Gretkowska_Manuela_-_Kabaret_metafizyczny.pdf

(1468 KB) Pobierz
7296188 UNPDF
Data wydania: 1999
7296188.001.png 7296188.002.png
* A teraz... — Striptizerka wysupłała z tasiemki cekinów żylaste piersi — pokażę
państwu korzeń, a nawet ogon... zła. — Odwróciła się i zaczęła zsuwać czarne, błysz-
czące majtki.
Publiczność małej salki Kabaretu Metaizycznego znieruchomiała wpatrzona w sce-
nę. Ucichła muzyka, przygaszono światła. Perkusista przestał wybijać rytm i też za-
patrzył się w czerwony krąg światła wydobywający z ciemności sceny pupę artystki.
Spomiędzy jej pośladków wymsknął się wąski, zakończony wiechciem krótkich włosów,
ogonek. Zaczynał się wiotką chrząstką u nasady kręgosłupa i przypominał wydłużony
palec niepewnie obmacujący otaczające go krągłości. Poruszany był rytmicznymi skur-
czami pupy, aż znalazł wejście do odbytu * . Wyprężony wepchnął się w czeluść między
pośladkami. Striptizerka opadła na kolana, wsparta rękoma o zakurzoną podłogę koły-
sała biodrami. Perkusista ocknął się z zapatrzenia i gwałtownymi uderzeniami w bęben
wtórował konwulsyjnym ruchom gwałconej przez własny ogon artystki. Jęknął akor-
deon, zapaliły się światła. Na scenę wbiegł konferansjer. Przekrzykując spazmatyczne
krzyki gwałconej, zapowiedział atrakcję następnego wieczoru: — Mesdames, Messieurs,
zapraszamy na jutrzejszy spektakl. Występować będzie słynna Beba Mazeppo, kobieta
o dwóch łechtaczkach, dzięki której zobaczą państwo i usłyszą orgazm stereo!
2
* Wejście do odbytu, do labiryntu wnętrza ciała. Czym innym, jak nie miejscem ini-
cjacji, jest nagie ciało. Błądzimy po nim rękoma, szukając rozkoszy, aż traimy na wej-
ście labiryntu obiecujące wtajemniczenie w kogoś, w miłość. Labirynt katedry w Char-
tres ma zaledwie jedno wejście, na więcej nie było prawdopodobnie stać teologów śre-
dniowiecza. W plan katedry można wrysować człowieka o rozpostartych ramionach.
Ta postać ludzka jest mężczyzną. Mężczyzna ma jedno wejście do labiryntu — anus.
Kobietę, obdarzoną anusem i vaginą, symbolizuje labirynt o dwu wejściach, rzadko
kiedy rysowany na posadzkach średniowiecznych katedr. Wtajemniczeni w miste-
ria gnostyczne woleli postępować męską drogą inicjacji, zwaną drogą ognia, słonecz-
nego Apolla. Kobieca droga — droga wody, była krótsza, ale wymagała od inicjowanego
szczególnych predyspozycji; łatwości popadania w szał dionizyjski lub po prostu stany
histeryczne.
Zasznurowany zwieraczem anus jest drogą dla cnotliwych, wystrzegających się śli-
skości vaginy.
Średniowieczni alchemicy szukający złota, a więc słońca będącego we władzy
Apollina, zalecali oczyścić i wysuszyć materię brutta, od której zaczynano przemianę
alchemiczną. Oczyszczona materia bez skazy, dziewicza substancja mogła posłużyć do
inicjacyjnego dzieła alchemicznego. Średniowieczny kult dziewictwa miał swój począ-
tek w alchemicznych poszukiwaniach dziewiczej materii. Dziewica, której inicjacyjną
drogę vaginy zamykał hymen, mogła stać się przewodniczką trudnej wędrówki poprzez
labirynt anusa. Używanie do ezoterycznych inicjacji kobiet miało swoje uzasadnienie
w alchemicznej symbolice opisującej zespolenie tego, co męskie (Słońce, ogień), z tym,
co żeńskie (Księżyc, woda). A wszystko to dla uzyskania androgynicznej pełni.
Beatrycze, jedna z najsłynniejszych dziewic średniowiecza, prowadziła Dantego po
kręgach piekła, czyśćca, nieba. Wiodła go po labiryntach zaświatów. Dante podążał za
Beatrycze, patrząc na jej świetlisty anus, jaśniejący ponętnie spod powłóczystych szat
obietnicą spełnienia alchemicznych receptur androgyniczności.
3
Aluzje, symbole, szyfry zamykały inicjacyjną drogę profanom, przede wszystkim
obrońcom wiary chrześcijańskiej uznającym alchemiczne przepisy za dowody na ży-
wotność herezji * . Jeśli heretyk wszedł na ognistą drogę inicjacji, niech zagubi się w pło-
mieniach stosu, tak jak ostatni mistrz zakonu templariuszy. Obrzędy zaprzysiężenia
templariuszy polegać miały na oddaniu czci głowie Bafometa, podeptaniu krzyża i uca-
łowaniu mistrza w bratersko wypięty anus.
Czarownice całowały swego kochanka diabła pod ogon. Wieki prześladowań, tor-
tur za znalezienie pokrętnej drogi zbawienia, do której wejście wygląda, jakby zafa-
strygowano je pospiesznie w obawie przed cisnącym się zewsząd tłumem chętnych.
Potępienie, udręka, wstyd za skłonność do dziecinnie pucołowatej pupki.
4
* — Jestem heretykiem miłości, moje łzy płoną do ciebie — wyrecytował z serwetki
zakochany w Bebie Mazeppo niemiecki student III roku sorbońskiej germanistyki.
Poplamioną wierszem serwetką wytarł autentyczną łzę spływającą mu z zakochanego
oka. Beba, brzydząca się wszelkich ludzkich wydzielin, dla pewności przetarła puszkiem
waty garderobiane lustro w miejscu, gdzie spływało po nim odbicie łzy. Nie przerywając
doklejania sztucznych rzęs, wskazała studentowi pędzelkiem krzesło obok siebie.
— Niech pan siada i nie opowiada bzdur.
Student usiadł na brzegu krzesła, nie śmiać spojrzeć na dotykającą go obnażonym
ramieniem Bebę. Patrzył na jej twarz w lustrze.
— Kocham panią, jest pani jedyną kobietą, która mnie zrozumie. Jest pani niezwykła.
— Poprawność francuskiej wymowy Wolfganga zdradzała jego cudzoziemskość.
— Poeta z pana, no nie? — obsypała się różowym pudrem.
Bez pukania wszedł do garderoby długowłosy młodzieniec o greckim proilu, cią-
gnący za sobą owinięty gazetami obraz.
— O! — ucieszyła się Beba — Giugiu! — Wyciągnęła do niego na powitanie dłoń
opiętą czarną, długą rękawiczką. — Niestety muszę was opuścić. — Okryła się poma-
rańczowym boa i uśmiechnęła w drzwiach na pożegnanie.
Giugiu wyjął z szulady inkrustowanego chińskiego stolika cygaretki Beby. Podał pu-
dełko studentowi.
— Giugiu jestem — przedstawił się. — Giugiu z Sycylii.
— Wolfgang Zanzauer. — Student wziął cygaretkę i włożył do ust, rozkoszując się
ulubionym przez Bebę mentolowym zapachem. Giugiu podał mu zapalniczkę.
— Nie palę. — Wolfgang zezując spojrzał na wystającą spomiędzy zębów cygaretkę.
— Ssę.
— Aha. — Giugiu pokiwał rozumiejąco głową i zapalił papierosa. — Pewnie kochasz
się w Bebie.
— Tak. Chcę, żeby pani Beba Mazeppo została moją żoną.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin