Rozdział 4.pdf

(82 KB) Pobierz
71789261 UNPDF
Autor: Katka
Beta: Carmen Princess-Paiter
Rozdział 4
Na lunchu Amber postanowiła wykorzystać sytuacje całkowicie. Jej myśli cały
czas kręciły się wokół nieobecności Belli i wolnego miejsca przy naszym
stoliku. Super mogę usiąść koło Edwarda skoro nie ma tej szmaty. Będzie
super. Mam nadzieje, że nie zachowa się tak jak wcześniej na parkingu przy tej
lali. Podejdę do ich stolika i jak grzeczna dziewczynka spytam się czy mogę się
dosiąść. - myślała uradowana. W niedługim czasie do nasz doszła.
- Mogę się do was przysiąść?- zapytała miło.
- Nie! - warknęła Rosalie.
- Lepiej zmywaj się stąd, mała? - powiedział ze śmiechem Emmett głaszcząc
Rose po ramieniu.
- Edward? - pisnęła błagalnie.
- Zmywaj się. - powtórzyłem.
Amber odeszła zrezygnowana. Przerwa na lunch minęła nam jak zawsze na
pogawędkach tyle, że czułem się nieswój nie mając blisko siebie Belli. Byłem
przygnębiony, gdyż nie mogłem poczuć jej zapachu. Gdy przerwa dobiegała
końca wstaliśmy i udaliśmy się do wyjścia. Szedłem na końcu zaraz za Alice i
Emmettem, którzy się razem śmiali. Nagle ktoś mnie złapał za rękaw.
Odwróciłem się. To była Amber. Wyszliśmy razem i pozwoliłem się jej
odciągnąć na bok.
- O co chodzi?
- Słuchaj skoro nie mogłam z wami zjeść lunchu to może przynajmniej byś
mógł mi pomóc w matematyce po lekcjach.
- O której mam do ciebie wpaść? - spytałem znudzony.
- Może tym razem to ja wpadnę do ciebie?
- Nie ma mowy. Moja mama się nie zgodzi.
- Och, o jej zgodę się nie martw. - powiedziała z uśmiechem.- Rozmawiałam z
nią, gdy spotkałyśmy się na parkingu szkolnym. Powiedziała, że nie ma
sprawy.
- No dobra. Pojedziesz z nami zaraz po lekcjach.
- Okey, to jesteśmy umówieni! - pisnęła i podskoczyła uradowana.
Gdy lekcje się skończyły i doszedłem na parking czekała już tam na mnie
wściekła Rosalie. Emmett też był niespokojny, a jego twarz była wykrzywiona
grymasem. Jasper rozmawiał szeptem z Alice. Oboje byli zmartwieni. W
końcu do nich doszedłem.
- Czy ty jesteś nienormalny? - zapytała Alice. - Dobrze wiesz, że nie jesteśmy
gotowi na jej obecność w domu. W szkole to co innego!
- Co miałem jej powiedzieć? Esme nie miała nic przeciwko. -
zaprotestowałem.
- Grasz nie fair. - warkną Jasper. - Zdecyduj się. Amber czy Bella? Na razie
bardziej ci zależy na tej ludzkiej dziewczynie.
- Nawet tak nie mów. - warknąłem na niego.
- To prawda. Każdy z nas poza tobą widzi jak Bella cierpi. - zaoponował
Emmett.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Am była już za blisko. Wsiedliśmy wszyscy
do samochodów. Skrzywiła się niezadowolona, gdy zobaczyła, że Alice
wsiada na przednie siedzenie mojego volvo. Do domu dojechaliśmy bardzo
szybko. Przez cały ten czas Rose idealnie trzymała się na moim ogonie. Gdy
zaparkowaliśmy auta w garażu, poszliśmy wszyscy do salonu. Emmett i Jasper
zaraz zabrali się za grę w szachy na piętnastu szachownicach naraz. Rose i
Alice usiadły przed telewizorem na kanapie i zaczęły oglądać pokaz mody,
który właśnie był transmitowany na żywo. Zaprowadziłem Amber do mojego
pokoju. Gdy weszliśmy zobaczyłem, że na biurku leży kartka, której rano
jeszcze tam nie było. Rozpoznałem papeterie z biurka Belli. Rozłożyłem
kartkę i zacząłem czytać.
Edwardzie!
Mam tego wszystkiego dosyć. Nie jestem w
stanie udawać, że nic nie widzę i nie będę dłużej
tego tolerowała. Przeproś ode mnie Alice i
resztę rodziny. Jeśli bardzo jej zależy na tym
pokazie mody, na który obiecałam z nią
pojechać, to przyjadę do Paryża żeby jej
towarzyszyć. Na razie będę we Włoszech.
Powiedz jej, że skontaktuję się z nią za dwa dni.
Jak znajdę mieszkanie i pracę pojadę po
Renesmee. Pewnie nie wrócę już do Port
Renfrew. To jest już koniec naszego związku
skoro wolisz Amber zamiast mnie. Udanego
związku. Do zobaczenia w przyszłości.
Bella
Zakląłem cicho i zaraz chwyciłem Amber za łokieć, wyprowadziłem z pokoju
i wprowadziłem do salonu na dole. W między czasie wróciła już moja matka.
Siedziała nad gazetą.
- Esme mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytałem przez zęby.
- Jasne. - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Coś się stało?
- Tak. - warknąłem przez zęby.
- O co ci chodzi, Edward? - zapytała oburzona dziewczyna.
- O to, że dla mnie nic nie znaczysz szmato i tylko utrudniasz mi życie! -
krzyknąłem jej prosto w twarz - Przewróciłaś je do góry nogami i teraz jest
ono puste! A to wszystko przez ciebie! - wrzasnąłem. - Wyjdź, zanim powiem
ci więcej prawdy o tobie.
Na te słowa Esme szybko się poderwała, chwyciła ją za rękę i wyprowadziła
do garażu. Słyszałem jak wsiadają do auta i zapalają silnik. Moje rodzeństwo
patrzyło się na mnie zdziwione. Podałem Alice wiadomość, którą cały czas
trzymałem pogiętą w dłoni. Zaczęła ją uważnie czytać.
- To jakiś kawał?- spytała przerażona.- Powiedz, że to żart, że ty to napisałeś! -
błagała mnie Alice.
- Uważasz, że był bym taki wściekły dla żartu? - warknąłem. - I co teraz? Co
widzisz? - zapytałem niespokojny. Alice podała kartkę reszcie obecnej
rodzinie poczym spojrzała w przyszłość. Zobaczyłem wytrzeszczone oczy
Rosalie.
- A nie mówiłem, że ją to boli? - zapytał podirytowany Emmett, ale podał
kartkę dalej.
- Zadzwoni za dwa dni tak jak napisała. - powiedziała nagle Alice i spojrzała
na mnie. - Edward, powiem jej żeby przyjechała do Paryża, a jak będzie
chciała żebym przyjechała sama to jej to obiecam i dotrzymam danego słowa.
- No jasne, że pojedziesz sama. - wtrąciła Rose. - Skoro Edward narozrabiał to
niech teraz szuka innego sposobu na porozmawianie z nią. - warknęła.
Kiedy Jasper oddał mi papeterię do salonu wkroczył Carlisle. Nawet nie
zauważyłem, kiedy przyjechał.
- Cześć wszystkim. - powitał nas z uśmiechem. Nie doczekawszy się
odpowiedzi bardziej przypatrzył się naszym twarzom. - Co to za ponura
atmosfera? - zapytał z utkwionym wzrokiem na mnie. Alice mnie wyręczyła.
- Bella wyjechała.
- To akurat żadna nowość. Miała w końcu jechać na ten bal.
- Tyle, że ona już najprawdopodobniej nie wróci. - kontynuowała Alice. -
Zostawiła Edwardowi wiadomość, że ma dosyć i nie będzie się temu
przyglądała skoro on woli Amber. To ją rani. Jak znajdzie mieszkanie i prace
weźmie do siebie Renesmee. - dodała.
Carlisle spojrzał na mnie zarazem ze zdziwieniem jak i z pretensją. Nagle
zadzwonił jego telefon. Wyją go z kieszeni i odebrał.
- Carlisle Cullen. - powiedział do słuchawki. - Aro? - zdziwił się tak jak my
wszyscy, gdy usłyszeliśmy imię wampira z wielkiej trójki. Nasłuchiwaliśmy
rozmowy.
- Witam Carlisle. Słyszałeś może o klanie rodzeństwa Vandom?
- Słyszałem. To wasi sojusznicy. Są neutralni, ale bez problemu mogą was
wyeliminować.
- Tak. Co takiego zrobiliście, że tak zaszliście im za skórę?
- Nigdy nie spotkałem nikogo z tego klanu.
- Dziś był u mnie sam Matt Vandom i powiedział, że nie życzy sobie
obecności żadnego, z Cullenów na balu za tydzień. Zgodziłem się, bo nie
miałem innego wyjścia.
- Bella dziś wyleciała do Włoch na ten bal.
- Ale przecież nie zaprosiłem nikogo z was. Miałem to zrobić dziś, ale pojawił
się Vandom.
- Jakiś jej znajomy wampir ją zaprosił.
- A tak, wiem, pamiętam. Ale z nią nie będzie problemu, bo ona miała już
wiele nazwisk. Musze kończyć, bo właśnie wrócił Feliks. Żegnaj przyjacielu.
Do zobaczenia. - powiedział Aro i się rozłączył.
- Co ten klan do nas ma? - zapytała z urazą Rose.
- Nie wiem, ale lepiej się im nie narażać. - powiedział obojętnie Carlisle. -
Czyli, jak sam widzisz, nie możesz pojechać na ten bal żeby porozmawiać z
Bellą. - zwrócił się do mnie.
- Na razie poczekajmy, aż zadzwoni do Alice. Później będziemy myśleli jak ją
ściągnąć z powrotem. - powiedział Jasper. Nagle coś go oświeciło i wysłał mi
myśl. Czy Aro nie powiedział, że bal jest za tydzień?
Nie odpowiedziałem tylko wróciłem do swojego pokoju. Już za nią tęskniłem i
to bardzo. Nagle ogarnęła mnie obawa, że mogę już nigdy jej nie zobaczyć.
Bałem się, że znajdzie sobie kogoś innego. Kocham ją i jej brak sprawiał mi
wielki ból.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin