Hohl Joan - Ten najlepszy.pdf

(638 KB) Pobierz
Window on Tomorrow
240847066.166.png
JOAN HOHL
TEN NAJLEPSZY
Tytuł oryginału Window on Tomorrow
240847066.177.png 240847066.188.png 240847066.199.png 240847066.001.png 240847066.012.png 240847066.023.png 240847066.034.png 240847066.045.png 240847066.056.png 240847066.067.png 240847066.078.png 240847066.089.png 240847066.100.png 240847066.111.png 240847066.122.png 240847066.128.png 240847066.129.png 240847066.130.png 240847066.131.png 240847066.132.png 240847066.133.png 240847066.134.png 240847066.135.png 240847066.136.png 240847066.137.png 240847066.138.png 240847066.139.png 240847066.140.png 240847066.141.png 240847066.142.png 240847066.143.png 240847066.144.png 240847066.145.png 240847066.146.png 240847066.147.png 240847066.148.png 240847066.149.png 240847066.150.png 240847066.151.png 240847066.152.png 240847066.153.png 240847066.154.png 240847066.155.png 240847066.156.png 240847066.157.png 240847066.158.png 240847066.159.png 240847066.160.png 240847066.161.png 240847066.162.png 240847066.163.png 240847066.164.png 240847066.165.png 240847066.167.png 240847066.168.png 240847066.169.png 240847066.170.png 240847066.171.png 240847066.172.png 240847066.173.png 240847066.174.png 240847066.175.png 240847066.176.png 240847066.178.png 240847066.179.png 240847066.180.png 240847066.181.png 240847066.182.png 240847066.183.png 240847066.184.png 240847066.185.png 240847066.186.png 240847066.187.png 240847066.189.png 240847066.190.png 240847066.191.png 240847066.192.png 240847066.193.png 240847066.194.png 240847066.195.png 240847066.196.png 240847066.197.png 240847066.198.png 240847066.200.png 240847066.201.png 240847066.202.png 240847066.203.png 240847066.204.png 240847066.205.png 240847066.206.png 240847066.207.png 240847066.208.png 240847066.209.png 240847066.002.png 240847066.003.png 240847066.004.png 240847066.005.png 240847066.006.png 240847066.007.png 240847066.008.png 240847066.009.png 240847066.010.png 240847066.011.png 240847066.013.png 240847066.014.png 240847066.015.png 240847066.016.png 240847066.017.png 240847066.018.png 240847066.019.png 240847066.020.png 240847066.021.png 240847066.022.png 240847066.024.png 240847066.025.png 240847066.026.png 240847066.027.png 240847066.028.png 240847066.029.png 240847066.030.png 240847066.031.png 240847066.032.png 240847066.033.png 240847066.035.png 240847066.036.png 240847066.037.png 240847066.038.png 240847066.039.png 240847066.040.png 240847066.041.png 240847066.042.png 240847066.043.png 240847066.044.png 240847066.046.png 240847066.047.png 240847066.048.png 240847066.049.png 240847066.050.png 240847066.051.png 240847066.052.png 240847066.053.png 240847066.054.png 240847066.055.png 240847066.057.png 240847066.058.png 240847066.059.png 240847066.060.png 240847066.061.png 240847066.062.png 240847066.063.png 240847066.064.png 240847066.065.png 240847066.066.png 240847066.068.png 240847066.069.png 240847066.070.png 240847066.071.png 240847066.072.png 240847066.073.png 240847066.074.png 240847066.075.png 240847066.076.png 240847066.077.png 240847066.079.png 240847066.080.png 240847066.081.png 240847066.082.png 240847066.083.png 240847066.084.png 240847066.085.png 240847066.086.png 240847066.087.png 240847066.088.png 240847066.090.png 240847066.091.png 240847066.092.png 240847066.093.png 240847066.094.png 240847066.095.png 240847066.096.png 240847066.097.png 240847066.098.png 240847066.099.png 240847066.101.png 240847066.102.png 240847066.103.png 240847066.104.png 240847066.105.png 240847066.106.png 240847066.107.png 240847066.108.png 240847066.109.png 240847066.110.png 240847066.112.png 240847066.113.png 240847066.114.png 240847066.115.png 240847066.116.png 240847066.117.png 240847066.118.png 240847066.119.png 240847066.120.png 240847066.121.png 240847066.123.png 240847066.124.png 240847066.125.png 240847066.126.png 240847066.127.png
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Był najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała.
Andrea Trask nie spotkała go nigdy przedtem. A jednak znała go!
Całkowicie oszołomiona wpatrywała się w niego przez szybę szerokiego
okna kawiarni, do której się zbliżał.
Wyjątkowo wysoki i pociągająco smukły, miał piękne, szerokie ramiona,
które jednak nie wyglądały jak góra mięśni. Masywne, męskie dłonie
kontrastowały nieco ze szczupłością sylwetki, szczególnie zaś bioder i nóg
— długich i proporcjonalnych. Poruszał się z wdziękiem, harmonijnie i
płynnie, lecz zarazem zdecydowanie. Ale przede wszystkim przykuwała
uwagę jego twarz o klasycznych, perfekcyjnie ułożonych rysach, dla której
wspaniałą oprawę stanowiły włosy — czarne, o niebieskawym połysku,
faliste i swobodne, jakby uczesane przez wiatr, a także skóra — opalona na
brąz — delikatnie lśniąca w promieniach jesiennego słońca.
Tak, to naprawdę był on!
Zatrzymał się i przez chwilę rozmawiał z mężczyzną, który właśnie
wyszedł z kawiarni. Andrea zaobserwowała, że dzięki urodzie zwracał na
siebie uwagę, przyciągał spojrzenia niemalże każdej osoby znajdującej się w
jego otoczeniu. Ona sama nie odrywała oczu od tego, prawie nierealnego w
jej odczuciu, mężczyzny. Kiedy mówił, śledziła ruchy jego wspaniale
wymodelowanych warg. Westchnęła odruchowo, gdy w przelotnym
uśmiechu odsłonił swoje równe, nieskazitelnie białe zęby. Rozpoznała ten
uśmiech i — jakby odpowiadając nań — uśmiechnęła się także. Z tej
odległości nie mogła dokładnie widzieć jego oczu, ale była pewna, że są cie-
mnobłękitne i głębokie niczym górskie jezioro. Czuła wręcz niesamowitą
więź z tym człowiekiem.
„Jak to możliwe? To wprost niepojęte, bym tak nagle spotkała chodzące,
żywe wcielenie ideału, który odwiedza mnie w snach od roku!"— pomyślała.
— Niezły, co?
Andrea z wyraźnym ociąganiem — nie była w stanie rozmawiać —
przeniosła wzrok na młodą blondynkę, która siedziała naprzeciwko niej przy
stoliku.
— Niezły? — powtórzyła, z powrotem wlepiając oczy w mężczyznę za
oknem. — Ocenianie tego mężczyzny jako „niezłego" jest równoznaczne z
zaklasyfikowaniem Pacyfiku jako sporego stawu! — Ściszony głos Andrei
oddawał jej podziw.
2
— Tak. — Blondynka skinęła głową twierdząco. — v Jego wygląd działa
obezwładniająco. — Westchnęła dramatycznie. — Nie wiem, czy
kiedykolwiek uda nam się skoncentrować na wykładach, które będzie z nami
prowadził.
Ta uwaga wzbudziła zainteresowanie Andrei. Choć niechętnie, przeniosła
zaintrygowane spojrzenie na blondynkę, z którą zaprzyjaźniła się wkrótce po
przybyciu do Kalifornii.
— Wykładach? Melly, nie rozumiem, o czym mówisz. Jakie wykłady?
Duże, brązowe oczy Melindy Franklin stały się ze zdziwienia jeszcze
większe.
— Czy nie widziałaś jego zdjęcia w broszurce wydanej przez college?
Kiedy Andrea potrząsnęła przecząco głową, Melinda wyjaśniła:
— Tym doskonałym wcieleniem marzeń każdej kobiety jest nikt inny, jak
Paul Hellka, profesor nauk o ziemi, na uniwersytecie Parker.
Andrea gapiła się na przyjaciółkę, zaintrygowana zarówno informacją,
którą ta przekazała, jak i sformułowaniami, których użyła. „Marzenie" — to
właściwe określenie na to, czym mężczyzna ów byt dla Andrei. „Marzenie,
wytwór wyobraźni, kochanek ze snów" Przynajmniej tak do tej pory o nim
myślała.
Widząc go jako człowieka z krwi i kości, Andrea doznała dziwnego
uczucia. Była zupełnie zdezorientowana. „To zbyt nierzeczywiste —
zapewniła samą siebie, walcząc z zakradającym się do jej wnętrza uczuciem
paniki. — To nie jest prawda — myślała. — To nie może być prawda. Ten
mężczyzna jest tylko podobny do mojego kochanka ze snów. Tak, na
pewno". Puls Andrei stawał się coraz bardziej przyspieszony, czoło
dziewczyny zwilgotniało, poczuła, że zaschło jej w gardle.
— Profesor Hellka? — zapytała łamiącym się głosem. Melinda roześmiała
się:
— Nie wygląda na profesora, prawda?
Nie ufając swojemu głosowi, Andrea znowu potrząsnęła głową. Tylko ona
wiedziała, że gestem tym próbuje oddalić niedorzeczność tej sytuacji.
Wmówiwszy sobie, że wystarczy, aby spojrzała na niego znowu, aby napra-
wdę mu się przyjrzała, a ulży swojemu zszokowanemu umysłowi, Andrea
zacisnęła zęby i powoli przesunęła spojrzenie w stronę okna.
Nie ujrzała już go tam. Chodnik przed kawiarnią był pusty.
„Czyżby mi się wydawało?" — spytała się w duchu. Ale nie
odpowiedziała od razu. Czyż Melly nie powiedziała jej, kim on jest? Melly!
Andrea odwróciła się szybko, aby spojrzeć na przyjaciółkę.
— Dobrze się czujesz? — Melly patrzyła na nią zatroskana. — Zrobiłaś
się prawie zielona.
— Tak! Ale... um, ja... — Andrea przetrząsnęła swój ogłupiały umysł,
poszukując usprawiedliwienia. — Muszę iść! — wymamrotała, chwytając
swoją płócienną torbę. — Bardzo mi przykro, że muszę cię opuścić, Melly,
ale właśnie przypomniałam sobie, że jestem umówiona.
— Przecież nawet nie spróbowałaś lunchu! — zaprotestowała Melly,
wskazując nietkniętą sałatkę Andrei.
Andrea wyciągnęła parę banknotów i wyślizgnęła się zza stolika.
— Właściwie nie jestem głodna — powiedziała, zarzucając na ramię długi
pasek od torby. — Muszę iść. Zadzwonię do ciebie.
Wystartowała jak mała rakieta i przemknęła wzdłuż stolików. Tuż przy
drzwiach stanął nagle jak wryta.
Paul Hellka siedział tam, opierając się o przegrodę pierwszej kabiny.
Cierpliwie czekał, aż zostanie obsłużony. Widząc go z odległości zaledwie
kilku stóp, Andrea nie mogła dłużej unikać prawdy. Miała przed sobą wierne
odbicie mężczyzny ze swoich snów. Drżąc balansowała na krawędzi decyzji.
Czy powinna wycofać się w kierunku stosunkowo bezpiecznej kabiny, w
której zostawiła Melly, czy uciec, przechodząc koło niego?
W momencie gdy Andrea wahała się przed podjęciem decyzji, mężczyzna
spojrzał wprost na nią. Musiała mocno zewrzeć usta, aby stłumić cichy jęk
przerażenia. Jego oczy były ciemnoniebieskie i roziskrzone spostrze-
gawczym, rozumnym spojrzeniem.
— Cześć — powiedział.
Dźwięk jego głosu podziałał na nią jak silne uderzenie. Brzmiał dokładnie
jak we śnie, który znała tak dobrze. Zachwiawszy się pod wpływem silnych
emocji, Andrea wymamrotała niewyraźnie pozdrowienie i czym prędzej
minęła go. Przecisnęła się przez, ciężkie drzwi i pobiegła do samochodu
swojej ciotki, który zaparkowała przy trzypasmowej ulicy. '
Dwadzieścia minut później Andrea zatrzymała po-wgniatany, niewielki
samochód na podjeździe przed willą swojej ciotki — Celii. Nie pamiętała
jazdy wzdłuż wybrzeża do domu ulokowanego na wysokim, wznoszącym się
nad Pacyfikiem klifie, kilka mil od Carmel. Wciąż ściskając kierownicę,
patrzyła bezmyślnie na dom, który z ulicy był ledwo widoczny.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin