie tylko telewizyjnych, manipulacji, którebrzmi:"psycholodzy twierdzą, że...". Psycholodzy, podobniejak historycy, młodzież, punliczność, czy co też tam sobie wy-myslicie, nigdy nie są ze sobą calkowicie zgodni, jeśli sprawajest choć trochę kontrowersyjna. Zdanie nie mówi "wszyscy",ale to właśnie sugeruje.W mediach zawsze cytowane są opinie specjalistów prze-konanych o niebezpieczeństwie XXX (tu wstawić np. kle-szcze, satanistów, Tamagotchi, gry komputerowe). Dzieje siętak, ponieważ obowiązuje tam słynna zasada - "dobra wia-domość, to żadna wiadomość", ale to już należy do innej hi-storii.
autor: Rip Dehumanizerwersja HTML: Michał SkweresArtykuł został opublikowany w sierpniowym numerzeGamblera (8/98)
Odwiedź oficjalną strone Gamblera:
magdusek