Harrod - Eagles Cynthia - Gniazdo część 2.pdf

(1494 KB) Pobierz
13073700 UNPDF
Cynthia
Harrod-Eagles
Z angielskiego przełożyła
Anna Krasko
STUDIO 96
Polgara & Irena
13073700.001.png
Księga druga
Biała róża
Polgara & Irena
Rozdział pierwszy
1
Chłopiec urodził się pierwszego września. Na cześć opie­
kuna rodziny Eleonora dała mu na imię Ryszard. Zwróciła się
też do księcia, żeby zechciał otoczyć go szczególną opieką,
i ku jej wielkiej radości książę Yorku nadesłał serdeczną
i przychylną odpowiedź, a wraz z nią podarunek z okazji
chrzcin dziecka: bardzo piękny komplet srebrnych łyżek. Pod­
czas ceremonii księcia reprezentował jego pełnomocnik z Fo-
theringay. Był to wspaniały gest ze strony protektora, co
ogromnie Eleonorę ucieszyło. Nadanie dziecku takiego właś­
nie imienia zdało się stosowne również z innych względów.
Przecież tak samo ochrzciła swego najmłodszego synka księż­
na Cecylia. Eleonora pamiętała, że pierwszym potomkiem
książęcej pary była dziewczynka, której, podobnie jak jej wła­
snej pierworodnej, dano na imię Anna, natomiast pierwszego
syna obie rodziny poleciły świętemu Edwardowi. Imię Ry­
szard zamykało pewien ciąg wydarzeń i w tych okoliczno­
ściach wydawało się nader odpowiednie.
Boże Narodzenie owego roku było radosne i smutne zara­
zem. Smutne, gdyż po raz pierwszy obchodzono je bez Rober­
ta. Eleonora głęboko skrywała ból, nigdy o nim nie wspomina­
jąc, lecz jej bliscy doskonale wiedzieli, jak bardzo cierpi.
Izabella, która nikogo w rodzinie nie miłowała tak mocno jak
ojca, stała się jeszcze bardziej ponura. Tylko Harry i Jan nie
tracili pogody ducha. Dodatkowe źródło smutku stanowił
zgon ojca Cecylii - pan Shawe zmarł osiemnastego grudnia -
oraz mniej ważna, lecz szalenie bolesna śmierć Lepidy, którą
Polgara & Irena
7
znaleziono martwą na padoku przy domu. Jej sierść była już co
prawda biała jak śnieg, lecz choć klacz dożyła dwudziestu
ośmiu lat, Eleonora spodziewała się, że pożyje o wiele dłużej -
jej utrata była więc silnym wstrząsem.
Za to radością napawał fakt, że Cecylia, żona Edwarda, za­
szła w ciążę; potomka dynastii Morlandów spodziewano się
w lipcu tysiąc czterysta pięćdziesiątego dziewiątego roku. Cie­
szyło również doskonałe zdrowie małego Ryszarda oraz zapo­
wiedź, że w styczniu zawita do nich z krótką wizytą książę
Yorku, będący przejazdem w okolicy. Kolejną drobną, lecz
napawającą satysfakcją sprawą okazało się przychylne rozpa­
trzenie złożonej przez Roberta prośby o przyznanie rodzinie
Morlandów tarczy herbowej. Herb opisano jako „srebrzysty,
poprzecznie dzielony idący środkiem pola dwoma czarnymi
pasami, z centralnie umieszczonym na ich tle białym zającem
w biegu". Eleonora szalenie się tym ucieszyła i czym prędzej
obstalowała dla służby liberię z herbem, żałując, że nie zdąży
jej zaprezentować na przyjazd Ryszarda.
Książę Yorku wyruszył z domu po mszy w pierwszy ponie­
działek po Trzech Królach i do Morland Place przybył we wto­
rek. Przywitali się z Eleonorą ciepło, przyglądając się sobie
z zainteresowaniem; zapewne dostrzegli zmiany, które zaszły
w obojgu. Eleonora, nie patrząc bynajmniej zbyt bezstronnym
okiem, dostrzegła, że książę, choć się postarzał i ma zmęczoną
twarz, jest równie czarujący jak dawniej. Nadal uważała go za
najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu spotkała. Ry­
szard przywiózł podarunki dla całej rodziny, w tym płaszcz
dla Eleonory, karminowofioletowy, podbity futrem z czarne­
go lisa - importowanym znad dalekiego Bałtyku - dar tak
wspaniały, że na jego widok omal nie wybuchnęła płaczem.
Najmłodsze dziecko dostało puchar ze srebra.
- Jak się miewa mój chrześniak i imiennik zarazem? Nawet
go nie zobaczę?
- Ależ oczywiście,, że go zobaczysz, książę. - Eleonora ła­
two przechodziła od łez do śmiechu. - Mieliśmy kłopot z po-
8
Polgara & Irena
wstrzymaniem jego piastunki: chciała wybiec ci na spotkanie
w pół drogi do Fotheringay.
Anys podeszła do księcia z ubranym na biało niemowlę­
ciem. Ryszard spoważniał i obrzucił dziecko spojrzeniem
doświadczonego ojca.
- Udany, zdrowy chłopiec, pani. Krzepki i bystrooki -
oświadczył. - A ja się na tym znam. Naoglądałem się takich
swego czasu. Daj no mi go, nianiu. Daj, daj, nie lękaj się, pani -
naglił, widząc wahanie piastunki. - Jak dotąd żadnego jeszcze
nie upuściłem.
Dziecko chętnie poszło do niego na ręce i już niebawem
gruchało wesoło i machało piąstkami. W pewnej chwili trafiło
księcia w podbródek. Książę udał, że cios był bardzo bolesny,
i oddał chłopca niani.
- Widzę, że już teraz chce się ze mną zmierzyć - rzekł żałoś­
nie, rozcierając podbródek. - Boję się myśleć, co będzie, kiedy
dorośnie. Zmieni się pewnie w takiego samego olbrzyma jak
mój Edward. Masz pojęcie, Eleonoro, że chłopak ledwie co
skończył siedemnaście lat, a ma już ponad sześć stóp wzrostu?
I sądzę, że na tym nie koniec.
Pogodnie rozmawiając, weszli do wielkiej sali, gdzie czekała
już uczta i rozrywki.
- Jak się miewa moja pani, a twoja żona, książę, oraz wasze
dzieci? - spytała grzecznie Eleonora.
- Dzięki Bogu, dobrze, choć obawiam się, że moja nie­
obecność odbija się na najmłodszych. Mimo wysiłków i sta­
rań Cecylii, Jerzy i Małgorzata są rozbrykani jak dzikie
zwierzątka, przyznaję jednak, że mały Ryszard jest dziec­
kiem posłusznym i pilnym. - Westchnął, lecz jego oczy
skrzyły się wesołością. - Podobny do mnie, biedactwo. Po­
zostałe jaśnieją złotawą urodą ich matki, tymczasem mały
Ryszard jest ciemny i poważny jak ja.
- Muszę wyrazić wdzięczność twojej pani, książę, za serce,
jakie okazała mi w chorobie męża. Przysłała lekarstwo i ser­
deczny list - powiedziała Eleonora.
Polgara & Irena
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin